Masowe imprezy biegowe: pora na zmianę przepisów?
Być może o niepowodzeniu akcji reanimacyjnej za metą „Biegnij Warszawo” zadecydował fakt, że obecni na miejscu ratownicy nie dysponowali defibrylatorem. Wnioskując bowiem z relacji z Gazeta.pl, zachowali się bez zarzutu.
Zgony podczas tzw. biegów otwartych zdarzały się i będą się zdarzać. O przyczynach napisał w swoim komentarzu Pan Redaktor Rzeczkowski. Pozwolę sobie dodać do jego spostrzeżeń kilka elementów.
Po pierwsze: można domniemywać, że odsetek skandalicznie nieprzygotowanych uczestników jest w biegach na 5 lub 10 kilometrów istotnie wyższy, niż w maratonach. Ci którzy nie odważą się na maraton, a chcą jednak błysnąć biegowym szpanem, prędzej zdecydują się na start na takim właśnie dystansie.
Myślę, że popularyzatorzy biegania zapomnieli podkreślać na każdym kroku, jak ważne jest sprawdzenie stanu swojego organizmu przed rozpoczęciem przygotowań, a następnie – kontrola przed startem. Czy takie badanie powinny być obowiązkowe? Wśród lekarzy zajmujących się problematyka nagłego zgonu osób uprawiających sport spory na ten temat trwają nieustannie. Bo z jednej strony – pokazuje się, ilu dramatycznie zagrożonych sportowców-amatorów zostało uratowanych przez takie badania. Z drugiej jednak – wszyscy chyba przyznają, że przeprowadzanie takich badań w zorganizowanej formie jest logistycznie niewykonalne. W związku z tym pozostaje liczyć na elementarny rozsądek. Może jednak powinno się stworzyć dodatkową motywację? Najprościej byłoby żądać odpowiednio udokumentowanej opinii lekarskiej od wszystkich startujących w biegach otwartych. Kłopot związany z przeprowadzeniem badań kontrolnych mógłby jednak zniechęcić nazbyt wielu potencjalnych uczestników. To zaś zaszkodziłyby wielkiemu biznesowi biegowemu…
Po drugie – kwestia dopingu. Trzydziestoletnia fryzjerka, która zmarła niedaleko przed metą maratonu londyńskiego w 2012 roku, zażywała 1,3- dimetylamylaminę, związek podobny do amfetaminy. Preparat kupiła w Internecie (raport w Guardian z 30 stycznia 2013). Skoro – jak twierdzi znający środowisko Pan Redaktor Rzeczkowski – wielu uczestników biegów otwartych nie ma pojęcia o rozumnym treningu, podstawach fizjologii wysiłku, etc., to można spokojnie założyć, że część z nich sięgnie po wspomaganie farmakologiczne. Żeby bieg ukończyć z jak najlepszym wynikiem, bo przecież trzeba się pokazać. Czy wobec tego powinno się po biegach otwartych stosować, choćby wybiórczą, kontrolę antydopingową? Myślę, że zdecydowanie tak i że jest to przynajmniej równie ważne, jak żądanie wyników badań lekarskich.
I wreszcie po trzecie – wymogi co do medycznego zabezpieczenia masowej otwartej imprezy biegowej. Jedna karetka na dwanaście tysięcy uczestników i nie wiadomo ilu widzów? Może takie są przepisy, ale w takim razie należałoby je zmienić. Jeżeli pomocy będzie wymagała więcej niż jedna osoba jednocześnie – a to właśnie zdarzyło się podczas „Biegnij Warszawo” – to z dobrze rozumianej medycyny ratowniczej przechodzimy do medycyny polowej, czyli wstępnej segregacji rannych. I nie jest tak, że nastąpił wyjątkowo niefortunny zbieg okoliczności – miejsca masowych imprez sportowych są obarczone szczególnie wysokim ryzykiem zatrzymań akcji serca. Dobrze udokumentowane dane na ten temat opublikowano jeszcze pod koniec ubiegłego wieku. Zaś o tym, że zasłabnięcia podczas biegów masowych można wywnioskować z ogólnie dostępnych relacji dziennikarskich.
Oczywiście, nie można ustawić karetek co kilometr. Można jednak rozmieścić ratowników, na motocyklach lub rowerach (to nie żart, tak działa część służb ratowniczych na londyńskim lotnisku Heathrow), wyposażonych w automatyczne defibrylatory. Gdy biegacz w Warszawie stracił przytomność, rozpoczęła się akcja reanimacyjna: masaż serca i sztuczna wentylacja (podaję z Gazeta.pl). Prawdopodobną przyczyną zatrzymania akcji serca było migotanie komór – tak najczęściej bywa, zwłaszcza u młodych ludzi. Jest to sytuacja, w której serce nie pompuje krwi, ale czynność elektryczna poszczególnych jego komórek jest zachowana, tyle, że chaotyczna. Można ją uporządkować przy pomocy defibrylacji – silnego impulsu elektrycznego. Im wcześniej zostanie ona wykonana, tym większe szanse sukcesu. Niestety, wraz z upływem czasu szansa na skuteczną defibrylację spada, a wzrasta ryzyko, że czynność elektryczna komórek serca zaniknie – taki stan nazywamy asystolią i bardzo trudno go odwrócić. Przejście migotania komór w asystolię następuje przeciętnie po 12 minutach, ale czas ten może być różny w poszczególnych przypadkach. Według cytowanej relacji karetka dotarła po ok. 10-15 minutach akcji reanimacyjnej. Wtedy na skuteczna defibrylację mogło być już zbyt późno. Może by zatem w następstwie tragedii na mecie „Biegnij Warszawo” warto pomyśleć o modyfikacji przepisów dotyczących zabezpieczenia medycznego masowych imprez biegowych. Liczba karetek, którą powinien zapewnić organizator powinna zostać dostosowana do liczby uczestników i spodziewanej liczby kibiców. Pozwalam sobie postulować również wprowadzenie zabezpieczenia przez odpowiednio liczną grupę ratowników medycznych, rozmieszczonych wzdłuż trasy biegu, dysponujących pojazdami jednośladowymi (znacznie poręczniejszymi w zatłoczonych miejscach) i podstawowym sprzętem reanimacyjnym, a przede wszystkim – automatycznymi defibrylatorami.
Komentarze
„Najprościej byłoby żądać odpowiednio udokumentowanej opinii lekarskiej od wszystkich startujących w biegach otwartych. Kłopot związany z przeprowadzeniem badań kontrolnych mógłby jednak zniechęcić nazbyt wielu potencjalnych uczestników. To zaś zaszkodziłyby wielkiemu biznesowi biegowemu…”
Ale jakby pomogło wielkiemu biznesowi lekarskiemu, co tam wielkiemu, gigantycznemu jak tamten jest wielki.
