100 dni PiS w ochronie zdrowia – nie musi być dramatycznie, ale może

Po stu dniach spojrzenie na politykę zdrowotną PiS oraz prawdopodobny jej kształt w przewidywalnej przyszłości wyzwala mieszaninę uczuć. Skomponowaną w umiarkowanej części z uznania, w sporej z niepokoju i w całkiem niemałej – z przerażenia.

Komentatorzy podsumowujący pierwsze sto dni rządów PiS skupili się w ogromnej mierze na dwóch grupach zagadnień. Pierwsza to orwellowsko-putinowskie harce ekipy Pana Prezesa dotyczące praw obywatelskich i demokracji w ogóle, a także tworzenia pierwszej prawdziwej wersji najnowszej historii Polski.

Druga to kwestie ekonomiczne, związane z programem 500+, zmianami systemu podatkowego etc. Kwestie ochrony zdrowia pozostały właściwie niezauważone, no może poza programem bezpłatnych leków dla emerytów.

Nawet w bilansie pracy poszczególnych resortów, dokonanym przez Andrzeja Bobińskiego i Wojciecha Szackiego, nie znalazła się najmniejsza wzmianka o ministrze zdrowia i jego ekipie.

Pozwolę sobie zatem na małe, subiektywne podsumowanie najważniejszych dokonań resortu zdrowia (i nie tylko), a także tych perspektyw, które można nakreślić na podstawie istniejących przesłanek. Zacznijmy od dokonań.

Plusy:
1. Rozpoczęcie naprawy mądrej, ale spapranej w realizacji akcji rozpoczętej przez poprzedni rząd, dotyczącej modyfikacji żywienia młodzieży szkolnej. Pierwsze działania napawają ostrożnym optymizmem.

2. Projekt przywrócenia stażu podyplomowego – traktuję go jako plus, chociaż nie został jeszcze zrealizowany, jednak jego przeprowadzenie nie będzie zbyt trudne, jakkolwiek na przeszkodzie mogą stanąć kwestie budżetowe.

3. Rozpoczęcie działań zmierzających do wzmocnienia pozycji lekarzy POZ. Z tym plusem wiąże się jednak poważny minus (patrz: poniżej).

Minusy:
1. Niesłychane zaniechanie w sprawach pozycji zawodowej pielęgniarek i warunków ich pracy. Nie podjęto żadnych realnych działań mogących stworzyć nadzieję, że zahamowany zostanie odpływ kadr i że do zawodu zaczną zgłaszać się osoby młode w liczbie dającej szansę na uniknięcie katastrofy. W takim przypadku nie można przyjąć, że „rząd nad tym dopiero pracuje”. Pozwalam sobie zwrócić Państwa uwagę, że obecny program PiS powstał w 2014 roku, czyli na rok przed wyborami, i było mnóstwo czasu, żeby starannie opracować strategię jego realizacji. Akcje z Trybunałem Konstytucyjnym, mediami publicznymi (obecnie: narodowymi) i prokuraturą doskonale pokazują, że ważne działania były wcześniej drobiazgowo przemyślane przez Pana Prezesa i przekazane jego ekipie.

Ewidentny brak takich przemyśleń w odniesieniu do problemu pielęgniarek może skłaniać do wysunięcia dwóch hipotez. Pierwsza – to że Pan Prezes i minister nie zrozumieli (lub nie docenili) skali problemu. Druga – że uwzględnili katastrofę polskiego pielęgniarstwa jako dopuszczalne straty. Należy w konsekwencji przyjąć, że uznali import pielęgniarek z zagranicy za politycznie i ekonomicznie korzystniejszy. Alternatywą jest bowiem tworzenie trwałego prestiżu zawodowego i bezpieczeństwa materialnego w pielęgniarstwie, co pozwoliłoby zahamować odpływ obecnej kadry i stworzyć przekonującą zachętę dla potencjalnych nowych adeptek i adeptów zawodu.

2. Brak podjęcia działań w sprawach uporządkowania rynku fizjoterapii. Dzisiaj tabliczkę „fizjoterapeuta” może powiesić sobie na drzwiach właściwie każdy. Realnego systemu weryfikacji umiejętności właściwie nie ma. To niebezpieczne, bo niekompetentny fizjoterapeuta może zrobić pacjentowi realną krzywdę.

