Pacjentka jak inwentarz gospodarski? Według prokuratury – tak

Prokuratura, umarzając postępowanie w sprawie profesora Chazana, wykazała jeszcze raz prawdę, że w naszym systemie opieki ginekologiczno-położniczej pacjentki nie są podmiotem, lecz przedmiotem.

Niepokojąca jest w tym akurat przypadku bylejakość pracy prokuratury, której przyczyn nie śmiem dociekać. Porażający jest zwłaszcza fakt, że w sprawie dotyczącej potencjalnego zagrożenia zdrowia lub życia (opieram się tu na opublikowanym uzasadnieniu umorzenia śledztwa) prokuratura wykazała ewidentną nieznajomość definicji zdrowia lub jej lekceważenie.

Przypomnę, że (podaję za gazeta.pl) prawie rok temu prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie „narażenia pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w związku z odmową przeprowadzenia zabiegu usunięcia ciąży”.

Na początku maja pojawił się komunikat, że prokuratura umorzyła śledztwo, ponieważ do tego rodzaju złamania prawa nie doszło. Można przyjąć, że przy obecnym poziomie medycyny donoszenie i urodzenie niezdolnego do samodzielnego życia dziecka nie musiało stanowić (i w istocie najprawdopodobniej nie stanowiło) bezpośredniego zagrożenia dla życia Pacjentki. Sama ciąża – mimo że jest stanem „podwyższonych wymagań” wobec organizmu kobiety – nie może być uważana za stan narażający ją per se na doznanie poważnego uszczerbku na zdrowiu.

Oczywiście – o ile nie istnieją szczególne okoliczności medyczne, na przykład poważne choroby, na które ciężarna cierpi. W tym przypadku – o ile wiadomo – nic takiego nie miało miejsca. Czy zatem prokuratura miała rację? Niekoniecznie.

Zgodnie z definicją przyjętą przez Światową Organizację Zdrowia stan zdrowia jest to dobrostan nie tylko fizyczny, ale i psychiczny. Donaszanie – wbrew własnej woli – ciąży, po której dziecko nie ma najmniejszych szans na przeżycie, musi stanowić uraz psychiczny, być może bardzo istotny. Ciekaw jestem, czy Panowie Prokuratorzy powołali biegłych psychiatrów, a jeżeli tak – to ilu ich było i jakie były ich opinie. Jeżeli biegłych psychiatrów nie powołano (a tak można wnioskować z informacji z tvp.info), to trzeba z całą stanowczością stwierdzić, że uzasadnienie o umorzeniu śledztwa oparte było na fałszywym twierdzeniu. W takim przypadku należałoby oczekiwać dotkliwych sankcji wobec funkcjonariuszy prokuratury odpowiedzialnych za tak niesłychane partactwo.

Niezależnie od kwestii uszczerbku na zdrowiu pozostaje inna, zaniechana przez prokuraturę kwestia: profesor Chazan złamał prawo. Zgodnie z duchem Klauzuli Sumienia mógł odmówić wykonania aborcji, ale również zgodnie z nim miał obowiązek skierować pacjentkę do miejsca, gdzie zabieg taki może być wykonany.

Z premedytacją, której nie ukrywa, nie dopełnił tego obowiązku, aż do momentu, kiedy bezpieczne wykonanie aborcji przestało być możliwe. Nie pozostawił wątpliwości, mówiąc w wywiadzie z Joanną Podgórską: „Lekarz nie jest niewolnikiem pacjentki. Ma sumienie i nie jest do wynajęcia do każdej roboty”. Stwierdził również, że nie ma prawa zezwalającego na aborcję w określonych przypadkach, jest tylko możliwość niekarania lekarza, który aborcji w takich okolicznościach dokonał.

Jest to ewidentne, rozmyślne lekceważenie systemu prawnego kraju, którego profesor Chazan jest obywatelem i na terenie którego wykonuje zawód lekarza. Ze wszystkimi (teoretycznie) prawnymi konsekwencjami.

Śledczy z prokuratury mieli stwierdzić (cytuję za tvp.info), że: „nie ma zbyt dużych szans na postawianie zarzutów w tej sprawie. Tam, gdzie w grę wchodzi klauzula sumienia, mamy prawnie związane ręce. Zarzuty w takiej sprawie mógłby usłyszeć podejrzany, gdyby »zmusił groźbą lub przemocą« pacjentkę do utrzymania ciąży. A tu nic takiego nie miało miejsca. Na chwilę obecną nie ma więc podstaw do przedstawienia komukolwiek zarzutów”.

Przypomina mi się inny cytat – z „Ojca Chrzestnego”: „Przyjacielu, nie każ mi w to wierzyć – to obraża moją inteligencję”. Oczywiście, że profesor Chazan nie posłużył się groźbą ani przemocą. Mając pewność całkowitej bezkarności, rozmyślnie posłużył się manipulacją. Nie krył tego w publicznych wypowiedziach. Prokuratura – czy może szerzej: Państwo Polskie, w imieniu którego prokuratura działa – daje jednoznacznie do zrozumienia coś, co wydaje się nieprawdopodobne. Że istnieje możliwość bezkarnego łamania polskiego prawa w imię osobistych przekonań, jeżeli są one niezgodne z tym prawem. A także – że istnieje możliwość bezkarnego łamania praw pacjenta, o ile tylko odbywa się to w sferze, której blisko dotyczy doktryna katolicka w polskim wydaniu.

Przyjmuję oczywiście, że niektóre kobiety mogą chcieć donosić ciążę nawet wtedy, gdy dziecko nie ma najmniejszych realnych szans przeżycia. Jednak decydować o tym powinny one same, a nie lekarz. Profesor Chazan uważa, że ma prawo bawić się w Pana Boga, nie pozostawiając wyboru pacjentkom. Jednoznacznie wyraża to w swoich wypowiedziach. Prokuratura zaś pozwala mu na bezkarność.

Cóż, prokuratorzy bywają odważni tylko w filmach. Dylematy moralne tych prawdziwych nieodparcie przypomina zapomniana piosenka – barda walki o niepodległą, demokratyczną i przyzwoitą Polskę: Jana Krzysztofa Kelusa „Pytania, których nie zadam”. Najważniejsza w tym kontekście jest fraza z refrenu:

„Życie jest, bracie, życie,
a tam czysta – nie czysta
zamiast cztery osiemset na rękę osiem czterysta
ludzie – no wiesz, jak jest z ludźmi
praca – no wiesz, jak jest w pracy (…)”.

Na razie wiele wskazuje na to, że w oczach polityków i prominentnych przedstawicieli świata lekarskiego (bo władze Izb Lekarskich bardzo się z profesorem Chazanem solidaryzują) pacjentki są jak gospodarskie krowy lub owce: mają rodzić, przy czym oczywiście trzeba je karmić i zapewnić miejsce do spania. Ale co sobie myślą i czy są szczęśliwe? A kogóż to obchodzi?