Wcześniaki, głupcze!
Wcześniak, to człowiek nie gotowy jeszcze do dalszego rozwijania się poza organizmem matki. Bez opieki neonatologicznej może łatwo zginąć, lub zostać inwalidą. Właśnie neonatologii dotyczy niedawna, skandaliczna decyzja NFZ, przemilczana przez Ministra Zdrowia…
Ta sprawa ma dwa wątki. Pierwszy: medyczno-ekonomiczny. Oczywisty, chociaż nie dla wszystkich.
Ciąża trwa dziewięć miesięcy księżycowych. Taki czas okazał się w toku ewolucji konieczny, by organizm płodu osiągnął dojrzałość pozwalającą na funkcjonowanie poza organizmem matki, oraz dalszy rozwój. Dziecko urodzone przedwcześnie jest zawsze bardziej, lub mniej niedojrzałe. Jego życie może być zatem zagrożone, lub wręcz niemożliwe bez specjalistycznej opieki medycznej. Z wcześniactwem związane jest też ryzyko trwałego inwalidztwa – ślepoty, będącej następstwem retinopatii wcześniaczej, lub uszkodzenia mózgu, będącego wynikiem krwawień do centralnego układu nerwowego. Odpowiednio wczesna diagnostyka i leczenie mogą uratować sprawność fizyczną i mentalną pacjenta. Opóźnienie – sprawić, że zmiany będą nieodwracalne.
Nakłady na leczenie i rehabilitację wcześniaków powinny być zatem traktowane nie jako wydatek, lecz jako inwestycja. Dają szansę na to, by zamiast niezdolnych do pracy biorców zasiłków mali pacjenci wyrośli na pełnosprawne osoby, cieszące się życiem i zasilające skarb państwa.
Tymczasem władze NFZ, przy całkowitej bierności Pana Ministra Zdrowia, właśnie „zmodyfikowały” system finansowania neonatologii. Przy okazji aneksowania umów na przełomie roku wykreślono z katalogów refundacyjnych procedury kluczowe z punktu widzenia bezpieczeństwa małych pacjentów. Na przykład – monitorowanie akcji serca. Przekładając to na język medyczno-ekonomiczny: zaoszczędzono teraz trochę pieniędzy, podkładając jednocześnie pod ludzkie losy i pod budżet państwa bombę z zapłonem opóźnionym o miesiące, a nawet lata. Bardzo kosztowną bombę.
Wątek drugi – polityczny.
W wywiadzie dla tvn24, udzielonym przed głosowaniem nad votum nieufności, Pan Minister podkreślał, że jego wielkim sukcesem było w tym roku sprawne przedłużenie kontraktów NFZ z zakładami opieki zdrowotnej na kolejny rok. Dzięki temu – stwierdził Pan Minister – oszczędzono pacjentom niepotrzebnych stresów. W swej dobroci i mądrości Pan Minister oszczędził nam przy tym kolejnej wiadomości – że zasady refundacji części świadczeń zostały, przy ich aneksowaniu, istotnie zmienione. Nie był więc łaskaw wspomnieć, że niewiele dni wcześniej pozostawił bez reakcji działania, które ewidentnie zwiększają ryzyko śmierci, lub inwalidztwa tysięcy wcześniaków. Nie od rzeczy będzie tu wspomnieć, że Pan Minister jest pediatrą. Nie może zatem zasłaniać się brakiem właściwej wiedzy merytorycznej.
Jeżeli przyjmiemy, że jednym z obowiązków Ministra Zdrowia jest dbałość o to by opieka zdrowotna nad obywatelami Rzeczypospolitej była jak najwyższej jakości, to w kwestii wcześniaków Pan Minister rażąco nie dopełnił swoich obowiązków.
Komentarze
Ale wiadomość… Siąść i skonać z przygnębienia w imieniu własnym i przyszłych wcześniaków.
Czy zaoszczędzono tylko trochę pieniędzy?
Według danych uzyskanych z Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi (na podstawie faktury wystawionej NFZ za leczenie wcześniaka) koszt leczenia noworodka z bardzo niską wagą urodzeniową (600 g) może wynieść (od urodzenia aż do dnia wypisu w stanie umożliwiającym samodzielne życie) – 650 000 złotych.
Możliwe powikłania wcześniactwa to nie tylko retinopatia i niedotlenienie, ale i
– leukomalacja okołokomorowa (rozmiękanie istoty białej mózgu i powstanie torbieli w obrębie tkanki mózgowej.)
