Czy publikacja „GW” o stosowaniu szantażu powinna zmieść Prezesa, Ministra i Panią Premier? Mamy NFZ-gate?

Jeżeli NFZ rzeczywiście posługuje się szantażem jako środkiem do sukcesu w negocjacjach, to niewyobrażalne jest, by konsekwencją nie było rozpoczęcie wielokierunkowego, intensywnego śledztwa.

O tej praktyce wiedzieli chyba wszyscy, ja też. O tekstach wygłaszanych expressis verbis przez negocjatorów NFZ, typu: „Jeżeli nie zgodzicie się na nasze żądania – zniszczymy was. Wiecie, że możemy tak ułożyć kontrakt lub opóźnić płatności, że upadniecie”. Tyle tylko, że źródła informacji zawsze zastrzegały sobie, że publicznie tych informacji nie potwierdzą. Pójście na wojnę z NFZ oznacza bowiem dla przeciętnego polskiego szpitala bankructwo. Jaka musiała być zatem desperacja dyrektorów szpitali, którzy zgodzili się, by ich imiona i nazwiska figurowały w publikacji „Gazety Wyborczej”? Tym razem sprawa dotyczyła wdrożenia pakietu onkologicznego i groźby, że w przypadku jego nieprzyjęcia NFZ nie podpisze ze szpitalem kontraktu lub nie zapłaci za nadwykonania.

Szantaż jest metodą niemoralną i zapewne nieprawną. Mam nadzieję, że albo sama Pani Premier, albo co rozumniejsi przedstawiciele opozycji doprowadzą do rozpoczęcia odpowiedniego śledztwa. My, póki co, przeprowadźmy własne minidochodzenie, które zresztą nie będzie zbyt wymagające intelektualnie.

Spójrzmy na całą sytuację bez emocji. NFZ kryminalnymi metodami wymusza przyjęcie pakietu onkologicznego, mimo że jest on niedopracowany i może stwarzać poważne problemy logistyczne i finansowe szpitalom, które go przyjmą. Co więcej – może w istocie obniżyć jakość leczenia wielu pacjentów.

Dlaczego NFZ zachowuje się tak desperacko? Pozwalam sobie na przypuszczenie graniczące z pewnością, że jest naciskany przez ministra zdrowia. Dla niego bowiem jest to być może ostatnia szansa zachowania stanowiska.

Czyli – Pana Ministra naciska Pani Premier, która chce pokazać, że jest skuteczna i prowadzi kraj w dobrym kierunku. Poprawi się zarządzanie resortem zdrowia – będzie posada. Opieka zdrowotna ma się poprawić.

Tak myślałem do minionego tygodnia, kiedy to Pani Premier przeprowadziła (już po publikacji „GW”) kontrolę Ministerstwa Zdrowia. Przeprowadziła, zwolniła dwóch wiceministrów ze względów z NFZ-gate nie związanych i – nic poza tym.

Zastanówmy się zatem od początku. Pozwolę sobie na małe political (non)fiction.

Może Pani Premier nie wiedziała o sprawie? Jeżeli tak, to ludzie odpowiedzialni za monitorowanie mediów, którzy nie poinformowali o problemie tego kalibru, powinni stracić pracę natychmiast. Co jednak, jeżeli Pani Premier wiedziała? Oznaczać to może np. taki sposób rozumowania: „huku dotąd wokół sprawy nie było, opozycja szczęśliwie nie wykorzystała szansy, ludzie zajęci są świętami, a sukces PR-owy, jakim będzie wprowadzenie pakietu onkologicznego, bardzo się przyda. Jeśli szpitale i lekarze rodzinni będą podskakiwać, to albo się ich przekupi ustępstwami finansowymi w ostatniej chwili, albo zastraszy, albo jedno i drugie. Będę cisnąć Ministra Zdrowia, żeby cisnął na NFZ, żeby cisnęło placówki ochrony zdrowia”.

