Tajemnica Bartosza A.: Pani Premier gra w święcone?
Czy zauważyli Państwo, że zdumiewająca cisza panuje wokół pozostawienia Bartosza Arłukowicza na stanowisku Ministra Zdrowia? Mimo gorących dyskusji polityków i mediów nad obsadą wielu innych resortów.
Pomijanie tematu pozostawienia Ministra Zdrowia przypomina zakłopotane milczenie, które zapadło na pewnym przyjęciu dyplomatycznym ze starego kawału. Przerwane, przypomnę, sławną deklaracją: „Trzeciego bąka królowej angielskiej delegacja radziecka bierze na siebie!”. Ponieważ nikt inny najwyraźniej nie chce podjąć tematu, tym razem ja pozwolę sobie przerwać ciszę – analizując przyczyny niezrozumiałego dla wielu zjawiska.
Najbardziej prawdopodobne przyczyny renominacji Bartosza Arłukowicza mogą być dwie, a raczej dwie i pół.
Pierwsza – najprostsza, a zarazem od lat powtarzalna. Nikt normalny nie chce być ministrem zdrowia Rzeczypospolitej. Jeżeli się godzi, to znaczy, że nie zrozumiał skali problemu – niezależnie od tego, czy jest cynicznym karierowiczem, czy niepoprawnym idealistą.
Dopóki bowiem któraś rządząca partia nie zdecyduje się na wprowadzenie niepopularnych w pierwszej chwili, ale uzdrawiających system zmian, kolejni ministrowie zdrowia będą tylko mięsem armatnim. Następnymi źle uzbrojonymi żołnierzami wysyłanymi na stracenie w konfrontacji ze społeczeństwem, zawiedzionym kolejnymi niespełnionymi nadziejami, wzmocnionymi ponad rozsądną miarę podczas kampanii wyborczej. Oczywiście, niektórzy pełnili swoją misję, usiłując coś konstruktywnego zrobić, inni zajęli się (lub zajmują) wyłącznie autokreacją.
Zastanówmy się wspólnie: kto poświęci reputację dobrego lekarza lub sprawnego managera dla sprawy z założenia straconej? Wiadomo przecież, że szef partii będzie się bał, że w przypadku prób wprowadzenia istotnych zmian systemu opozycja uruchomi populistyczne piekło. Z drugiej strony różne lobby zawodowe (bo „biały personel” wcale nie jest grupą jednorodną) z pewnością będą energicznie broniły swoich interesów, bo dlaczego mają zachować się inaczej niż górnicy albo stoczniowcy? Nikt nie lubi forsować cieśniny między Scyllą a Charybdą.
Oczywiście nie mam dowodów na to, że Pani Premier, choćby przez pośredników, zadała komuś pytanie o potencjalną gotowość do przejęcia resortu. Jest to jednak dość prawdopodobne. Obecny stan rzeczy wskazuje zaś jednoznacznie na to, że jeżeli nawet takie pytanie padło, to odpowiedź była negatywna.
W historii Niepodległej Rzeczypospolitej po II wojnie światowej była bowiem tylko jedna osoba, która z zapadni, jaką miało być stanowisko ministra zdrowia, uczyniła trampolinę ku szczytom politycznej kariery, mimo braku zauważalnych sukcesów podczas zarządzania resortem. Nazywa się Ewa Kopacz.
Druga bardzo prawdopodobna przyczyna: Pani Premier pogodziła się z tym, że z opieką zdrowotną nic rozsądnego nie da się zrobić w ciągu najbliższego roku i że na tej szachownicy wybory zostaną dramatycznie przez PO przegrane. Przepraszam. Na tym ringu, a nie szachownicy, bo polska polityka to cyniczne mordobicie, a nie szlachetne intelektualne pojedynki. Pomyślała zatem prawdopodobnie Pani Premier, że opiekę zdrowotną odpuści, żeby skoncentrować się na innych dziedzinach, gdzie może tę stratę w grze o wyborców nadrobić.
