Gdy rozwiały się dymy nad barykadą…

„Prawda leży zazwyczaj pośrodku. Najczęściej bez nagrobka” (S.J. Lec)

Temat ewentualnego aliansu pacjentów z lekarzami w walce o lepszy system opieki zdrowotnej spowodował dużo emocji – na tyle intensywnych, że pamiętając o zaległych wątkach merytorycznych, pozwalam sobie na posumowanie „poza kolejką”. Czynię to tym chętniej, że ostateczna wymowa wszystkich merytorycznych komentarzy okazała się nadspodziewanie pozytywna. W tym momencie widzę oczami duszy, jak wzdychacie Państwo: „No tak, nie wytrzymał biedak presji prowadzenia blogu i zgłupiał”. Postaram się mimo wszystko przekonać Państwa, że niekoniecznie.

Po pierwsze: gdybym uważał, że wszystko ze strony lekarzy jest OK, to nie komentowałbym wspólnej pikiety, jako absolutnie nadzwyczajnego wydarzenia. Najlepszym potwierdzeniem jest tu Państwa reakcja: dostało mi się od wszystkich, na czele z krytycznie merytoryczną Panią jarutą i będącym dotychczas po mojej stronie Panem po zawale. Chciałbym w tym miejscu wyrazić głęboką nadzieję że dalsze losy córki Pana parkera przebiegają pomyślnie.

A po drugie…

Narzekaliście Państwo gremialnie na sposób pracy lekarzy. Oczywiście macie Państwo rację. Tylko czy zastanawiali się Państwo, skąd w taki razie tacy sami (niekiedy ci sami) polscy lekarze cieszą się pozytywną opinią w Skandynawii, czy Wielkiej Brytanii? I dlaczego głównymi elementami tychże pozytywnych ocen są: dobry kontakt z pacjentem, staranność i empatia? To kwestia organizacji pracy, oraz dostępnych możliwości terapeutycznych i diagnostycznych, w tym – czasu przeznaczonego dla każdego pacjenta, jaki płatnik określił lekarzowi.. Pozwolę sobie przytoczyć znakomite podsumowanie Pani jaruty: „W moim komentarzu (…)  była jedynie pretensja o odhumanizowanie pracy lekarzy i o bardzo złą organizację i złe zarządzanie całej naszej służby zdrowia, pociągające za sobą marnotrawienie i tak skromnych środków. Odnosi się wrażenie, że nikt tym nie kieruje, nie nadzoruje, nie bierze odpowiedzialności , a w takim bezhołowiu pacjenci tracą poczucie bezpieczeństwa.”. Kto jest sprawcą tego stanu rzeczy? Pan parker napisał: „kto jak nie lekarze zarządzają służbą zdrowia na każdym szczeblu, od ordynatora do ministra?” No właśnie – to mniemanie, w którym Pan parker wydaje się nie być odosobniony, jest jednym z kluczowych nieporozumień. O sposobie, w jaki jesteście Państwo traktowani decydują trzy grupy: nade wszystko – kadra NFZ, w mniejszym stopniu – Ministerstwo Zdrowia i w minimalnym –  dyrektorzy szpitali, których można by porównać do funkcyjnych więźniów w obozie pracy: mają zapewnić produkcję, tłamsząc innych, ale nie mogą zmienić jej warunków. To, że niektóry z tych wszystkich ludzi mają dyplomy lekarskie, to nie znaczy, że są lekarzami. Nie wysłałbym na leczenie do nich nawet wroga, bo to byłoby już nazbyt niehumanitarne. Lekarze nie muszą być święci (bo to niemożliwe), ale powinni być przyzwoitymi ludźmi. Sposób działania wymienionych grup – zwłaszcza dwóch pierwszych – nie spełnia tego kryterium. Naszym (tak, tak!) wspólnym celem powinno być doprowadzenie do sytuacji, w której celem nie będzie zaoszczędzenie możliwie największych środków w i tak najbardziej już niedofinansowanym systemie zdrowotnym nowoczesnej Europy. Powinno nim być dążenie do merytorycznie optymalnego traktowania pacjentów we wszystkich dziedzinach medycyny.