Szanuj pielęgniarki, głupcze! Podsumowanie wątku.

Jeżeli nie damy polskim pielęgniarkom poczucia prestiżu zawodowego i możliwości rozwoju, to będzie to jedno z najbardziej kosztownych zaniechań w historii Rzeczypospolitej.

Poprzedni wpis spotkał się z Państwa zainteresowaniem, którego skala (mierzona liczbą wizyt) była rekordowa w historii tego bloga. Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze.

Kluczem do rozwiązania problemu polskiego pielęgniarstwa wydaje się kwestia szeroko rozumianego prestiżu zawodowego, a także – możliwości zawodowego rozwoju. Jedno i drugie – w przeciwieństwie do krajów UE – właściwie w tej profesji nie istnieje. Wspominali o tym Państwo: mm, Pielęgniarka, Monika Kuliga, pielęgniarka za granicą, oraz zalek.

Oczywiście, najbardziej akcentowaną w prawie wszystkich komentarzach bolączką były absurdalnie niskie zarobki. Z pewnego punktu widzenia można jednak przyjąć, że i one są elementem skandalicznie niskiej pozycji zawodu pielęgniarskiego. Żyjemy bowiem w takich czasach, że dochody w danym zawodzie zależą nie od wymaganych umiejętności, ani korzyści, będących efektem wykonywanej pracy, ale od umownie przyjętej pozycji zawodowej. Gdyby było inaczej, doświadczona pielęgniarka zarabiała by więcej, niż młody wilczek od Marketingu Czegokolwiek. W naszej rzeczywistości pielęgniarka to ktoś, z kim niekoniecznie trzeba się liczyć, bo i tak musi swoje zrobić, niezależnie od wynagrodzenia, oraz warunków pracy. Ponieważ nie ma innego wyjścia. Pielęgniarki nie maja wpływowego związku zawodowego. Nie zrobią zadymy na pół Warszawy. Jeżeli zastrajkują – zaszantażuje się ich brakiem etyki (obrzydliwą role w takich przypadkach odgrywają i politycy, i wielu dziennikarzy). Jeżeli odejdą z pracy – będą mogły wybierać głównie pomiędzy emigracją i bezrobociem.

Prestiż zawodowy pielęgniarek, a najprawdopodobniej również ich sytuacja materialna, mogłyby zmienić się na korzyść. Warunek, żeby było to możliwe jest prosty: za kolejnymi osiąganymi w tym zawodzie stopniami zawodowymi musi iść proporcjonalnie coraz większa realna samodzielność zawodowa. Najlepiej wykształcone i najbardziej doświadczone pielęgniarki i położne mogłyby przejąć część uprawnień dostępnych dzisiaj tylko lekarzom. Stworzyłoby to młodym kandydatkom i adeptkom zawodu perspektywę autentycznego rozwoju zawodowego. Nie wymyślam tu niczego nowego – wzorce w krajach Unii Europejskiej istnieją od dawna. Niepowikłane ciąże prowadzą w Wielkiej Brytanii położne i jakoś nie słychać o epidemii okołociążowych, lub okołoporodowych dramatów w tym kraju. O kontrolowaniu przez pielęgniarki stanu osób przewlekle chorych pisałem już poprzednio.

Zwiększenie autonomii zawodowej pielęgniarek musiałoby prowadzić do poprawy ich zarobków. Dzisiaj lekarz, jeżeli nie odpowiadają mu warunki pracy, składa grzecznie wymówienie i idzie na swoje. Jak w prawie każdym innym innym zawodzie. Pielęgniarka tak zrobić nie może, bo sama jest zawodowo prawie ubezwłasnowolniona. Ma to znaczenie zwłaszcza w warunkach opieki ambulatoryjnej, czyli tam, gdzie niedobory opieki lekarskiej, oraz pielęgniarskiej są najbardziej zauważalne. Gdyby nasza doświadczona i wyedukowana pielęgniarka wiedziała, że w każdej chwili może otworzyć prywatną praktykę, po czym zawrzeć kontrakt z dowolną instytucją opieki zdrowotnej (gabinetem, przychodnią, etc.) na współpracę w zakresie opieki ambulatoryjnej nad osobami przewlekle chorymi, jej pozycja negocjacyjna byłaby zupełnie inna. Mam nadzieję, że zmiana pozycji negocjacyjnej wymusiłaby wreszcie stworzenie realnych uregulowań dla systemu pracy pielęgniarek . Obecnie bowiem to dyrektorzy szpitali decydują suwerennie, ile pielęgniarek powinno przypadać na ilu pacjentów, co prowadzi do niebezpiecznego cięcia liczebności obsad – zwłaszcza dyżurowych.