Jednym słowem zachowała się jak typowy student przed testem, do którego zaczął uczyć się zbyt późno. Test ma 100 pytań, zalicza 60 dobrych odpowiedzi. Trzeba w takim razie dobrze nauczyć się 50-60 procent materiału i zaliczenie prawie pewne. Dla końcowego wyniku pominięta część materiału nie ma znaczenia. W naszym modelu pominiętą częścią jest zdrowie obywateli. No i jeszcze kilka podobnych drobiazgów.
Pozostało jeszcze pół przyczyny. To nie-nieprawdopodobny plan gry Pani Premier, która wie doskonale, że Bartosz Arłukowicz jest ministrem nad wyraz marnym. Dlatego wiedząc, że sprawy zdrowia i tak nie pomogą PO, podczas wyborów postanowiła zatrzymać go na stanowisku, by w odpowiednim momencie zagrać nim – jak to pięknie określił Andrzej Mleczko – „w święcone”. Czyli poświęcić dla dobra sprawy: wywalić z hukiem, by pokazać swoją i partii wrażliwość na niedolę pacjentów wobec nieudolności Ministra Zdrowia.
Jakakolwiek nie byłaby przyczyna, pozostawienie Bartosza Arłukowicza na dotychczasowym stanowisku źle wróży w sytuacji marnej jakości opieki zdrowotnej, odpływu kadr lekarskich do krajów Starej Unii i nadciągającej nieuchronnie klęski braku pielęgniarek.
PS Ten wpis ma numer 101, zamknęliśmy zatem pierwszą setkę. My – bo Państwo, którzy czytacie i komentujecie, Redakcja, która pozwala na istnienie tego bloga, no i „niżej podpisany” – tworzymy wspólnie ten blog. Serdecznie dziękuję Czytelnikom, Komentatorom i Redakcji!
Komentarze
Z krzywdy polskich pacjentów i ich rodzin, będzie się smarzył w piekle…
Dziękuję za tę setkę, chętnie wypiję drugą. Myślę, że sprawa jest bardziej złożona. Nie o to chodzi, że BA jest marnym ministrem. Chodzi o to, że Rzeczpospolita Polska tak naprawdę nie ma ministerstwa zdrowia. Resor nie znajduje sie pod kontrolą państwa, lecz medycznych książąt i baronów. To jest rozbicie dzielnicowe, a król, czyli minister zdrowia ma funkcję jedynie tytularną. Bartosz bez Ziemi.
I w tej sytuacji – niech żyje dr Google.
Trzeba się też nauczyć podstawowych zabiegów medycznych – zastrzyki, opatrywanie i szycie ran, nastawianie złamań…
Obawiam się, że żaden minister tego resortu, jeśli jest lekarzem, przegra.
W grę wchodzą zbyt wielkie pieniądze dla co bardziej zdemoralizowanych przedstawicieli tej branży zawodowej.
Vide: liczba godzin pracy lekarzy w jednym ze szpitali, który był „bohaterem” także internetu.
Troche o podstawowej opiece zdrowotnej.
Male miasto na Górnym Śląsku. Dwie przychodnie, należące do tej samej spółki.
W przychodni X leczyla sie moja mama (80+). Do lekarza rodzinnego należy sie zarejestrować trzy dni naprzód. Jeśli pacjent potrzebuje stałe leki, musi osobiście zgłosic sie do lekarza, nawet po czterech, jak na dwóch nogach nie potrafi. Można zarejestrować siie telefonicznie, ale tylko w teorii. Paniusie siedzą i ne odbierają, sam widzialem.
Przychodnia Y w której ja lecze astme i kręgosłup od 15 lat.
Jeśli musze iść do mojego lekarza (od 15 lat ten sam), dzwonie do rejestracji i umawiam sie na konkretna godzinę w tym samym dniu. Czas oczekiwania w poczekalni ok. 10 minut max.
Jeśli potrzebuje tylko lekarstwa, dzwonie do rejestracji i zamawiam. Pacjenci maja do kartoteki przyklejone kartki z lekarstwami.
CDN.
