Covid-19 w Polsce: cenzura i ograniczenia pracy lekarzy. Potencjalnie mordercze mieszanie medycyny z polityką

Łukasz Szumowski – nie bez słuszności – wyrósł na gwiazdę walki z koronawirusową zarazą. Że teraz może zniszczyć swój wizerunek – jego sprawa. Ale dlaczego próbuje przyczynić się do rozsiewania epidemii i wzrostu liczby ofiar zarówno spowodowanych Covid-19, jak i tych „pobocznych”?

Dwie ostatnie decyzje ministra Szumowskiego mogą zaszkodzić wszystkim: zwykłym ludziom, jemu samemu i jego własnej partii.

Decyzja pierwsza – cenzura

Minister zabronił konsultantom wojewódzkim wypowiadać się do mediów bez zgody konsultantów krajowych, a najlepiej nie wypowiadać się w ogóle. Oczywiście, sam nie ubrudził rąk podpisaniem tego dokumentu. Od brudzenia sobie rąk ma egzekutorkę – Józefę Szczurek-Żelazko. Dzięki niej, podpisującej się pod najbardziej wrednymi pismami, minister może nadal próbować odgrywać rolę dobrego szeryfa w zepsutym przez epidemię i opozycję miasteczku.

Analogiczne zakazy w tym samym czasie wydali dyrektorzy szpitali i instytutów personelowi medycznemu. Jeden z nich, Marek Wierzba, dyrektor szpitala w Nowym Targu, a przy okazji radny Pychy i Szmalu, wylał z pracy położną, bo napisała w mediach społecznościowych, że w jej szpitalu brakuje sprzętu do ochrony indywidualnej personelu. Zarzut dyrektora brzmiał: sianie paniki. Dobrze, że komisarz Wierzba nie miał przy sobie akurat służbowego pistoletu, bo zgodnie z naśladowanym przez siebie wzorcem powinien ową położną na miejscu zastrzelić. Dla przykładu. Co ciekawe, Łukasz Szumowski na konferencji prasowej uznał owo wydarzenie za niefortunne, ale nic więcej w tej sprawie nie zrobił.

Tu nadszedł dobry moment, żeby odpowiedzieć sobie na dwa pytania. Po pierwsze: co takiego jest w tych wypowiedziach, że stały się zakazane? Po drugie: kto na tej cenzurze skorzysta (albo myśli, że skorzysta)? Znaleźć można bardzo proste rzeczy:

  • że nie ma środków ochrony indywidualnej dla personelu
  • że nie ma jednoznacznej polityki testowania, że oczekiwanie na test i na jego wynik jest znacznie dłuższe, niż wynikałoby z deklaracji Ministerstwa Zdrowia, GIS i innych namaszczonych
  • że zakażonych jest z pewnością więcej, bo nie są testowane nawet ewidentne klinicznie przypadki; o ile jest ich więcej – nie wiadomo, bo nie testujemy
  • że liczba zgonów jest z pewnością zaniżona, bo można znaleźć doniesienia o przypadkach kreatywnej statystyki medycznej, stosowanej wobec zgonów pacjentów, u których właśnie Covid-19 był najbardziej prawdopodobną przyczyną bezpośrednią.

Aha – i od przedwczoraj pojawiły się komentarze dotyczące skandalu sejmowego. Nasi niezłomni narodowi bohaterowie najpierw krzyczeli, że opozycji konstytucja jest droższa niż ludzkie życie i przez to muszą przyjść, biedactwa, do roboty, ale potem było znacznie śmieszniej. Posłanki i posłowie otrzymali maseczki, o jakich większość personelu medycznego może tylko marzyć (albo kupić takie za własne pieniądze, chyba że znajdą się jacyś wspaniali darczyńcy), i rękawiczki. Potem pokazano obrazki z Sejmu: Tadeusz Cymański z maską na czole. No naprawdę przezabawne, boki zrywać. W ten sposób napluł w twarz tym pracownicom i pracownikom medycznym, dla których maseczek nie starczyło. Marek Suski w jednej rękawiczce. Jakaś pani wprawdzie w masce, ale za to maska na szyi, a nie na twarzy, do wnętrza maski włożone dłonie w rękawiczkach.

