Wolność biegania, wolność umierania.

Prywatne dochodzenie, prowadzone przez rodzinę zmarłego biegacza z jednej strony, a komunikat o wstępnych wynikach jego sekcji – z drugiej, pokazują, jak ważne jest formalne, jasne  rozstrzygnięcie kwestii bezpieczeństwa uczestników biegów masowych. Ze wszystkimi tego rozstrzygnięcia konsekwencjami.

Starły się w dyskusji nad  poprzednim wpisem dwa stronnictwa. Panowie parker i pawel markiewicz (wymieniam w kolejności aktywności w dyskusji) są – o ile dobrze zrozumiałem – orędownikami nielimitowanego dostępu do uczestnictwa w masowych imprezach biegowych. Pan zza kałuży w swoich pierwszych komentarzach był łaskaw poprzeć mój punkt widzenia (potem dyskusja zeszła niestety na obamacare, ale o tym pod koniec wpisu). Pan pawel markiewicz był łaskaw zadeklarować:  Co komu do mojego biegania albo do biegania innych doroslych. A nawet jak mi sie zachce umrzec w czasie biegu to co? Moja sprawa. (…) Dajce sobie ludzie spokoj z glupotami i zabierzecie sie za bieganie. Wbrew przepisom i dekretom.

Szanowni zwolennicy biegowej wolności! Oczywiście, że nic mi do Waszego biegania! Tyle, że w życiu trzeba być konsekwentnym. Jeżeli decydujecie się na wolność biegania, niezależnie od Waszego stanu zdrowia i stopnia przygotowania, to rozumiem, że nie oczekujecie od nikogo pomocy, jeżeli coś złego przydarzy się Wam w związku z uczestnictwem w zawodach. Dacie sobie radę sami. Nie będzie dochodzeń, ani żądań odszkodowania. Bo przecież jak wolność, to wolność. Jeżeli każdy odpowiada za siebie, to organizator w ogóle nie musi zapewniać jakiegokolwiek zabezpieczenia medycznego. W tym sposobie myślenia jest pewien podtekst, właściwy wszelkim przeciwnikom różnych mechanizmów bezpieczeństwa (również w przypadku kredytów w walutach obcych, oraz budowania na terenach zalewowych): na pewno wszystko pójdzie dobrze, więc wszystkie te korowody z zabezpieczeniami są niepotrzebne. Prawda? Nieprawda! W deklarowanym umiłowaniu wolności jest pewien haczyk: jeżeli jednak coś pójdzie źle, to pomoc mi się należy. Wyraził to Pan pawel markiewicz : Nawet jak musi do mnie przyjechac karetka pogotowia, to po to wlasnie place ja i miliony innych podatki, zeby przyjezdzala.

Problem polega na tym, że karetka musi do Pana przyjechać, jeśli będzie miał Pan wypadek samochodowy, zapalenie wyrostka robaczkowego, albo zatrucie czymkolwiek. Na to Pan i miliony płacicie podatki. Wydarzenia podwyższonego ryzyka, których zabezpieczenie jest ponadto zazwyczaj bardziej kosztowne, zwykle wyłączone są ze zwykłego systemu opieki medycznej. Rozwiązania finansowe są tu różne – przykłady przedstawili Panowie: zza kałuży i Andrzej52. Mimo tych opłat, ryzyko finansowe podejmowane przez organizatorów (bo to oni odpowiadają za zabezpieczenie medyczne imprezy) w przypadku naprawdę masowej akcji ratowniczej byłoby na tyle duże, że często wymagają oni dodatkowo badań lekarskich, albo oświadczenia, o którym pisał Pan zza kałuży. Jest to rodzaj układu: my, organizatorzy, zabezpieczymy optymalnie zawody, a ty, uczestniku, przystąpisz do nich w odpowiednio dobrym stanie zdrowia i odpowiednio dobrze przygotowany. Jeżeli złamiesz ten układ to odpowiedzialność poniesiesz sam – zdrowotną i finansową. W domyśle jest jeszcze oczywisty element: jeżeli organizator złamie układ, poniesie konsekwencje. prawne i finansowe.

Przyjrzyjmy się, czy taki układ został  dotrzymany przez organizatorów tegorocznego „Biegnij Warszawo”, oraz przez jego uczestnika, którego start zakończył się tak tragicznie.

Organizatorzy z pewnością go nie dotrzymali. Po pierwsze – postarali się w warszawskim Ratuszu, żeby bieg nie został potraktowany jako impreza masowa (przy dwunastu tysiącach uczestników!). Mam nadzieję, że urzędnik, który podjął taką decyzję poniesie stosowne konsekwencje. Podobno miał do niej prawo. Jeżeli tak, to prawo powinno zostać zmienione, by na przyszłość chronić nas przed uznaniowością niesprawnych mentalnie urzędników. Jedną z konsekwencji określenia imprezy jako masowej, jest konieczność zapewnienia bezpieczeństwa uczestników. W tym oczywiście – medycznego. Być może organizatorzy po to starali się o „odmasowienie” biegu, by nie musieć wydawać zbyt wiele na obstawę medyczną. Ponieważ dostali oficjalna decyzję, to mieli do tego prawo.  Skorzystali z niego w ten sposób, że wprawdzie zapewnili fachowy personel medyczny, ale niedostatecznie wyposażony i – jak się wydaje – zbyt mało liczny.