Kariera polityczna obecnej pani premier nie kryje żadnych tajemnic.Już samo to stwierdzenie świadczy o wyjątkowości tej kariery wynikłej z trywialnej,aczkolwiek rzadkiej w tzw naszych czasach,lekarskiej troski o pacjenta a właściwie o pacjentki.Mamę i siostrę Tuska.Los tak chciał a Tusk z wdzięczności zawierzył.Los zwykle kreuje lub tłamsi kariery.
Powiedzenie,że sam sobie pościelił..jest wierutną bzdurą..chociaż zdarzają się wyjątki.
Takie jak np kariera pana Bartosza .Niewątpliwie sam sobie pościelił….z pomocą………
a teraz oczekuje na słowa „Ta karczma Rzym się nazywa ….przed laty tylu a tylu…”
święconka a’ rebours.
Czy wynikają z tych karier jakieś morały ? libo wnioski na tzw usprawnienie ?
Wnioski żadne a morał jeden, że „wyżej..hm..kolan nie podskoczysz ” chyba,że Los nadarzy ci możliwośc istotnego wsparcia Władcy a ty ciągle (chciałem napisac: „możesz ciagle trzymac go za jaja” ale doktor pewnie nie przepuści) jesteś Władcy przydatny.
@ Andrzej 52 – jak to wyjaśnić, albo: gdzie jest haczyk?
Andrzeju 52,
imię to darzę wyjątkowym sentymentem .Andrzej 18 jest/był moim Ojcem .Mieszkał w Ochojcu.
Otóż myślę ,że zeznania osobiste,cząstkowe,w jakiś sposób „ubogacają ” naszą martyrologię lecz nie „popychają” uzdrowienia naszej „sużby”.
Sużba ma to w dupie,całkiem słusznie,albowiem jej tonus nie zależy od zeznań cząstkowych lecz od konstelacji politycznej a właściwie od Opus Dei zatrudniającej szefa NFZ.Z OD się nie wygra a z tzw Minister Zdrowia jest zalęknionym zajączkiem nie pewnym swego losu.Nawet gdyby był tygrysem to także nie mógł by byc pewnym bo nie ma „zaplecza”.
Ja mógł bym przytoczyc multum przykładów znęcania się nad nami a właściwie nad ociemniałą i niemobilną teściową 20 .Np żądania doprowadzenia do okazania,że faktycznie jest ociemniała,niemobilna i srająca pod siebie lecz się powstrzymam by cząstkowym zeznaniem nie ubogacic.
Spadła na nas plaga.
Hu hu
To proste, ludzie.
CD.
Moja mama leczyła sie w przychodni X, jej lekarz zdiagnozował : dyskopatię, zwyrodnienie stawu. Z powodu skarg na ból nogi kierował ja do neurologa, ortopedy. Nikt sie nie zainteresował kręgosłupem w kształcie cyfry 4, oraz objawami typowymi dla schorzeń kręgosłupa : bół nerwu kulszowego, mrowienie w stopach, uparli sie na biodro. Mama od roku chodzila o kulach, bylo z dnia na dzień coraz gorzej , aż ponad miesiąc temu nie wstala z łóżka z powodu bólu. Próbowalem dodzwonić sie do jej przychodni X, nie dało sie, pojechalem, żeby wezwać lekarza na wizyte domową, dostalem termin za 3 dni. Dobrze wk…ny przepisałem ja do mojego lekarza w Y, zadzwonilem do Niego i umówilem sie , że przyjedzie wracając z pracy. Stwierdzil prawdopodobne zapalenie korzonków, oraz zalecił jak mama będzie w stanie dotrzeć RTG kręgosłupa, oraz USG brzucha (bóle w brzuchu). Jak po tygodniu mama była na tyle sprawna, by dotrzec do lekarza, mój lekarz zrobił USG poza koleją (ok. 10 dni), przychodząc wcześniej do pracy. Pojechaliśmy od razu na RTG do przychodni X, gdzie paniusia stwierdzila, że rentgen nie działa , poniewaz po każdy zdjęciu należy go wyłączyć i załączyć do sieci. Po moich kilku ostrych slowach, okazalo sie, że zdjęcie można zrobić.
