Odwalcie się od Pani Jandy, Pana Zborowskiego i Pana Materny!

Szanowni Państwo, po wpisie dotyczącym decyzji władz Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, by szczepić wybitnych niewątpliwie artystów (oraz Leszka Millera) przed medykami pracującymi z pacjentami i pracownikami tejże uczelni, pojawiło się mnóstwo komentarzy, które świadczą o tym, że nazbyt wiele osób nie zrozumiało istoty sytuacji.

Skupiono się bowiem na artystach, nie poświęcając właściwie uwagi na tych, którzy za decyzję o szczepieniach są odpowiedzialni. Na początku najbardziej dostało się p. Krystynie Jandzie, która przyznała na swoim profilu w mediach społecznościowych, że poddała się szczepieniu przeciwko SARS-CoV-2. Teraz bohaterscy pracownicy Polsatu podający się za dziennikarzy bohatersko wyciągnęli na światło dzienne informację, że zaszczepiono również p. Wiktora Zborowskiego i p. Krzysztofa Maternę. Nie wspomnieli o sprawcach i o mechanizmach.

Z przykrością muszę dodać do tego wszystkiego wypowiedź prof. Grodzkiego (cytuję za dziennik.pl): „Idea jest prosta: nie marnujemy żadnej szczepionki, dwa: szczepimy jak najwięcej ludzi po to, żeby osiągnąć odporność populacyjną jak najszybciej”. „Arbitralny podział” na grupy szczepień „jest trochę sztuczny i niekoniecznie stosowany w innych krajach”. Dodał, że podziały te i próby karania nie sprzyjają tworzeniu klimatu wokół szczepień. A z innymi politykami lekarzami zrobił wiele, żeby zachęcić ludzi do szczepień. „Jeżeli oni zaczną natykać się na bariery biurokratyczne czy odtrącanie, to ten efekt zostanie niepotrzebnie zniweczony. Zróbmy wszystko, żeby szczepić każdego, kto będzie chciał być zaszczepiony jak najszybciej” – wskazał Grodzki.

No to teraz po kolei: wybitni artyści są niezwykle cenni dla społeczeństwa i powinni być traktowani priorytetowo, zwłaszcza że zazwyczaj są w wieku zdecydowanie dorosłym. To po pierwsze. Artyści mają prawo się bać, zwłaszcza że są ludźmi wrażliwymi i zwłaszcza po tragedii p. Machalicy. To po drugie. Ale – to po trzecie – mówimy o przesunięciu terminu o dwa-trzy tygodnie. Przez ten czas można zachować skrajną ostrożność. Dwa tygodnie nawet autoaresztu domowego to nie jest długi wyrok.

Tymczasem są tacy, którzy nie mogą odizolować się od świata, bo na co dzień pracują z chorymi.

Z drugiej strony nikt ze wspomnianych wybitnych artystów nie wyrwał siłą szczepionki dla siebie. Mogli o nią najwyżej prosić, w czym byli usprawiedliwieni, zwłaszcza że nie muszą znać szczegółów funkcjonowania naszego systemu opieki zdrowotnej. Ktoś im tę szczepionkę udostępnił i to na tych osobach trzeba skupić uwagę, jeżeli nie chcemy, żeby w 2023 lub 2024 r. deficyt pracowników ochrony zdrowia nie był jeszcze większy niż dzisiaj, i to mimo ich importu.

Historia 18 szczepionek poza kolejką nie byłaby warta zachodu, gdyby nie fakt, że jest jaskrawym przykładem pogardliwego traktowania młodszego personelu lekarskiego, a także pielęgniarskiego, ratowniczego, laboratoryjnego i w ogóle wszystkich tzw. allied professionals. Bo dla władz WUM nie było najwidoczniej problemem, że rezydenci z zarządzanych przez nie szpitali czekają na swoją kolej.

Bo dla prof. Grodzkiego jednoznaczne wskazanie, że najpierw trzeba zaszczepić personel medyczny, jest „barierą biurokratyczną”. Naprawdę?

Przy dziurawym sicie opracowywania pacjentów pod kątem covid-19, przy oficjalnym nieuznawaniu w Polsce PCR-ujemnej postaci tej choroby – tysiące lekarek i lekarzy zastanawiają się codziennie, czy już coś złapali i czy bezpieczne są ich rodziny.

Nie wiem, jak często prof. Grodzki i prominenci z władz WUM zastanawiają się nad sytuacją rezydentek, rezydentów i pielęgniarek ze swoich klinik. Nie wiem, czy mają w sobie coś takiego jak szacunek i empatia wobec personelu z niższych szczebli drabinki organizacyjnej. Bo swoimi wypowiedziami zaświadczyli raczej, że wszystkie te osoby są dla nich nieistotnym „planktonem klinicznym”. A to ten „plankton” ryzykuje na co dzień zdrowie lub nawet życie. Nie wiem, kiedy szanowni bogowie medycyny ostatni raz z tym planktonem naprawdę rozmawiali. Oczywiście poza wydawaniem poleceń lub opieprzaniem.

Cała ta historia nie jest o artystach. Jest o braku elementarnego szacunku dla personelu medycznego, posuniętym do stopnia lekceważenia bezpieczeństwa tego personelu. Artyści szczepionki przyjęli, ale są tu współwinnymi w niewielkim stopniu. Nie róbcie z nich celu ataku. Zawdzięczamy im – przynajmniej niektórzy z nas – bardzo dużo. Za nimi koszmarny rok zakończony utratą przyjaciela. Odganiajmy od nich paradziennikarzy – z Polsatu i skądkolwiek.

Oczywiście jest w tym wszystkim jeszcze Leszek Miller, ale nim też nie warto się zajmować. Po prostu zasadził kolejnego ogórka w swoim życiorysie, dowodząc, jak gorzki może być jego własny bon mot o kończeniu.