Żebyście Państwo wiedzieli, jaki jest ciężar gatunkowy żarciku Cymańskiego – krótka kalkulacja: dla Sejmu zużyto ponad 400 masek klasy 3, czyli najskuteczniejszych, które powinny być standardem dla personelu każdego szpitala, nie tylko jednoimiennego zakaźnego. Niektóre szpitale mają takich masek niewiele ponad 200…

Oczywiście, arogancja Cymańskiego to jedno, ale mam pytanie: czy minister zdrowia pofatygował się, żeby zadbać o przeszkolenie posłów z podstaw profilaktyki antywirusowej, włączając w to zasady używania masek i rękawiczek?

Tak przy okazji: oburzenie części środowiska medycznego wzbudziło autopromocyjne zdjęcie doktora „Idei” Karczewskiego w znakomitym i bardzo deficytowym, jednorazowym kombinezonie ochronnym. Oczywiście, ego pana doktora bezcenne jest, ale może lepiej by było wykorzystać ten kombinezon dla innych niż autolans celów?

Drugie pytanie: komu cenzura przyniesie korzyść? Najprościej jest je odwrócić: co w tych informacjach jest dla władzy takie groźne?

Na pewno statystyka. Wiemy, że im bardziej płaska będzie krzywa zakażeń i niższa liczba zgonów, tym bardziej Jego Miłomściwość będzie mógł upierać się przy nieprzekładaniu wyborów prezydenckich. Jeżeli publikowane oficjalnie krzywe zaczną mieć znacznie bardziej stromy przebieg, to można będzie wnioskować, że interpretacja konstytucji przez satrapę właśnie zasadniczo się zmieniła i wybory jednak odbędą się później. Na razie jednak podważanie oficjalnych, jedynie słusznych danych o zachorowaniach i zgonach, podawanych przez ministra zdrowia, to oczywisty zamach na głoszoną oficjalną interpretację rzeczywistości: jest źle, ale nie na tyle, by przekładać wybory.

Kolejna potencjalna obawa władzy jest poważniejsza. Jeżeli bowiem wybory odbędą się w pierwotnym terminie, to kłamstwo o skutecznej i zakończonej sukcesem walce z zarazą może być podstawowym i na krótką metę efektywnym przekazem ze strony Pychy i Szmalu podczas tej niby-kampanii. Jeżeli jednak zostaną opóźnione, to trzeba będzie podtrzymywać mit Trzech Muszkieterów Epidemii: ministra zdrowia, jednego mitomana i jednego przyboru do pisania jako niezłomnych obrońców Ojczyzny przed paskudztwem z Chin. Politycy i propagandziści spod sztandarów Jego Miłomściwości świetnie się czują w takiej bitewnej retoryce. A jako jej integralnej części potrzebują zwycięstw – przynajmniej takich na papierze i na telewizyjnym pasku. Nie można dopuścić, żeby taka narracja została podważona przez jakieś opowieści o dramatycznej nieudolności zarządzania systemem opieki zdrowotnej.