Nie tak dawno proponował doktor dodatkowe badania lekarskie z powodu tragicznego wypadku samochodowego, teraz badania antydopingowe, rozumiem zakończone wyrokiem skazującym w przypadku pozytywnej próby, bo sankcja musi być, inaczej jaki sens?
No i więcej pracy i kasy dla lekarzy przy biegach.
Dlaczego?
A bo jeden z uczestników biegu zmarł na mecie a nie grając w piłkę co mogło mu się zdarzyć sądząc po Pana rozpoznaniu.
Proszę zostawić ludziom wolność, dziwne, że biegający nie domagają się więcej lekarzy, lekarze się tego domagają, słabe.
Jedyne co słuszne Pan napisał, to że powinien być defibrylator na mecie i druga karetka, jakby ta odjechała z pacjentem.
Gdyby ratujący mieli to urządzenie, potrafiliby z niego skorzystać jak było widać na filmie.
Od siebie dodam, że do przyczyn zaliczyć można mutacje zlokalizowanych w sercu kanałów jonowych (słyszałem o wpaniowych, ale pewnie sodowe oraz potasowe też mają wpływ), które to bez badań genetycznych nie da się wyłapać. No ale kto, trenując amatorsko, ma do takich badań dostęp? Poza tym zażywanie kokainy też może mieć znaczene (nic nie sugeruję oczywiście), a te jest statystycznie wyższe w środowisku gdzie bieganie jest popularne.
Bywa, że umierają przebadani sportowcy, ostatnio zdaje się jakichś dwóch piłkarzy na boisku. Z komentarzy medialnych wynika, że zabezpieczenie imprezy nie było zgodne z obowiązującymi normami dotyczącymi imprez masowych. Jeśli tak jest, to znaczy, że „miasto” zarządzane przez HGW coś schrzaniło ale będzie o tym raczej cicho, bo za plecami referendum.
Co to za mania wymyslania przepisu na kazda okazje i okolicznosc. Co komu do mojego biegania albo do biegania innych doroslych. A nawet jak mi sie zachce umrzec w czasie biegu to co? Moja sprawa. Nawet jak musi do mnie przyjechac karetka pogotowia, to po to wlasnie place ja i miliony innych podatki, zeby przyjezdzala. Dajce sobie ludzie spokoj z glupotami i zabierzecie sie za bieganie. Wbrew przepisom i dekretom.
Będzie o tym raczej głośno, bo za plecami referendum.
Sądzę, że sarkazm Parkera jest nie na miejscu. Gospodarz jest lekarzem i wypowiada się imię swojej profesji; spec od organizacji imprez sportowych miałby inne spojrzenie, a jeszcze inne ochroniarz.
Osobiście uważam masowe imprezy biegowe za spędy obarczone ryzykiem poważnego wypadku z samej swej istoty. Ironicznie brzmi hasło „sport to zdrowie” – nawet w odniesieniu do amatorów, o współczesnych gladiatorach nie wspominając.
A czy ratownicy mieli tlen? Nie mam pojęcia czy byłby w tym przypadku użyteczny, ale podobno też nie mieli.
Jaruta
8 października o godz. 13:54
Sarkazm parkera jest jak najbardziej na miejscu i zawsze jest na miejscu wobec ludzi którzy innym ich zakres wolności chcą ograniczać, niezależnie jak dobre intencje by za nimi stały.
Trzeba mieć poza tym odrobinę instynktu samozachowawczego, żeby dziwnym zbiegiem okoliczności, to ograniczenie nie było zgodne z interesem ekonomicznym grupy która się reprezentuje publicznie.
Ironicznie brzmi hasło „sport to zdrowie” – nawet w odniesieniu do amatorów, o współczesnych gladiatorach nie wspominając.
To już bzdura, sport to zdrowie, nie mam na myśli tzw. sportu wyczynowego, tego bym do sportu nie zaliczał, raczej do szołbiznesu, szołbiznes to nie zdrowie.
Jak ktoś umrze w czasie seksu, też powiesz, że nie zdrowy?
Pan doktor po takim wypadku odpowiednio nagłośnionym przez media, zawnioskowałby o papierek od lekarza uprawniający do… 🙂
Szanowny Panie Stefanie Karczmarewiczu, dziękuję PAnu za rzeczowy artykuł, którego inspiracją była śmierć w warszawskim biegu.
Z poważaniem, Maciej Pachciarek
Zwracam się do Pana Doktora z prośbą o wypowiedzenie się w kwestii, jaką podniosłem przedwczoraj w komentarzach pod poprzednim tematem.
@nemer
nawet śmierć wykorzystujesz do agitki.
@al
do „agitki” na rzecz czego? Jestem tylko cynicznym może ale jedynie biernym obserwatorem tego co się dzieje. Jeśli zauważę np., że co miesiąc w zamachach samobójczych ginie w Polsce mniej więcej tyle ludzi co w katastrofie smoleńskiej to też będzie agitka? Na rzecz czego czy przeciw czemu? To chore jest by spostrzeżenia, oceny, słuszne czy nie traktować jako „agitkę”. To co, nad np. przyczynami śmierci i trupami należy milczeć?
Nie wolno nawet zadać pytania, czy „miasto” wywiązało się z obowiązku należytego zabezpieczenia imprezy?
Proszę mi przynajmniej wskazać czy uważam, że HGW powinna zostać odwołana, bo tego nie wiem, nie mam zdania i taki badacz jak „al” może mi to uświadomi?
Byłbym wdzięczny.
Kliknąłem w google i wypluł artykuł z „Faktu”. „Fakt” – faktem, ale na końcu mamy taką wypowiedź:
„Czy każdy może biegać? Mówi Robert Pietruszyński (49 l.), kardiolog, specjalista medycyny sportowej: Przede wszystkim każdy, kto chce zacząć biegać, musi odpowiedzieć sobie na pytanie czy w ogóle może to robić. Dlatego należy wykonać badania – próbę wysiłkową i echo serca. Dotyczy to zwłaszcza osób po 40-tce.
Dopiero po tych badaniach można przejść testy zakresów tętna, po których rozpisane zostaną cykle treningowe. Muszą to zrobić specjaliści. Nie można samemu ich przygotowywać, np. w oparciu o rady z internetu, bo może się to skończyć bardzo źle, zwłaszcza dla amatora. Podczas treningów i biegu nie można zapomnieć o nawadnianiu organizmu.”
Nie wiem dlaczego, ale mi taka argumentacja odpowiada. Dociera do mojego mózgu.
***********************************************
Czy każdy uczestnik „Biegnij Warszawo” wpłacił te głupie 500zł za przywilej uczestniczenia w biegu? Nie? A bo tyle płacisz, jak chcesz biec w Maratonie Chicagowskim. Trochę mniej jak chcesz wziąć udział w jednym z 300 regularnych, tradycyjnych biegów weekendowych jakie organizowane są w tym mieście. Tak, wielokrotnie masz do wyboru 6 albo i wiecej imprez w ten sam weekend.