Wyraźna poprawa statusu zawodowego pielęgniarek, ze wszystkimi tego konsekwencjami, mogłaby potencjalnie przynieść istotne pozytywne następstwa. Nie będzie szaleństwem stwierdzenie, że odpływ z zawodu, a także emigracja zawodowa mogłyby z czasem ulec zmniejszeniu. Również z czasem powinna wzrosnąć takiej sytuacji liczba chętnych do zawodu.

Zachowanie obecnego status quo oznacza natomiast, że polskie pielęgniarki podzielą los amerykańskich bizonów – znikną na skutek bezmyślności decydentów. Ponieważ natura nie znosi próżni trzeba będzie pielęgniarki importować. Z punktu widzenia ekonomicznego i społecznego może to być kosztowne rozwiązanie.

Nietrudno wskazać winnych istniejącej obecnie sytuacji. Pierwsza grupa, to niewątpliwie politycy. Od lat, podczas kampanii wyborczych, mają gęby pełne frazesów na temat naprawy systemu opieki zdrowotnej. Po wyborach konsekwentnie udają , że nie ma sprawy. W razie problemów oscylują pomiędzy moralnym szantażem (jeżeli są w danym momencie przy władzy), a instrumentalnym rozgrywaniem protestu dla swoich potrzeb (gdy są w opozycji). Szczególnie obrzydliwie zachowują się zazwyczaj ministrowie i wiceministrowie zdrowia. Ci obecni i ci ex. A na szczeblu lokalnym? Polecam komentarz o relacjach pomiędzy Izbą Pielęgniarską, a lokalną władzą, którego autorką jest Pani Anna.

Druga grupa winowajców – o czym piszę z przykrością – to organizacje lekarskie. Nie stanowią żadnego realnego wsparcia dla środowiska pielęgniarskiego. Być może część Kolegów nie zdaje sobie sprawy, że wzajemne zależności zawodowe lekarzy i pielęgniarek można określić biologicznie mianem mutualizmu, czyli – zależności koniecznej dla istnienia obydwu stron. Narastający kryzys w pielęgniarstwie oznacza zatem nieuchronne kłopoty dla lekarzy. Część z nas wydaje się ponadto nie rozumieć, że jeżeli przekażą część swoich uprawnień zawodowych pielęgniarkom, to nie ucierpią na tym, ani prestiżowo, ani finansowo. Bo pacjentów naprawdę starczy dla wszystkich.

Trzecia grupa, to tabloidowi dziennikarze. Nie mam tu na myśli miejsca pracy, ale sposób myślenia. To smutne, ale ogromna większość autorów publikujących na temat problemów opieki zdrowotnej szuka newsów, a nie rzetelnej informacji, a tym bardziej – analizy. Ma być – że zacytuję Doktora Boya – „dużo, byle jak i prędko”, co przyczynia się do społecznego niezrozumienia skali problemu. Dlatego ludzie bardziej boja się prywatyzacji szpitali, niż tego, że za niewiele lat być może będą musieli wynajmować w szpitalu pielęgniarkę na własny koszt, lub być pielęgnowani przez rodzinę, bo pielęgniarek może nie być za żadne pieniądze. Garstka dziennikarzy, którzy niezmiennie zachowują nienaganną znajomość zagadnienia (nisko chylę czoła!) nie jest w stanie zrównoważyć skutków bezmyślności rodem z telenowel.

Do kogo zatem adresowane jest tytułowe wezwanie? Jak widać, potencjalnych adresatów może być wielu.

P.S.

Pani Pielęgniarka: zwyczajowe zwroty „doktorze” i „siostro” mają podłoże historyczne. Po prostu – kiedyś ukończenie studiów medycznych wiązało się z uzyskaniem tytułu doktora. W niektórych krajach tak jest nadal. U nas zwrot utrzymał się siłą tradycji i mówi się raczej „doktorze”, a nie „lekarzu”. Z kolei zwrot „siostro” pochodzi z czasów, gdy pielęgniarkami były głównie zakonnice. Nie ma w nim zatem niczego z zamierzenia negatywnego, jednak rozumiem, że w dzisiejszych czasach bardziej naturalna jest forma „Pani”.

Pani ewa: przysięgam, ze nie mam żadnego ukrytego celu.

Panie: pielęgniarka (stara), ???, pielęgniarka – z analizy danych trzech kolejnych wpisów, których są Panie autorkami wynika, że wszystkie Panie są jedną Panią. Bardzo proszę o niestosowanie takich praktyk, bo będę musiał zakwalifikować je jako trolling. Bardzo proszę wybrać sobie jeden nick.