Nauki z wojny MZ-PZ. Czego się bać? Z czego się cieszyć?
Z Wojny Noworocznej Ministerstwa Zdrowia z Porozumieniem Zielonogórskim można wyciągnąć bardzo ważne wnioski praktyczne na przyszłość. Niektóre są bardzo niepokojące.
Największą troskę budzi łatwość, z jaką Pani Premier zdecydowała się na ukrainizację konfliktu. Ktoś może spytać: co ten facet pisze? Jaka Pani Premier? Wszystko odbywało się bez jej udziału! Z taką samą wiarygodnością możemy przyjąć, że dowolny sprzęt wojskowy – od Kałacha do czołgu – można kupić w każdym sklepie w Rosji, a „zielone ludziki” to prości obywatele, którzy zabłądzili na Ukrainę. W przypadku konfliktu MZ-PZ rolę zielonych ludzików odegrali Prezes NFZ i Pani Rzecznik Praw Pacjenta.
O szantażu jako podstawowej metodzie negocjacji stosowanej przez NFZ już pisałem. Doszły do tego dodatkowe kontrole gabinetów. Przez przypadek dotyczyły one głównie (albo tylko) tych lekarzy, którzy postawili się Ministrowi. To oczywiście czysty zbieg okoliczności.
Pani Rzecznik Praw Pacjenta łatwo przyszło straszenie opornych półmilionowymi karami „za nieudostępnienie dokumentacji”. Szanowna Pani Rzecznik nie wzięła pod uwagę, że zamknięcie gabinetu to nie jest odmowa. Czy jeżeli wpadnę pod walec drogowy i będę leżał w szpitalu, to Pani Rzecznik też będzie wnioskować o ukaranie mnie?
Pani Rzecznik nie uważa przy tym, że sygnalizowane przez PZ skrócenie czasu, jaki lekarz będzie mógł poświęcić na badanie pacjenta, narusza jego prawa do rzetelnej diagnostyki i leczenia. Czas wizyty jest stały (i zgodnie z wytycznymi NFZ – krótki), czas na wypełnianie dokumentacji się wydłuży, więc na badanie zostaje go mniej. Czy Pani Rzecznik była kiedyś u lekarza, który na jej badanie mógł poświęcić cztery minuty? Wątpię, bo Pani Rzecznik w takich miejscach zapewne się nie leczy.
No i jeszcze jedno – Rzecznik Praw Pacjenta podlega Premierowi RP. Kwestia lojalności staje się zatem oczywista. Może warto zatem zmienić rozwinięcie skrótu RPP na: Rzecznik Popularności Premiera? Albo zmienić system podległości.
Głównym graczem był Minister Zdrowia. Zachowywał się skandalicznie – w informacjach dla opinii publicznej bez zażenowania posługiwał się insynuacją i dezinformacją. Ujawnił stenogram negocjacji. Jeżeli zrobił to bez uzgodnienia z drugą stroną, to złamał wiele elementarnych zasad.
Przy okazji – kamyczek do ogródka dziennikarzy. Pan Minister zachował się przebiegle, bo zakreślił w zapisie stenogramu wyjęte z kontekstu fragmenty. Liczył na to, że dziennikarzom nie zechce się uważnie analizować 44-stronicowego dokumentu i że po prostu przepiszą to, co on chciał, żeby zostało opublikowane. Gazeta.pl i tvn24 dały się złapać. Trochę wstyd, prawda?
Z drugiej strony – poza POLITYKĄ – żadne dostępne mi media nie pokusiły się o wnikliwszą analizę sporu. Czarne wróżby Wojciecha Orlińskiego z „Internet. Czas się bać” chyba właśnie się spełniają.
Wróćmy do Pana Ministra – jak już wspomniałem, podawał opinii publicznej nieprawdziwe informacje lub nimi manipulował. Cały czas twierdził, że chodzi wyłącznie o pieniądze, prawo do zamknięcia gabinetu na 20 dni i opłatę „za wejście do poczekalni”. Dwa ostatnie postulaty nie zostały spełnione, pieniędzy więcej nie dano, więc tematy zostały wyczerpane, nieprawdaż? W takim razie dlaczego w komunikacie o osiągniętym kompromisie znajdują się inne, bardzo ważne dla pacjentów punkty (o niektórych piszę poniżej)? Dlaczego mówili o nich poprzednio negocjatorzy PZ, a Pan Minister jakoś nie wspomniał? Trudno mi uwierzyć, że nie wiedział, co negocjuje. Łatwiej – że świadomie mijał się z prawdą.