Nie wpłacił? No to może chociaż 1/4 tej sumy, bo „Bieg” był 4 razy krótszy. 125 PLN się należy.
Czy każdy podpisał zobowiaznie do zapłacenia za koszta swojej ewentualnej opieki lekarskiej, ratowania na miejscu, dowozu karetką do szpitala i hospitalizowania? Dlaczego ktoś, kto nie biegnie ma fundować biegaczowi konsekwencje jego fanaberii? Nie za dużo tego socjalizmu?
Czy każdy podpisał zwolnienie organizatorów od jakiejkolwiek odpowiedzialności w razie „coś mi się stanie”?
Wydaje mi się, że słona opłata za wstęp plus owe zobowiązania mogą mieć wpływ na zmniejszenie liczby inteligentnych inaczej na trasie. Zmuszają do zastanowienia nad swoim postępowaniem.
***************************************
Zakazywać czy puścić na żywioł.
Ja bym tam puścił na żywioł.
Jak miałem jakieś 19 lat popchałem się na kurs na młodszego ratownika. Pływacki znaczy się. I jakiś durny cepowaty no całkiem gupi panie dziejku trener wysłał mnie do lekarza sportowego. A ten debilny konował jakby nie miał nic lepszego do roboty nie tylko kazał mi biegać po jakimś durnym przesuwanym chodniku ale jeszcze podopinał mnie takimi drutami do jakiejś maszyny co takimi mazakami coś tam gryzmoliła po takim kratkowanym papierze. I dmuchać kazał i litry w płucach mierzył, no panie kochany bóg wi co wyrabiał. Pięlegniarka w łokciu coś tam opatuliła i tez pompowała i mierzyła. A na koniec konował, chyba z nudów, wziął i jeszcze mnie do okulisty posłał. A potem, konował z okulistą zanaczy się, na złość mi, chyba się uwzięli czy co, bo mi zakazali nurkowania głębiej niż 5 metrów. A może 3? Już nie pamiętam ile tych metrów było.
Barany mówię państwu, barany patentowane! konowały tylko pieniędzy chcieli – nie ode mnie, bo to PRL był, no ale od klasy robotniczej, co ten PRL utrzymywała.
Jak do tego dodam fakt, że jak zachciało mi się zdawania na stopnie żeglarskie i wyjazdu w tym celu na obóz nad jezioro to harcerze (znaczy mój drużynowy) też mnie – tak jak każdego z kolegów z drużyny – posłali po zaświadczenie do przychodni sportowo-lekarskiej.
Znowu na koszt tego robotnika w zakładzie i chłopa na polu. No i żołnierza w koszarach.
Jestem pewien, że właśnie z powodu tych badań sportowych PRL w końcu padł. Gdyby było na żywioł to do tej pory by istniał.
*************************************************
A już jak pobiegniemy, to jak? Na żywioł czy regulować?
A jak regulować – to od ilu trupów przerywamy bieganie?
A może wcale nie przerywamy? Jak podpisali, że lecą na własną odpowiedzialność to niech lecą, no nie? Do mety czy z nóg, nie nasza to sprawa. Ma być na żywioł!
W Chicago co roku z trasy maratonu karetki tak z 50-100 osób do szpitali zabierają. 20 punktów opieki medycznej – jak łatwo obliczyć rozmieszczonych co jakieś 1.5 km, bo na początku ich mniej a im bliżej końca tym więcej, udziela na miejscu medycznej pomocy około 1000 osobom. Stacja pomocy na mecie jest oddziałem intensywnej opieki medycznej z 50-ma osobami personelu.
Zawody są zabezpieczane przez zespół na rowerach, wózkach golfowych i w karetkach. Każdy rower, wózek, karetka i każda z 20-21 stacji pomocy na trasie są wyposażone w defibrylator. Samych karetek jest 100. Nie napisano, ile jest rowerów i wózków golfowych.
**http://www.wardrounds.northwestern.edu/fall-winter-2012/features/chicago-marathon/
Można sobie przeskalować na 4 razy mniejszą liczbę uczestników „Biegu” w Warszawie i na ileś tam razy mniejszy stopień trudności i dowiedzieć się, jakie są potrzebne środki.
Ale chłopków-roztropków, po ich uprzednim wyselekcjonowaniu (wystarczy im dać otworzyć buzię) – puszczałbym na żywioł.
Boczną trasą, na Radom. Niech se lecą.
Wszystko na 45 tysięcy startujących.
Jak był wielki upał – mimo październikowej pory – to organizatorzy (co za komunistyczne głupki! Bolszewicy jacyś!) cały bieg przerwali. Zakończyli panie dziejku i już. A podobno w kapitaliźmie to ma być na żywioł.
Ostatni akapit miał być gdzieś wcześniej, ale mam nadzieję, że da się zrozumieć, o co mi chodziło.
No i gdzie tam w Aneryce są propozycje doktora wprowadzone w życie?
Znalazłeś je w PRL. Nie dziwne. Dlatego mi się nie podobają.
parker 9 października o godz. 20:24
„Znalazłeś je w PRL. Nie dziwne. Dlatego mi się nie podobają.”
W końcu ja tym ratownikiem byłem. Na basenie, takim małym jeziorku siedziałem, tłum ludzi i ja tam za opiekuna robiłem. Przyszła matka ze starszą córką i płacze, że młodsza córka się jej zgubiła. Matka na chwilkę cośtam a wtedy maluch myk i jej znikł. Robiłeś tyralierę przez 5 hektarów wody? Z betonowym basenem w środku? Pod pomostami, pod skocznią, tam gdzie jest kilka metrów głebokości? W 8 ratowników, takich samych jak ty gówniarzy? Nurkowałeś pod pomostami raz za razem 15 razy w 30 minut?
Myślisz, że aparat do oddychania pod wodą mieliśmy?
A jakby mi wtedy serce poszło? Jako dzieciak miałem diagnozę kiedyś o migotaniu przedsionków. Może pan doktor powie, co to znaczy, bo sportowi lekarze za każdym razem jak to słyszeli – a słyszeli, bo się KONKRETNIE O TAKIE RZECZY ZA KAŻDĄ WIZYTĄ PYTALI – bardzo się zastanawiali, czy mi pozwolić na sport wyczynowy.
A jakby mi się coś stało, to pozostałych 7 kumpli oprócz nurkowania po twoją młodszą córkę miałoby mnie jako dodatkowy pasztet. Pasuje ci to?
Na Jeziorze Dąbie nurkowałem pod żagiel wyciągać kogoś tam. Nic mu się nie stało, tylko przeraził się, bo nigdy pod leżącym na wodzie żaglem nie wypłynął. Nie miał noża i spanikował jak za pierwszym chaustem powietrza nie znalazł. W grubym swetrze, spodniach i butach pływałem. Tylko sztormiak i kurtkę zrzucić zdążyłem, na więcej czasu nie było. Też trochę pary na wyciąganie i holowanie trzeba było. Próbowałeś zimną jesienią w grubym ubraniu w jeziorze pływać, nurkować i tak samo ubranego człowieka holować?
