Szczepienia na covid-19: przemilczanie wątpliwości wabi upiory

Półprawdy i niedomówienia wspierają antyszczepionkowców. Na różne sposoby. „Sprzysiężenie ośmiorga” straszy, że szczepionka zmieni nasz genom. Mateuszek Mitoman beszta UE, że procedury dopuszczenia jej do użytku trwają zbyt długo. Szwajcaria podejmuje zaskakujące, na pozór, decyzje, których nikt nie komentuje ani nie wyjaśnia. Nawet uznani, utytułowani eksperci wspierają szczepionkosceptyków twierdzeniami, że jest świetnie i nie ma co do tego wątpliwości. Zanim przejdziemy do szczegółów, warto przyjrzeć się kontekstowi szczepionkowej bitwy.

Dlaczego się spieszymy? To podstawowa kwestia dla zrozumienia problemu.

Zwykli ludzie – bo mają problemy ekonomiczne i nie mniej ważne emocjonalne (kolega psychiatra powiedział mi ostatnio, że ma teraz mniej więcej dwa razy tyle roboty co przed epidemią), z czego z kolei wynikają problemy w relacjach z otoczeniem.

Pracodawcy – bo próbują przetrwać i nawet duzi gracze wydają się niepozbawieni obaw.

Politycy – bo chcą poradzić sobie z epidemią, zanim zmiecie ich fala rosnącej frustracji społeczeństw. W dodatku część z nich najwyraźniej nie rozumie istoty problemu albo nie ma pomysłu na rozwiązanie. Albo jedno i drugie – i wtedy pozostaje im już tylko wierzyć, że uratuje ich Korpotrójca: PR, Excel i Power Point.

Firmy farmaceutyczne – bo usiadły do najdroższego chyba w historii naszej cywilizacji pokera: można mnóstwo wygrać, ale i mnóstwo stracić, jeżeli sprawy się nie ułożą. Cel gry jest powszechnie znany: jak najszybciej uzyskać dopuszczenie szczepionki do obrotu, a następnie sprzedać jak największą liczbę dawek w pierwszym okresie. Tort do podziału jest szacowany na 16 mld dawek, bo przyjmuje się z dużym prawdopodobieństwem, że do uzyskania zadowalającego efektu konieczne będzie dwukrotne szczepienie. Kto będzie biznesowo najskuteczniejszy – wygra. No, może pierwsza piątka nie będzie miała powodów do narzekań. Dla reszty pozostaną resztkowe (w odniesieniu do zwycięzców) zyski lub wręcz straty. Tymczasem do gry usiadło (podaję za Medscape.com, profesjonalnym portalem, uważanym za wiarygodne źródło): 180 (!) firm próbujących opracować i wyprodukować własną szczepionkę. Warto zwrócić uwagę, że są wśród nich uznani weterani, ale i tacy, którzy nigdy nie zgłosili żadnej szczepionki kwalifikującej się do powszechnego zastosowania.

A teraz największy smaczek: niektórzy już wyprodukowali znaczną liczbę dawek, mimo że ich preparaty nie zyskały jeszcze akceptacji. Wszystko po to, żeby po otrzymaniu zgody na dystrybucję móc natychmiast ruszyć ze sprzedażą. Dlatego właśnie piszę o pokerze, a nie o wyścigu. Przecież poniesiono istotne koszty na produkcję szczepionki, która wcale nie musi zostać zatwierdzona albo może zostać nagle zakazana z powodu jakichś efektów niepożądanych, które ujawnią się z opóźnieniem. Przecież tak bywa w medycynie. Czyli podjęto wysokie ryzyko finansowe. Trzeba o tym mówić głośno, bo to nie jest przestępstwo – firma ryzykuje wyłącznie własne środki.

Tak samo trzeba mówić o tym, że raport Pfizera na temat jego szczepionki ukazał się (co znowu jest wyjątkowe w tego kalibru sprawach) nie po publikacji danych w niezależnym wydawnictwie, a przed taką publikacją. Czyli ruch był obliczony na rynki giełdowe, a nie na procedury ściśle medyczno-prawne. Ceny akcji wzrosły, osiągając założoną przez CEO Pfizera cenę sprzedaży, co pozwoliło mu sprzedać za ciężkie pieniądze większość posiadanych akcji. Znowu – nie przestępstwo, ale po prostu gra.

Tyle że jeżeli nie będziemy mówić o tym wszystkim głośno, to pozostawimy płaskoziemcom pole do snucia spiskowych teorii.

