Obietnice PiS: lekarski staż podyplomowy. Powinni przywrócić?

PiS obiecało w kampanii wyborczej przywrócenie lekarskiego stażu podyplomowego. Spełnienie tej obietnicy może okazać się niemożliwe.

Teoretycznie rzecz biorąc, PiS ma w tym przypadku znakomitą okazję do sukcesu propagandowego. Naprawi partactwo poprzedników, podniesie jakość szkolenia młodych lekarzy, wykazując tym samym również troskę o ich pacjentów – można by już szykować triumfalną konferencje prasową. Gdyby nie…

Ale po kolei. Premier Kopacz zdecydowała o likwidacji lekarskiego stażu podyplomowego. Jakie były motywy tego posunięcia? Szczerze mówiąc nasuwa mi się jeden – kreatywna księgowość. Likwidując staż podyplomowy, zaoszczędzono sporo pieniędzy, bo stażystom trzeba płacić. Zmieniono w związku z tym program studiów tak, żeby ostatni ich rok został poświęcony wyłącznie czterem głównym przedmiotom klinicznym. Przedmioty te znajdowały się oczywiście i wcześniej w programie studiów, ale tuż po ich zakończeniu stanowiły program stażu podyplomowego. Teraz mają pozostać tylko w ramach studiów, co stanowi sporą różnicę dla budżetu, bo studentom płacić nie trzeba.

Mógł być w tym koncepcie jeszcze jeden element kreatywnej kalkulacji. Tym razem politycznej. Otóż stażysta jest lekarzem tylko trochę. Nie posiada bowiem prawa samodzielnego wykonywania zawodu. Być może wymyślono metodę na kolejny sukces fasadowy: statystyczne zwiększenie liczby lekarzy. Po cynicznym zagraniu, jakim był pakiet onkologiczny, nie byłoby to nawet specjalnie dziwne.

Ktoś może spytać: skoro stażysta jest lekarzem tylko trochę, to jaka różnica, czy staż przesuniemy na studia, czy nie? Otóż, Szanowni Państwo, staż podyplomowy można porównać do roli, jaką w kształceniu samodzielnych pilotów odgrywały loty na dwusterze (może nadal odgrywają, ale tego nie wiem – źródłem mojej wiedzy o lotnictwie są książki o jego historii). W drugiej kabinie siedział instruktor i jeżeli adept popełniał błąd, mógł bezzwłocznie przejąć stery, by zażegnać ewentualne niebezpieczeństwo. Czyli – niby adept leciał prawie samodzielnie, a rozbić się w zasadzie nie mógł.

W przypadku stażu podyplomowego młody lekarz, mający bardzo ograniczoną prawnie samodzielność, prowadzi swoich pierwszych w życiu pacjentów pod nadzorem doświadczonego opiekuna. Samodzielnie bada jednak pacjentów, przedstawia koncepcje diagnostyczne, proponuje badania, które powinny być wykonane, a także terapię. Opiekując się swoim pacjentem od przyjęcia do szpitala aż do wypisu, widzi, jak terapia wpływa na przebieg choroby. To olbrzymia różnica jakościowa w porównaniu do studiów. Studentom nie wolno właściwie nic, pacjentów widzą bardzo krótko, nierzadko przez 2-3 dni, co nie daje pełnego obrazu przebiegu choroby.

Jest jeszcze aspekt ilościowy. Stażysta powinien prowadzić jednocześnie pięciu pacjentów – takie są zalecenia. To wystarczająco dużo dla profesjonalnego rozwoju, ale nie tyle, by nadmiar problemów mógł ów rozwój blokować. Czyli – dla efektywnego przeprowadzenia stażów podyplomowych trzeba dysponować odpowiednią liczbą oddziałów szpitalnych, z odpowiednią liczbą opiekunów oraz, rzecz jasna, pacjentów. Tak by starczyło dla wszystkich stażystów. Jest to nietrudne, bo miejsc do odbywania stażu, mających akredytację Izb Lekarskich, jest sporo. Gorzej ze studentami. Ci mogą uczyć się wyłącznie w oddziałach klinicznych, których jest znacznie mniej niż dzisiejszych stażowych. Niby-staż będzie zatem i z tego powodu istotnie mniej efektywny niż staż klasyczny.

Zgodnie z regulacjami przyjętymi przez PO staż podyplomowy ma zostać zlikwidowany za dwa lata. Obietnica PiS, że ten niefortunny koncept zostanie wycofany, ma zatem szanse powodzenia. Jest tylko jedno „ale”. Jak już wspomniałem, stażystom trzeba płacić, a studentom nie. PiS przyjęło na siebie, a raczej na rządzone przez siebie państwo, sporo zobowiązań finansowych. Czy na drodze do merytorycznego, politycznego i propagandowego sukcesu nie stanie brak środków na wynagrodzenia dla stażystów? Czas pokaże, ale analizy ekspertów finansowych wskazują, że są powody do sceptycyzmu.