Zupa Pana Ministra

Pan Minister Zdrowia wprawdzie walczy jak lew o równość pacjentów, ale w swym szlachetnym zapale sam podzielił ich na kategorie – w dodatku jest to podział wyjątkowo kosztowny.

Historyjka jest krótka i prosta. Opisała ją w „Rzeczpospolitej” z 22 kwietnia 2014 Pani Redaktor Katarzyna Nowosielska (linku do źródła nie podaję, bo korzystałem z wersji tradycyjnej). Otóż pacjenci, którym NFZ rozpatrzył odmownie wnioski o zwrot kosztów za leczenie za granicą, zaczynają dochodzić swoich praw na drodze sądowej – i mamy już pierwszą wygraną. Skala poszczególnych, opisanych roszczeń nie jest wysoka: 3–5 tys. zł. Wykonane za granicą procedury lecznicze nie były w opisanych przypadkach żadnymi zdrowotnymi fanaberiami, lecz ewidentnymi następstwami niewydolności polskiego systemu opieki zdrowotnej: zbyt długich kolejek do zabiegów operacyjnych lub ograniczonego dostępu do niezbędnych leków. W sprawie wygranej przez pacjenta chodziło o wykonaną w Czechach operację zaćmy. Przypomnę dla porządku, że według ostatnich danych Watch Heath Care kolejka do tego zabiegu wynosi w Polsce 26 miesięcy, przy europejskim standardzie wynoszącym 6 miesięcy.

Mamy zatem pierwszą wygraną. Nie będzie ona zapewne ostatnia, bo od października 2013 obowiązuje europejska dyrektywa o transgranicznym leczeniu i obywatele polscy mają prawo do leczenia za granicą, a następnie – zwrotu jego kosztów (jest to oczywiście ujęcie uproszczone, ale nie nieprawdziwe). Pan Minister powtarza wprawdzie przy każdej okazji, że dopóki polski rząd nie wprowadził oficjalnie tej dyrektywy, to naszych obywateli ona nie obowiązuje. Nie jest to jednak prawdą, bo w państwach członkowskich UE prawo unijne ma pierwszeństwo przed krajowym. Można by oczywiście posądzać Pana Ministra o głęboką niekompetencję, ale prawda jest prawdopodobnie smutniejsza. Jak stwierdził cytowany we wspomnianym artykule Pan Tomasz Szelągowski z Federacji Pacjentów Polskich: rząd prowadzi kampanię mającą zniechęcić obywateli do korzystania z leczenia za granicą. Od siebie dodam tylko, że niedobrze, iż u jej podstaw leży głoszenie ewidentnej, łatwej do weryfikacji nieprawdy.

Problem polega na tym, że część pacjentów potrafi rzeczywisty stan prawny poznać, wydać pieniądze na leczenie za granicą, znaleźć czas na przygotowanie wniosku o zwrot do NFZ, a po odmowie refundacji – zainwestować w proces sądowy, który najprawdopodobniej zostanie wygrany. W ten sposób najlepiej wykształceni i najzamożniejsi pacjenci ominą kolejki, a budżet NFZ i tak za to zapłaci, i to zazwyczaj więcej niż za podobne procedury wykonywane w Polsce. Poniesione w ten sposób koszty z pewnością spowodują zmniejszenie liczby zakontraktowanych przez NFZ procedur, a zatem – wydłużą kolejki dla tych, którzy pokornie w nich czekają, bo nie mają innej możliwości.

Tymczasem wszystkie propozycje współpłacenia za zabiegi przez pacjentów, których na to stać, zostały storpedowane przez rząd pod hasłem konieczności zapewnienia równego dostępu do opieki zdrowotnej. Warto zatem uświadomić sobie, że tego typu rozwiązania zmniejszałyby wydatki NFZ. Zwiększałyby też wydajność zabiegową placówek ochrony zdrowia, które często, pod koniec okresów rozliczeniowych z NFZ, stoją bezczynnie wobec wyczerpania limitów. Czyli – pieniędzy NFZ wydawałby mniej, a kolejki de facto by się zmniejszały. Idea zwyciężyła jednak nad pożytecznym w tym przypadku pragmatyzmem.

H. L. Mencken stwierdził: „Idealista to ktoś, kto czuje, że róża pachnie piękniej niż kapusta, myśli więc, że będzie z niej lepsza zupa”. (Tłum. Jadwiga Rutkowska). W kwestii zapewnienia obywatelom Rzeczypospolitej jak najlepszego dostępu do opieki zdrowotnej zupa naszemu rządowi wyszła wyjątkowo paskudna.