Ufaj i kontroluj! Oczywistości i wątpliwości

Zasada ograniczonego zaufania wobec białego personelu wcale nie jest zła. Kwestia tylko, jak się ona wyraża, a zwłaszcza – jakie ma implikacje praktyczne.

Cieszę się, że nikt z komentatorów mojego ostatniego wpisu nie bronił idei samoleczenia przy pomocy www. Główny akcent Państwa komentarzy przypadł natomiast na kwestię weryfikacji prawidłowości postępowania medycznego przez pacjenta (lub jego rodzinę)

Pani Jaruta i Pan parker wskazali jak najsłuszniej na pożytek płynący z dociekliwości w takich sytuacjach. Nie jestem jednak pewien, czy metody postępowania obydwojga Komentatorów są takie same.

Pani Jaruta przestudiowała podręczniki dotyczące interesujących Ją dziedzin medycyny. Proszę przyjąć wyrazy podziwu – z pewnością nie było to łatwe. Z oczywistych względów autorzy podręczników nie zaczynają każdego zagadnienia ab ovo, odwołując się co najmniej do elementarnej wiedzy, którą posiada zazwyczaj nawet początkujący i niezbyt pilny medyk. Pani zaś musiała zapewne sporo tych podstaw doczytać, by sam podręcznik stał się zrozumiały. Oczywiście – jak słusznie zauważył Pan PA2155 – wciąż pozostaje pewne ryzyko błędnej interpretacji, wynikającej z nieuchronnie powierzchownej znajomości tematu. Żyjemy jednak w czasach, gdy lekarze przeznaczają na rozmowę z pacjentem zazwyczaj bardzo mało czasu. W takiej sytuacji taki wspólny mianownik wiedzy (czy może po prostu: wspólny język) bywa bezcenny dla wartości wzajemnie przekazywanych informacji. Ta sama wiedza może stać się dla pacjenta cennym narzędziem w ocenie prawidłowości postępowania lekarskiego i w aktywnym (w najlepszym tego słowa znaczeniu) udziale w procesie leczenia.

Trochę inaczej jest z Panem parkerem. Wiemy, że wpłynął korzystnie na proces leczenia swojego dziecka, ale skąd wiedział, ze należy interweniować – nie mamy danych. Podręczniki? Znajomy, zaufany lekarz? Zdrowy rozsądek? Intuicja? Szkoda, ze w najbliższym czasie nie dowiemy się tego (o czym będzie poniżej). Wywód Pana parkera o konieczności interesowania się jakością procesów diagnostycznych i leczniczych w pełni popieram. Taki sam postulat znalazł się zresztą również w niedawno opublikowanym dokumencie Porozumienia 1 Czerwca – być może najbardziej konstruktywnej organizacji pacjentów w Rzeczypospolitej. „Instrukcja Przetrwania W Polskiej Służbie Zdrowia” zdecydowanie warta jest przeczytania – oraz przemyślenia –  przez pacjentów, ich rodziny i lekarzy. Zaś Pan Minister Zdrowia powinien przeczytać ją obowiązkowo, a potem nauczyć się na pamięć i przemyśleć. Kilku innym politykom też by to nie zaszkodziło. Oczywiście, kiedy tylko skończą przeglądać się w lusterkach z zachwytem, jacy są fajni.

Przejdźmy zatem do implikacji nabytej wiedzy i powziętej decyzji o interwencji w działania zespołu lekarskiego. Egzekwowanie swoich praw jest oczywiste. Takie sytuacje omawia wspomniana „Instrukcja..” i do niej pozwalam sobie Państwa odesłać. Jeżeli zaś mamy wątpliwości natury merytorycznej, to możemy podjąć merytoryczna dyskusję, jak Pani Jaruta. Możemy też  podjąć działania bardziej intensywne – spowodować zmianę koncepcji postępowania, jak to uczynił Pan parker, w odniesieniu do swojego dziecka i swojego teścia. Jeżeli tylko mogę dodać kroplę dziegciu do beczki miodu sukcesów Pana parkera, to stwierdzenie: „Wyleczyłem, bez pomocy doktora G, z pomocą innych lekarzy, w ramach ubezpieczenia.”, spowodowało u mnie chwilę zadumy. Być może Pan parker jest lekarzem, co skrzętnie przed nami ukrywa. Jeżeli nie, to być może przytoczono zwrot oddaje Jego sposób rozumowania. W takim przypadku obawiam się, że Pan parker traktuje jak głupich niewolników wszystkich lekarzy – i tych, którzy się mylą, i takich którzy potrafili pomóc. Co nie rokuje dobrze, bo uzasadnione roszczenia poprawiają losy pacjentów i funkcjonowanie systemu, ale nieuzasadnione – niszczą współpracę na linii lekarz-pacjent, co prędzej, czy później mści się na obydwu stronach.