Za 2 dni poszedłem z wynikiem do mojego lekarza, okazalo sie, po telefonicznej konsultacji z neurologiem, że jest potrzebna natychmiastowa hispitalizacja z powodu wykrycia zmian mogących być nowotworem, i należy wykonać tomografię.
Jedziemy do szpitala powiatowego, po 1,5 godz. oczekiwania, lekarka (neurolog) odebrala ode mnie zdjęcia z opisem, nie czytając położyla je na biurku i tonem nie znoszącym sprzeciwu oznajmila, : my bólu kręgoslupa nie leczymy. Nie wytrzymalem. Podobnym tonem zapytalem ją czy czytala skierowanie, gdzie był opis choroby i dopisek PILNE, oraz opis zdjęcia ?. Dopiero wtedy zainteresowala sie dokumentacją.
Mamę przyjęto. W międzyczasie mój lekarz dzwonił do mnie pytając jak sprawy wyglądają.
Zrobiono tomografię, na szczęście nie wykryto raka, ból jest wynikiem zmiażdżenia kręgu z powodu osteoporozy, przepisano gorset, ustalono leki, wydano skierowanie do przychodni endokrynologicznej, do kliniki.
Mamy tu przykład dwóch postaw : lekarza z prawdziwego zdarzenia (mój) i pozostalych, których nalerzy nazwać pracownikami slużby zdrowia, a nie lekarzami.
Moim zdaniem, gdyby były lekarz mamy z X 2-3 lata temu podszedł do sprawy poważnie (krzywizne kręgosłupa zauważy laik), sprawność mamy dzisiaj była by zupelnie inna.
Na szczęście powoli przychodzi do siebie.
Uważam, że stan polskiej slużby zdrowia, szczególnie tej podstawowej to nie brak pieniędzy, czy wina Tuska albo innego Kaczyńskiego, a wina osób pracujących w tej służbie. Osób , które nie traktuja leczenia jak służbę, a jak zwykla prace, wykonywaną połebkach.
Ale sie rozpisalem przepraszam, ale musialem to z siebie wyrzucić.
Panie Doktorze!
Tym razem nie zgadzam się z Panem. To jest rząd z ograniczoną perspektywą czasową, rząd, który na stabilizować kraj i wzmocnić partię przed wyborami, jakie czekają. Od mieszania w szklance herbata nie robi się słodsza, a ze stanowiskiem MZ na miarę marzeń i potrzeb nie poradzi sobie niktw istniejącej sytuacji. Instytucje SZ są fatalnie zorganizowane i zarządzane – od resortu poczynając. Ten resort jest w stanie wchłonąć (i w dużej mierze zmarnować) każde pieniądze.
A w rzeczywistości nie jest tak źle. Jak zawsze i wszędzie o wszystkim decydują ludzie. Miałam ostatnio okazję posłuchać bardzo dobrych opinii ( o szpitalu przy ul Szwajcarskiej w Poznaniu i o oddziale okulistycznym w szpitalu klinicznym) – rację miał Lenin – o wszystkim decydują kadry.
A ja mam takie pytanie. Jak w środowisku lekarskim oceniana była Ewa Kopacz? W końcu była pierwszą osobą, która na tym stanowisku przetrwała 4 lata.
W kapitalizmie liczy się pieniądz .W socjalizmie nie tylko i np.opiszcie jaka służbę zdrowia ma Kuba I Białoruś.I tego pieniądza byłoby mniej ,na służbę zdrowia ,gdyby-Ludzie krócej żyli -żyją dłużej -mniej pili ,,powodowali wypadków samochodowych ,dbali o zdrowie ,nie tyli ,zdrowo się odżywiali itd.I to należy oceniać jak się zmienia tendencja w ciągu ostatnich lat .To trudne ale niezbędne do oceny właściwego ustalania procentów na zdrowie z PKB.I czy ze słuzba zdrowia nie jest najlepiej w małych ojczyznach ,w których lekarz zna wszystkich ,jak proboszcz i stara się pomóc.I od tego lekarza zależy ,czy potrafi tak zarządzać ,aby wszystkich skierować na badania,a te badania ma zapewnić państwo .I oczywiście opiekę szpitalną przy bożej pomocy i J.Owsiaka.