No i na koniec tej części, żeby nie było wątpliwości – cel działania firm absolutnie pokrywa się z celami polityków i oczekiwaniami tzw. zwykłych ludzi. Bo im wcześniej będzie szczepionka, tym większa szansa na przecięcie łańcucha epidemicznego, przynajmniej na jakiś czas, a to już będzie znaczyło bardzo wiele. Bo, być może, wrócimy do normalniejszego życia.

Wróćmy zatem do przeglądu przyjaciół antyszczepionkowców.

Grupa ośmiu i prawo wyboru

„Środowisko naukowców i lekarzy, jakie reprezentują osoby podpisane pod tym apelem, pragnie wyrazić zaniepokojenie perspektywą masowych szczepień na koronawirusa SARS-CoV-2 szczepionkami, które nie zostały właściwie zbadane i których zastosowanie może doprowadzić do nieoczekiwanych zmian zarówno na poziomie komórkowym, w tym zmian szlaków sygnałowych i zmiany ekspresji genów„.

Podaję za „DoRzeczy”, co w tym przypadku gwarantuje rzetelność przekazu, bo autorzy są najwyraźniej pupilami portalu. Środowisko liczy osiem osób, bo tylu samozwańczych reprezentantów podpisało się pod listem. Nie ma wśród nich ani jednego immunologa, genetyka czy wirusologa. W części nie są to lekarze ani biolodzy zajmujący się immunologią lub genetyką. Są profesorowie, ale specyficzni. Lider jest antycovidowym płaskoziemcą, który wprawdzie nie jest lekarzem, ale ma międzynarodowe kontakty naukowe – jak stwierdził inny współautor apelu, też profesor. To bardzo dobrze oddaje stan mentalny obydwu panów. Dwie panie profesor naukowo weryfikowały cud. Tak. Naukowo. Cud. I wszystko jasne. „Przedstawiciele środowiska” to w tym przypadku pewien stan umysłu.

Apelu nie wolno jednak zbyć lekceważącymi uwagami. Trzeba powiedzieć, jak jest. Żeby to zrobić, trzeba przypomnieć, jak działa szczepionka, upraszczając rzecz skrajnie: do poziomu uczniowskiego. Czyli powrócić na chwilę do szkoły sprzed epoki wzdęcia katolicko-patriotycznego.

Szczepionki, najogólniej rzecz biorąc, działają tak, że uczą organizm produkować przeciwciała przeciwko drobnoustrojom, a raczej istotnym ich częściom. Nazywamy je antygenami. Podajemy zatem antygeny, a organizm uczy się produkować przeciwciała i zapamiętuje cel ataku na wypadek, gdyby znowu się pojawił – już nie w ramach ćwiczeń (szczepionka jest czymś w rodzaju ćwiczeń na poligonie), lecz autentycznej inwazji na serio. Ot i cała mikrolekcja. Opracowywane szczepionki przeciwko SARS-CoV-2 można podzielić, z grubsza, na pięć grup pod względem zastosowanych technologii i sposobu działania. Cztery oparte są na bardzo dobrze poznanej wiedzy. Różnią się m.in. możliwym tempem produkcji i jej złożonością, koniecznymi środkami ostrożności, spodziewanym stopniem uzyskanej odporności. Naprawdę, (prawie) nic nowego.

Piąty mechanizm to tzw. szczepionka genetyczna oparta na RNA lub mRNA. Immunologiczne „jajko Kolumba”. Cały trick polega na tym, że do organizmu nie jest wprowadzany antygen, ale fragment mRNA lub RNA, który powoduje syntezę antygenu przez komórki gospodarza. Organizm na wykrycie wytworzonego w ten sposób antygenu reaguje produkcją odpowiednich przeciwciał. Fragmenty mRNA lub RNA użyte w tym procesie nie są zakaźne, nie wbudowują się do genomu gospodarza, a po „użyciu” ulegają degradacji. Trzeba sobie zresztą powiedzieć – sama technologia nie jest nowa. Przełomowe jest jej zastosowanie w szczepionkach. Ciekawym bliższych szczegółów bardzo polecam znakomitą wypowiedź dr. Borkowskiego dla TVN24.

Nie ma zatem żadnych dowodów, że grupa ośmiu ani kolejnych stu osób, które podpisały się pod apelem, by go wesprzeć (wśród nich lekarz, wobec którego izby lekarskie podjęły postępowanie dyscyplinujące z powodu agresywnej propagandy antycovidowej), chociażby zbliżyła się w swoich stwierdzeniach do prawdy zgodnej z obecnym stanem wiedzy. Jeżeli ktoś wypowiada się autorytatywnie na temat, o którym nie ma zielonego pojęcia, to jest po prostu głupcem. Ale jeżeli usiłuje takimi wypowiedziami wpłynąć na postępowanie innych osób, to jest głupcem podłym i niebezpiecznym.