Wydaje mi się, że w przypadku wątpliwości, czy postępowanie medyczne jest merytorycznie optymalne, najlepiej byłoby zmienić lekarza. P.T. Tanaka w swoim komentarzu poddaje w wątpliwość wartość takiego poglądu, jako idealistyczną mrzonkę. Pozwolę sobie na dwupunktową obronę swojej tezy.

Po pierwsze: tzw. szybkie środki dziennikarskiego przekazu (TV, radio, serwisy internetowe, gazety codzienne) nie uznają spokojnej normalności. Interesuje je coś nadzwyczajnie dobrego, albo nadzwyczajnie złego. Ponieważ w medycynie fantastycznie pozytywne newsy (takie jak ratunkowy przeszczep twarzy dokonany przez polski zespół) zdecydowanie zdarzają się rzadziej, niż te negatywne (których przykłady zostały w komentarzu przytoczone), to mamy taki, a nie inny, medialny obraz. Gdybyśmy jednak położyli na jednej szali te wszystkie skandale, a na drugiej – codzienną pracę „białego personelu” różnych specjalności, w wyniku której komuś uratowano życie, a kogoś innego – uchroniono przed inwalidztwem, to jestem przekonany, że bilans wypadnie zdecydowanie na korzyść tej nieefektownej, ale efektywnej pracy. Gdyby było inaczej, nasz kraj dawno by się wyludnił za sprawą „morderców w białych fartuchach”. Nikt nie pokaże w telewizji ratującego życie, lub sprawność, zabiegu – nawet najtrudniejszego – jeżeli jest on rutynową procedurą. Nie należy w żadnym wypadku lekceważyć patologii, ale też warto zachować świadomość szerszego kontekstu.

Punkt drugi: lekarz to zawód, jak każde inne rzemiosło artystyczne. Wymaga zatem wiedzy, wyobraźni, rzetelności i pokory. O dobrego lekarza jest równie (ale chyba nie bardziej) trudno, jak o dobrego kucharza, szewca, policjanta dochodzeniowego, przedszkolankę, etc. Dobrzy fachowcy nie walają się jednak po trawnikach, więc jeżeli P.T. Tanaka postanowi zmienić doktora na lepszego, to nie wystarczy wyjść na ulicę i gwizdnąć na palcach. Trzeba się trochę w poszukiwaniach niekiedy natrudzić.

 

Na zakończenie, z prawdziwą przykrością, komunikuję pierwsze w historii tego bloga czasowe wykluczenie. Pan parker w swoim komentarzu zdecydowanie przekroczył granice słownictwa używanego w dyskusji przez kulturalnych ludzi. Jest to już kolejny incydent złamania przez Pana zasady wzajemnego szacunku, której na tym blogu pozwolę sobie bronić. Jest mi tym bardziej przykro, że jakkolwiek nie zawsze zgadzam się z Pana poglądami, to uważam je za cenną inspirację do dyskusji. Proszę, by powstrzymał się Pan z publikowaniem komentarzy do tego bloga przez dwa tygodnie od dzisiaj – to taki odpowiednik hokejowych dwóch minut na ławce kar, w celu ochłonięcia z nadmiernej zapalczywości. Pojawiające się w tym czasie Pana nowe komentarze będą usuwane. Mam nadzieję przeczytać kolejne w drugiej połowie czerwca.