Ministerstwo Zdrowia to bezradna instytucja rozszarpana na strzępy. Władza jest tam gdzie są pieniądze czyli NFZ a to już zupełnie inne księstwo niż MZ . Poza tym to Ministerstwo strajków pielęgniarek i lekarzy i oddłużania szpitali. Poza tym nic więcej. Żadnych pomysłów na to by wprowadzić długoletnie atrakcyjne programy profilaktyczne, by skoordynować z innymi instytucjami różnego rodzaju działania wspierające zdrowotność społeczeństwa a co za tym idzie oszczędzające miliardy złotych wydane na leczenie chorób, którym można było zapobiec.
Polski system opieki zdrowotnej to wcale nie jest takie bagno zrobione jak z gnojówki jak większość ludzi określa. Wystarczy zaczerpnąć szeroko z nauk o zarządzaniu. Kwestia marności funkcjonowania POZ wynika z absurdalnych mechanizmów kontraktowania lekarzy pierwszego kontaktu oraz braków mechanizmów zapewnienia jakości świadczeń. Dlaczego nikt nie wynagradza lekarzy rodzinnych np. za to, że ich pacjenci z nadciśnieniem nie lądują w wyniku powikłań w szpitalach?
Po trzecie Minister Zdrowia nic nie zrobi sensownego jeśli nie skoordynuje się działań Ministra tego resortu z innymi instytucjami. Ochrona zdrowia to wielki kawał naszego PKB. W momencie kiedy wprowadza się jakąś regulację związaną ze zdrowie to projekty utykają po innych ministerstwach, komisjach, są blokowane przez różne grupy interesu. Minister Zdrowia musi mieć solidne wsparcie zaplecza politycznego i premiera. Tymczasem premier Tusk czasem wręcz z rozbrajającą szczerością pokazywał, że na ochronie zdrowia się nie zna, nie chcę się znać i ogólnie nie ma ochoty mieć z nią do czynienia. Może szkoda, bo żadne Pendolino, żadne autostrady, żadne mistrzostwa świata w futbolu, ani ciepła woda w kranie nie uszczęśliwią ludzi tak jak potrafi dawać szczęście zdrowe życie.
Mam wielką prośbę do Szanownego Gospodarza o skomentowanie:
1. Tragedii z 8-latkiem, który po wypadku nie znalazł pomocy w szpitalu uniwersyteckim
2. Wywiadu, jakiego nt. środowiska lekarskiego udzielił w aktualnych „Faktach i Mitach” (proszę się nie bać, gazeta nie gryzie) dr onkologii Grzegorz Luboiński
Obydwie sprawy mnie przerastają.
PS. Panie Andrzeju 52 – nadal nie rozumiem istoty problemu
Hu hu
Istota problemu polega na tym, że jednym ludziom chce sie pomóc drugiemu,, a inni maja chorego głęboko w …. Tylko podpisuja liiste obecności.
Calkowicie jak w życiu.
Albo to, Panie Doktorze:
http://www.medonet.pl/zdrowie-na-co-dzien,artykul,1705814,1,kobieta-zmarla-w-szpitalu-lekarze-nie-wiedza-kiedy-i-dlaczego,index.html
Co do Pana Andrzeja – to co Pan napisał rozumiem, nie rozumiem tylko jakim cudem ta „zła” przychodnia jeszcze funkcjonuje.
Pieniądze podatnika z podniesionej składki zdrowotnej przejęło lobby
lekarskie .Pacjentom stworzono możliwości leczenia się w prywatnych
gabinetach z zabiegami w uspołecznionej służbie zdrowia lub odwrotnie.