W jednym tylko grupa ośmiu ma rację niezaprzeczalną – doświadczenie z nowymi szczepionkami jest niesłychanie krótkie.

Mateuszek Mitoman kontra Szwajcaria i UE

Ta ostatnia prawda jest ignorowana przez naszego specjalistę od wygranych z wirusem (myślę, że wirusowi lata powieka na samo wspomnienie jego imienia). Dla niego procedury bezpieczeństwa związane z dopuszczeniem szczepionek do powszechnego użytku trwają zbyt długo. Tradycyjne przygotowanie i przetestowanie szczepionki zajmuje do 15 lat. Dzięki świeżym doświadczeniom z prac nad szczepionkami przeciwko SARS-CoV i MERS-CoV zaoszczędzono z pewnością sporo czasu, gdyż nowej szczepionki nie trzeba było wymyślać od nowa.

Po opracowaniu leku (w tym szczepionki) przedstawia się go do rejestracji i jest to proces ściśle zdefiniowany, podzielony na etapy. Lek musi spełnić określone kryteria. Określa się zarówno skuteczność nowego produktu, jak i jego bezpieczeństwo. Nie ma pozytywnego wyniku – nie ma rejestracji.

Wymagania przestrzegane są restrykcyjnie w wielu krajach – z UE i USA na czele. Dla szczepionki przeciwko SARS-CoV-2 uczyniono bezprecedensowy wyjątek, bo wobec konieczności nadzwyczajnego pośpiechu wydano tzw. pozwolenia tymczasowe, na tę skalę chyba również niemające odpowiednika w historii. Mechanizmy kontrolne pozostały, tyle że skrócone.

Tymczasem Mateuszek Mitoman uważa, że to całe sprawdzanie bezpieczeństwa to zawracanie głowy (OKO.press, 11 grudnia). Jego banksterska korpodusza nie dopuszcza myśli, że coś trzeba zrobić bezpiecznie i starannie, jeżeli się tego nie chce. Można przecież, jak to już było robione przez tę ekipę, manipulować testami, wynikami i raportami do woli, byle elektorat głosował właściwie. A przecież to właśnie ten zbrodniczo nieodpowiedzialny facet w imieniu złowrogiego karła decyduje o systemie walki z epidemią w Polsce. Antyszczepionkowcy mają kolejny oręż w swoim arsenale.

Na tle Mateuszka specyficznie wypadła Szwajcaria. Cytuję za portalem Interia: „Urząd ds. rejestracji i kontroli leków Swissmedic w Bernie ocenił, że w dokumentacji szczepionek nadal brakuje ważnych danych dotyczących bezpieczeństwa, skuteczności i jakości, i przekazał te wymagania producentom, czyli firmom Pfizer/BioNTech, AstraZeneca i Moderna”. A z drugiej strony (wciąż za Interia): „Zamieszkała przez 8,5 mln osób Szwajcaria spodziewa się rozpocząć kampanię szczepień przeciwko koronawirusowi na początku stycznia” – ogłosiła przedstawicielka Federalnego Urzędu Zdrowia. Do lata ma być zaszczepionych 6 mln mieszkańców, przede wszystkim z grup najwyższego ryzyka. Szczepionki będą bezpłatne.

Podejście Szwajcarów wydaje się bliskie ideałowi: TAK, chcemy zaszczepić jak najwięcej obywateli, ale TAK – kiedy będziemy mieć wgląd w bardziej precyzyjne dane dotyczące bezpieczeństwa. To jaskrawy kontrast wobec postawy rządu Zjednoczonych Partaczy (ZP), ale niestety również wobec opinii wygłaszanych przez nasze niekwestionowane autorytety medyczne.

Tytuły zobowiązują

No właśnie. Na koniec głupia sprawa. Autentyczni, utytułowani eksperci w wiarygodnych mediach wygłaszają jednoznaczne komunikaty, które w ostatecznym rozrachunku mogą szczepionce zaszkodzić, a nie pomóc.

Oświadczenia typu: „nigdy nie widziałem równie bezpiecznego preparatu” albo „gdyby to był inny lek, to wszyscy eksperci rozpływaliby się w zachwytach nad jego skutecznością”, nie wydają się najlepszym pomysłem. Lepsze byłoby zastosowanie się do zasady: „jeżeli nie wiesz, co powiedzieć, mów prawdę”. Bo oczywiście wszystko wskazuje na to, że spowodowanie przez szczepionkę trwałych zmian genetycznych nie wchodzi w grę. Lansowane przez grupę ośmiu teorie są najprawdopodobniej rojeniami podłych głupców.

Przy okazji pozwalam sobie zwrócić uwagę, że w realnej medycynie właściwie nie mają prawa bytu trzy zwroty: „nigdy”, „zawsze” i „na pewno”.