To samo dotyczy uporczywego określania lekarzy-biznesmenów jako przeciwieństwa zwykłych, dobrych (czyli posłusznych) lekarzy. Otóż Pan Minister dyskretnie nie wspomniał, że na skutek tak, a nie inaczej prowadzonych działań w systemie ochrony zdrowia znaczna część lekarzy pracuje w układzie samozatrudnienia, ewentualnie współpracując w ramach kontraktów z większymi jednostkami. Likwidując etaty na rzecz kontraktów, pracodawcy obniżają koszty funkcjonowania swoich szpitali i przychodni. Aspekt ekonomiczny stał się zatem integralną częścią aktywności zawodowej większości lekarzy.
Pan Minister może tego nie wiedzieć, bo od dawna jest działaczem partyjnym, ale większość z nas jest z konieczności biznesmenkami lub biznesmenami. Dlatego decyzja protestujących lekarzy, by nie otwierać przychodni, bije również w nich samych, bo jeśli nie pracują, to nie zarabiają. Jeżeli Pan Minister nie przyjdzie do pracy (co może nie byłoby takie złe), to i tak pensję dostanie. Lekarze z samodzielnych praktyk – nie. Również z tego powodu tak wielu lekarzy ugięło się pod szantażem NFZ i podpisało kontrakty. Bo rachunki trzeba płacić.
Wszystko dobrze, ale co ma do tego wspomniana na wstępie Pani Premier? Ano bardzo ciężko mi uwierzyć, że bardzo agresywne, a momentami ryzykowne działania jej podwładnych – Ministra Zdrowia, Prezesa NFZ, RPP – odbywały się bez jej wiedzy i zgody. Dla tych, którzy mają wątpliwości – cytat z konferencji prasowej Pani Premier: „Minister Arłukowicz dostał zadanie i je wypełnił. Był konsekwentny w swoich działaniach. Podziękowałam mu na posiedzeniu rządu za jego pracę i stanowczość”.
Obawiam się, że ta wypowiedź może świadczyć o tym, że Pani Premier stawia skuteczność o lata świetlne przed etyką działania. To nie wróży dobrze na przyszłość.
I jeszcze jeden cytat z Pani Premier: „Chcę przypomnieć swoim kolegom, że zawód lekarza to przede wszystkim służba”. Otóż, Pani Doktor, zawód lekarza to przede wszystkim zawód. W dzisiejszych czasach słowo „służba” w ustach polityków nie oznacza, jak niegdyś, zaszczytnego obowiązku, ale głupiego lokaja, który powinien bez szemrania wykonywać polecenia i nie oczekiwać w zamian zbyt wiele.
Oczywiście – lekarz to zawód zaufania publicznego (tak jak pielęgniarka, strażak czy żołnierz), dlatego wymagania moralne są tu wyższe i powinny być egzekwowane. Z drugiej jednak strony każdą grupę zawodową należy podczas negocjacji traktować z szacunkiem (co oczywiście nie oznacza, że trzeba jej we wszystkim ustępować). Zaś insynuacja i manipulacja są objawami braku szacunku.
Druga strona sporu również ma na koncie pewne niedostatki koncepcyjne. Zapowiedź OZZL o gotowości do ogólnopolskiego strajku lekarzy kwalifikowała się do skwitowania napoleońskim: „To gorzej niż zbrodnia. To błąd!”. W ogniu walki liderzy OZZL zapomnieli, że taka akcja byłaby dla pacjentów znacznie dotkliwsza. Pan Minister nie omieszkałby z pewnością propagandowo tego wykorzystać. Gotowość do strajku w nieekstremalnej sytuacji musi martwić.
Żeby nie było tak czarno, przejdźmy do pozytywów.