Nap. usunięcie katarakty trzeba czekać pół roku .Odpłatnie za trzy tysiące zetów w prywatnej klinice załatwia się od ręki. Żylaki z prywatnego leczenia, szpital usuwa po tygodniu. Ale ten patologiczny system działa i nie za bardzo wiadomo czym go zastąpić Klauzula sumienia nie dotyczy, moralności w trzepaniu kasy. A na oficjalne częściowo odpłatną służbę zdrowia, eliminującą przeciętność i zapewniającą pacjentowi płacenie wg ustalonego cennika brak politycznej zgody.
Pretensje do lekarzy nie mają wielkiego sensu.Uprawiają zawód.Hydraulik naprawiający nawracająco syfon „włoski z Ikei” (żona sobie upodobała ..syfon nie hydraulika..chyba..)
czy ślusarz,który obiecał mi wprawienie szerszych drzwi do garażu,już parę razy..także uprawiają.
Za syfon czy drzwi się nie wezmę.Syfon budzi moje obrzydzenie a garaż jest zawilgły i nie żałuję (w cichosci),że mój nowy wózek w drzwiach się nie mieści.Żona uważa ,że estetyka podjazdu na tym cierpi.
Tym bardziej się nie wezmę za hemoroidy ociemniałej i niemobilnej teściowej.
Fachowiec jest potrzebny.Ze specjalizacją.
Poszukiwanie fachowca to oddzielna historia.Z zalożeniem ,już od początku,że nauki z syfona i odrzwi (lessons learned) trzeba uwzglednic.
Fachowiec znaleziony i opłacony.Wyniki jak z syfonem.
Moi rodziciele medycy (juz się mineli) mają mnie pewnie za zwyrodnialca.Mają rację.Broni mnie tylko historia Umęczonej.Historia ,która potrafiła zrównac rynkowo hydraulika,ślusarza i specjaliste od hemoroidów .
Hu hu
29 września o godz. 18:24
Po prostu ludziska gdzieś do lekarza musza iść, a że jest to w centrum , jest to była przychodnia przykopalniana, a wiekszość pacjentów to aktualni lub byli górnicy, do tego przyzwyczajenie , to chodzą, chociaż „opinia” o przychodni nawet do pogotowia dotarła. Ile sie musialem naprosic moja mamę, żeby zmienila przychodnię. Dopiero sytuacja i moja zdecydowana postawa ją zmusila.
Co sądzicie Panstwo o lekarzu na izbie przyjęć, który pacjenctce mierzy ciśnienie nadgarstkowym wskaźnikiem, mimo że obok stoi profesjonalny ciśnieniomierz ? A po uzyskaniu wyniku 160/100 , bez powtórzenia badania na fachowym sprzęcie aplikuje dożylnie lekarswo na obniżenie ciścnienia.
abchaz
A kto kupuje syfon w Ikei ?
Andrzej52,
Żona kierowała remontem połówki domu ,w którym mieliśmy zamieszkac na emeryturze.
Ja jeszcze pracowałem w stolicy.Wybierała,jej zdaniem najlepsze,które potrafi wytrzymac lata,radząc się znakomitych fachowców z Rybnika.To było dziesięc lat temu.Prawie 100% trafień.Syfon też działa ,tyle,że budzi moje obrzydzenie i wymaga miejscowego hydraulika.
Napisałem,że nastapiło zrównanie rynkowe hydraulika,ślusarza i proktologa.Tak to widzę.
Mowiąc inaczej lekarze sami się zdjęli się z pozycji przysługującej im z tytułu złożonosci rzemiosla .Rezygnujac,byc może nieswiadomie,z aury opiekuna ,także i duszy,na rzecz materialnych korzysci.Czasu,z wyjatkami oczywiscie,nie mają na wywiad,rozmowę,
szamaństwo niezbędne.Z jednoczesnym zaniedbaniem medycznego warsztatu
technologiczego.Mam 70++ ,żyję wyjątkowo niehigienicznie.Od lekarzy stronię.Jestem dyssymulantem.Krępuje mnie zwierzac swoje fizyczne i psychiczne boleści osobie obcej,przypadkowo i biurokratycznie przydzielonej jako „pierwszy kontakt”.Bez wiary z mojej strony a także z drugiej strony biurka,ze spotkalismy się by sobie pomagac.On mnie z pewnością.Jednak także ja jemu.Wiedzę swoją pogłębia i człowieka spotyka.