3. Konsekwentna kampania deprecjonowania rzetelności zawodowej i uczciwości osobistej lekarzy specjalistów, prowadzona przez pana ministra. Teoretycznie – jako uzasadnienie przyznania lekarzom POZ wyłącznego prawa wypisywania bezpłatnych leków pacjentom 75+. Pierwszą tego typu deklarację ministra Radziwiłła można było traktować jako niezręczność, jednak niedawno została ona powtórzona nie mniej dobitnie i równie jednoznacznie. Po co? Nie mam pojęcia. Pan minister mógł uzasadnić swoją decyzję: „bo chcę wzmocnić rolę lekarzy POZ”. Jego prawo, jego decyzja. Niestety, nie może powstrzymać się przed uzasadnieniem, że ogół lekarzy specjalistów to szubrawcy. Oczywiście w domyśle, w przeciwieństwie do lekarzy POZ, którzy bez wyjątku są aniołami. Nie wiem, dlaczego, ale czuję w tym rękę Wielkiego Brata. Można zatem przewidywać, że przy najbliższej okazji, kiedy coś się w opiece zdrowotnej zawali, to Pan Prezes i minister wskażą jako winnych lekarzy specjalistów (niemoralnych do głębi, na co przecież minister już dawno wskazywał), a pan prokurator dokona stosownych aresztowań wśród podejrzanych. „Tych, co zawsze” – jak w finałowej scenie filmu „Casablanca”.

Perspektywy pozytywne:
1. Rozwój telemedycyny – powinien przynieść łatwiejszy dostęp do niektórych specjalistów, a zwłaszcza do konsultacji w pilnych sprawach. Nie powinien kosztować wiele, a podstawy prawne już są. Tak samo jak dobra wola wszystkich stron niezbędnych do wdrożenia systemu. Oczywiście – diabeł tkwi w szczegółach, ale na razie realnych zagrożeń nie widać.

2. Rozszerzenie dostępu do rezydentur w specjalizacjach szczególnie potrzebnych społecznie. W specjalizacjach niezabiegowych, takich jak pediatria, geriatria i medycyna rodzinna, przełoży się to na wzrost liczby dostępnych specjalistów w ciągu najbliższych pięciu lat. Oczywiście wszystko to jest prawdą tylko wówczas, jeżeli minister wie, jak znajdzie fundusze na płace dla większej liczby rezydentów.

3. Nowe uniwersytety medyczne – najmłodsze to Rzeszów i Kielce – powinny w zauważalnym stopniu zwiększyć liczbę lekarzy w kraju (a mamy potężny niedobór) w niedługiej perspektywie. Równoczesny lepszy dostęp do miejsc specjalizacyjnych powinien nieco zahamować emigrację młodych lekarzy.

Perspektywy niejasne:
1. Likwidacja NFZ – potężny projekt lub tylko potężne hasło. Widać nieoczekiwany brak koncepcji, mimo że i ten punkt widniał w programie PiS od 2014 roku. Oczywiste jest, że likwidacja NFZ będzie miała sens tylko wtedy, jeżeli jednocześnie powstanie nowy, bardziej rozumny system refundacji. Póki co nic o ewentualnej alternatywie dla NFZ nie słychać, oczywiście poza hasłami. Można obawiać się niekiepskiego bałaganu.

2. Darmowe leki 75+ – czyli nie dla wszystkich potrzebujących, nie wszystkie potrzebne i na przedziwnych zasadach. Uczucie wdzięczności jednych pacjentów będzie współistniało z głębokim poczuciem krzywdy drugich. Do tego kolejna wojenka – tym razem minister przeciwko lekarzom specjalistom.

3. „Walka z prywatnymi zakładami opieki zdrowotnej” na rzecz publicznych – wielokrotnie deklarowana. Budzi niepokój w różnych komentarzach. Mamy w kraju dwie patologie: publiczną opiekę zdrowotną i prywatną opiekę zdrowotną. Dotyczy to zwłaszcza szpitali. Zwalczanie tych prywatnych wcale nie musi oznaczać uzdrowienia systemu. Dopóki nie ma konkretnych decyzji, nie wiadomo, czego konkretnie się bać. Potencjalnie zaś jest bardzo wiele powodów do obaw. Nie dla właścicieli szpitali, tylko dla pacjentów.