– dysplazja oskrzelowo-płucna
– martwicze zapalenie jelit
– obniżona odporność na infekcje itd.
W Polsce rodzi się prawie dwukrotnie (ponad 7 proc. wszystkich urodzeń) więcej wcześniaków (poniżej 2500 g) niż w innych krajach Europy. Oznacza to rocznie problemy mniej lub bardziej ekstremalne dla ok. 28 tysięcy rodzin, a także ogromne koszty.
Najczęstsze przyczyny przedwczesnych urodzeń: zły stan zdrowia przyszłych matek, nieprawidłowy przebieg wcześniejszych ciąż i status ekonomiczno-społeczny.
W Polsce dochodzi do tego kiepska opieka pre- i perinatalna.
Od lat podobno istnieje „potrzeba utworzenia kompleksowego narodowego programu opieki nad przedwcześnie urodzonymi obywatelami naszego kraju.” zamiast właściwej profilaktyki, której koszty mogą być wielokrotnie niższe, a rezultaty wielokrotnie lepsze niż najlepsza nawet opieka neonatologiczna nad wcześniakami.
Podniesienie wiedzy i świadomości w zakresie zachowań reprodukcyjnych rodziców może mieć niebagatelny wpływ na zdrowie ich potomstwa.
Moim zdaniem ratowanie wcześniaków 600-gramowych to po prostu bezsensowne zagrywki medycyny, która robi to, bo może, nie zwracając uwagi na to, jakie życie będzie miało to dziecko. To jest właściwie poronienie i tak powinno być traktowane. Należałoby wyznaczyć jakąś granicę (wagi?), poniżej której życia się nie ratuje. Ale współczesna etyka uważa to za niedopuszczalne.
Oczywiście nie mam na myśli noworodków większych, np 1300 gramów 😉
natura sama robi selekcje osobnikow, ktore powinny przetrwac a ktore powinny zginac. Lekarze bawia sie w boga i igraja z natura, wyrywajac jej coraz slabsze i coraz bardziej niedorobione osobniki…. Potem przez cale zycie sa to klienci klinik medycznych, na koszt swoj ( jesli sa z bogatych rodzin) lub na koszt spoleczenstwa… Czesc zdrowa spoleczenstwa musi coraz wieksza czesc swoich dochodow przeznaczac na utrzymaniu przy zyciu slabych, niedorobionych, a przez swoje choroby niezdolnych do pracy – to sie nazywa humanitaryzm. Tylko ze efekt jest taki, ze ci zdrowi maja coraz mniej dzieci, bo sie nie wyrabiaja finansowo, a chorzy coraz wiecej, bo przeciez trzeba humanitarnie utrzymywac je przy zyciu. Szlag mnie trafia jak widze mamuske z mnostwem chorob genetycznych, ktora dobiera sobie na partnera rownie uszkodzonego faceta, i majstruja 2, 3 dzieci z chorobami genetycznymi, a w programie telewizyjnym zebrza o wsparcie finansowe… Ale grunt, ze lekarze sa najbogatsza grupa spoleczna…
pan Minister jest ministrem dobrego premiera Tuska,
który własnie kupił sobie niemiecki złom by Niemcy nie musieli wydawać pieniędzy na utylizacje, starych i zbędnych czołgów.
Dodatkowo ten dobry premier daje trepom 130 mld zł na „zabawki” jakby nie widział, ze kolesie od 25 lat pięknie rozpieprzają kasę nie mając żadnej spójnej doktryny po co w ogolę istnieje Wojsko Polskie
I co na to tzw. środowisko? Nie słyszałem o demonstracjach oburzenia.
Zaś dla rodziców in spe jest to wskazówka, aby przy spotkaniach z enefzetwudzistami i gestapowcami z MZ odłożyć na bok wszelkie standardy Wersalu.
Marit
1 lutego o godz. 20:46
to naprawdę bardzo trudny problem kiedy ratować wcześniaka. Nie sadze, że waga tu jest wystarczającą oceną , prędzej oceniał bym po ilości dni, jakie ma za sobą wcześniak, od chwili zapłodnienia jaja. Można ustalić, że jeśli płód wygląda na nieuszkodzony (i jest w tzw dobrym stanie) to ratujemy go gdy ma przekroczoną odpowiednią ilość dni życia. Taką ocenę powinni dokonać specjaliści wiedzących jakie są szanse na powodzenie , czyli na uzyskanie zdrowego dziecka. Ratować się powinno gdy jest 99% (tu oczywiście strzelam bo to ustalenie dla znających się na pediatrii ) szans na uzyskanie zdrowego niemowlaka.