Jednak z przyspieszonego (z konieczności!) trybu wdrażania szczepionki wynikają konkretne konsekwencje. Przebadana dotychczas populacja jest stosunkowo niewielka, a czas obserwacji bardzo krótki. Dlatego, o ile przekształcenie się zaszczepionych ludzi w półwirusy wydaje się materiałem na kiepskie science fiction, o tyle musimy przyjąć, że mogą czekać nas przykre niespodzianki. Przykład: dwa wstrząsy anafilaktyczne (czyli na tle alergicznym) po podaniu szczepionki, które zdarzyły się w Wielkiej Brytanii. Na wstrząs anafilaktyczny da się umrzeć. Po tych incydentach dodano nowe przeciwwskazanie: istotna alergia. No właśnie, tak jak cały czas uczymy się zupełnie nowej choroby, jaką jest covid-19, tak uczymy się szczepionek.

Ryzykownie? Nie mamy wyjścia, jeżeli owo ryzyko zbilansujemy: po jednej stronie efekty niepożądane, po drugiej ofiary covid-19 + ofiary innych chorób, źle leczonych z powodu sytuacji covid-19 + ofiary zamknięcia gospodarki + ofiary depresji (bo depresja może zabijać) + ofiary rozruchów, które nie muszą, ale mogą wybuchnąć.

Przyjmując jakiekolwiek przybliżenia, ten bilans wydaje się oczywisty. Dlatego negowanie szczepień wydaje się zbrodniczą nieodpowiedzialnością. Jednak to, że coś popieramy, nie musi oznaczać, że musimy mieć do tego stosunek bezkrytyczny.

Jeżeli ktokolwiek opowiada o czymkolwiek, że jest pozbawione wad, to budzi w nas to natychmiastową nieufność. Wszystko jedno, czy chodzi o szczepionkę, czy o piekarnik. Taki styl narracji produkuje szczepionkosceptyków. A my przecież chcemy, by zechciało się zaszczepić maksymalnie dużo osób. Nie przekonamy ich inaczej, niż dzieląc się tym, co wiemy:

  1. musimy się spieszyć, bo grozi nam wielowymiarowa katastrofa
  2. ryzyko niepożądanych działań szczepionki wydaje się istotnie niższe niż skutki owej katastrofy
  3. im dokładniej przebadana szczepionka, tym lepiej (ale patrz punkt 1)
  4. nie wiemy do końca, jaka będzie skuteczność szczepionki w dłuższym okresie: jak długo będzie trwał jej efekt, czy będzie całkowicie zapobiegać chorobie, czy też łagodzić jej przebieg tak, by nie stanowiła zagrożenia
  5. pełna wiedza o szczepionce powinna przyjść po ok. dwóch latach naprawdę masowych – czyli liczonych w miliardach – szczepień (to nie jest moje zdanie, tylko opinia usłyszana od profesora immunologii), ale nie stać nas na zwłokę (patrz punkt 1)
  6. pamiętajmy, że biznes zawsze gra w pieniądze, a rolą odpowiednich organów regulacyjnych jest zadbanie, by jego działania służyły ludziom, a nie stanowiły dla nich zagrożenia – wykażmy zrozumienie dla procedur weryfikacyjnych.

Z czasem nasza niepewność będzie malała, a poczucie bezpieczeństwa rosło. A na razie warto poprosić tych ekspertów, którzy potrafią mówić prosto o trudnych sprawach, by zechcieli wziąć udział w obywatelskiej akcji edukacyjnej. Właśnie obywatelskiej, bo na rządową nie ma co liczyć. Kto powinien taką akcję skoordynować? Może warto obudzić z zimowego snu wspaniałą Akademię Sztuk Przepięknych dowodzoną przez Pana Jurka Owsiaka? To są jednak szczegóły, które nie mnie rozważać.

Jeżeli w trudnych sprawach unikamy dyskusji o słabych stronach rozwiązań i o istniejących wątpliwościach, to wielu ludzi wyciągnie wniosek, że coś chcemy ukryć. W przypadku covid-19 zaowocuje to szczepionkosceptycyzmem. Zwłaszcza jeżeli jasno nie przedstawimy bilansu scenariusza alternatywnego. To znaczy następstw rezygnacji ze szczepień lub opóźnienia ich na czas nieokreślony.

Myślę, że nie od rzeczy byłoby przyjąć wyważone, szwajcarskie podejście do problemu. Mogłoby być skuteczną odtrutką na szczepionkosceptycyzm.  Może nawet powinniśmy rzucić jakieś nośne hasło? Na przykład: Polska drugą (antycovidową) Szwajcarią!