Ja tam jestem wdzięczny sportowym lekarzom. Głębokiego nurkowania tylko szkoda, ale tak już niektórzy z wadą wzroku podobno mają.
parker 9 października o godz. 20:24
„No i gdzie tam w Aneryce są propozycje doktora wprowadzone w życie?”
W tym, że każdy głupi nie pobiegnie. Pobiegnie tylko ten, co podpisał zobowiązanie do:
1/ leczenia się w razie czego na własny a nie podatnika koszt,
2/ nie ciągania organizatorów po sądach.
Co wprawdzie nie jest robieniem badań wydolnościowych serca ale jest zapowiedzią badań wydolnosciowych portfela.
Z punktu widzenia społeczeństwa wychodzi na to samo.
Lekarzowi wolno leczyć @parkera jako osobę, (bo lekarz taki czuły się urodził) ale poza nim samym i jego rodziną nikogo @parker tak bardzo nie obchodzi. Co zdaje się nawet @parkerowi odpowiadać.
Natomiast płacenie za leczenie czy ratowanie @parkera może już nie być w smak wielu osobom. Ze stosunku neutralnego szybko przechodzimy do niechęci albo nawet wrogości. Vide Obamacare.
Nie przypuszczam aby w Polsce tak wiele osób chciało zapłacić za leczenie @parkera po zawale po przeczytaniu na tym blogu, że @parker badania/działania prewencyjne miał w dupie.
Ja mogę dołożyć się do leczenia drugiej osoby ale nie wtedy, gdy wiem, że osoba ta większość życia chlała, ćpała, nie ćwiczyła, spała w dzień i balowała w nocy. Oraz nie badała się wcale a do lekarza tylko wtedy gdy na pogotowie.
Taka osoba to za przeproszeniem – niech zdycha. W każdym razie wara jej od mojej pomocy w postaci części podatków.
Nie może byc tak, że tylko ja mam obowiązek bycia odpowiedzialnym za „bliźniego” a ów „bliźni” może sobie nie być odpowiedzialnym za siebie samego, ergo i za moje pieniądze.
Uwaga. To jest wpis personalny, nie na temat. Przechodniu, przewijaj.
Moderatorze, wybacz.
Autororze, dziekuje za goscine i obiecuje nie naduzywac.
=========================
Szanowny Panie Nemer.
Jesli Pan tu jeszcze jest, to prosze dac znac. Jesli Pan zainteresowany, chcialbym kontynuowac wymiane zdan, jakze brutalnie przerwana na blogu Red. Sz. ( „Dwa marsze Obamy” ).
Pozdrawiam.
Znam kilku ludzi, w tym kobietę, którzy za punkt honoru obrali sobie bieg maratoński. Nigdy nie biegali na żadnym dystansie, ale postanowili mieć fanaberię pobiegnięcia na najtrudniejszym dystansie. Nie pomogły żadne rozmowy ani straszenia, że to przecież wymaga kondycji i zachowania rozsądku. Nic z tego. Żeby „pokazać” znajomym i współpracownikom, jacy są bohaterscy pobiegli. A potem szybciutko do lekarza. Mieli szczęście, że dobiegli gdzieś w ogonie biegu, ale „pokazali” innym, że dali radę. Dla mnie głupota do sześcianu. I tak sobie myślę, że takich uczestników jest bardzo wielu, więc faktycznie karetki powinny stać co kilkaset metrów by ratować głupoli, którzy postanowili coś nie sobie, ale innym udowodnić !
Bredzisz nie na temat, jakieś opowieści marynarskie z PRL, doktor chce obowiązkowych badań dla chcących startować a ty mówisz, że w Ameryce tak samo, chcą zobowiązania, że się biegnie na własną odpowiedzialność.czyli tam wolność a propozycja doktora przeciw której protestuję, odbiera mi wolność, bez opłaconego papierka, słono, bo nie chodzi o piętnastominutową wizytę u lekarza pierwszego kontaktu nie wolno mi wystartować.
Kompromitująca wypowiedź.
Szpaler karetek wzdłuż trasy, wtedy będzie najbezpieczniej.
Kto płaci?
Szanowny Zza Kałuży
Powiedzmy, że rozumiem tę niechęć do współfinansowania opieki zdrowotnej tych indywiduów, które wg pewnych kryteriów słabo dbają o swoje zdrowie.
To mam pytanie, czy np. Steve Jobs na takie współfinansowanie zasługiwał czy nie? – bo Stephan Gary Woźniak, to z pewnością nie zasługuje, czy tak?
Pozdrawiam, Nemer
Szanowny Georges’ie 53
Żeby było na temat to powiem, że „masowe imprezy” czy to biegowe czy jakiekolwiek inne budzą we mnie pewną niechęć i pewno był to jeden z powodów, że gdy jeszcze szukałem guza tam gdzie go łatwo było znaleźć, pewni ludzie o śniadej cerze nadali mi ksywkę „nemr”.
Stąd nie dziwię się wcale, że dotknął mnie w pewnym miejscu syndrom Mysiej 2. Bo czy można żądać od wielbłąda, by wyglądał jak Gioconda?
A pomyślałem o Panu niedawno widząc Neil’a Robertsona w Ruhr Open.
Miło, że jeszcze Pan o mnie pamięta.
Pozdrawiam, Nemer
Nemer 10 października o godz. 19:39
„To mam pytanie, czy np. Steve Jobs na takie współfinansowanie zasługiwał czy nie? – bo Stephan Gary Woźniak, to z pewnością nie zasługuje, czy tak?”
Nie bardzo rozumiem pytań. Już bardziej wydumanych przykładów nie mogłeś sobie wybrać? Przede wszystkim ani jeden ani drugi nie mieszkali w kraju z socjalistyczną opieką zdrowotną, czyli z systemem dostępu do opieki teoretycznie według zawołania trzech muszkieterów.
Obaj sami płacili za swoje leczenie i mnie i tobie wara od ich portfela.
A jeśli chodzi o StephEna WoZniaka a nie żadnego StephAna WoŹniaka (przypominam, że urodzonego w USA i że od urodzenia jego nazwisko nigdy żadnego „ź” nigdzie nie miało) to życzę ci abyś odczepiwszy się od jego portfela zaczął zajmować się tak jak on dobroczynnością. Może za te głupie parę tysięcy lat, oczywiście tylko jak ci świetnie pójdzie, zbliżysz się do tej ilości pieniędzy, jaką Woz do tej pory podarował dzieciakom i różnym szkołom. Nie mówiąc o tym, że samemu będąc nauczycielem z wyboru i z powołania oferował tym dzieciakom coś najcenniejszego co miał, to znaczy własny czas.
A więc @Nemer, raz-dwa maszerujemy do szkoły, od jutra zaczynamy dzielić się z młodzieżą swoim doświadczeniem i swoją wiedzą a w międzyczasie zaczynamy przekazywać po kilka czy kilkadziesiąt milionów dolarów rocznie na cele dobroczynne.