Pierwszy jest oczywisty – że jednak można się dogadać. Jest jeszcze kilka innych.
Najlepsza wiadomość brzmi: NFZ nie jest wreszcie państwem w państwie. Nadal usiłuje grać nieczysto, ale kontrola jego poczynań – przy odpowiedniej motywacji Premiera i Ministra Zdrowia – staje się wreszcie realna. Mam nadzieję, że proces ograniczania roli NFZ na rzecz Ministerstwa Zdrowia będzie postępował.
Dobra wiadomość dla pacjentów to zobowiązanie do stworzenia listy schorzeń, w których skierowanie do okulisty lub dermatologa nie będzie jednak konieczne. Czyli – nie zawsze trzeba będzie gnać najpierw do POZ.
Kolejna dobra wiadomość – zaniechanie systemu, w którym wydawanie kart onkologicznych odbywałoby się okresowo. Po wydaniu pierwszych trzydziestu kart trafność diagnoz lekarza POZ miała być weryfikowana, a do końca weryfikacji nie mógłby on wydawać kolejnych kart. Czyli trzydziesty pierwszy pacjent musiałby czekać. O tym ograniczeniu pan Minister jakoś się nie zająknął, ale dobrze, że je zniesiono.
Z dużym szacunkiem pozwalam sobie wskazać na konstruktywną rolę Izb Lekarskich w tym sporze. Poparcie medialne, zapowiedź zaskarżenia konstytucyjności pakietu onkologicznego – wydają się właściwymi działaniami instytucji, która niedawno sprawnie wygenerowała przeciwko sobie niechęć znacznej części środowiska lekarskiego. Idzie lepsze?
Ostateczna konkluzja nie jest zbyt wesoła. Dopóki bowiem nie zostanie opracowany spójny system opieki zdrowotnej, problem będzie powracał. Do tego jednak trzeba zgodnej woli wszystkich liczących się graczy na naszej scenie politycznej, odwagi, realizmu i rezygnacji z populistycznych socjotechnik.
Na miejscu opozycji krytykowałbym dzisiejszy stan systemu bardzo cichutko, bo dzisiejsza opozycja przecież już kiedyś miała szansę, by dokonać pozytywnego przełomu, i jakoś skromnie zrezygnowała z chwały reformatorów. Nie sądzę, żeby najlepszym wyjściem były publiczne debaty. Praca grup ekspertów jest mniej spektakularna, ale najprawdopodobniej bardziej efektywna.
Oczywiście można nie robić nic, licząc, że do wyborów lepiej unikać trudnych tematów. Tyle tylko, że lekarzy już mamy za mało, a możemy mieć jeszcze mniej. Bez żadnego zorganizowanego protestu. Na portalu zawodowym pojawiają się wciąż oferty spokojnej i dobrze płatnej pracy dla lekarzy w Wielkiej Brytanii lub mniej spokojnej, ale jeszcze lepiej płatnej – na platformach wiertniczych. To duża pokusa przy obecnym podejściu Pani Premier-Doktor i Pana Ministra-Doktora. Wiele moich koleżanek i kolegów po fachu ma świadomość, że oni też mają alternatywę i nie muszą koniecznie użerać się z NFZ.
Dlatego jeżeli Władza nie ma zamiaru podejmować zdecydowanych, konstruktywnych działań, to radziłbym negocjacje w sprawie kontraktów na 2016 rok rozpocząć już w najbliższy poniedziałek.
PS Zgodnie z zasadą nietolerancji dla trollingu, Pan cccamel i Pan Wacław1 proszeni są o dwutygodniowe (od dziś) powstrzymanie się od komentowania tego bloga (Pan Wacław1 skorzystał z noworocznej amnestii). Złamanie zakazu będzie skutkowało trwałym wykluczeniem z grona komentatorów.
Komentarze
No, dobrze, rządowi PO-PSL udało się napuścić większość pacjentów na lekarzy. No, dobrze, lekarze będą więcej robić za tę samą forsę, co jest jawną krzywdą. Ale – przecież dalej lekarze będą głosować na PO… Macie to, co chcecie. Żeby nie było wątpliwości: uważam, że lekarze nie są wrogami pacjentów, a przeciwnie, i że to rząd jest chory.