Pora na uczestnika. Opublikowany wstępny komunikat, po przeprowadzeniu sekcji,  o przyczynie zgonu: ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa. Upraszczając znacznie (ale nie kłamiąc) można to przełożyć: obciążenie układu krążenia i oddechowego przekroczyło jego wytrzymałość. U osoby tak młodej, przy dużym, ale niekoniecznie ekstremalnym wysiłku, taki wynik jest porażający. Nie było w komunikacie wzmianki o znalezieniu oczywistej choroby serca: wady zastawkowej, zawału serca, choroby wieńcowej bez zawału serca, kardiomiopatii – czyli zmiany struktury mięśnia serca, upośledzającej jego funkcjonowanie i narażającej chorego na przedwczesny, nagły zgon. W takiej sytuacji istniała istotna możliwość, że nawet przesiewowe badanie lekarskie nie spowodowałoby wykrycia zagrożenia. Co pozostaje?

Przyjrzyjmy się kilku prawdopodobnym przyczynom. Pierwsza, najprostsza, to nieprzygotowanie. Z wywiadu, jakiego udzielił przyjaciel zmarłego biegacza wynika jednak, że trenowali razem regularnie. W takim przypadku pozostaje pytanie, czy przyjęte tempo biegu było w tym przypadku adekwatne do stopnia przygotowania i do stanu organizmu przed startem. Ambicja w takich sytuacjach bywa fatalnym doradcą.

Druga bardzo prawdopodobna przyczyna, to start w biegu przy nieoptymalnych możliwościach organizmu w danym dniu. Trwająca infekcja wirusowa, znaczne przemęczenie, odwodnienie, to czynniki, które z pewnością będą brane pod uwagę w toczącym się śledztwie.

Trzecia możliwa przyczyna, to choroba serca, nie powodująca zmiany jego struktury, lecz  epizody istotnego upośledzenia rytmu jego pracy. Część z takich chorób może (ale nie musi) być wykryta w trakcie specjalistycznych badań. Dziennikarze nazywają je czasami „ukrytą wadą serca”. Wobec ograniczonych możliwości diagnostycznych, sprawiających, że  epizody zaburzeń rytmu serca są u części z tych chorych nieprzewidywalne, jedyną szansą na ich ocalenie pozostaje sprawna akcja ratownicza w momencie ujawnienia się zagrożenia.

Przytoczyłem trzy grupy przyczyn – z wielu możliwych. Dopiero po opublikowaniu ostatecznych wyników dochodzenia będziemy mogli powiedzieć, czy przed startem i podczas biegu zmarły tragicznie biegacz miał szansę, by ochronić samego siebie. Pozwalam sobie swoje komentarze w tej kwestii do tego momentu zawiesić.

 

Na zakończenie kilka odpowiedzi na komentarze pośrednio związane z omawianym tematem.

Pan zza kałuży: cieszę się, że podziela Pan moje zdanie w kwestii medycznego zabezpieczenia biegów masowych. Kwestii obamacare nie jestem w stanie kompetentnie skomentować.  W tej dyskusji przekroczył Pan jednak – wypowiedzią o córce Pana parkera – pewne granice. Mam nadzieję, że nieświadomie. Proszę, by zechciał Pan przeprosić Pana parkera.

Pan parker:

A doktorowi się zamach na sport amatorski maży i wielki biznes biegowy który za tym stoi. Bo biznes, zwłaszcza wielki jest zły.

***

Ale jakby pomogło wielkiemu biznesowi lekarskiemu, co tam wielkiemu, gigantycznemu jak tamten jest wielki.

Nie tak dawno proponował doktor dodatkowe badania lekarskie z powodu tragicznego wypadku samochodowego, teraz badania antydopingowe, rozumiem zakończone wyrokiem skazującym w przypadku pozytywnej próby, bo sankcja musi być, inaczej jaki sens?
No i więcej pracy i kasy dla lekarzy przy biegach.

Jestem wielkiej zwolennikiem rekreacyjnego uprawiania wysiłku fizycznego, dopóki służy on zdrowiu, a nie staje się kolejnym elementem targowiska próżności.

Co do biznesu lekarskiego – ma Pan absolutną rację. Co gorsze – jest Pan rujnowany również przez uczestników innych, podobnych spisków. Czy zastanawiał się Pan nad haraczem, jaki Pan płaci w stacji kontroli pojazdów? Albo konserwatorowi wind (tu haracz ukryty jest w innych opłatach)? Mafia, Panie Dziejku, po prostu mafia. A przecież wszystko to powinny robić krasnoludki, tylko że zostały przekupione, albo zastraszone i niczego już palcem nie tkną…

Biegający nie chcą żeby się o nich troszczyć, sami się troszczą, a zatroszczyć się chcą ci co nie biegają.
Doktor biega?
Założę się że nie.

Zadał Pan pytanie z gatunku osobistych, na które z reguły nie odpowiadam, ale niech tam… Mam tylko nadzieję, że zechce Pan takich pytań w przyszłości zaniechać. Obecnie nie uprawiam sportów rywalizacyjnych. Naturalną, samczą potrzebę stawiania czoła wyzwaniom zaspokaja moja praca. Takoż – zapotrzebowanie na adrenalinę (czasami aż nadto). Uprawiam rekreacyjny wysiłek fizyczny. No i jakie wyciągnie Pan wnioski?

 

Pan Gronkowiec i Pan Hu hu: proszę o chwilę cierpliwości.