Alternatywna logika Pana Ministra
Pan Minister Arłukowicz i prokuratura mają kłopoty ze znajomością, lub zrozumieniem obowiązujących w Najjaśniejszej Rzeczypospolitej przepisów. Skąd taka teza?
Agencja PAP doniosła 12 sierpnia 2012r., że Pan Minister Arłukowicz poprosił szefa Lotniczego Pogotowia Ratunkowego o wyjaśnienie, dlaczego odmówiło ono transportu rannego, pięcioletniego pacjenta. Wiadomość ogłosiła Pani rzecznik Ministerstwa Zdrowia i Wszelkiej Pomyślności. Jednocześnie poinformowano o rozpoczęciu postępowania prokuratorskiego w tej sprawie.
Rzecz wyglądała następująco: do szpitala w Gostyniu przywieziono dziecko z wypadku. Pacjenta zgodził się przejąć Instytut Pediatrii w Poznaniu. Wobec ciężkiego stanu pacjenta poproszono o transport lotniczy, którego Lotnicze Pogotowie Ratunkowe odmówiło. Obowiązujące przepisy mówią bowiem, że LPR może przejąć pacjenta jedynie na miejscu wypadku, lub na zatwierdzonym i udokumentowanym miejscu lądowania. Jeżeli szpital nie ma oficjalnego lądowiska, nawet bardzo spartańskiego, to przejęcie pacjenta jest niemożliwe. Dur(n)a lex sed lex – jak napisał kiedyś aforysta. Pacjent pojechał do Poznania specjalistyczną karetką. Można by to nazwać groteską, gdyby nie ludzki dramat.
Pan Minister dowiedział się o wszystkim i postanowił pokazać Autorytet. Miał niezłe możliwości, mógł mianowicie:
– zażądać w trybie pilnym zniesienia ograniczających przepisów
– zarządzić, że wszystkie szpitale pełniące ostre dyżury chirurgiczne lub urazowe muszą posiadać udokumentowane lądowiska w ciągu określonego zarządzeniem czasu, zaś brak lądowiska będzie skutkował wnioskiem do NFZ o cofnięcie kontraktu dla tego szpitala
…albo wymyślić coś jeszcze bardziej konstruktywnego, ogłaszając to wszystko podczas Pilnej Konferencji Prasowej i zbierając zasłużone plusy dodatnie.
Niestety, Pan Minister poprosił o wyjaśnienie. O wyjaśnienie czego? Przepisów? Te może Panu Ministrowi dostarczyć dowolny współpracownik. Że przepisy nie pozwalają? A jak Pan Minister myśli, co by zrobiono dyspozytorowi i pilotowi, który by zdecydował się na lot poza przepisami? A gdyby nieudokumentowane (czyli nie opisane starannie) miejsce lądowania zawierało jakieś pułapki – przewody wysokiego napięcia, lub cos w tym rodzaju – i gdyby skończyło by się to wypadkiem? W wypadku pacjent ucierpiał by jeszcze bardziej. Przypominam wypadki śmigłowców ratowniczych nie tylko. Pierwszą sprawdzaną rzeczą było, czy postępowano zgodnie z procedurami. Może by czas przestać zbywać je zwyczajowym: „oj tam, oj tam!” i zabrać się za porządkowanie przepisów tak, by były przyjaznym narzędziem, nie zaś – absurdalną i niebezpieczną przeszkodą?
