Wiosna nie sprzyja zdrowiu. Ta Biedronia też

Wiosna to cudowna eksplozja pozytywnych uczuć – przypływ energii i nadziei. Ta Roberta Biedronia – też. Z drugiej strony wiosna nie sprzyja rzeczowym analizom i precyzyjnemu planowaniu. Ta Roberta Biedronia – też. Zwłaszcza w sprawach zdrowia.

Przyjrzyjmy się tej części szkicu programu Wiosny (zamieszczonego na stronie ugrupowania), która dotyczy spraw okołozdrowotnych. Kwestie takie można znaleźć w trzech zakładkach: „opieka zdrowotna”, „prawa kobiet” i „osoby z niepełnosprawnością”.

Ich lektura inspiruje do postawienia pytań, którymi pozwolę sobie się podzielić.

Dział: Opieka zdrowotna. Sztandarowy punkt programu: oczekiwanie na wizytę u lekarza specjalisty nie dłuższe niż 30 dni:

Zagwarantujemy dostęp do lekarza specjalisty w ciągu jednego miesiąca. (…) Wprowadzimy limit czasu oczekiwania na świadczenia w danych oddziale NFZ. Po jego upłynięciu pacjenci będą mieli prawo do wyboru miejsca leczenia w sektorze prywatnym. Za wizytę zapłaci NFZ zgodnie z ogólnopolskim cennikiem.

Najbardziej oczywiste pytanie: skąd weźmiecie tylu specjalistów? Zadawane już było przez wielu wybitnych komentatorów. Ale to dopiero początek.

Bo kolejne brzmi: według jakich stawek zrefundujecie pacjentowi wizytę? Według tych płaconych przez NFZ? To znaczy, że nie zrefundujecie poniesionych przez pacjenta wydatków. Według realnych cen w gabinetach prywatnych? Wówczas system musi zbankrutować. Bo z jednej strony nie ma czegoś takiego jak ogólnopolski cennik, nawet gdyby brać pod uwagę tylko instytucje działające poza systemem NFZ. Z drugiej – lekarze przyjmują po godzinach, ponieważ ich podstawowa płaca w publicznych jednostkach opieki zdrowotnej jest niesatysfakcjonująca. Nie sądzę, żeby akurat Robert Biedroń chciał wprowadzić system nakazowy, ograniczający urzędowo ceny w prywatnych jednostkach opieki zdrowotnej.

Kolejne pytanie: czy jeżeli wizyta u specjalisty prywatnego odbędzie się po czasie znacznie przekraczającym 30 dni (np. po roku – przy kolejkach w NFZ wynoszących w tym przypadku 18 miesięcy), to NFZ i tak będzie taką wizytę pacjentowi refundował? Ależ to będzie pole do nadużyć…

Idźmy dalej: jeżeli specjalista działający bez kontraktu z NFZ wystawi po takiej „ratunkowej wizycie” np. skierowanie na dalsze badania lub na zabieg, to czy jego skierowanie będzie honorowane przez NFZ? Jeżeli tak, to przewracamy jeden z filarów działania NFZ, który chce mieć kontrolę nad wszystkim. Jeżeli nie, to cała refundacja „wizyty ratunkowej” nie ma sensu, bo ta nie będzie miała implikacji praktycznych.

No i jeszcze jedno – mam wrażenie, że taki system będzie śmiertelny dla jednostek publicznej opieki zdrowotnej, bo demotywujący. Oni będą – tak jak obecnie – wypruwali sobie flaki i żarli się z NFZ o każdą złotówkę refundacji, a „prywata” będzie miała zwiększoną liczbę pacjentów. Ciekawe, kto będzie tym ostatnim, który w publicznym systemie zgasi światło.

Teraz już będzie krócej, bo kolejne punkty programu są chyba mniej inspirujące.

Nie więcej niż 200 zł miesięcznie za leki:

Wprowadzimy limit wydatków pacjenta na leki na receptę w średniej wysokości 200 zł miesięcznie. Uzależnimy go od przychodów pacjentów – tak, żeby wszyscy otrzymali wsparcie. Po przekroczeniu limitu wydatków dalsze koszty wykupienia leków pokryje państwo.

Pytanie tylko jedno: czy taki system zmniejszy marnotrawstwo leków? A może lepsza byłaby minimalna opłata za każdą receptę? No dobrze, to jeszcze jedno, które jest oczywiste: czy system to udźwignie?

Godne wynagrodzenie we wszystkich zawodach medycznych – brzmi kolejny punkt. Nie rozwijam go, bo jest gładkim ogólnikiem, źle świadczącym o przygotowaniu jego autora do działań w tym zakresie.

Geriatria w każdym powiecie.

Zwiększymy dostęp do specjalizacji geriatrycznej. Osoby starsze będą mieć dostęp do konsultacji i badania u geriatry na swoje 70. urodziny. Całościowo spojrzy na ich problemy zdrowotne i dokona ogólnej oceny geriatrycznej.