Daj znać, jak ci idzie.
„czyli tam wolność”
Napisałem przecież wyraźnie:
>Co wprawdzie nie jest robieniem badań wydolnościowych serca ale jest zapowiedzią badań wydolnosciowych portfela.<
Masz wolność, ale twoje otoczenie w zamian żąda od ciebie wolości od płacenia za ratowanie i leczenie ciebie "w razie czego".
To jest za skomplikowane? Czego tu nie rozumiesz?
"a propozycja doktora przeciw której protestuję, odbiera mi wolność, bez opłaconego papierka, słono, bo nie chodzi o piętnastominutową wizytę u lekarza pierwszego kontaktu nie wolno mi wystartować."
Propozycja doktora jest identyczna z tym, co ja piszę. Tylko pan doktor robi to ładniej, milej i grzeczniej. Zamiast walnąć ci w gebę prosto z mostu prawniczym pisemkiem "płać za siebie albo won z zawodów" to pan doktor ci proponuje układ. On ciebie z publicznych zawodów nie wywali, ale w zamian chce, abyś wykonał chociaż minimum wysiłku i wykazał się jakąś szczątkową odpowiedzialnością za siebie samego. On ciebie nie wygania z przychodni czy ze szpitala, on tylko grzecznie prosi, abyś zmądrzał i zaczął myśleć o swoim zdrowiu.
Dla siebie samego, dla twoich dzieci, dla twojego portfela ale także dla portfela reszty podatników.
Zrozumiałeś?
W Ameryce widocznie wiedzą, że z pewnymi osobnikami nie ma co gadać i dlatego nie robią im żadnych złudzeń tylko "podpisuj w tej rubryczce że jak zdechniesz to na swój koszt a jak nie chcesz podpisać to wypad z listy startowej i już cię tu nie ma".
Jak wprowadzą Obamacare to będzie tu socjalizm taki jak w Polsce i wtedy zmusi się tych, co maja olej w głowie i pracują na siebie i na badania okresowe chodzą, – do płacenia na leniów, co do roboty maja lewe ręce i na durniów, co lekarza unikają. Bo im wolność zabiera.
@Gospodarzu – nie trzeba obiecywać opieki i zachęcać do dbania o siebie. Po amerykańsku podsunąć papier o bieganiu na własną odpowiedzialność i o konieczności płacenia z własnej kieszeni za wszelkie usługi lekarskie w czasie i do 48 godzin po biegu i kwita.
Pokazujesz i chwalisz rozwiązania socjalistyczne z PRL gdzie każdy na koszt państwa miał opiekę zdrowotną, i że wtedy w żadnym biegu bez badania by nie wystartował, każdy harcerz raz do roku się badał, przynajmniej na rentgenie płuc.
Już byś nurkował głębinowo i zginął niechybnie gdyby nie doktor bohater w porę zagrożenia nie wykrył.
Potem piszesz o obamacare co leniom chce minimum zapewnić.
Pisz dalej, kompromituj się dalej.
A o co chodzi?
Czy ty nie jesteś Kapitan Sowa?
I o tych co za góry mają wzgórza G. coś napisz.
Medycyna prewencyjna to jest najtańsza z dziedzin medycyny. Przynajmniej tak na mój nieuczony medycznie łeb. Walenie miliardów w sport wyczynowy przez budowanie stadionów było debilizmem. Jest debilizmem obcałowywanie się ze skoczkiem na nartach przez premierów i prezydentów i robienie z niego bohatera narodowego. W jaki sposób sukcesy skoczka przyczyniły się do poprawy stanu zdrowia społeczeństwa?
To tylko przykład marnowania pieniędzy podatnika.
Oczywiście, że podobało mi się przebadanie mnie przez lekarza sportowego za PRLu. Myślę, chociaż nie mam na to danych, że nie było to aż tak drogie. I dzisiaj na twoim miejscu zapłaciłbym za badanie serca na bieżni przed biegiem nawet gdybym podejrzewał, że konowały wylobbowały to dla siebie w Sejmie tylko daltego, aby za pomocą tego przepisu kasiorę trzepać. Uważam, że są dużo więszke przewały w Kraju, niż byłby ten.
Obamacare wydaję się być kombinacją półrozwiązań i sumą jakichś zgniłych kompromisów. Wątpię, aby nie powiększyła długu narodowego jeszcze bardziej.
Obamacare nie zaczyna od cięcia kosztów tego, co jest, czyli całkiem dobrej opieki dla 85% ubezpieczonego społeczeństwa. A jest co ciąć, oj jest. Ameryka może zbankrutować właśnie przez koszta opieki zdrowotnej rosnące bez umiaru. Obamacare zamiast być optymalizacją rozwiązań techniczno-medycznych wygląda mi na efekt ideologicznego wykręcania ludziom rąk.
Emigrant przyjeżdża do USA bez grosza przy duszy, często bez wykształcenia i bez języka a po kilkunastu latach ma dom czy mieszkanie, kilka samochodów, pracę, wszystkie zabawki jakie chce w tym domu. Zawodowi bezrobotni są bezrobotnymi w trzecim albo i w czwartym pokoleniu. Opiekę zdrowotną mają, nazywa się pogotowie. I od cholery szpitali i przychodni, gdzie ich leczą za darmo. I zęby, i porody odbiorą, i rany postrzałowe zaszyją, i na detoks poślą.
Popatrz sobie jakiego koloru są rezydenci więzień, zabójcy i ofiary zabójców.
Ja wiem, że problem rasizmu jest realny. Ale jak ktoś chce się wyrwać ze złej dzielnicy i ze złego towarzystwa to bierze d**pę w troki i się wyprowadza. Jest od diabła i trochę schronisk, parafii, dobrych ludzi, pracodawców i pracy. Kilkanaście milionów nielegalnych imigrantów z głodu nie umiera, czyli nawet bez papierów robotę znaleźli. I wiekszość z nich też biała nie jest.
To już nie są lata sześćdziesiąte, kiedy rzeczywiście rasizm był straszny. Teraz każda większa firma ma minimalne kwoty rasowe i musi się z nich rozliczać. Już nie mówiąc o posadach rządowych czy miejskich. Jak tylko ktoś z zawodowych bezobotnych zrobi kilkutygodniowy kurs udający 4 lata szkoły średniej i zda śmieszny „egzamin” GED (niby-zaświadczający, że masz wykształcenie średnie) to go każdy z otwrtymi rękami do roboty weźmie. Jako sprzątaczkę, śmieciarza, konduktora czy listonosza. I w takim miejscu ZAROBI na bardzo przyzwoite ubezpieczenie zdrowotne.
Ale zawodowym bezrobotnym nawet tego nie chce się zrobić.
