Zza smogu lepiej widać

Paradoks fizyki: chociaż smog ogranicza widoczność, to łatwiej dzięki niemu dostrzec serwilizm ministra zdrowia, a także nieskończony cynizm ministra ochrony środowiska.

Przypomnijmy – pokrótce, bo napisano o tym już wszystko – smog szkodzi. Bardzo. Tym z Państwa, którym umknęły szczegóły problemu, pozwolę sobie polecić świetną analizę (z 2014 r.) autorstwa dr. Jakuba Jędraka i prof. Ewy Kondurackiej. Znakomicie korespondują z nią całkiem niedawne teksty redaktor Joanny Gierak-Onoszko i prof. Jana Woleńskiego.

Kiedy problem szczególnego natężenia smogu zaczynał być powszechnie zauważany, minister zdrowia potraktował z protekcjonalną beztroską wszystkich przejętych smogowym alarmem.

Komentatorzy skupili się potem na rozważaniach, czy minister miał czy nie miał racji, gdy bagatelizował zagrożenie.

Umknęła w tym wszystkim kwestia równie ważna. Jest nią sposób myślenia ministra zdrowia, a zwłaszcza jego odpowiedzialność za chorych, do której powinien się poczuwać i jako minister, i jako lekarz praktyk.

Punkt wyjścia tych rozważań uważam za niedyskutowalny: nie wierzę, że dr Konstanty Radziwiłł nie ma świadomości, jak groźne jest zanieczyszczenie powietrza. Dlaczego zatem uciekł się do kompromitujących paradowcipów o paleniu papierosów? Otóż, jak się wydaje, z tego samego powodu, z którego strzelił jedną z poprzednich gaf, mówiąc, że lepszy lekarz przemęczony niż żaden.

Mechanizm jest wspólny, powtarzalny, a przy tym niezwykle prosty. Na jego początku zawsze jest realny kłopot. Brak lekarzy, brak pielęgniarek, zanieczyszczenie powietrza… Możemy spodziewać się następnych. Wspólnym mianownikiem tych zjawisk jest rozmycie się ich efektów w czasie, prawdopodobne katastrofalne następstwa w nieokreślonej przyszłości oraz polityczna nieopłacalność rozwiązania problemu. Przez polityczną nieopłacalność rozumiem marną relację korzyści wizerunkowej (bo tylko taka liczy się dla władzy) do wysiłku i kosztów, koniecznych do skutecznego odwrócenia groźnego, postępującego zjawiska. Zatem jeżeli rozwiązanie problemu jest dla Człowieka Wolności nieopłacalne, to tego problemu nie ma. Jeżeli zaś problemu nie ma, to całe dobro ludzi chorych oraz tych, którzy najprawdopodobniej zachorują w następstwie wzrostu zanieczyszczenia powietrza, staje się kwestią zaniedbywaną. Byle prezes był zadowolony. Bo jak prezes będzie zadowolony, to minister też będzie zadowolony. Zaś o skutkach niezadowolenia prezesa strach myśleć przed nocą.

Jest jeszcze jeden element. Gdyby minister zdrowia potwierdził oficjalnie, że smog bardzo szkodzi, naraziłby się na pytanie, czy masowa wycinka drzew nie przyczynia się do pogorszenia sytuacji. Dla ułatwienia podaję, że w internecie można znaleźć oficjalne publikacje akademickie, w których mowa, że drzewa przeciwdziałają zanieczyszczeniu powietrza. No, ale gdyby dr Radziwiłł odpowiedział twierdząco, że wycinka drzew szkodzi jakości powietrza, to wystawiłby na strzał swojego kolegę z rządu, ministra Szyszkę. Minister ochrony środowiska specyficznie pojmuje swoją rolę. Tak bardzo, że – jeżeli wierzyć relacjom – na początku swego urzędowania wystąpił publicznie ze znaczkiem firmy zajmującej się handlem drewnem, w klapie swojej marynarki. To tak jakby minister zdrowia reklamował dużą sieć zakładów pogrzebowych. Nie wiem, czy relacja jest prawdziwa, ale nie zdziwiłbym się, gdyby była.

Obserwujemy przedziwną grę w rozważania, czy motorem działań ministra Szyszki jest lobbing, a jeśli tak, to czyj. I mnóstwo prominentnych osób udaje, że nie wie. No to w końcu czyj lobbing? „Nic nie słychać – strasznie ciemno” – brzmiała odpowiedź na tego rodzaju pytanie w jednym z kabaretów jesienią 1981 roku…

Wystawienie ministra Szyszki na strzał nie spodobałoby się Człowiekowi Wolności. Co mogłoby być bolesne dla ministra zdrowia, a on najwyraźniej takiego bólu usiłuje unikać. Bo jak prezes będzie zadowolony… etc.

Rząd udaje, że problemu zanieczyszczenia powietrza nie ma, że to tylko fanaberia ekologicznego gorszego sortu. A nawet jeżeli jest, to mamy do czynienia z kłopotem, a nie zagrożeniem zdrowia wielkiej części naszego społeczeństwa, mogącym prowadzić do inwalidztwa i przedwczesnych zgonów. Żeby uprawdopodobnić swój przekaz, przyjmuje kuriozalne normy jakościowe powietrza. Osoby sterujące reaktorem w Czarnobylu wyłączyły systemy alarmowe podczas jego awarii – żeby nie niepokoić władz politycznych. Oczywiście, wszelkie ewentualne analogie są przypadkowe. Być może.