„Dzień bez lekarza” powinien zostać przyjęty z wdzięcznością

Małopolscy rezydenci, którzy wzięli udział w niedawnym „dniu bez lekarza”, spotkali się z dezaprobatą albo – w najlepszym przypadku – zakłopotaną obojętnością. Tymczasem powinni spotkać się z najwyższym uznaniem – jak wszyscy organizatorzy ćwiczeń, pozwalających lepiej przygotować się do katastrof.

Zacznijmy od przypomnienia faktów i od wrednego pomówienia, które przyzwoitość wymaga wyjaśnić, jeżeli nikt inny tego nie zrobił.

Fakt: w środę, 25 października, część małopolskich lekarzy przeprowadziła akcję „Dzień bez lekarza”: nie przyszli do pracy.

Akcja nie spotkała się ze zrozumieniem, nawet wśród osób publicznych i mediów, którym z Dobrą Zmianą ewidentnie nie po drodze. Do owego braku zrozumienia wrócimy, ale na chwilę trzeba zająć się pomówieniami wobec protestujących. Kilkakrotnie pojawiło się bowiem określenie: „odeszli od łóżek chorych”, co sugerowało nieetyczne zachowanie. Autorzy tych opinii (wśród nich poseł Paweł Kukiz i wicepremier Jarosław Gowin) najwyraźniej nie zechcieli poświęcić czasu ani energii na próbę zrozumienia sytuacji. Wicepremier był łaskaw stwierdzić: „Nie akceptuję takiej formy protestu jak odejście od łóżek chorych. Nie wiem, jak protestujący lekarze łączą to z przysięgą Hipokratesa, którą składali”. Poseł Kukiz był równie stanowczy, chociaż oszczędniejszy w potępianiu protestujących: „Mimo całej sympatii i trzymania kciuków za lekarzy i za nowe podejście do zdrowia, do pacjenta przez rząd ubolewam nad tego rodzaju decyzją, bo mimo wszystko miejsce lekarza jest przy łóżku pacjenta”.

Pomóżmy więc politykom zrozumieć otaczającą ich rzeczywistość, bo oni sami – biedactwa – nie mają na to czasu, zajęci walką o wpływy. Otóż, panowie byli łaskawi przeoczyć powtarzającą się informację: lekarze, którzy nie przyszli tego dnia do pracy, wzięli urlop na żądanie. Nie strajkowali. Wzięli urlop. Polskie prawo stwarza taką możliwość i nie ma w nim wymogu, by pracownik tłumaczył się z przyczyn, dla których zdecydował się z niej skorzystać. Urlop to nie jest odejście od łóżka pacjenta. To jest urlop. Czy pan wicepremier powiedziałby o pielęgniarce, która wzięła z osobistych powodów urlop na żądanie, że odeszła od łóżka pacjenta? Albo pan poseł – o lekarce lub lekarzu, którzy wzięli należny im urlop wypoczynkowy? Nie powiedzieliby? No właśnie. Teraz też nie powinni byli, bo liderzy partii powinni odróżniać elementarne prawa pracownicze od nieetycznych form protestu. Jako ostatni wioskowy głupek powinienem wyrazić tu oczekiwanie, że wicepremier i poseł przeproszą strajkujących lekarzy, ale taki głupi to nawet ja nie jestem.

Skoro wyjaśniliśmy kwestię pomówienia, to możemy spokojnie przejść do przyczyn, dla których wszyscy obywatele, ale zwłaszcza politycy wszystkich opcji, powinni być wdzięczni uczestnikom „dnia bez lekarza”.

Należałoby potraktować ten jednodniowy protest jako swego rodzaju ćwiczenia antyterrorystyczne lub przeciwpożarowe w wielkim wieżowcu. Przy takich okazjach wychodzi na jaw, że system reagowania nie jest przygotowany, że przerażająco wielu ludzi nie da się ocalić i w ogóle szykuje się dramat. Wyobraźcie sobie zatem Państwo, że ci lekarze, którzy w ostatnią środę października wzięli urlopy (które przecież mogli wykorzystać dla własnych, ważnych celów osobistych), „wyparowali” z systemu na stałe. Bo mieli dość. Wyjechali, zmienili zawód, wymyślcie sobie, co chcecie. Nie na jeden dzień. Na stałe. Równocześnie lekarze w wieku emerytalnym (17 proc. całości!) postanowili wyjść z systemu publicznej opieki zdrowotnej i zająć się wyłącznie praktyką prywatną. Bo przecież muszą z czegoś na emeryturze żyć, a stawki NFZ są najczęściej mało satysfakcjonujące. To też nie jest nieprawdopodobny scenariusz. Zsumowanie braku napływu młodych specjalistów i odpływu tych najstarszych daje w konsekwencji nieuchronną katastrofę. O tym, że system płynie kursem kolizyjnym na wielką skałę, wiedziały prawdopodobnie wszystkie poprzednie rządy, a już na pewno zarówno ekipa PO-PSL (która wolała działania propagandowe od konkretów), jak i PiS (która może dużo, ale woli ową moc wykorzystywać na raczej niecne działania).

Ostatnio Dobra Zmiana wymyśliła, że będziemy zatrudniać lekarzy i pielęgniarki z Ukrainy i Białorusi. Bardzo dobrze. Ale tylko wtedy, jeżeli będzie to działanie dodatkowe. Podstawowe musi bowiem doprowadzić do zwiększenia napływu młodych lekarzy i zahamowania odpływu starszych, ale jeszcze absolutnie zdolnych do pracy.

W dodatku prezes wszystkich prezesów musi zrozumieć, że żadne metody represyjne nie będą tu skuteczne, czego zdają się nie rozumieć jego współpracownicy. Mam nadzieję, że jednodniowa dezorganizacja opieki medycznej w Małopolsce unaoczni mu, o jaką gra stawkę. Za co powinien być wdzięczny strajkującym lekarzom. Strajk rezydentów bowiem prędzej czy później się wypali. Ale problem z pewnością zostanie. Zwłaszcza że Dobra Zmiana przyjęła wobec niego strategię przemilczania i przeczekiwania, porównywalną do zasłaniania propagandowymi transparentami pękającej tamy na rzece. A ona kiedyś musi runąć.