Zdrowie, głupcze!

Obawiam się, że więcej ludzi podejmie decyzję o głosowaniu przeciwko PO, oczekując na termin specjalistycznego badania lub zabiegu, niż rozważając kwestię naszej międzynarodowej pozycji w najważniejszych nawet konfliktach. Pan Premier usiłuje tego nie dostrzegać.

27 sierpnia Pan Minister Arłukowicz przemawiał w Sejmie tuż po premierze i wicepremierze. Miało to, być może, przekonać wszystkich, jak dużą wagę przywiązuje Pan Premier do kwestii ochrony zdrowia. Ważne posunięcie w rozpoczynającej się właśnie wyborczej wojnie.

Niestety, wystąpienie Pana Ministra było raczej argumentem za tym, że na jego odcinku frontu planuje się raczej „śmieszną wojnę” pozorów, analogiczną do tej z jesieni, zimy i wczesnej wiosny 1939/1940, na granicy francusko-niemieckiej. Czym skończyła się tamta – wszyscy wiemy. Czym może skończyć się obecna – łatwo przewidzieć, jeżeli Wódz Naczelny nie pójdzie po rozum do głowy.

Pan Minister przedstawił pięć priorytetowych kierunków prac swojego ministerstwa. Omówienie wszystkich wydłużyłoby tekst ponad zwykłą miarę. Pozwolę sobie zatem na analizę w odcinkach.

Kierunek pierwszy: onkologia. Pan Minister przypomniał, że od 1 stycznia 2015 zaczną obowiązywać nowe przepisy. Diagnostyka onkologiczna ma być wykonana w ciągu 9 tygodni. Pacjent z już rozpoznaną lub podejrzewaną chorobą nowotworową otrzyma Kartę Pacjenta Onkologicznego, dzięki której nie będzie czekał na rozpoczęcie terapii dłużej niż 2 tygodnie.

Kartę wydawać będą specjaliści, ale i lekarze POZ. NFZ będzie kontrolował wskaźnik skuteczności rozpoznawania nowotworów wśród lekarzy POZ. Tym, u których będzie on zbyt niski, przywilej zostanie odebrany do czasu odbycia specjalnego szkolenia, poświęconego wczesnemu wykrywaniu nowotworów.

Nie będę udawał, że pakiet onkologiczny nie ma zalet. Głównymi beneficjentami będą pacjenci z już rozpoznaną chorobą nowotworową. Cytowany przez portal mp.pl, za „Dziennikiem Gazetą Prawną”, Pan Szymon Chrostowski z Obywatelskiego Porozumienia na rzecz Onkologii twierdzi, że kolejki i długi czas oczekiwania na badania kontrolne bywają powodem rezygnacji z ich wykonywania przez pacjentów onkologicznych. W przypadku nawrotu choroby nazbyt często skutki są dramatyczne. Pani Elżbieta Kozik, prezes Stowarzyszenia Amazonek, podkreśliła natomiast, że wprowadzenie pakietu pozwoli poznać prawdę o systemie. Skoro bowiem zostały narzucone normy, to kontrolowanie ich dotrzymywania pozwoli na poznanie prawdziwego czasu oczekiwania, na który narażeni są pacjenci.

Czego zatem się czepiać? Po pierwsze – pominięto podstawową prawdę medyczną, że najniebezpieczniejszą cechą większości nowotworów jest to, że dają one objawy w dosyć zaawansowanej fazie rozwoju, gdy skuteczne leczenie bywa bardzo trudne lub niemożliwe. Tymczasem o badaniach przesiewowych Pan Minister raczył zapomnieć. Na niektóre z nich czeka się absurdalnie długo. No, chyba że nie będzie się ich robić „na NFZ”, tylko odpłatnie…

Wydawanie Karty Pacjenta Onkologicznego wcale nie musi skrócić czasu oczekiwania. Kto bowiem czeka na procedury onkologiczne? Pacjenci onkologiczni. A kto dostanie Kartę Pacjenta Onkologicznego? No właśnie… Najbardziej przegrani będą ci, którzy nie otrzymali wspomnianej Karty z przyczyn niekoniecznie merytorycznych. Może niektórzy z nich przypłacą to wcześniejszą śmiercią? Rozumiem, że Władzy to nie ruszy. Od czasu, gdy Pan Wiceminister Neumann z aparatczykowskim wdziękiem zbył tragedię ofiary Profesora Chazana zdaniem: „To tylko jeden przypadek!”, nie mam najmniejszych złudzeń co do ekipy z Miodowej.