Komentarze
A, bo Panie Doktorze, są dwa resorty, w których ministrowie mają małą siłę sprawczą ( a może jej i wcale nie mają) – to oświata i zdrowie. Jak się dobrze rozejrzeć w sytuacji, to i owszem – zepsuć coś, nabałaganić – mogą. Uporządkować – nie bardzo. Mieliśmy już bardzo niegłupich ministrów zdrowia, zdolnych administratorów, ludzi z pomysłami (Żeligowski, Cegielska, Religa). Nie ruszyli z miejsca ani o włos. To jest materia o wyjątkowej bezwładności. Jedyne co mogą zrobić by przynajmniej skierować odium w innym kierunku, to powołać kolejną komisję, zespół roboczy, komitet wspólny i tym podobne twory służące narkozie społecznej. I chyba nie ma Heraklesa na tę stajnię. Jedyna rada – rozgonić cały resort i zacząć organizować od zera jakieś ciało koordynujące albo zrezygnować z centralnego zarządzania zupełnie. Czy to ministerstwo jest naprawdę potrzebne? Pieniądze dzieli kto inny, o lekach, procedurach, kadrach decyduje kto inny… Minister zdrowia służy wyłącznie do zbierania batów „za całokształt”.
Tylko, że uczony pan doktor ma w poważaniu procedury, ale w d… dziecko, które potrzebowało pomocy. Jeżeli ten śmigłowiec mógł lądować w przygodnym terenie w przypadku katastrofy, to mógł także na przygotowanym do tego lądowisku na wyznaczonym boisku.
Tyle, że trzeba traktować pacjenta jako podmiot, a że paragraf czy podpunkt w procedurze.
Lechu,
znam anestezjologa, który odszedł z zawodu, gdy był zmuszany (dobro pacjenta!!!) do pracy na 3 salach operacyjnych. Ponieważ nie podobało mu się pracowanie z panem prokuratorem za plecami, powiedział dziękuje i poszedł do lepiej płatnej pracy, bez groźby skazania, gdyby na 2 salach jednocześnie zaczęło się coś niedobrego dziać.
A teraz pytanie: kogo powinien olać, gdy na jednej sali operowany jest starszy pan, a na drugiej 18 letni chłopak?
PS. Do wypadków dochodzi, gdy się nie przestrzega (dla dobra pacjenta, klienta, pasażera itd.) obowiązujących procedur. Patrz katastrofa w Smoleńsku.
Pozdrawiam.
Najgorzej jest wtedy, gdy ci, którzy stanowią prawo i procedury nie potrafią się dogadać, by pacjent był najważniejszy ! Powstają wtedy legislacyjne koszmary, które wcześniej lub później okazują się zupełną pomyłką, ale stanowią prawo, które należy przestrzegać !
Jeżeli tworzy się prawo dla pacjenta, i nie tylko, to na pierwszym miejscu powinno być dbanie o jego zdrowie i życie.
Prawo powinno być prosto skonstruowane, by każdy w miarę inteligentny obywatel mógł się w tym rozeznać ! Jeżeli obywatel nagina prawo dla swoich korzyści powinien być surowo ukarany, a inni, którzy chcieliby pójść w jego ślady stracili ochotę na powtórzenie tego !
P. Jaruta pisze mądrze ! ale co z tego, jak to wszystko pozostanie tak jak było ( Tutaj i nie tylko, potrzeba by ze trzech Heraklesów – może daliby radę )
Według mnie P. JKJK ma rację, ale nie do końca pisząc o przestrzeganiu procedur. Z tego co wiemy o tym wypadku, te procedury są za bardzo skomplikowane i ograniczają pomoc lotniczą do skomplikowanych procedur, a dyspozytorzy i piloci są zmuszeni do przestrzegania takowych.
Dlaczego wiele szpitali powiatowych posiada profesjonalne lądowiska dla śmigłowców, a szpital specjalistyczny nie posiada takowego, nawet w obrębie kilku kilometrów od swojej siedziby ? Przecież w Poznaniu jest lotnisko Ławica i dlaczego śmigłowiec nie mógł dolecieć na to lotnisko z dzieckiem ? Też przepisy ! Wynika z tego, że pacjent musi być podporządkowany przepisom, które są tak skonstruowane, że są przeciwko niemu ((
Do JKJK
Ty gadasz o jakimś anestezjologu i warunkach ogólnych, a tu jest konkretna sytuacja i konkretny pięciolatek. Nie wciskaj, że lądowanie na boisku wyznaczonym jako lądowisko przekracza możliwości pilota i stwarza zagrożenie dla zespołu latającego, bo to dupa a nie pilot i powinien on jeździć, a nie latać. Nikt nie kazał załodze ryzykować życia. Nie było w tym czasie innych wezwań. I nie było woli ratowania życia, a to przekreśla i LPR i jego procedury.
