Zwięzły poradnik skutecznej walki z mową nienawiści – zastosujmy psychologię w praktyce

Po bezsensownej śmierci Pana Prezydenta Adamowicza wiele osób deklaruje, że trzeba wreszcie przeciwstawić się głoszeniu nienawiści. To łatwiejsze, niż się Państwu wydaje, chociaż wymaga więcej dyscypliny wewnętrznej, niż się Państwo obawiają.Zanim przejdziemy do walki z mową nienawiści, czyli tzw. hejtem, ustalmy twardo jedno: należy bardzo starannie odróżnić hejt od krytyki. Krytyka dotyczy spraw, nad którymi da się dyskutować, bo jest oparta na pewnych zdefiniowanych kryteriach oceny, stanowiących przesłanki do jej wyartykułowania. Mowa nienawiści dotyczy osób i nie da się ustalić, na jakich podlegających dyskusji przesłankach została oparta. Krytyka jest konieczna, chociaż sztuka konstruktywnej dyskusji, która niewątpliwie powinna po niej nastąpić, wymaga od adwersarzy i merytorycznej wiedzy, i klasy (ale to już jest temat na zupełnie inne rozważania). Mowa nienawiści wymaga wyłącznie skutecznego zwalczania. O tym właśnie traktuje poniższy tekst. Chciałem się w nim skupić na dwóch grupach siewców mowy nienawiści.

Pierwsza to celebryci lub osoby uważające się za celebrytów. Publikują swoje opinie pod imieniem i nazwiskiem. Warto przy tym zdać sobie sprawę, że często właśnie styl ich działania jest dla nich źródłem szeroko rozumianych, wymiernych korzyści. Druga grupa to anonimowi hejterzy, których mnóstwo na różnych forach. Te dwie pozornie różne grupy łączy zaskakująco wiele.

Wspólną cechą hejterów celebrytów i hejterów anonimów jest konieczność zostania zauważonymi. Bez tego ich życie traci sens. Tak się im droga życiowa ułożyła, że coś kompensują albo za coś się mszczą. Co kompensują i za co mszczą? To już kwestia indywidualna. Co więcej, niektórzy z nich nauczyli się, że stosowanie w sporze technik erystycznych, zamiast dyskusji opartej na merytorycznych kryteriach, może dać im przyjemne poczucie zwycięstwa poprzez zdeprecjonowanie lub wręcz upokorzenie przeciwnika. Czasami celem ich działań nie są konkretni adwersarze. Często są to ludzie nieznani. Ale podobno wielu hejterów wręcz upaja się wyobrażaniem sobie, jak dalece skrzywdzili osoby będące celem ich ataków.  Taki mentalny terroryzm. Właśnie na tych dwóch cechach hejterów: biologicznej wręcz, immanentnej potrzebie zostania zauważonym oraz satysfakcji z czynionej krzywdy, oparta jest strategia walki z nimi, która ma duże szanse na skuteczność.

Otóż z psychologicznego punktu widzenia niezwykle dotkliwym ciosem dla hejtera jest sytuacja, gdy wyartykułowana przez niego mowa nienawiści pozostaje bez odpowiedzi. Nienawistnik (że pozwolę sobie tak przetłumaczyć słowo „hejter”) może wyciągnąć z niej wyłącznie negatywne wnioski. Po pierwsze: nie przeczytali (ewentualnie: nie obejrzeli, nie wysłuchali – zależnie od drogi przekazu hejtu)? Fatalnie! Poszło w próżnię! Po drugie: przekaz dotarł, ale pozostał bez reakcji? Jeszcze gorzej! Nie był dość dosadny, by zranić! Tak czy inaczej – hejt poszedł na marne. Wszystko jedno, czy mowa o celebrycie/celebrytce istniejącym w mediach i polityce wyłącznie dzięki wielbicielom swojego stylu, czy o kibolu, który ma z życia mniej, niż – jego zdaniem – zasłużył. To jest klęska. Zwłaszcza jeżeli taki brak odzewu stanie się zjawiskiem powtarzalnym.

Powiecie Państwo: „zbyt łatwe, żeby mogło być prawdziwe!”. Oczywiście, że tak! W tym całym ciastku jest bowiem spory gwóźdź: pułapka czyha w nas samych. Z kilku przyczyn.

Żyjemy w epoce, w której bardzo wielu ludzi łączą bardzo powierzchowne więzi. Powoduje to wielki głód czegoś, co Pani Psycholog, z którą mam zaszczyt współpracować, nazwała „płytkimi głaskami”. Ich przykładem mogą być „lajki” na portalach społecznościowych. Ludzie bardzo o nie zabiegają i bardzo się przejmują, gdy jest ich niedostatecznie wiele. Niestety, przejmują się również „dis-lajkami” czy wręcz hejtem na tych samych portalach. Tymczasem jedno i drugie jest nic nie warte, bo pochodzi od nieznanych ludzi, których tak naprawdę obchodzi tylko to, żeby zostali w owych mediach społecznościowych zauważeni. Jednak to właśnie media społecznościowe robią wszystko, żeby wytresować nas jak laboratoryjne zwierzaki do reagowania na wszystko co się w nich pojawia, a następnie – publikowania naszych reakcji. Z tego przecież żyją – z ruchu na portalach. Dlatego pierwszą metodą walki z hejtem jest pozbycie się warunkowego odruchu odpowiedzi na wszystko, co do nas dociera. Proponuję wręcz przyjęcie zasady: „Ma prawo NIE OBCHODZIĆ Cię, co myśli ktoś, kto Cię nie zna”.

Musimy uświadomić sobie, jak bardzo oddziaływanie hejtu zależy od aktywności adresata. Jest takie stare powiedzenie, że gdyby wzrok mógł zabijać lub zapładniać, to ulice pełne by były trupów albo kobiet w ciąży. Ale nie jest tak, prawda? W dzisiejszych czasach rolę owego wzroku pełnią media i Internet, bo przez nie transmitowane są wyrazy nienawiści.

Jest taki świetny model psychologiczny porównujący przemoc psychiczną do tańca. „Ktoś prosi Cię do tańca. Może wręcz nalega? Czy zgodzisz się, jeżeli wiesz, że celem osoby zapraszającej do tańca nie jest nauczyć Cię tańczyć, a jedynie – upokorzyć Cię i podeptać Twoje stopy? Czy zgodzisz się na taki taniec, jeżeli wiesz, że możesz odmówić?”. A na udział w tańcu przemocy psychicznej i hejtu zawsze można się nie zgodzić – zachowując bierność wobec zaproszenia. To bardzo zaboli zapraszającego.

Na zakończenie, jako ostatni już argument, wspomnienie tego, co opowiadał Jacek Kuroń. Był bardzo poniewierany przez peerelowską bezpiekę. Nienawidził ich z głębi serca. Aż do momentu, kiedy uświadomił sobie, że ta nienawiść nie wyrządza żadnej krzywdy ubekom, ale za to dotkliwie krzywdzi jego samego. Chociażby przez to, że absorbując jego myśli, uniemożliwia mu obmyślanie skutecznych rozwiązań osłabiania wrogiego systemu. To kolejna lekcja warta zapamiętania.

Powyższy tekst oparty jest na bardzo podstawowej, ale sprawdzalnej wiedzy psychologicznej. Radzę go zachować, bo może przydać się, niestety, niejeden raz.