Panie Doktorze.
Proszę o wyjaśnienie, dlaczego lekarzom z PZ zależało na kontraktach podpisywanych tylko na jeden rok, a nie zgadzali się na czas nieokreślony.
czy chodzi o to, żeby co roku „gonić króliczka” i stawiać rząd (kto by nie rządził) i pacjentów pod ścianą ?.
Panie Doktorze.
Czy nie ma Pan wrażenia, że budując system centralnie zarządzanej służby zdrowia i coraz bardziej biurokratyzując te służbę idziemy w Polsce gdzieś w stronę absurdu. Wreszcie dojdzie do tego, że pacjent nie będzie istotny dla lekarza , bo nie za wyleczenie go , będzie mu płacone?
@maciek.g
Są tylko dwie możliwości:
– wolny rynek,
– biurokracja.
Nie tylko w lecznictwie zresztą. Albo o relacji usługodawca-uslugobiorca decyduje umowa obu stron, albo decydują urzędnicy. Nie da się inaczej.
Za wolnym rynkiem w lecznictwie opowiada się w Polsce wyłącznie Kongres Nowej Prawicy.
Cała reszta, mimo rytualnych zaklęć o walce z biurokracją, nolens volens model biurokratyczny popiera. Tymczasem pacjent nie potrzebuje urzędników, ministrów, wydziałów zdrowia i innych ustrojstw. Pacjent potrzebuje LEKARZA.
A dlaczego nikt nie mówi głośno o pakiecie onkologicznym? Słyszymy, jak się polepszy diagnostyka nowotworów. Otóż nie. Kartę onkologiczną można założyć tylko chorym, którzy mają już nowotwór złośliwy rozpoznany (ICD z grupy C i D00-D09). Nie podejrzenie – nie. Rozpoznany i potwierdzony w badaniach histopatologicznych. O jakiej szybkiej diagnostyce zatem pan Arłukowicz mówi? Lekarze rodzinni mogą być spokojni. Przez nieudolność ministra nie będą musieli zakładać żadnych kart onkologicznych.
Pan doktor oburza się na pomysł kontroli po wydaniu 30 kart onkologicznych i czasowego odebrania prawa do ich dalszego wydawania. To drugie jest głupie, ale tego pierwszego nie byłby, gdyby cześć lekarzy nie robiła „systemu” w wałka?
Hermiona
8 stycznia o godz. 3:49 29486
Jezeli masz racje to PZ wykonało tzw „meisterstuck” .
„Wałkiem” (wg terminologii qazika) zostal Arłukowicz a superwałkiem jego zwierzchniczka
(superwałką ?)
Pacjenci onkologiczni patrzą z rozpaczą na „meistrstuck” ,superwałka i superwałkę.
Panie Doktorze,
Nie jest to dobra wiadomość:
„Dobra wiadomość dla pacjentów to zobowiązanie do stworzenia listy schorzeń, w których skierowanie do okulisty lub dermatologa nie będzie jednak konieczne. Czyli – nie zawsze trzeba będzie gnać najpierw do POZ.”
Będę zatem mógł być zarejestrowany bez skierowania gdy powiem, że moje schorzenie
okulistyczno-dermatologiczne jest na liście ??? !!!
co ten facet pisze? 🙂
mpn
odsłuchaj ,proszę,z podkastu TOK.FM ,rozmowy Solskiej z prof Szczylikiem.
Może pomoże
Hermiona,
A skąd te rewelacje?
Wzór karty jest w Dzienniku Ustaw,
http://isip.sejm.gov.pl/Download?id=WDU20140001751&type=2
Poniżej wybór z tej karty:
BB. DIAGNOSTYKA PODSTAWOWA
BB.1. PODEJRZENIE CHOROBY NOWOTWOROWEJ
Należy podać kod rozpoznania chorobowego wg klasyfikacji ICD-10.
BB.3. WYKONANE BADANIA
Wyniki badań lub ich kopie należy załączyć do karty diagnostyki i leczenia onkologicznego.