Niezależnie od reakcji Pani Premier jasne jest, że to Minister Zdrowia i jego drużyna musieli dać sygnał Prezesowi NFZ. Mógł być na przykład taki: „doprowadziliśmy do dymisji poprzedniego Prezesa. Możemy to powtórzyć. Nie obchodzi nas, jak to zrobicie, ale pakiet onkologiczny musi zostać formalnie przyjęty. Jak będzie działał naprawdę – ma was nie obchodzić”. Dlaczego tak myślę? Bo Minister desperacko broni swojej posady, a centrala NFZ musiała z kolei przekazać jednoznacznie swoim urzędnikom, że w tych negocjacjach liczy się tylko cel polityczny, a wszystko inne nie ma znaczenia.

Jeżeli bowiem NFZ grozi: „podpiszemy z Wami kontrakt, jeżeli się zgodzicie”, oznacza to, że NFZ owego kontraktu potrzebuje, żeby zapewnić odpowiedni poziom ilościowy usług medycznych. Jeżeli nie podpisze kontraktu, to kolejki w innych szpitalach staną się dłuższe. Niezależnie od tego, że bankructwo szpitala będzie problemem i dla pacjentów, i w końcu dla NFZ.

Groźba: „nie zapłacimy za nadwykonania” oznacza tylko to, że pieniądze są, ale ich wypłacenie zależy od uznaniowej decyzji NFZ. Wiadomo powszechnie, że nadwykonania mają wszyscy – są to wszystkie procedury ponad limit przewidziany w kontrakcie z NFZ. Wyczerpanie limitu oznacza dla następnych chorych oczekiwanie na nową pulę kontraktu, ale czasami tak się nie da. Elementarne zasady sztuki lekarskiej nie pozwalają na odraczanie diagnostyki lub terapii, mimo że nie ma gwarancji, że koszty z nią związane zostaną zrefundowane przez NFZ. Dlatego wszyscy przekraczają limity, a NFZ zachowuje się jak wszechmocny mafioso lub dyktator (moralnie nie ma tu różnicy): będziesz grzeczny – zapłacimy, nie będziesz – popatrzymy, jak upadasz.

Przypomina mi się dawna, słusznie miniona epoka. Warunki życia były takie, że każdy przynajmniej co jakiś czas i chociaż trochę przekraczał narzucone zasady. Władza zaś wiedziała o tym i miała na każdego haka. Używała go, kiedy delikwent był wobec Władzy niegrzeczny. Funkcjonariusze z Ministerstwa Zdrowia i NFZ to mentalni i moralni następcy swoich odpowiedników z najciemniejszych czasów powojennej Rzeczypospolitej.

Jeszcze jedna ważna kwestia: nie ma wątpliwości, że jakość opieki onkologicznej trzeba w Polsce poprawić. Tak samo jak jakość opieki zdrowotnej w ogóle. Cel jest zatem szczytny. Nie należy się jednak godzić, by został osiągnięty niemoralnymi, a może i bezprawnymi metodami. W imię słusznych idei skrzywdzono lub zabito w naszej strefie geograficznej nazbyt wielu ludzi.

Czego w tej całej sprawie obawiam się najbardziej? Że będzie jak u Wieszcza: „Błysnęło, huknęło i zgasło”. Reprezentanci wszystkich stron sceny politycznej wyraźnie lepiej czują się bowiem w małych gierkach o rachunki lub zegarki niż w dochodzeniach na temat wielkich patologii, które mogą wstrząsnąć ich światkiem.

Jeżeli zaś sprawa stosowania przez NFZ otwartego szantażu jako narzędzia negocjacyjnego,rozejdzie się po kościach, można spokojnie przestać wierzyć w obywatelską troskę polityków oraz mediów. No i przestać się dziwić, że młodsze pokolenia przedkładają kibolskie szaliki nad kartki do głosowania.