Wcześniaki – happy end? Wnioski ostatniego naiwnego.

Odwołanie przez NFZ skandalicznych zmian w finansowaniu neonatologii należy przyjąć z szacunkiem. Pytanie tylko – jak ta cała awantura wróży na przyszłość?

Błędów nie robią tylko ci, którzy nic nie robią w ogóle. Dlatego błąd w porę cofnięty nie powinien być powodem do potępienia. Z drugiej jednak strony – można by dociekać, czy do tego błędu musiało dojść. Rozumiem, że ideą działania NFZ jest: nie płacić gdzie tylko się da. Jednak szukając oszczędności warto zachować odrobinę rozsądku. W przypadku procedur neonatologicznych komuś ewidentnie go zabrakło. Na szczęście dla pacjentów, w tym przypadku bombę rozbrojono równie sprawnie i po cichu, jak ją przedtem podłożono. Co to oznacza? Otóż prognozy mogą być dwie.

 

Pierwsza, to typowa wizja naiwniaka: Władza zrozumiała, że jeszcze kilka takich numerów i przegra kampanie wyborcze nawet do komitetów rodzicielskich. Dlatego wprawdzie będzie oszczędzać na naszym zdrowiu, ale postara się oszczędzić społecznie (a zatem i politycznie) wrażliwe obszary medycyny.

 

Prognoza druga: machiavelliczna. Władza nie chce płacić i nie interesują jej przesłanki merytoryczne, lecz ekonomiczne. Wszak z katalogu neonatologicznego próbowano wyjąć te elementy terapii, które były najczęściej rozliczane, a więc – najczęściej stosowane u wcześniaków. Władza będzie zatem oszczędzać, ignorując dobro pacjentów, ale zrobi to sprytniej. Na przykład: wspierając interesy niektórych grup w systemie ochrony zdrowia przeciwko innym. W ten sposób zyska poparcie w realizacji swoich celów. Albo przynajmniej – zmniejszenie oporu. W warunkach głębokiego deficytu działania tego rodzaju stają się znacznie łatwiejsze i skuteczniejsze. Historia dostarcza tu wielu przykładów. Bieżąca codzienna praktyka naszego systemu ochrony zdrowia – również.

 

Naszą – niezależnie od poglądów politycznych – rzeczą jest wychwytywać i nagłaśniać tego rodzaju pomysły. To nasza forma samoobrony, jako pacjentów i pracowników ochrony zdrowia. Próba ograniczenia finansowania neonatologii stanowi bowiem bardzo poważne ostrzeżenie.

 

Na koniec: kilka odpowiedzi na komentarze:

Pan Hu hu: „I co na to tzw. środowisko? Nie słyszałem o demonstracjach oburzenia.” Szanowny Panie, demonstracje dobre są dla palaczy opon. A co na to środowisko? A jak Pan myśli, czy błyskawiczne, jak na nasze realia (niecałe 2 tygodnie), odwołanie zmian w refundacji zostało spowodowane głęboką i samorzutną autorefleksją Pana p.o. Prezesa NFZ, Ministra Zdrowia, lub Pana Premiera? Rozumiem, że był Pan w konfrontacyjnym nastroju, co każdemu czasami może się zdarzyć. Tym samym nastrojem pozwalam sobie wytłumaczyć porównanie przez Pana Ministerstwa Zdrowia do Gestapo. Uważam, że z oczywistych względów przekroczył Pan tu granice polemicznego zacięcia. Proszę przyjąć ostrzeżenie i prośbę o większą kontrolę stosowanych w dyskusji środków wyrazu,

Pan 1300 gramów: dziękuję za analizę przyczyn i skutków wcześniactwa. Niektóre z powikłań, o których Pan słusznie napisał pominąłem świadomie. Również dlatego, że nie we wszystkich przypadkach dotarłem do danych jednoznacznie udowadniających związek pomiędzy wczesnym powikłaniem, a odległym inwalidztwem, utrzymującym się po osiągnięciu dorosłości. Sam zaś na pediatrii znam się bardzo umiarkowanie, jak większość lekarzy „od dorosłych”. Szczególnie dziękuję za zwrócenie uwagi na kwestie profilaktyki, a zwłaszcza – edukacji.

Pani Marit, Panowie 1300 gramów, maciek.g, zza kałuży, kaesjot: problem – kogo ratować, a kogo nie, świetnie omawia się w studiach telewizyjnych, albo w takich dyskusjach, jak nasza. Zwłaszcza, że jest on całkowicie realny – w niektórych dziedzinach nie jesteśmy przygotowani na to, co zrobić ze skutkami naszych sukcesów medycznych. By te sukcesy odnosić za wszelką cenę naciska niejedno środowisko, z Kościołem Katolickim na czele. W jednostkowych, konkretnych przypadkach, zwłaszcza w obliczu rozpaczy rodziców dziecka, zapał polemiczno-filozoficzny mija. Nie wiem, jak Państwo, ale ja nie czuję się na siłach, by bawić się w Pana Boga – jakkolwiek rozumianego.

Pani Jaruta: bardzo się cieszę, że zechciała Pani znowu zajrzeń na ten blog. Nie wiem, jak Pani i Państwo, którzy pamiętają tamten czas, ocenią moje wrażenie: był deficyt środków na leczenie, ale więcej czasu dla pacjentów. Teraz pieniędzy i możliwości jest więcej, ale to czas i uwaga poświęcona chorym okazują się elementami decydującymi.

Pan Doktor Andrzej Fugiel: to zaszczyt gościć tu osobę, która przedłożyła obowiązek nad własne zdrowie. Z głębi serca polecam ten komentarz wszystkim, zwłaszcza, że jest on niezaprzeczalnie wiarygodny ze względu na osobę autora. Pan Minister Zdrowia i Pan Premier powinni zostać z treści tego komentarza przepytani. Może wtedy zastanowili by się, jak to działa (że tak zażartuję) naprawdę. Wzajemne pozdrowienia!