Dlaczego pracownicy Służby Zdrowia protestują? Lakoniczny przewodnik dla niezorientowanych (z epickim rozwinięciem)

O co chodzi przedstawicielom zawodów medycznych protestującym dzisiaj w Warszawie? Wbrew insynuacjom dziennikarzy dobrej zmiany: nie tylko o kasę, chociaż pieniądze mają tu znaczenie. Bo rachunki musimy płacić wszyscy.

Postanowiłem zaryzykować eksperyment i podstawowe powody protestu przedstawić w punktach. Na temat każdego z nich można by napisać oddzielny wpis, a nawet kilka. Zależało mi jednak, żeby raz, na jednym ekranie komputera lub tabletu, można było przeczytać to, co sprawia, że bezpieczeństwo polskich pacjentów to raczej kwestia szczęścia niż działania systemu.

Dla wytrwałych będzie poniżej szersze omówienie. Oto powody protestu w koncentracie:

1. Skandalicznie niska stawka godzinowa

2. Bezpieczeństwo pacjentów i personelu:
– czas pracy wykraczający poza wszelkie normy
– niebezpiecznie małe obsady szpitalne
– minimalny czas na jednego pacjenta w poradniach
– brak sekretarek medycznych

3. Marne perspektywy rozwoju zawodowego:
a. chory system specjalizacji
– nabór
– fikcyjne staże
– kuriozalny system egzaminacyjny
– odpłatne specjalizacje dla pielęgniarek

b) nepotyzm – otwarty i absolutnie bezkarny

4. Utrata sensu – w tym systemie nie ma pacjenta, jest tylko jest procedura medyczna
– nie liczy się jakość postępowania medycznego
– refundacja niezgodna ze współczesną wiedzą medyczną
– limity wykonań
– agresja pacjentów skupia się na personelu, a nie płatnikach i zarządzających – „bo my jesteśmy pod ręką”.

Przejdźmy do zapowiadanego omówienia poszczególnych punktów.

1. Stawka godzinowa. Rezydent w trakcie specjalizacji: 14 zł. Wysokiej klasy specjalista w ośrodku referencyjnym dla kraju: 34 zł. O stawkach pielęgniarek, ratowników medycznych i fizjoterapeutów strach nawet myśleć.

Skutki? Exodus lekarzy za granicę. Coraz częściej również kandydatów na lekarzy. Skoro wicepremier Gowin i marszałek Karczewski sugerowali, że studia trzeba będzie odpracować, to młodzi ludzie coraz chętniej wybierają studia medyczne w Unii Europejskiej. W ten sposób tracimy zdolnych, przyszłych lekarzy.

Z pielęgniarkami jest jeszcze gorzej. Duży szpital w Lubuskiem sąsiaduje przez płot ze szkołą pielęgniarską. W tym roku z całego rocznika przyszły do pracy dwie absolwentki. Bo trzeba być idealistką albo desperatką, żeby przyjść do takiej pracy, za takie pieniądze. Inna szkoła pielęgniarska: rocznik ma niewiele ponad 100 osób, a 98 spośród nich uczy się norweskiego…

Jeżeli płace się nie zmienią, to będziemy mieli do czynienia z odpływem kadr z publicznej służby zdrowia – i to dwojakim. Zewnętrznym – czyli podejmowaniem pracy poza granicami Rzeczypospolitej. Ale także wewnętrznym – przechodzeniem całkowicie do systemu prywatnego (znakomitym przykładem są tu fizjoterapeuci) lub odchodzeniem z zawodu w ogóle (częste zjawisko wśród ratowników medycznych). Płace są zatem – obok zdecydowanie zbyt niskiej liczebności personelu – jednym z dwóch problemów kluczowych dla prawidłowego funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej.

2. Bezpieczeństwo pacjentów i personelu. Sprowadza się do czterech elementów. Pierwszy to skandalicznie długi czas nieprzerwanej pracy, na który godzi się i Ministerstwo Zdrowia. Traktował o tym poprzedni wpis, wiec nie będę tego wątku rozwijał. Poza przypomnieniem: przemęczony lekarz może być dla pacjenta równie niebezpieczny co lekarz pijany. Polecam ponadto znakomity artykuł Łukasza Pilipa w „Gazecie Wyborczej”.

Drugi wątek to niebezpiecznie nieliczne obsady personalne w szpitalach – zarówno lekarskie, jak i pielęgniarskie. Strajkowały w tej sprawie pielęgniarki w Centrum Zdrowia Dziecka. Żeby uzmysłowić Państwu wagę problemu – historia z życia. W szpitalu był jeden dyżurant, mający zabezpieczyć oddział szpitalny (w którym z definicji przebywają bardzo chorzy ludzie) i izbę przyjęć. Do izby przyjęć przyszedł pacjent, który chwilkę potem doznał zatrzymania akcji serca. Lekarz dyżurny pobiegł, by prowadzić reanimację. W trakcie jej trwania zatrzymanie akcji serca nastąpiło u pacjentki przebywającej w oddziale. Pacjentka zmarła. Być może przeżyłaby, gdyby – tak jak podczas mojej pracy w szpitalu miejskim, przed ponad dekadą – oddzielni dyżuranci byli na wszystkich oddziałach, a jeszcze inny w izbie przyjęć. Czasy się jednak zmieniły. Dyrekcja szpitala może okroić obsady dyżurowe, narażając życie pacjentów i – pozostać bezkarna.