Bez statystyki i bez rachunków ciężko laikowi się wypowiedzieć.
Jakie stosuje się metryki? Wagę urodzeniową? Wiek (ilość tygodni/dni) w łonie matki? Te wszystkie badania i testy to ile kosztują? Znaczy ile można było chcieć „zaoszczędzić”? A wydatki „do poniesienia później” na leczenie inwalidów to znowu ile wyniosą? „Tysiące” to ile tysięcy? Jeden, dwa, dziesięć? Te tysiące to są jakieś „jednolite” tysiące? Nie bardzo mi się chce w to wierzyć i moim laickim myślikiem wymyślam, że niekoniecznie. Wydaje mi się, że „(nie)zdolność do życia zmienia się bardzo nieliniowo z np. wiekiem wcześniaka. I z tych „tysięcy” to rzeczywiście bardzo ciężko chore mogą być setki, o ile nawet tyle. A większość będzie tylko w niewielkim (sorry, taki język!) stopniu upośledzona.
Podobnym jest problem racjonowania środków na opiekę pod koniec życia. Gdzieś czytałem, że jakaś straszna część (50%?) środków z ubezpieczenia konsumowana jest w końcowych 3 miesiącach życia a z tego połowa czy 40% w ostatnim miesiącu. Przynajmniej tak ma być w USA.
@Adam 2222 zwraca uwagę na to samo, co i mnie boli, czyli na priorytety. Wprawdzie nie zarzucałbym rządowi kupowania „złomu” – byli i nadal są klienci, którzy z pocałowaniem ręki kupią od Niemców ten typ czołgu (podobno były nawet wyższe oferty) a więc jeżeli już się zbroić to Polska wcale jedna taka głupia nie była.
Problem w tym, że jakoś nie widzę narodowej dyskusji w tej kwestii. Czyli nie widzę, aby kasta rządząca pytała się społeczeństwa o jego zdanie planując wydatki sum, powiedzmy od X milionów czy miliardów wzwyż. Demokracja bezpośrednia na wzór szwajcarski mi się jawi, z tym, że poprzedzona solidną dyskusją.
A nie żeby ludziom rzucać jak mięso do klatki przeróżne zamachy smoleńskie, dopalacze, darmowy podręcznik, pedofilię księży, zegarki ministrów, Eura, igrzyska, itd.,itp.
Wtedy (może) mielibyśmy szansę usłyszeć, ile POINFORMOWANI ludzie wolą wydać na swojego noworodka, dziadka, siebie – w szpitalu. I czołgi czy okręty podwodne.
Jak na razie kasta rządząca rozrapuje forsę nikogo się nie pytając i tylko wtedy musi zdać sprawę jak hieny z przeciwnego obozu poczują świeżą krew i zaczną wyć.
Ciekawostka:
**http://www.nuffieldbioethics.org/sites/default/files/CCD%20web%20version%2022%20June%2007%20%28updated%29.pdf
zza kałuży
4 lutego o godz. 1:07
Bardzo słusznie !
Trzeba pewne sprawy stawiać konkretnie ( np. tak jak Znachor ) choć wydaje sie to szokujace w kategoriach etycznych lecz w decyzjach rządzacych musi dominować racjonalizm a nie emocje.
Czy wydać 100 000 PLN na terapie osoby w stanie niemalże przedagonalnym by przedłuzyć mu zycie ( a właściwie cierpienia ) o pare m-cy czy przeznaczyć je na szczepienia 1 000 dzieci, dzieki czemu unikną one chorób, na ktore mogłoby zachorować np 20 %.
Nie przyjmuję argumentów, iz musi starczyc na jedno i drugie – jest tyle ile jest, wiecej nie będzie i trzeba wybierać.
@ kaesjot 4 lutego o godz. 9:40
Romney i republikanie przed ostatnimi wyborami straszyli Amerykanów „komisjami śmierci” jakoby będącymi fundamentem „Obama care”.
Sami zaś udawali, że jak oni dojdą do władzy to zamiast „komisji śmierci” o TWOIM, drogi wyborco sposobie leczenia, będzie w 100% decydował TWÓJ lekarz, w 100% opierający swoje decyzje i rekomendacje na TWOIM stanie zdrowia i biorący TYLKO I WYŁĄCZNIE pod uwagę TWOJE DOBRO.