Obsługiwałbyś śmieciarkę za 50 tysięcy zielonych rocznie? Kierowca śmieciarki ma więcej, ja mówiłem o tym gościu, co jedzie na stopniu i kubły podczepia.
Spróbuj dostać taką fuchę (nadgodziny płatne 50%, w weekendy 100%) od miasta będąc nieopalonym.
Nauczyciele w mieście wyciągają pod 70 tysięcy. A 50% ich pupilków wogóle szkoły nie kończy. Po prostu, nie kończy. A ci, co skończyli, na żadne studia się nie nadają. Parę procent z nich idzie do college gdzie muszą powtórzyć program szkoły średniej, bo nic nie umieją. Oczywiście dofinasowani, a jakże.
Teraz ich biały rówieśnik dostanie kilkaset dolców miesięcznie rachunku za społeczną solidarność. Młody jest, niech się cieszy, że lekarza przez 20 lat potrzebował nie będzie. Ale płacić – będzie musiał. Bo Jego rówieśnik musi znaczki żywnościowe i bezrobocie pobierać w 5-tym pokoleniu. I na ubezpieczenie zdrowotne go nie stać. Niby z czego?
Dawaj dalej, nie było o Żydach ale za to o kolorowych.
I o sporcie wyczynowym i o wywaleniu kasy na stadiony.
A doktorowi się zamach na sport amatorski maży i wielki biznes biegowy który za tym stoi. Bo biznes, zwłaszcza wielki jest zły.
Żeby w następnym biegu pobiegli sami zawodowcy, zamiast piętnaście tysięcy, tysiác pièćset.
I parki i alejki się przeżedzą, bo wiadomo, że takie wielkie imprezy są zwieńczeniem tego codziennego wysiłku w parku, że wciągają nowych.
Wprowadzić takie rozwiązania to nie tylko więcej kasy dla lekarzy na badaniach to margines, moja złośliwość raczej, to więcej pacjentów w gabinetach a mniej biegających w parkach. Szkodliwe takie pomysły, jak każde ograniczające wolność.
Ale ludzie lubią zabraniać, zakazywać, pod takimi postulatami się ludzie podposzą jak ich zastraszyć.
Biegający nie chcą żeby się o nich troszczyć, sami się troszczą, a zatroszczyć się chcą ci co nie biegają.
Doktor biega?
Założę się że nie.
parker 11 października o godz. 7:21
Uprzejmość za uprzejmość.
Ja ci życzę, wróć – rzyczę, czeba sie dostosować do ortografii rozmófcy, no więc ja ci rzyczę, abyś sobie popatrzył na córeczkę swoją łapiącą oddech. Być może z trudem, być może ostatni. Po wyścigu na 10 kilosów. Bez badań, na żywioł.
Znając twoje blogowe lamenty i bluzgi o tym, jak to mafia lekarska traktuje ciebie i twojego teścia i twoje dzieci pewien jestem, że wtedy myślik ci się przestawi z „ja chcę wolności” na „ja chcę krwi!”. Ja chcę kogoś zamordować i będzie to albo lelarz pogotowia, co nie dojechało na czas, albo lekarz z przychodni albo w ogóle lekarz. Laryngolog z Moniek. Któryś, wróć, kturyś mósi być winien, skur-taki-owaki jeden.
Prowokujesz? To masz, proszę bardzo. W cywilizacji ludzie INWESTUJĄ w służbę zdrowia i PŁACĄ TYLE ILE TRZEBA ABY MIEĆ SPRZĘT. Defibrylatory. Setkami na takich zawodach. W każdym kącie, co sto metrów. Abyś każdego durnia można było spróbować odratować.
W twoim idealnym kraju ZAMIAST defibrylatorów, ZAMIAST sprzętu masz profesora bioetyki. Zdaje się twój ulubiony bloger, prawda?
Na dobrze opłaconym etacie profesor bioetyk wytłumaczy polskim medykom jak selkcjonować ofiary ich własnej, czyli tych ofiar głupoty, bo „środków” nie mamy. Pensja profesora bioetyka zamiast defibrylatorów, genialne!
Czego w Polsce nie macie? Z czym do szpitala musicie chodzić? Bo że papier toaletowy przynosić trzeba to czytałem, jedzenie ludzie do polskich szpitali nosili od pierwszej wojny, wróć, od Piasta Kołodzieja.
Pochwal się, co nosisz do szpitali, do przychodni, oprócz swojego miłego, nietoksycznego charakteru?
Uważaj, żeby ciebie mafia lekarska do skarpetek nie okradła.
I wyobrażaj sobie jak patrzysz się na łapiącą powietrze córeczkę. Bez badań.
Uwaga. To jest wpis personalny, do Pana @Nemera, nie na temat.
Przechodniu, przewijaj.
Moderatorze, wybacz.
Autororze, dziekuje za goscine i obiecuje nie naduzywac.
=========================
Szanowny Panie Nemer.
Dziekuje za odzew.
Na blogu red. Red. ( „Dwa marsze Obamy” ), chcialem prosic Pana, jako czlowieka bywalego i obserwujacego ciekawe wydarzenia osobiscie, o opinie na temat wiadomosci, ktore pojawily sie w okresie bombowym w Syrii.
Jeden z linkow zamiescilem w tej wypowiedzi:
http://zagner.blog.polityka.pl/2013/08/26/jest-sie-czego-bac/#comment-613
Wiec… Co Pan na to?
Pytalem kolegi o wiarygodnosc tego linku ( defence.pk ) ; on uwazal ze website jest wiarygodna, ale on mogl byc nieco stronniczy bo tez jest Pakistanczykiem…
(Taka mniej wiecej wiadomosc zostawilem Panu piec razy ( slownie 5 ), bez zadnych , slowo harcerza, wyrazow, „wyrazow” ani „momentow” i wcinalo za kazdym razem. Oryginalami verbatim nie moge sie podeprzec na dowod swojej niewinnosci, bo moj komputer nagle, sam z siebie, zadecydowal zlikwidowac moje tymczasowe archiwum z tego okresu – nie wykluczam tutaj dlugich macek red. Red. … )
A swoja droga… co takiego mi Pan odpisal nt. ul. Mysiej, ze red. Red. az wyslal Pana do samego Pana Boga na pokutę…?
A swoja droga… ciekawy przypadek Demiurga Narodowego z wlasnej nominacji… (*)
Pozdrawiam.
(*)… tak mi się skojarzylo nt. red. Red….
W szpitalu psychiatrycznym:
– Sam Pan Bóg powiedział, że jestem Napoleonem!
Z kąta głos się odzywa…
– Co, co ja powiedziałem?
( Jeszcze C.D. )
Szanowny Panie Nemer.
Taka garsc refleksji nt. red. Red. probowalem zamiescic tez; nie przeszlo rowniez. To akurat mnie nie zaskoczylo…
http://studioopinii.pl/pirs-syria/comment-page-1/#comment-120221
( Uwaga. Do tego wpisu errata.
Jest: ” Raz dałem się nabrać. Drugi raz się dam.”