B5. Lista badań:
– badania krwi – badania moczu – badanie per rectum – badanie kału – RTG – USG – PSA – inne:
BB.4. NA JAKIEJ PODSTAWIE LEKARZ STWIERDZIŁ PODEJRZENIE CHOROBY NOWOTWOROWEJ
BC. SKIEROWANIE NA KONSULTACJĘ SPECJALISTYCZNĄ
Sekcję wypełnia lekarz podstawowej opieki zdrowotnej.
Należy wskazać jednego specjalistę właściwego dla umiejscowienia podejrzenia nowotworu. Posiadacz karty diagnostyki i leczenia onkologicznego kontynuuje proces diagnostyczny u wybranego przez siebie świadczeniodawcy.
CB.2. WYKONANE BADANIA
Wyniki badań lub ich kopie należy załączyć do karty diagnostyki i leczenia onkologicznego.
C4. Lista badań:
– tomografia komputerowa – kolonoskopia – gastroskopia – cytologia
– biopsja – RTG – USG – markery – rezonans magnetyczny – badania cytogenetyczne – badania histopatologiczne – bronchoskopia
– mammografia – inne:
CC. WYNIK DIAGNOSTYKI WSTĘPNEJ
C8. Zgodność z podejrzeniem wskazanym w polu B2:
– potwierdzony nowotwór złośliwy z danej grupy – stwierdzenie innego nowotworu złośliwego, niż wskazany w skierowaniu
– potwierdzenie nowotworu niezłośliwego
– brak potwierdzenia nowotworu (inna choroba lub zabieg operacyjny po diagnostyce wstępnej
CD. DALSZE POSTĘPOWANIE
C12. Dalsze postępowanie:
– diagnostyka pogłębiona u lekarza tej samej specjalizacji
– diagnostyka pogłębiona u lekarza innej specjalizacji:-
– zabieg operacyjny po diagnostyce wstępnej
– zamknięcie karty diagnostyki i leczenia onkologicznego
EA. IDENTYFIKACJA KARTY DIAGNOSTYKI I LECZENIA ONKOLOGICZNEGO
EB.1. SZPITAL
GB. PLAN LECZENIA ONKOLOGICZNEGO
GB.3. HARMONOGRAM
=====
Mnie się to podoba, ale na szczęście jestem laikiem
Z całym szacunkiem dla autora, ale w kazdym kraju Ministerstwo Zdrowia ma tzw „upper hand”. Ono wyznaczaca politykę i dysponuje funduszami. Lekarze, pielegniarki itp są podlegli MZ (nawet jeśli prowadzą swoje przychodnie). Oczywiście kultura negocjacji jest wykładnią dobrych manier.
Artykuł jak zwykle najwyższych lotów, gratulacje 🙂
@ JackT
Niekoniecznie, fundusze rozdziela NFZ podług swego widzimisię.
Polecam:
http://wyborcza.pl/magazyn/1,143014,17232720,Tesknie_za_panem__doktorze.html
Koledzy, rządzący Polską LEKARZE !!! wiedzą, że jesteśmy podzieleni i skłóceni, że brak nam jednomyślności i poza nielicznymi grupami ( takimi jak PZ ) nie mamy przywództwa. Wiedzą, że lekarskie związki zawodowe potrafią tylko się ” nie zgodzić, zaprotestować, wyrazić sprzeciw ” i to TYLKO TYLE na co naszych reprezentantów stać. Przecież Oni stąd wyszli i wiedzą jak jest. Pani Premier nawet nie musi się wysilać i zabierać głosu w naszej sprawie bo wiedziała dobrze jaki będzie scenariusz. Nawet się nie pofatygowała by zabrać głos w wiadomej sprawie. Zawezwała swojego wiernego pretorianina i udzieliła mu kilka cennych rad… Divide et impera.
@lekarz Andrzej.
Co to jest – „Lekarskie Zwiazki Zawodowe”??? ZZ skupiają praco-biorców a nie pracodawców. Czy lekarze zamierzają też palić opony pod Sejmem??? Czyba coś się panu pomyliło. Jeżeli to nie jest trolling to chyba żart (durny jakiś).
PS. Pani Kopacz jako lekarka nie mogła brać udziału w negocjacjach, żeby nie być posądzona o stronniczość. „Pretorianin” działa w imieniu Premiera w interesie Całego Społeczeństwa.