Trzeci element dotyczy opieki ambulatoryjnej. System refundacji wymaga, by jednemu pacjentowi poświęcić minimalną ilość czasu. W praktyce – ok. 15 minut. W tym czasie nie da się zbadać pacjenta i zastanowić nad jego leczeniem, zgodnie z klasycznymi kanonami medycyny. Ponadto chorzy czują się najzwyczajniej w świecie lekceważeni.

Czwarty element to brak sekretarek medycznych. Nowa epoka przyniosła wzrost wymagań dotyczących dokumentacji. Tyle że obciążanie tą dokumentacją lekarzy oraz pielęgniarek zabiera im czas, który powinien być przeznaczony na rozwiązywanie medycznych problemów pacjenta. Niestety, sekretarka medyczna, która jest ważnym elementem systemów opieki zdrowotnej w krajach Starej Unii, u nas jest wciąż zjawiskiem egzotycznym.

3. Marne perspektywy rozwoju zawodowego. O patologiach procesów specjalizacyjnych lekarzy i pielęgniarek pisałem już poprzednio – pozwalam sobie odesłać zainteresowanych do tamtych tekstów, bo nic się nie zmieniło.

Drugim problemem jest w tym kontekście ostentacyjny nepotyzm, którego żadna kolejna władza nie zamierza zauważać. Medycyna jest tu szczególną wyspą, „rajem nepotyzmu”. W innych dziedzinach tego rodzaju sytuacje zaprowadziłyby ich czynnych uczestników na sale sądowe. W medycynie lekarz z aspiracjami może usłyszeć od kolegi, będącego synem kierownika kliniki: „Pamiętaj, jest król, jest książę i są inni lekarze. I tego się trzymajmy”.

Oczywiście, jest to scena hipotetyczna. Być może. W każdym razie ci z aspiracjami szukają szczęścia poza granicami Rzeczypospolitej. Najczęściej je znajdują, czyli – nasi pacjenci znowu tracą.

4. Utrata sensu: „w tym systemie nie ma pacjenta, jest tylko procedura medyczna” – to słowa, które usłyszałem od bardzo dobrego, przejmującego się pacjentami lekarza. Właściwie prawie wyczerpują one wątek. Pozwolę sobie tylko na cztery uzupełnienia.

Po pierwsze: władza (ani ta, ani poprzednia) nie wykazuje najmniejszego zainteresowania jakością usług medycznych. Ważna jest liczba procedur i spełnienie związanych z nimi warunków (czas hospitalizacji etc.). To demotywuje.

Po drugie: system refundacji nie przystaje do współczesnej wiedzy medycznej, znajdującej odzwierciedlenie w wytycznych fachowych towarzystw lekarskich. Taki stan rzeczy szkodzi nie tylko pacjentom. Mówienie choremu: „Ma pan wskazania do (tu nazwa procedury), ale takie postępowanie nie jest refundowane” – jest kolejnym czynnikiem demotywującym dla lekarza.

Po trzecie: limity wykonań, obejmujące również procedury chroniące przed śmiercią lub inwalidztwem. Niemożność ich wykonania, „bo kontrakt się wyczerpał”, szkodzi zdrowiu pacjentów i psychice lekarzy.

Wreszcie, po czwarte: wszystkie powyższe czynniki sprawiają, że w pacjentach i ich rodzinach narasta agresja. Znajduje ona swoje ujście nie wobec twórców systemu, jego zarządców lub płatnika (czyli NFZ) – jej obiektem jest personel szpitali i przychodni. Proszę mi wierzyć, że bycie tarczą strzelniczą dla pacjentów zabiera siły i chęć do pracy. Nawet jeżeli pod koniec takich rozmów pacjenci po wytłumaczeniu rozumieją, dlaczego rzeczy mają się tak, a nie inaczej. Nikt nie lubi obrywać za to, co narozrabiał ktoś inny. Zwłaszcza jeżeli taka sytuacja powtarza się bardzo często.

Wszystkie cztery powyższe czynniki to potężne siły sprzyjające decyzjom o emigracji, przejściu do pracy w sektorze prywatnym lub o odejściu z zawodu.

Pora na kilka słów podsumowania.

Dzisiaj nastąpi historyczne wydarzenie – przedstawiciele wszystkich zawodów medycznych, mających bezpośredni związek z diagnostyką i terapią pacjentów, spotkają się – chyba po raz pierwszy – na WSPÓLNEJ manifestacji protestacyjnej, ustalonej przed dwoma miesiącami przez Porozumienie Zawodów Medycznych.

W proteście weźmie udział być może nawet NSZZ „Solidarność” (do wczorajszego wieczora nic na ten temat na ich stronie nie było), dotychczas uważana raczej za wierną sojuszniczkę Prezesa. Tak przy okazji – chciałbym zauważyć, że pracownicy ochrony zdrowia organizują swoje protesty w soboty, żeby jak najmniej utrudniać życie zwykłym ludziom, którzy niczemu nie są winni. W przeciwieństwie do hufców Pana Przewodniczącego Dudy, które potrafią w środku tygodnia zablokować miasto, co wskazuje na to, że wszystkich poza sobą mają… no wiecie Państwo, gdzie.

Załamanie sytemu opieki zdrowotnej nie jest zagrożeniem, lecz faktem dokonanym. Zjawiskiem dynamicznym, konsekwentnie pogłębiającym się. Poprzednia ekipa postanowiła ten stan przeczekać, skupiając się na działaniach PR. Obecna podejmuje kroki, które na krótką metę dają efekt propagandowy, ale na dłuższą prowadzą do pogorszenia jakości opieki medycznej.

Przeciwko temu chocholemu tańcowi działań pozornych, uderzającemu i w pacjentów, i w mających ich leczyć ludzi, będą protestować pracownicy systemu opieki zdrowotnej.