Współpraca lekarzy z firmami medycznymi – kroki ku normalności

Niejasne i niejasno egzekwowane zasady współpracy lekarzy z firmami medycznymi to jeden ze wstydliwych punktów odróżniących Polskę od krajów „starej UE” oraz USA. Ostatnie decyzje i wypowiedzi ministra zdrowia dają nadzieję na zatarcie tych różnic w przewidywalnej przyszłości.

Minister Bartosz Arłukowicz odwołał kilku konsultantów krajowych, którzy odmówili złożenia oświadczeń o współpracy z firmami medycznymi lub złożyli je po wymaganym terminie. Uzasadnił swoją decyzję w rzetelnej wypowiedzi, z którą naprawdę warto się zapoznać.

Istotę problemu da się streścić w dwóch punktach.

Po pierwsze: współpraca firm medycznych z lekarzami jest konieczna – również dla utrzymania postępu medycyny, czyli dla dobra pacjentów.

Po drugie: ponieważ w grę wchodzą pieniądze (niekiedy ogromne), to oczywiste istnieje ryzyko nieuczciwych działań – zwłaszcza o charakterze korupcyjnym. Dlatego niezbędne jest, by reguły współpracy były jasne, a ich przestrzeganie – łatwe do kontrolowania.

Rozwińmy nieco obydwa te punkty.

Współpraca firm medycznych z lekarzami – zwłaszcza uznanymi autorytetami w zawodzie – jest konieczna. Opinie lekarzy przyczyniają się do określenia kierunków badań nad nowymi terapiami i metodami diagnostycznymi, a następnie ich wdrażania. Każda duża firma medyczna korzysta regularnie z konsultacji kilku-kilkunastu ekspertów.

Warto sobie uświadomić, jak bardzo zmieniły się możliwości medycyny na przestrzeni ostatnich 20–50 lat. Postęp jest w dużej mierze następstwem współpracy lekarzy z firmami medycznymi, które przecież wciąż szukają pomysłów na nowe produkty. Chcą produkować to, co się przyda, żeby potem na tym zarobić.

Przy okazji – przestańmy myśleć, mówić i pisać o dochodach firm medycznych jako o czymś nieeleganckim lub wręcz nieprzyzwoitym. Pamiętajmy natomiast, że opracowanie nowej technologii wymaga istotnych nakładów finansowych. Nowa technologia może z kolei dać szansę tym pacjentom, których choroba była dotychczas nieuleczalna lub niemożliwa do wykrycia na etapie na tyle wczesnym, by zachować realne prawdopodobieństwo skutecznego jej leczenia.

Firma zarobi zarobi zatem na tym, co będzie się sprzedawać, bo udzieli pacjentom pomocy. Sęk w tym, że nie zawsze ma ideę, jaka nowa technologia może być pomocna. Ma pieniądze, narzędzia badawcze, potencjał produkcyjny, ale nie zawsze ma wiedzę o tym, jakich narzędzi terapeutycznych i diagnostycznych brakuje lekarzom w ich pracy. Współpraca z ekspertami ze środowiska lekarskiego ma tu kluczowe znaczenie. Bez niej z pewnością nie byłoby niektórych leków, urządzeń do terapii serca ani wyrafinowanych technologii stosowanych w neurochirurgii – z niewątpliwą korzyścią dla chorych.

Kiedy nowy lek lub sprzęt medyczny przejdzie pierwsze testy, sprawdzające, czy metoda spełnia kryteria elementarnego bezpieczeństwa, kolejnym etapem są badania dotyczące zastosowania klinicznego u konkretnie zdefiniowanych pacjentów. Takie testy muszą być przeprowadzane w placówkach spełniających określone wymagania – zanim nastąpi zgoda na powszechne zastosowanie metody. To oczywiście kolejna forma współpracy lekarzy i firm.

Firmy medyczne wspierają również kształcenie podyplomowe lekarzy. Wspierają niezależne konferencje naukowe. Bez ich wsparcia bardzo cenne dydaktycznie kongresy nie byłyby możliwe. Oczywiście budują w ten sposób swój wizerunek – czyli znowu źródłem jest biznes, ale efekty wykraczają daleko poza ten aspekt.

Medycyna kliniczna jest zatem nierozerwalnie związana z firmami medycznymi. Integralną częścią tego związku są biznesowe relacje lekarzy z firmami. Tyle że takie relacje nie powinny być tematem ustnych i pisemnych insynuacji, lecz podlegać bardzo jasnym regułom.