Pakiet Onkologiczny, oczywiście że jest niedoskonały, nie sprawdzony, napisany na kolanie ale musiał zostać wprowadzony bo ludzie umierają w kolejkach do onkologa. Obecnie wiele firm wprowadza programy niesprawdzone (Windows) i poprawia je w trakcie eksploatacji. Taki mamy klimat.
Ministerstwo dziwnych decyzji?
O ile mnie pamięć nie myli do niedawna do niektórych specjalistów można było iść bez skierowania.
Jeśli mam wyraźne zmiany chorobowe na skórze, dermatolog jest właściwym adresem.
Dzisiaj w przychodni czytam, że skierowanie obowiązuje do wszystkich specjalistów.
Z chorobą weneryczną też muszę iść do lekarza rodzinnego?
I to tylko po to, żeby wykluczyć z kolejki kogoś potrzebującego porady rodzinnego i zająć trochę czasu lekarzowi, który zamiast leczyć będzie wypisywał skierowania.
To powinno iść w odwrotną stronę – ile czasu, w skali kraju lekarze rodzinni będą musieli urwać z leczenia, na dodatkową robotę papierkową?
Czarno to widzę – a niestety na całokształt składają się takie właśnie detale, w których tkwi diabeł.
@ sugadaddy
Jeśli mam wyraźne zmiany chorobowe na skórze, właściwym adresem jest dermatolog, chirurg, diabetolog, zakaźnik, reumatolog lub alergolog.
Dzisiaj w przychodni czytam, że skierowanie obowiązuje do wszystkich specjalistów. Z rodzinny włącznie? Ciekawe.
A właśnie, do kogo pójdziesz z chorobą weneryczną?
Jest taka specjalność: Specjalista Chorób Skórnych i Wenerycznych.
Więlu dermatologów tak ma. Poza tym urolog lub ginekolog też mogą się znać.
@sugadaddy.
Nie wiem dlaczego Cie dziwi że musisz iść do lekarza domowego po skierowanie do specjalisty. To jest jasne że skoro lekarz ogólny nie może Ci pomóc, skieruje Cie do specjalisty. Tak działa publiczna słuzba zdrowia w większości krajów. Oczywiście że jeżeli masz pieniądze to najlepsze kliniki prywatne otworza Ci drzwi – bez skierowania.
Polacy mają wiele kompleksów i czują się niedowartościowani. Rolnicy nie płacą podatków ani ZUS (biorac niezły grosz z EU) ale opieka lekarska musi być z najwyzszej półki. Kto płaci za to – reszta społeczeństwa.
@ nemo
Bo taką mamy specjlaizację. szyscy dermatolodzy tak mają
JackT
13 stycznia o godz. 13:23 29533
Nie masz racji. Gdy złamię nogę nie ma sensu udawania się do lekarza domowego, to samo gdy sprawa dotyczy problemu z oczami , bo wiadomo gdzie skieruje. Dlatego dawniej zgodnie z logika można było od razu udać się do specjalisty gdy sprawa była jasna. Wymuszanie drogi pośredniej tylko szkodzi pacjentowi i zwiększa obciążenie lekarza domowego. Nie róbcie już z ludzi kompletnych głupków. Dawniej jakoś to nie przeciążało specjalistów.
W Szwecji jest inaczej , gdy ma się problem ze zdrowiem, to dzwoni się do przychodni , a tam pani pielęgniarka robi wywiad i decyduje jaka będzie pomoc. Czasem nie trzeba iść do lekarza , tylko ona wypisze co trzeba i zaleci leczenie. To nie takie głupie i bardzo by ograniczyło kolejki.
@maciek.g
Wyciąganie generalnych wniosków na podstawie nie typowych przypadków jest częstym błędem wielu dyskusji. Złamanie nogi, jak słusznie Pan zauważył nie jest w gestii lekarza domowego ale zapalenie oka już jest. Specjaliści są zawaleni błachymi sprawami dlatego kolejki są wieloletnie.
Pielęgniarki w Szwecji są po studiach pielęgniarskich, ich wiedza medyczna jest naprawdę duża.