Skutki praktyczne

Kneblowanie personelu będzie miało swoje następstwa:

  • Pycha i Szmal będzie mogła udawać, że sytuacja jest stabilna, co da im nadzieję na to, że ich kandydat wygra – może nawet w pierwszej rundzie.
  • Znaczące obniżenie bezpieczeństwa pacjentów poprzez obniżanie liczby aktywnego personelu medycznego. W czasie epidemii personel medyczny jest społecznym skarbem i wie o tym cały świat. Zwalnianie z pracy kogokolwiek z tej grupy, jeżeli nie ciążą na tej osobie zarzuty natury kryminalnej, jest niedopuszczalne i powinno być surowo karane. Fakt, że dyrektor szpitala w Nowym Targu nie stracił za swoją decyzję stanowiska, dyskredytuje w istocie ministra Szumowskiego. Na dodatek skoro jedna osoba została wyrzucona z pracy za przekazywanie informacji, to można się spodziewać następnych zwolnień. W skali niedoboru personelu takie podejście dowodzi przedkładania wyborczej ideologii nad bezpieczeństwo społeczne.
  • Brak rzetelnych komunikatów wraz z nieuchronnie nadchodzącą wiosenną poprawą pogody i nieuchronnie narastającym, powszechnym zmęczeniem kwarantanną może sprzyjać większej beztrosce ludzi wobec nakazów izolacji. Policji mamy – dla odmiany – też zbyt mało, więc będzie wzrastać liczba zakażeń, a w następstwie zakażeń wśród personelu medycznego.

Decyzja druga: ograniczanie liczby miejsc pracy

Jeszcze nie opadł dym wokół cenzury wypowiedzi, a już 25 marca Ministerstwo Zdrowia opublikowało dokument o sygnaturze ZPN.60.3.2020 zaadresowany do pracowników ochrony zdrowia. Uzasadniając zalecenie prośbami epidemiologicznymi, prosi się w nim pracowników sektora medycznego, „(…) by w przypadku wykonywania pracy w kontakcie z osobami ze zdiagnozowanym zakażeniem albo z podejrzeniem zakażenia powstrzymać się od wykonywania pracy z innymi pacjentami, w innych podmiotach leczniczych czy jednostkach organizacyjnych systemu ochrony zdrowia. Pracownikom, którzy nie mają bezpośredniego kontaktu z takimi grupami pacjentów, zaleca się ograniczenie liczby miejsc wykonywanej pracy”.

Najpiękniejsza jest końcówka tej uprzejmej prośby: „Proszę o bezwzględne zastosowanie do tych zasad ze skutkiem natychmiastowym. Jednocześnie informuję, że trwają już prace mające na celu wprowadzenie ich do systemu prawa” (czyli – tłumacząc na ludzki – nie mam na was podstawy prawnej, ale jak będę miał, to wezmę was za mordę aż miło).

Dokument jest straszniejszy dla pacjentów, niż się może w pierwszej chwili wydawać. Podpisała go Józefa Szczurek-Żelazko, nasza ulubiona Adrianna (czyli żeński odpowiednik wszystkopodpisującego Adriana). Żywy dowód – obok wicestarosty puławskiego i dyrektora z Nowego Targu – że w partii rządzącej najważniejsze są zdrowa postawa ideologiczna oraz gorliwa lojalność. Brak szczęścia w myśleniu nie przeszkadza.

Przesłanki do wygenerowania cytowanego powyżej pisma są może nawet teoretycznie słuszne, ale autorzy dokumentu (z firmującym wszystkie działania Ministerstwa Zdrowia Łukaszem Szumowskim włącznie) zapomnieli o jednym drobiazgu: od lat personelu medycznego mamy zbyt mało. Wymusiło to specyficzny system pracy – w kilku miejscach na raz. Niekoniecznie „w prywacie”. Czasami w kilku szpitalach, bo dyżurantów czy konsultantów po prostu brakuje. Stworzył się specyficzny układ zamknięty: z jednej strony braki wymuszały nacisk na personel, by zatrudniał się w wielu miejscach, a z drugiej – preferowany przez pracodawców system zatrudniania (kontrakty zamiast etatów) i system płac sprawiają, że lekarze muszą pracować w kilku miejscach, żeby przetrwać.