Jeżeli geriatra ma zobaczyć kogoś raz, po skończeniu przez tę osobę 70 lat, to system może jest realny, ale na pewno nie ma sensu. Jeżeli zaś geriatrzy mają być chociażby konsultantami dla wszystkich pacjentów 70+, to kiedy uważacie za realnie możliwe wprowadzenie powszechnej opieki geriatrycznej? Bo z pewnością nie za życia dzisiejszych seniorów, a mam wątpliwości, czy dożyją tego szczęścia dzisiejsi 50-latkowie. Produkowanie kompetentnych specjalistów trwa naprawdę długo, a stworzenie systemu ich efektywnego działania – jeszcze dłużej.

Dział: Osoby z niepełnosprawnością
Wsparcie asystentów:

Zagwarantujemy bezpłatne wsparcie asystentów wspierających wykonywanie codziennych czynności, w tym dojazdów do i z pracy lub szkoły.

Wytchnienie dla opiekunek i opiekunów:

Wprowadzimy coroczne tygodniowe urlopy wytchnieniowe dla opiekunów osób z niepełnosprawnością połączone z turnusami rehabilitacyjnymi dla ich podopiecznych.

Edukacja włączająca:

(…)Wprowadzimy powszechny dowóz ucznia lub uczennicy do szkoły, zniesiemy bariery architektoniczne, wprowadzimy indywidualne i elastyczne podejście szkoły do potrzeb każdej osoby.

Wszystkie te cele są niewątpliwie słuszne, ale nasuwa się nieodparcie pytanie: kiedy powszechne wprowadzenie tych rozwiązań będzie realne? Bo obawiam się, że możemy czekać bardzo długo – z powodu ogromu środków, jakie będą niezbędne do osiągnięcia celu. Myślę, że uczciwie byłoby w takich przypadkach nakreślić realną perspektywę. No i jeszcze jedno: przy takim rozmachu tydzień „urlopu wytchnienia” dla ludzi pełniących swoisty całodobowy dyżur przez okrągły rok może być działaniem niewątpliwie pięknym, ale realnie niewystarczającym.

Dział Prawa kobiet.
I tu nie sposób nie podpisać się pod wszystkimi punktami programu, ale jeden z nich skłania do zadumy nad znajomością realnego świata przez jego możnych:

Znieczulenie przy porodzie:

Zagwarantujemy prawo do opieki okołoporodowej na wysokim poziomie, w tym dostęp do znieczulenia, świadomą zgodę na każdy zabieg, komfortowe i intymne warunki rodzenia oraz odejdziemy od niepotrzebnych procedur.

Ależ oczywiście, że tak! Tylko – psując wiosenny entuzjazm – pozwolę sobie zapytać: jak szybko zamierzacie zapewnić wystarczającą liczbę anestezjologów? Bo w życiu wygląda to tak: na dyżurze jest jeden, więc jeżeli będzie musiał wybrać, czy znieczulać pilne cesarskie cięcie, czy poród, to oczywisty jest wybór cesarskiego cięcia. Mowa o klasycznym cesarskim, kiedy nie wybieramy momentu. A co jeżeli rodzą naraz trzy panie, a do tego dochodzi pilne cesarskie? A co jeżeli obsada anestezjologiczna jest jeszcze skromniejsza i anestezjolog musi wybrać pomiędzy ratującą życie, pilną operacją chirurgiczną (w tym kontekście nieistotne, czy jest to ostry wyrostek, czy ofiara wypadku samochodowego) a porodem? To znaczy – nie musi, bo mu nie wolno. Musi wybrać stan naglący, co w przekładzie na język potoczny oznacza zagrożenie życia pacjentki lub pacjenta. Takie są zasady sztuki lekarskiej. Poród będzie zatem bez znieczulenia. To jest rzeczywistość powiatowych szpitali.

No i jeszcze dział, którego nie było: Czego boimy się tak, że wolimy o tym nie mówić?

Tu tematów jest wiele, ale ten wiodący jest oczywisty: znikający allied professionals (jak już kiedyś wspominałem, określenie „personel średni” nie przechodzi mi ani przez gardło, ani przez klawiaturę), czyli pielęgniarki, technicy medyczni, ratownicy medyczni, fizjoterapeuci. Ale również psycholodzy kliniczni, którzy nie znikają tylko dlatego, że zawsze bardzo ich brakowało, wobec czego byli (i są) nieomal tak unikalni jak jednorożce. Brak dostatecznej liczby personelu we wszystkich tych grupach zawodowych przekłada się dotkliwie na losy pacjentów.

Wiem, że wiosna ma swoje prawa. Ta Biedronia też. Ale tym razem wiosna powinna przywiać do nas mniej szaleńczego zapału, a więcej wyważonych analiz i refleksji, z których potem wynikną dojrzałe zachowania wyborcze. Bo nie wiem jak Państwo, ale ja mam wrażenie, że – parafrazując klasyka – „entuzjazm staniał, rozum podrożał”.