Jeżeli współpraca jest jawna, to łatwo uniknąć wątpliwych etycznie sytuacji. Jest oczywiste, że lekarz, który pobiera honoraria od firmy medycznej, nie powinien uczestniczyć w rozstrzyganiu przetargu, w którym startuje ta firma. Jeżeli wygłasza wykład na temat choroby, w której diagnostyce lub leczeniu mogą być stosowane produkty płacącej mu firmy, to musi na samym wstępie jednoznacznie to zakomunikować. Audytorium weźmie to pod uwagę, interpretując przekazywane przez wykładowcę treści. Takie są reguły gry w cywilizowanym świecie.

Muszę przyznać ze smutkiem, że w Polsce nie zawsze się ich przestrzega. Tymczasem w krajach Zachodu liczne związki z firmami medycznymi traktowane są jako swoista miara wiarygodności eksperta medycznego. Brzmi paradoksalnie, ale tylko na pozór.

Wyobraźmy sobie, że w jakiejś dziedzinie medycyny konkurują ze sobą trzy firmy będące głównymi graczami na tym rynku. Jeżeli lekarz jest ekspertem wszystkich trzech, to oznacza, że w wyrażanych opiniach nie faworyzuje żadnej z nich. W przeciwnym razie pozostałe zakończyłyby współpracę. Istnieje niemało ekspertów medycznych pracujących dla jednej firmy i nietrudno się domyślić, że przedstawiane przez nich poglądy traktowane są z większą ostrożnością.

Wyegzekwowanie od konsultantów krajowych obowiązku deklaracji współpracy z firmami medycznymi jest pierwszym od dawna działaniem ministra Arłukowicza, o którym można wyrazić się wyłącznie dobrze.

Kwestia współpracy lekarzy z firmami medycznymi ma również swój aspekt ilościowy: brak wiedzy na temat wysokości honorariów płaconych lekarzom przez firmy medyczne nie służy budowaniu zaufania ani wobec firm, ani wobec lekarzy. Stwarza za to znakomity punkt wyjścia dla insynuacji.

Dlatego jako bardzo pozytywną należy przyjąć decyzję firm farmaceutycznych, zrzeszonych w związku INFARMA (podaję za onet.pl). Przyjęły one Kodeks Przejrzystości Europejskiej Federacji Przemysłu i Stowarzyszeń Farmaceutycznych EFPIA oraz ogłosiły, że od 2016 roku będą publikować raporty dotyczące wypłacanych lekarzom honorariów, pokrywania kosztów związanych z ich podróżami oraz darowizn przekazywanych szpitalom.

Czy się to komuś podoba, czy nie – medycyna jest biznesem od zawsze, od kiedy lekarze zaczęli otrzymywać honoraria za swoją pracę. Mimo tego – a może właśnie dlatego – nikt zdrowo myślący nie rezygnuje z oczekiwań etycznych wobec lekarzy. Pora, by wreszcie i u nas zaczął przykładać podobną miarę do relacji między firmami medycznymi a lekarzami – i to do obydwu jej stron.

PS a capella: Dziękuję za link do pięknych antydepresantów. Czy lekarze biegają na nartach? Nie wiem. Problemem może być brak śniegu. Ale ideę nart biegowych/śladowych oczywiście poprzeć z głębi serca należy. Co niniejszym czynię.

Pan JackT: Dziękuję za troskę. To nie depresja. To intensywność życia zawodowego. Bardzo przepraszam za milczenie wszystkich Czytelników i Komentatorów.

Pan po zawale: Przyłączam się do gratulacji z powodu aktywności w chórze. Życzę pomyślnego leczenia kolana.

Pan quazik: Dziękuję za link – rzeczywiście świetny wywiad.

Pan Wacław1: 1. Proszę nie manipulować danymi. 2. Proszę nie wklejać całych artykułów – linki wystarczą. 3. Dostosowując się na chwilę do przedstawionej przez Pana konwencji, wcielę się na chwilę w rolę inkwizytora – ale takiego, jakim był opisany przez Andrzeja Sapkowskiego (i znakomicie zagrany w adaptacji radiowej przez Pana Artura Barcisia) Grzegorz Hejncze: nie będzie na razie stosu (czyli odsunięcia od komentowania tego blogu), ani lochu (czyli czasowego odsunięcia od komentowania). Jest ostrzeżenie. Życzę refleksji.