Pozostaję przy swojej tezie że, pierwszą linią obrony przed chorobą jest – lekarz domowy.
@ maciek.g
Ze złamaną nogą dzwonisz po ZRM lub idziesz na SOR.
JackT,
Niestety, ale u nas tak nie działa; w USA np. lekarz domowy, zajmuje się nie tylko przeziębieniami, ale też wytnie kaszaka, czy inny wrzód, zbada prostatę, czy zapisze leki na grzybicę – bo się na tym zna. U nas lekarz rodzinny nie wsadzi nikomu palca w tyłek – chociaż powinien; pamiętam, że lekarze pierwszego kontaktu mieli być przeszkoleni, aby wykonywać więcej badań, niż zajrzenie komuś do gardła, I co? I nic.
Jak to zwykle u nas.
Mam w rodzinie osobę pracującą jako asystentka (z zawodu jest pielęgniarką) w praktyce swojego męża – włoskiego lekarza rodzinnego na Sycylii. We Włoszech jest podobny system jak w Polsce – lekarz otrzymuje pieniądze w proporcji do liczby zapisanych do niego pacjentów. Zapytana o to, czy jej mąż bada fizykalnie (palcem) prostatę swoich pacjentów, popatrzyła na mnie ze zgrozą i obrzydzeniem i powiedziała:
– Nie. Posyłamy krew na badanie poziomu PSA 😎
Szwajcarski lekarz domowy wykonuje takie badania rutynowo, potrafi też robić to samo, co amerykański, przypuszczam. Jednakże szeregi lekarzy domowych topnieją, rośnie średnia ich wieku, coraz trudniej znaleźć następców, zwłaszcza na prowincji. Zniechęca ich nadmierne obciążenie pracą, ale jeszcze bardziej – rosnącymi obowiązkami biurokratycznymi. NIektórzy łączą się w większe praktyki wspólne, co im pozwala na więcej wolnego czasu, ale w małych miejscowościach praktykują na ogół w pojedynkę. W dużych miastach natomiast rośnie tendencja chodzenia prosto do specjalistów. Ponad 30 proc. osób szukających pomocy w tzw. City Notfall (Emergency) nie ma swojego lekarza domowego.
Czyli mamy dylemat: podciagnąć kwalifikacje lekarzy rodzinnych lub pozwolić każdemu pacjentowi decydować do jakiego specjalisty sie udać (i oczywiście zwielokrotnić ilość specjalistów, przeszkolić, wyposażyć gabinety w sprzęt itd.).
PS. Pacjenci też są winni strasznie długich terminów wizyt. Zapisują sie do kilku specjalistów, w nadziei że którys przyjmie wcześniej. Po dostaniu sie do pierwszego wolnego specjalisty, nawet nie pofatygują sie aby telefonicznie skasować następne niepotrzebne juz rezerwacje do innych specjalistów. W rezultacie zamiast osmiu pacjetów dziennie lekarz-specjalista przyjmuje tylko dwóch. Absolutny skandal.
Wreszcie przeczytałem opinię prof Jędrzejczaka ,który ma tą wadę/zaletę ,że wie o czym mówi.
Czytajcie proszę .
@ sugadaddy
Rodzinny a święty oboiązek wsadzić pacjentowi palec w tyłek, jeśli tego wymaga sytuacja. Jeśli tego nie zrobi, a powinien, można go pozwać.
@ JackT
Są winni, i to bardzo. Nie tylko kolejek na zwykłe wizyty. Znam oddział chirurgii naczyniowej, gdzie zapisy są na kilka ładnych miesięcy do przodu, a dziennie 2-3 osoby zapisane na operację potrafią się nie zgłosić.
W Szwajcarii nieprzyjście na wizytę bez wcześniejszego jej odwołania pociąga za sobą rachunek za czas lekarza, do zapłacenia przez pacjenta, bez udziału kasy chorych. To bardzo skuteczna metoda dyscyplinująca.