Perspektywy negatywne:
1. Zapaść pielęgniarstwa – wobec ewidentnego braku koncepcji lub chęci działania, opisanych powyżej. Pozwolę sobie po raz kolejny wyrazić pogląd, że nieuchronnie nadciągający kryzys braku kadr w pielęgniarstwie będzie miał znacznie szersze konsekwencje, niż się to na ogół przewiduje.

2. Próby hamowania odpływu lekarzy metodami ministra Gowina – u podstaw koncepcji tzw. gowinizacji systemu opieki zdrowotnej leży niezrozumienie zjawisk, które powodują chęć młodych lekarzy do emigracji, lub świadoma rezygnacja z przeciwdziałania tym zjawiskom. Tak czy inaczej wybierając drogę zatrzymania młodych lekarzy w kraju poprzez system nakazów i zakazów, minister Gowin dołączył do ekskluzywnego grona reformatorów, którego prekursorem był marszałek Dorn, chcący wysyłać lekarzy w kamasze.

Jak Państwo widzicie, w nakreślonym obrazie jest trochę czerni i trochę odcieni jaśniejszych. Czyli nie wiem, jak Państwo, ale ja szaro to widzę.

PS Na początek usprawiedliwiam się ogólnie, bo w komentarzach zalazły się dociekania na temat przyczyn mojego milczenia, ba – nawet ponaglenia do powrotu i inspiracje do dalszych wpisów, na wypadek braku stosownych pomysłów.

Na skutek kumulacji działań Wielkiego Brata i jego wesołej gromadki znalazłem się w sytuacji faceta, który chciałby opowiadać o codziennych, użytecznych być może sprawach, gdy właśnie za oknem wybuchł wulkan. Przecież w takiej sytuacji nikt nie będzie go słuchał! Oczywiście, erupcja kiedyś się skończy, a popiół opadnie. Ale kiedy ów facet, doczekawszy wreszcie chwili spokoju, zabiera się do wypowiedzi, wulkan wybucha znowu. To co facet ma zrobić?

Jednak po ostatniej erupcji, kiedy to okazało się, że prawdziwą niepodległość przyniósł Polsce Wielki Brat, a uzbrojona po zęby armia rosyjska wiała przed nim, gubiąc pludry, powiedziałem sobie: to będzie już tak przez dłuższy czas. Trzeba zacząć pisać, jak gdyby nigdy nic. No i – jak Państwo widzicie – nawet zamach na Pana Prezydenta mnie nie powstrzymał. Dziękuję tym z Państwa, którzy nadal interesują się niniejszym blogiem.

Pan Sławomirski – mam z Panem kłopot. Pan nie zgadza się ze mną, używając nieeleganckich (ale niewulgarnych) porównań. To dozwolone. Z drugiej strony zgadzam się w dużej mierze z autorem cytowanego przez Pana artykułu z „Gazety Prawnej”, chociaż z powodów, które mogą się Panu nie spodobać. Uważam bowiem (chociaż to niepoprawne politycznie), że Platforma Obywatelska jest winna rządom Wielkiego Brata przez swoje dramatyczne brakoróbstwo. Z trzeciej strony – Pański wpis z 4 marca świadczy o nieznajomości historii albo złej woli – albo o jednym i drugim. Dla ułatwienia podam, że Romuald Rajs „Bury” został uznany przez IPN za winnego zbrodni wojennych o charakterze czystek etnicznych. IPN-owi nie zarzuci Pan chyba braku patriotyzmu?

Mam dla Pana propozycję: nie wykluczę Pana z grona komentatorów tego bloga, ale zapraszam do Klasztoru Trzeźwych Myśli do 1 lipca 2016. Tradycyjnie przypominam, że złamanie zakazu komentowania w tym czasie będzie oznaczało bezterminowe wykluczenie.

Pan andrzej52 – pamiętam o tym temacie. Czeka we wspomnianej już kolejce. Proszę o cierpliwość i przepraszam za zwłokę.

Pan JackT – dziękuję za zwrócenie uwagi na ten artykuł, przegapiłem go. Podyskutujemy na ten temat możliwie niedługo, bo i ja mam swoje niewesołe spostrzeżenia.