Właśnie tego brakuje „spotkania człowieka” .Innego.Nie ma tych samych.
Sam już nie wiem .Wydaje mi się,że przeceniamy medycynę.Jestesmy istotami psycho-somatycznymi.Psyche winno decydowac.Właściciel „psyche” (co to znaczy?) ma miec wolny wybór jak życ i jak umrzec.
Howgh
abchaz
3 października o godz. 19:23
Zgoda. Lekarz, szczególnie rodzinny powinien przede wszystkim rozmawiać z pacjentem, a nie traktować go jak „następny w kolejce.”
Powinien pacjenta wysłuchać, szczególnie takiego w podeszlym wieku, który nie zawsze wie co mu dolega.
Troche żartem. Mój lekarz stwierdził, że pacjentke nauczycielke rozpoznaje od razu. Po prostu jest mądrzejsza od niego.
Wracam do poprzedniego felietonu Doktora nt geriatrii.
Wracam teraz bowiem własnie do mnie dotarł via mail ostatni internetowy New Scientist zawierajacy dwa ciekawe materiały dotyczące gerontologii/geriatrii.
Pierwszy:
http://www.newscientist.com/article/dn26289-the-best-and-worst-countries-in-the-world-to-be-old-in.html#.VDLP1md_u90
Okazuje się,że jestesmy wśród państw przodujacych w opiece gerontologicznej/geriatrycznej.32 w świecie.Moglibyśmy byc jeszcze wyżej,gdyby nie bezrobocie i brak perspektyw dla 55 +.
Jak się wczytac głębiej to potwierdza się stara prawda ,że są łgarstwa,kłamstwa i statystyka.
I znacznie bardziej interesujący pogląd gerontologów /geriatrów na terapię farmakologiczną,podobno na wysiągnięcie ręki,znacznie przedłużajacą żywot we względnym zdrowiu.Lepiej przedłużyc umiarkowanie niż bic rekordy.
http://www.newscientist.com/article/mg22429894.000-everyday-drugs-could-give-extra-years-of-life.html#.VDLTLGd_u90
Niech moderator wybaczy.Abchazrł to Abchaz .Palec mi się omsknął na klawiaturze.
Wklejam więc wpis niewybaczony.
Wracam do poprzedniego felietonu Doktora nt geriatrii.
Wracam teraz bowiem własnie do mnie dotarł via mail ostatni internetowy New Scientist zawierajacy dwa ciekawe materiały dotyczące gerontologii/geriatrii.
Pierwszy:
http://www.newscientist.com/article/dn26289-the-best-and-worst-countries-in-the-world-to-be-old-in.html#.VDLP1md_u90
Okazuje się,że jestesmy wśród państw przodujacych w opiece gerontologicznej/geriatrycznej.32 w świecie.Moglibyśmy byc jeszcze wyżej,gdyby nie bezrobocie i brak perspektyw dla 55 +.
Jak się wczytac głębiej to potwierdza się stara prawda ,że są łgarstwa,kłamstwa i statystyka.
I znacznie bardziej interesujący pogląd gerontologów /geriatrów na terapię farmakologiczną,podobno na wysiągnięcie ręki,znacznie przedłużajacą żywot we względnym zdrowiu.Lepiej przedłużyc umiarkowanie niż bic rekordy.
http://www.newscientist.com/article/mg22429894.000-everyday-drugs-could-give-extra-years-of-life.html#.VDLTLGd_u90
@ Abchaz – odnośnie ostatniego linku; za bardzo pachnie plasowaniem produktu…. Ale dobrze wiedzieć, że starość to po prostu efekt niebrania leków 😛 Tylko co na to Dziarski Dziadek?
@ Andrzej25 – pytanie retoryczne.