@ nemo
Dobre. Ale w Polsce pewnie by nie przeszło
Konsekwentnie wprowadzone przejdzie na pewno. Po odpowiednim nagłośnieniu znajdzie również zrozumienie, zwłaszcza u pacjentów narzekających na długie kolejki. W dobie powszechnie używanych telefonów nie powinno być problemów z odwołaniem wizyty na 1-2 dni przed terminem.
Obowiazek potwierdzenia wizyty w tygodniu poprzedzajacym, telefon lub list z przychodni do pacjenta? Czy to też jest coś nowego, może za trudne? A może wymaga Rozporządzenia Ministra i akceptacji TK?
Potwierdzenie (odwołanie) wizyty działa w obie strony. Przy długich terminach przypomnienie pacjentowi na kilka dni przed wizytą jest praktykowane jako oczywistość. Na kontrolę do dentysty umawiam się osobiście w gabinecie po ostatnim „posiedzeniu”, ustalamy pasującą mi (za rok) datę i godzinę, dostaję karteczkę, ale sekretarka dentysty przypomina mi i utwierdza się telefonicznie na 3 dni przed terminem. Ja ten termin mogę odwołać lub przesuwać koordynując z dentystą, to też jest normalne.
Opłata odpowiedniej wysokości za niestawienie się bez uprzedzenia na umówioną wizytę musiałaby chyba jednak być zarządzona przez ministra 😉
Moja dentystka nie ma sekretarki 🙁
To z kim się umawiasz na wizytę?
No z dentystką osobiście.
Ciekawe 😉 Jesteś jedynym pacjentem?
Mój dentysta pracuje pilnie i nie ma czasu na odbieranie telefonów. Podczas gdy jedna asystentka siedzi w recepcji, wita wchodzących, odbiera telefony, dzwoni do pacjentów, robi zapisy i je zmienia w wielkiej księdze-kalendarzu na następne dwa lata, druga asystentka towarzyszy dentyście przy zabiegu, trzecia sprząta drugi pokój zabiegowy po poprzednim kliencie, czwarta wprowadza kolejnego do trzeciego pokoju, gdzie na ekranie komputera czeka już ostatnie zdjęcie i dokumentacja jego (pacjenta) uzębienia…
Dentysta kursuje między pokojami, wita pacjenta uściskiem dłoni i promiennym uśmiechem, odbywa small talk, zakłada nowe rękawiczki i maseczkę i zabiera się do roboty… Taki stachanowiec. Kwadrans u dentysty (kontrola, w razie ubytków ustalenie terminu (bliskiego) naprawy, oczyszczenie z kamienia i fluorowanie uzębienia, uścisk dłoni) a potem pocztą rachunek – 120 Fr, jeśli bez rentgena. Kasa chorych nie płaci za dentystę. Osobne ubezpieczenia są bardzo kosztowne i nie płacą za wszystko, więc ludzie bardzo dbają o zęby. Bezzębnych i szczerbatych nie widać. Wielu pacjentów ze względów finansowych decyduje się na większe naprawy uzębienia za granicą. Popularne są Węgry – połączenie pobytu w kąpielisku termalnym z sanacją uzębienia. Tutejsi dentyści odgrażają się, że za zagraniczne fuszerki nie odpowiadają, a ich naprawa może być szczególnie kosztowna 🙄
Nie. Kobita robi wszystko sama.
Moi lekarze i dentysta tez mają sekretarki i pielegniarki, ale to już wyższa forma kapitalizmu, a Polacy chcą mieć „tanie państwo”.
W Polsce „tanie państwo” wygląda tak, że lekarz, którego kształcenie obejmuje 6 lat studiów i drugie tyle rezydentury, tonie w papierach, a na sekretarkę, którą można by było ykształcić w kilka miesięcy i która zrobiła by papiery, by lekarz mógł się zając pacjentem, nie ma pieniędzy.
Polecam skuteczne lekarstwo na ból głowy:
1. Tanie
2. Skuteczne
3. Bez skutków ubocznych
4. Naturalne
5. Pacjent nie wróci po nastepną dawkę
Zalecane przez NFZ i Kościól https://www.youtube.com/watch?v=ziaowqVsPk4&feature=youtube_gdata_player
Rewelacyjny artykuł jak na autora przystało 🙂 życzę miłej niedzieli.