O kosztach takiego podejścia do leczenia republikanie taktownie milczeli, jeżeli już, to cośtam bąkali o „konieczności przyjrzenia się rosnącym kosztom” co ZAWSZE było połączone z komentarzem „ALE NIE W TAKI SPOSÓB, JAK TO ROBI OBAMA, BO PRZEZ NIEGO KOSZTA JESZCZE bardziej WZROSNĄ, GDYŻ WSZYSTKO CO PAŃSTWOWE ZAWSZE JEST DROŻSZE NIŻ PRYWATNE”.
Pamietam emocjonalne dyskusje z moją mamą na temat wrocławskiego robota da Vinci. Mama była (i nadal jest) absolutnie nim zachwycona i zawsze wieszała i wiesza psy na „durnych władzach” co nie dają wymaganych funduszy na pełne wykorzystanie tego robota. Mama kolekcjonuje artykuły, w których Sławny Profesor Od Robota często narzeka na brak owych funduszy i podkreśla, że gdyby tylko je miał to o tyle więcej pacjentów by zoperował.
Ja natomiast zawsze ostrożnie wskazywałem na być może większe korzyści z masowego leczenia tradycyjnymi metodami, tak samo jak @kaesjot.
Na marginesie, to osoba, której artykuły popularyzujące matematykę czytywałem w dzieciństwie, czyli B. Miś wyraził ostatnio podobną do mojej mamy opinię:
„Na marginesie: po drugim tego typu zabiegu czytałem marudzenie pewnego komentatora, że lepiej było – zamiast podejmowania się niesłychanie trudnych i potwornie kosztownych operacji – przeznaczyć siły i fenomenalne umiejętności lekarzy (oraz pieniądze…) na wykonanie jakiejś ogromnej liczby prostszych zabiegów, które byłyby ważne dla wielu pacjentów. Otóż od takiego rozumowania zęby bolą i ręce opadają. Czysto „gospodarcze” traktowanie nauki, zastanawianie się nad ”opłacalnością”, czy sensem ekonomicznym postępu – jest, w moim przekonaniu, głęboko niemoralne i antyhumanitarne.”
Od razu zastrzegam, że owym marudą nie byłem ja. Natomiast ze zdaniem „marudy” zgadzam się w 100% i uważam, że p. Miś plecie banialuki.
zza kałuży
4 lutego o godz. 10:28
Bardzo wielu ludzi niechętnie patrzyło na nowinki techniczne jakie się pojawiały i tak jak ty, i raczej uważali to za wyrzucanie pieniędzy w błoto. Jak pojawiły się pierwsze samochody wielu marudziło, że to zupełnie nieprzydatny wynalazek ,bo i tak konia nic nie zastąpi, a te hałaśliwe i śmierdzące wehikuły są tylko przejściową fanaberia ludzi.
Przyszłość okazała że kona zastąpiono, a teraz bez samochodu nikt sobie nie wyobraża funkcjonowania.
Na razie w chirurgi roboty to niesłychanie droga sprawa i jasnym jest, że mimo znaczącego poprawienia i ułatwienia pracy chirurga oraz zminimalizowana liczby błędów (bo człowiek jest tylko człowiekiem i nawet mistrzom się one zdarzają, a poz tym precyzja ludzkiej ręki jest ograniczona), na razie pieniądze wkładane w ten wynalazek nie przekładają sie na statystyczną poprawę chirurgii i faktycznie chwilowo zyski dla ludzi były by większe gdyby te pieniądze poszły na poprawę tradycyjnego wyposażenia szpitali.
Tylko że nie można patrzeć na to co chwilowo lepsze , ale dalekowzrocznie i godzić te dzisiejsze potrzeby z korzyściami przyszłymi. Jasne jest że twórcy wszelkimi sposobami będą chcieli wywrzeć naciski na decydentów by ci dali większą kasę. Decydenci powinni jednak zachować rozsądek. Robotyka nieubłaganie wchodzi wszędzie i wspomaga oraz często zastępuje dotychczasowość robotników. W fabrykach dzięki niej uzyskano znacznie lepszą powtarzalność wykonywanych wyrobów i znaczną uniwersalność ułatwiającą modernizacje i zmianę produktu. Takie roboty w chirurgi to przyszłość i to nie tak bardzo odległa jak niektórzy myślą.