Powinno być: „Raz dałem się nabrać. Drugi raz się NIE dam.” )
A teraz tak dla odprężenia; muzyka lekka latwa i przyjemna.
Od miesiaca to sobie podspiewuje, i az mnie swędzi zeby sie z kims podzielic…
Enjoy.
http://www.youtube.com/watch?v=GlrFEL0ZTMM
Pozdrawiam, georges53.
Moja córka jest chora na nowotwór o czy wiesz. Nie tylko antysemita z ciebie ale pospolita kreatura jak cię nie zbanują, nie zajrzę tu więcej
Oj, widzę, że w komentarzach bardzo gorąco się zrobiło. Temat faktycznie dosyć ciekawy, ale żeby budził aż tyle kontrowersji…Niech już się to referendum odbędzie i emocje wrócą na normalny poziom.
@Zza Kałuży
Na początek, zanim Ci wyłożę jak krowie za rowem melioracyjnym o co mi chodziło to wyjaśnię, że po pierwsze za wysoko oceniłem interlokutora i myślałem naiwnie, że „Mądrej głowie dość dwie słowie” ale widać się pomyliłem.
Po drugie Twój tekst do Parkera zmierzający do zdeprecjonowania interlokutora
Ja ci życzę, wróć – rzyczę, czeba sie dostosować do ortografii rozmófcy, no więc ja ci rzyczę bo się facet „rąbnął”, być może z pośpiechu, uważałbym może za dopuszczalny, gdybyś sam nie wykazał się językową ułomnością, wręcz matołectwem, które przed 1990 rokiem, czyli w PRL-u nie pozwoliłoby Ci zdać matury. Oto te objawy:
– kapitaliźmie
– haustem
– wogóle
To jest ta ortografia „miszcza” językowego?
A teraz do ”ad remu”
Jobs, tak jak i Wozniak, to ludzie sukcesu, którzy razem zaczynali ale np. jednemu z nich – moim zdaniem – odbiło i doprowadził się do śmierci „prozdrowotną” dietą, tym fruktarianizmem, weganizmem i wegetarianizmem. Wozniak ma takie „prozdrowotne” wymysły (o ile wiem) gdzieś i jest typowym przykładem ważenia sobie lekce tych zasad o których mówi darwinista społeczny Zza Kałuży, znaczy wyłożone tutaj:
Ja mogę dołożyć się do leczenia drugiej osoby ale nie wtedy, gdy wiem, że osoba ta większość życia chlała, ćpała, nie ćwiczyła, spała w dzień i balowała w nocy. Oraz nie badała się wcale a do lekarza tylko wtedy gdy na pogotowie.
Taka osoba to za przeproszeniem – niech zdycha. W każdym razie wara jej od mojej pomocy w postaci części podatków.
Nie wiem, czy Ci wiadomo ale w pewnym przybliżeniu (a dotyczy to prawie całego cywilizowanego świata) ok. 80% kosztów leczenia pochłaniają ostatnie 3 miesiące życia przeciętnego osobnika, w tym istotne jest, że część z tych środków pochodzi z podatków, w ramach solidaryzmu społecznego. Akurat za kałużą mniej niż gdzie indziej, tym niemniej jakby nie liczyć, to opłacałoby się, żeby Ci, których życie zawodowe zbliża się do końca, „odchodzili” jak najszybciej i z żadnych udogodnień natury socjalnej nie korzystali. A szybko odchodzą właśnie ćpuny, chlacze, leniwce i nocni „rozrywkowicze”. To dobrze czy źle, jeśli czy to własnych czy podatkowych środków nie zużywają zbyt długo? A w ogóle co to znaczy – „nie ćwiczyła”? Niektórzy medycy-badacze twierdzą np., że „ćwicząc” z małżonką zużywa się 300 kcal a z kochanką czy „przygodną” 3000 kcal. Ja nie wiem dlaczego tak jest, ale wg Twoich kryteriów gotów jesteś akceptować gdy część Twoich podatków spłynie na pomoc medyczną dla dziwkarzy, bo oni ćwiczą skuteczniej niż uprawiający seks głownie ze swymi żonami.
Ja nie oceniam, który z systemów opieki byłby lepszy, czy ten, który macie teraz za kałużą, czy proponowany przez DronBombObamę, bo się na tym nie znam za bardzo. Jedno jednak jest pewne. Zarobiłyby na tym krocie te wszystkie Merki, Novartisy, AstryZeneki, Roche, Sanofi i inne GlaxoSmith Klainy.
Ta Twoja „profilaktyka”, choć z pewnością niezbędna i słuszna, też przez wyżej wymienione gangi traktowana jest instrumentalnie. Dlaczego obniżono „normę” cholesterolu z 250 na 190 skoro np. wiadomo, ze to nie nadmiar cholesterolu jest przyczyną jednej z najbardziej powszechnej choroby cywilizacyjnej a raczej jej objawem. Kto Ci powie, że przeżywalność osobników z cholesterolem wyższym niż „norma” jest wyższa niż tych, co mają go w granicach „normy”? Dlaczego normę cukru we krwi na czczo obniżono ze 130 na 99? Odpowiedź jest prosta, celem jest „leczenie” ludzi a nie zwalczenie choroby. Ze zdrowego nie ma kasy. Należy więc wmówić m.in. drogą badań profilaktycznych, że wskazane jest rozpoczęcie leczenia, które często przynosi nieodwracalne negatywne skutki. Stąd ta tresura medyków nowymi „normami”.
Jeśli więc człowiek w ramach Twoich kryteriów „ćwiczył”, czyli biegał na przykład, w tym na wałkowanym tu biegu na 10 km, nie ćpał i nie imprezował poi nocy, odżywiał się zgodnie z „piramidą żywieniową” „mcgovernowskiego” pochodzenia, to zasłużył na porządną pomoc udzielaną w ramach finansowanej z podatków, nawet jak podpisał, że biega na własną odpowiedzialność, czy nie?
Czy teraz jest już jasne o co mi szło?
Co do mojego udziału w finansowaniu przedsięwzięć charytatywno-społecznych, to nie jestem ani Jobsem ani żadnym Gatesem więc nie poświęcam swoich dochodów na te cele. Nie mam też z tego tytułu żadnych problemów i wyrzutów sumienia, tylko zaskoczenie moje budzi fakt, że społeczny darwinista Zza Kałuży ma czelność kogokolwiek przesłuchiwać w tej kwestii.
Szanowny Georges’ie 53
Żeby nie drażnić cierpliwego Gospodarza proponuję przeniesienie się do miejsca, które linkiem wyżej Pan wskazał.
Na początek powiem, że informację uważam za ekstremalnie ciekawą i której nie znałem. Poznałem temat dzięki Panu więc coś pewnie do Pana skreślę tam. Dobrze?