Ci, którzy Kartę otrzymają, też nie muszą poczuć się bezpiecznie. Przepustowość ośrodków diagnostycznych i terapeutycznych jest przecież ograniczona – zasobami ludzkimi i sprzętowymi. No i są jeszcze limity finansowania procedur, ale te na szczęście od 1 stycznia przestaną w onkologii obowiązywać.

Przepraszam, chwileczkę – na czyje szczęście? Jeżeli system finansowania opieki zdrowotnej jest niedofinansowany (bo jest), to zniesienie limitów w onkologii musi spowodować pogorszenie dostępności opieki medycznej w innych dziedzinach. Łatwo przewidzieć dramaty pacjentów z niektórymi chorobami nieonkologicznymi, prowadzącymi do przedwczesnej śmierci lub istotnego inwalidztwa. Rząd zaś powinien spodziewać się oskarżeń, że pomagając (słusznie) chorym z nowotworami, naraził zdrowie i życie wielu innych. Możliwe konsekwencje łatwo sobie wyobrazić.

Myślę, że w warunkach ograniczonych zasobów usunięcie limitów powinno dotyczyć konkretnych, szczególnie niebezpiecznych chorób, a nie szeroko rozumianych ich grup.

Wróćmy na chwilę do oceny skuteczności rozpoznawania nowotworów przez lekarzy POZ. Wyobraźmy sobie taką sytuację: lekarz POZ podejrzewa nowotwór, wystawia Kartę Pacjenta Onkologicznego, pacjent przechodzi badania, które nie potwierdzają wstępnego rozpoznania. To samo w następnym takim przypadku i w następnym…

Po roku okazuje się, że co dziesiąty pacjent ze wstępnym rozpoznaniem podejrzenia (podkreślam) nowotworu chorował na nowotwór w rzeczywistości. Czy NFZ zabierze temu lekarzowi prawo wystawiania Karty Pacjenta Onkologicznego za nadmierną, tzw. czujność onkologiczną? I czy ten lekarz, który da szansę na pomyślne wyjście z choroby nowotworowej dziesięciu osobom spośród stu, będzie w ocenie NFZ gorszy od tego, który Karty Pacjenta Onkologicznego postanowi nie wystawiać w ogóle, chcąc uniknąć nieprzyjemnych rozmów z tymże NFZ?

To tyle, pokrótce, o pierwszej z pereł w koronie Pana Ministra Arłukowicza.

Na zakończenie tego wpisu poczuwam się do kilku słów usprawiedliwienia. W najnowszym numerze POLITYKI moi idole: Mariusz Janicki i Wiesław Władyka, sformułowali i pięknie uzasadnili pogląd, że krytyka PO jest w istocie napędzaniem PiS, z potencjalnie koszmarnymi tego napędzania następstwami.

Przyjmując ten punkt widzenia za oczywiście uzasadniony, popadam w ciężką rozterkę. Z jednej strony, oczywiście, nie chcę powrotu charakteropatów do władzy. Z drugiej – nie sposób siedzieć cicho w ważnej społecznie kwestii.

Nie można bowiem nie dostrzegać skandalicznego brakoróbstwa Pana Ministra Arłukowicza i jego zespołu. Co więcej, widać jasno, że przez ostatnie lata Pan Premier tę jakość (że tak zażartuję) pracy Pana Ministra toleruje.

Jeżeli zaś ktoś utrzymuje niekompetentnego opowiadacza na stanowisku ministra, to z dużym prawdopodobieństwem można wnioskować, że nie ma najmniejszego pojęcia, jak rozwiązać problemy dotyczące tego resortu.

Jestem przekonany, że mądra, konsekwentnie prowadzona polityka w ochronie zdrowia jest nam potrzebna znacznie bardziej niż wiele działań w polityce międzynarodowej. Bo część kwestii międzynarodowych – żebyśmy się nie wiem jak starali – zostanie załatwiona bez nas. Problemów opieki zdrowotnej, nikt za nas nie rozwiąże – w tym przypadku nie stać nas na to, by się nie starać.