Ech… nic tylko płakać!
maciek.g 5 lutego o godz. 12:34
„Bardzo wielu ludzi niechętnie patrzyło na nowinki techniczne jakie się pojawiały i tak jak ty, i raczej uważali to za wyrzucanie pieniędzy w błoto.”
Sądzisz tak po sobie? Ja nie jestem przeciwny „nowinkom technicznycm”.
„Jak pojawiły się pierwsze samochody wielu marudziło, że to zupełnie nieprzydatny wynalazek ,bo i tak konia nic nie zastąpi, a te hałaśliwe i śmierdzące wehikuły są tylko przejściową fanaberia ludzi.”
Nie wiedziałem, że pierwsze samochody zostały zakupione z pieniędzy podatników. Może były to autobusy komunikacji miejskiej?
„Tylko że nie można patrzeć na to co chwilowo lepsze , ale dalekowzrocznie i godzić te dzisiejsze potrzeby z korzyściami przyszłymi.”
Oczywiście, i tu właśnie jest problem. W odpowiedzi na pytanie, czy Polska powinna wysłać swoją własną załogową misję na Księżyc. Ja uważam, że powinna. A jak ty myślisz?
Ja jestem np. wielkim zwolennikiem własnej produkcji półprzewodników w Polsce, chociaż niestety coraz więcej przykładów losów takich właśnie firm europejskich uczy mnie, że być może jesetem z tym pomysłem spóźniony. Być może tylko USA i Azja w nadchodzącej przyszłości będą w stanie opłacalnie produkować półprzewodniki. Europa już nie.
Jestem wielkim zwolennikiem wprowadzaania robotyki do medyceyny, ale właśnie należy to robić nie tylko z powodów gonienia za postępem i fascynowania się nowinkami (jak red. Miś) ale też rachunkiem ekonomicznym. Być może Polska to nie jest miejsce do opłacalnej produkcji robotów medycznych? Być może jest.
Być może 201x rok to jeszcze za wcześnie aby opłacane z pieniędzy podatnika szpitale w Polsce wyposażać w roboty. Być może taniej będzie zapłacić za taką operację w Niemczech. Albo w ogóle z niej zrezygnować i zapłacić za 10 innych operacji 10 innych ludzi.
Moje bliźniaczki były wcześniakami. Zabrakło im niewiele – ok 4-5 tygodni. I w czasie ciąży i porodu, a potem połogu miałam opiekę znakomitą, chociaż jak najbardziej publiczną. Nawet neonatolog jeszcze 2 miesiące wizytował kruszynki w domu. Złego słowa nie powiem na nikogo, z kim miałam wtedy kontakt ze służby zdrowia. Były jak kijanki, którym już odpadły ogony, a jeszcze sporo im do dużych żabek brakuje. Niska waga urodzeniowa (1600) przy normalnej, 53 cm długości daje dziwne efekty. Chronione szczepionkami rosły szybko i zdrowo, ale z czasem jednak ujawniały się rozmaite dysfunkcje : a to niedosłuch (nie było jeszcze badań przesiewowych) a to coś z tarczycą, a to nierówne dojrzewanie kośćca i ścięgien – stąd częste kontuzje sportowe. Nikt nie jest w stanie stwierdzić, czy gdyby udało się podarować im jeszcze te brakujące 4 tygodnie życia płodowego, te dysfunkcje ominęłyby je w wieku pokwitania, ale wszystko na to wskazuje, że tak byłoby lepiej i zdrowiej. Ciąża bliźniacza jest zawsze ciążą podwyższonego ryzyka, a najlepiej nawet pracujący szpital cudu za matkę – naturę nie zrobi. Natomiast nigdy nie spotkałam się z lekceważeniem matki, jej dzieci i ich zdrowia – w znacznie uboższej w aparaturę i leki rzeczywistości średniego PRL.
Albo te historie z ograniczeniami w onkologii. Służba zdrowa jest chora panie Premierze!
Wcześniak?
Jaką manipulacją emocjami czytelników jest zamieszczenie ilustracji – zdjęcia co najmniej 50-cm noworodka, zapewne donoszonego i o normalnej wadze, przypuszczalnie ponad 3 kg?
Minister jest od tego, żeby doglądać wszystkiego? Przecież ma pod sobą pracowników…
Brawo za inicjatywę!