Pozdrawiam, Nemer
Nemer 11 października o godz. 11:53
„społeczny darwinista”
Nie biorę tego za przytyk bo wiem, jakie są granice wiedzy osób, które nigdy w USA nie mieszkały przez więcej niż tydzień. Wprawdzie niektórym lotniejszym i tydzień wystarczy, ale nie można żądać za dużo.
„Darwinizm” to w mim wydaniu dopominanie się o elementarną sprawiedliwość. Popierałbym Obamowe socjalistyczne pomysły gdyby pierwszy czarny prezydent podszedł chociaz raz do mikrofonu i walnął swoim pociotkom: „Zwlekaj tłusty tyłek z kanapy i won do roboty! Posprzątaj ten burdel wokół siebie! Zamiast wymyślać udziwnione imiona dla swoich dziesięciorga dzieciaków spłodzonych z piętnaściorgiem wujków won do szkoły!
Umyj łeb! Wstań i przestań żreć śmieci. Przetrzyj oczy! Nie ćpaj! Nie chlej! Nie morduj się jeden z drugim na każdym rogu!
ZACZNIJ OD SIEBIE!
Kto jak nie TEN prezydent MOŻE powiedzieć takie rzeczy? Ale on nie mówi. Wobec tego – wyciągając rękę po pieniądze pracowitszej części społeczeństwa – nie daje tej części żadnych gwarancji, że wydatki te będa tylko „chwilowe”, że po dopomożeniu biednym ludziom, którzy nie ze swojej winy wpadli w chorobę – nie będzie to jeszcze jeden sposób na utrzymywanie kilkunastomilionowej klasy zawodowych leserów.
Wracając do Jobsa i Wozniaka. Czy @Nemer myśłi, że oni korzystali kiedykolwiek ze „składkowej” opieki zdrowotnej? Przy swoich miliardach dolarów? No może, nie wiem, więc się nie sprzeczam. Co do Wozniaka to wiem z pewnością, że jeżeli kiedykolwiek korzystał, to z nawiązką oddał społeczeństwu koszta jego leczenia swoją działalnością charytatywną.
„Ta Twoja „profilaktyka”, choć z pewnością niezbędna i słuszna, też przez wyżej wymienione gangi traktowana jest instrumentalnie. itd”
Widzę tutaj ogromny brak kalibracji. Nie jesteśmy wykalibrowani, @zza kałuzy i @Nemer.
@Nemer nie ma pojecia, jaka jest liczba NIEPRAWDOPODOBNYCH SPAŚLAKÓW a już szczególnie wśród Afro-Amerykanów, a juz szczególnie wśród bezrobotnych. Nie „grubasów”. Słowo grubas niczego nie oddaje.
Proszę sobie przyjechać i pooglądać.
Rozumowanie @Nemera jest TEORETYCZNIE prawidłowe. Tak samo jak @parker – @Nemer boi się lekarsko-farmakologicznej mafii żerującej na jego portfelu.
Ja nie zaprzeczam, że takiej mafii w ogóle nie ma. Pewnie jest. Witaminy i różne preparaty na kilometrowych półkach w sklepach są, fakt. To o czym ja piszę, to priorytety. Jak u Pareto.
Tak, wyciąganie pieniedzy manipulowaniem (o ile takie manipulowanie ma miejsce) normami medycznymi jest złe. Ale ZANIM zaczniemy się martwić gościem, co przekroczył normę 200 punktów czy procent o 10 zwróćmy proszę uwagę na miliony ludzi, u których ten parametr wynosi 300. Zanim zaczniemy narzekać na obowiązkowe testy wydolności serca dla 85% ludzi poniżej 200kg zwróćmy uwagę na te 15% ważące 250+.
Dla wiekszości, „w miarę” zdrowej wiekszości – przecież na biegach większość nie pada bez życia – dodatkowy test to naprzykrzająca się mucha, nic więcej. Dla spaślaków albo dla żyjących na tapczanie przed telewizorem – to szansa na uratowanie życia.
A co do ćwiczeń fizycznych to prosze wybaczyć, ale gdzie na kaloriach jest napisane jakiej one są płci, stanu cywilnego czy wyznania? Mnie jest wszystko jedno, co @Nemer będzie robił, aby zrzucić zbędne kilogramy. Może nawet bić swoją żonę jak worek treningowy.
Teraz rozmawiamy o ważności przygotowania fizycznego, wydolnościowego do dużego, jednostkowego i niezwykłego w życiu normalnego obywatela wysiłku jakim jest bieg na 10km.
Jak będzie temat o pożyciu małżeńskim to wtedy omówimy niewłaściwość bicia żony.
Uprzejmie powtarzam moją prośbę wobec Gospodarza.
To będzie lepsze niż wyżej widoczna bezprzedmiotowa pyskówka.
Szanowni Panstwo.
W lipcu trafilem na koniec urlopu na biegi górskie.
http://www.pitztal.com/trailmaniak2013
Dystanse 13, 42, 95 !!!! km. ten ostatni trwał 2 dni.
W tygodniu poprzedzajacym ten bieg, przeszedłem wszystkie trasy, moge powiedziec, że do łatwych (dla doswiadczonego) nie należaly. Teraz mam pytanie do Szanownych Dyskutantów. Co by sie stało, gdyby któryś z biegaczy zaslabl, złamał nogę, czy spadł (odpowiednie wybrać) na trasie. Zeby było ciekawiej, w niektórych rejonach telefony nie dzialały, a turystów w górach było tyle, że spotykałem 1-2 ekipy na cały dzień. Do najbliższych ludzi było 2-3 godziny marszu. Czyli nawet nie miałby kto wezwać pomocy.
Co wtedy zwolennicy stawiania karetki pogotowia co 1 km mieli by do powiedzenia ?
Pomoc oczywiście byla, ale na dole w stacji ratowników, gdzie dyżurowali wszyscy zdolni do niesienia pomocy. Helikopter nie czekal w dolinie.
Uważąm, że w takich biegach, równiez w miastach , biorą udział dorośli ludzie, którzy wiedza co robią i biora za swoje czyny odpowiedzialność. Wystarczy podpisanie oświadczenia o wlasnej odpowiedzialnośći i dobrym stanie zdrowia.
Poza tym, wszelka pomoc powinna być udzielana na koszt uczestnika, lub ubezpieczyciela, jeśli delikwent był przezorny i wyłożył pare groszy (dosłownie) za ubezpieczenie. Nigdy ze środków publicznych, również jego późniejsze leczenie.
Koszt mojego ubezpieczenia na 8 dni dla trzech osób, wartości 25 tysEUR/osoba, obejmującego m.in. akcje w górach to : 79,-PLN SIEDEMDZIESIĄT DZIEWIĘĆ PLN.
A ja mam pytanie w związku z masażem serca i wspomaganiem oddychania. Ostatnio czytałem, że wg amerykańskich naukowców wspomaganie oddychania jest nieistotne i ważne jest tylko, bo podtrzymywać akcję serca (czyli wykonywać tzw. masaż serca). Czy to prawda?