Martwi mnie również, że minister Szumowski, Adrianna i cała ta wesoła gromadka nie mają pojęcia, jak funkcjonuje system w czasach zarazy. Nie wykonuje się praktycznie zabiegów planowych. Ale pozostały ostre. Anestezjolodzy wciąż pracują w różnych miejscach. Bo muszą. Z kolei przychodnie w większości opierają się na teleporadach. Czyli lekarze mogą zobaczyć pacjenta najwyżej na ekranie komputera, jeżeli w ogóle. Kontaktu bezpośredniego prawie nie ma. Wiele poradni jest zamkniętych na głucho. Wielu lekarzy jest na kwarantannach lub opiekuje się dziećmi. W sumie dostęp do diagnostyki jest zdecydowanie gorszy. Istnieje poważne ryzyko przegapienia objawów mającego nastąpić zawału serca czy rozpoczynającej się choroby nowotworowej. Jeżeli wyjmiemy z tego systemu kolejnych lekarzy, liczba zgonów nie-COVID-owych może niestety jeszcze bardziej wzrosnąć.

Najbardziej wstrząsające jest jednak dla mnie zdanie zawierające różnicowanie personelu na ten, który pracuje z pacjentami zakażonymi, i na ten, który nie. Skąd mamy wiedzieć, który pacjent jest zakażony, jeżeli ostentacyjnie odmawia się badań lub opóźnia je w nieskończoność? Największe dramaty rozgrywają się nie na oddziałach zakaźnych, w miarę dobrze przygotowanych, lecz tam, gdzie zakażony nie powinien w ogóle się znaleźć. Koszmarny przykład warszawskiego szpitala psychiatrycznego przy ul Nowowiejskiej, opisany przez OKO.press, jest tylko jednym z wielu.

Skutki praktyczne:

  • Zalecenie jest na tyle nieprecyzyjne, że może być stosowane absolutnie uznaniowo.
  • Spowoduje zapewne ubytek kolejnych profesjonalistów medycznych z systemu. Nie fizycznie – funkcjonalnie. Bardzo wiele osób istnieje bowiem w systemie „w kilku osobach”, łącząc etaty/kontrakty tak, że w sumie pracuje w dwóch-trzech miejscach. To pozwala naszemu systemowi opieki zdrowotnej w ogóle funkcjonować. Ustawowe odebranie takiej możliwości usunie te wirtualne osoby z systemu, na czym ucierpią przede wszystkim pacjenci.

Podsumowanie:

Obie decyzje ministra Szumowskiego są obliczone na pozytywny efekt wizerunkowo-propagandowy dla jego ugrupowania, co ma się przełożyć na pewne zwycięstwo wyborach.

Niestety, od początku roku coraz bardziej dosadnie widać, jak minister Szumowski coraz większą wagę przykłada do perspektyw swojej kariery politycznej, nawet jeżeli ceną ma być bezpieczeństwo pacjentów. Dzięki inteligencji, fachowości medycznej i charyzmie stał się na chwilę twarzą walki z koronawirusem. Rzecz jednak w tym, że jakkolwiek olbrzymia większość społeczeństwa nie jest w stanie ocenić merytorycznie tego, co się dzieje, to przecież ludzie mają swoje osobiste niedole lub wręcz dramaty, które po prostu czują.

Ostatnie zarządzenia Łukasza Szumowskiego bardzo zwiększają ryzyko nasilenia kaskady zdarzeń:

obniżona efektywna liczebność personelu medycznego + spadek dyscypliny społecznej => dalszy wzrost liczby zakażeń w społeczeństwie => dalszy  wzrost liczby zakażeń wśród personelu medycznego => wzrost liczby zgonów Covid-19 + wzrost liczby zgonów „pobocznych” w społeczeństwie.

Ludzie boleśnie odczują coraz dłuższy czas oczekiwania na ambulans czy wręcz zgony bliskich, którzy odejdą, nie doczekawszy opieki. To zaszkodzi niewątpliwie karierze Łukasza Szumowskiego. Szkoda, że przedtem zaszkodzi wielu niewinnym ludziom.