Lechu,
Twoja wiedza i przekonanie o słuszności poglądów są zadziwiające.
Ten pilot w samolocie lecącym do Smoleńska wg Ciebie nie był dupą?
Gratuluję.
Na szczęście piloci cywilni są „dupami” i gdy procedury mówią „nie ląduj lub nie startuj”, przestrzegają ich.
Pozdrawiam
JKJK, Znowu próbujesz odwrócić uwagę od tematu. Nie wiem, co jest w procedurach, bo ich nie czytałem i chyba nikt, poza ludźmi z branży nie ma do niech dostępu. Ale każda procedura musi uwzględniać zdarzenia nie przewidziane w standardowej procedurze, które są możliwe lub nawet konieczne do zastosowania w sytuacji ratowania życia. Przecież mówimy o lotniczym pogotowiu RATUNKOWYM! Może ktoś da do przeczytania te procedury, nie tylko ich wybrane fragmenty.
Ja nie wiem, bo nikt tego nie opublikował (może to tajne), czy procedury KATEGORYCZNIE ZABRABNIAJĄ lądowania w takim miejscu, czy też dopuszczają, np. za zgodą jakiegoś centralnego dyspozytora, lądowanie w celu ratowania życia przy spełnieniu innych warunków, np. wyznaczone i zgłoszone lądowisko, pogoda, zabezpieczenie p.poż., brak linii wysokiego napięcia, inne.
Zastępca dyrektora LPR w audycji Polsatu mówił, że odstąpienie od procedur w celu wylądowania na boisku w tej konkretnej miejscowości stworzyłoby zagrożenie życia dla pilota i załogi. Moim zdaniem normalny pilot umiałby wylądować w tym konkretnym dniu, przy dobrej pogodzie, na tym konkretnym lądowisku bez narażania życia załogi. A jeżeli nie umiałby, to powinien zmienić zawód.
Inny wątek: Jeżeli rzeczywiście procedury zabraniają korzystania z lądowiska zastępczego, to czy taki szpital powinien istnieć?
A co do kapitania Protasiuka – była to osoba pozbawiona kompetencji do prowadzenia Tupolewa: nie miał aktualnych uprawnień do latania jako pierwszy pilot, nie umiał nim latać – wcisnął przycisk uchod, zamiast pociągnąć wolant oraz zszedł poniżej 100m.
Ja mam nadzieję, że piloci LPR mają ważne uprawnienia i wiedzą, jaką wajchę pociągnąć w odpowiednim momencie.
Bez względu na treść i przytoczone racje dyskutantów z przyjemnością stwierdzam brak typowych w tych wypadkach brutalnych wypowiedzi i nienawiści .
@lech pisze: Nie wiem, co jest w procedurach, bo ich nie czytałem i chyba nikt, poza ludźmi z branży nie ma do niech dostępu.
Gdybyś kiedyś uzyskał dostęp do Internetu, zajrzyj na stronę Lotniczego Pogotowia Ratunkowego (http://www.lpr.com.pl/pl/ladowiska.html). Tam ukryto te tajne procedury! 🙂
Jacek,
nie chodzi o wymyślanie sobie i udowadnianie, kto ma rację. Jestem już na emeryturze i nie jedno w życiu widziałem.
Pamiętam do dzisiaj, jak w Gdańsku zawaliła się hala w trakcie budowy, bo nie przestrzegano procedur (beton zamarzł, a po ustąpieniu mrozów, konstrukcja zawaliła się grzebiąc robotników, w tym majstra.
Jak myślisz, kto był winny? Oczywiście, nieżyjący majster. On wykonywał polecenie nadzoru, a nadzór musiał dotrzymać terminów, mimo mrozów.
Tak to w życiu jest, że jak długo się udaje, to wszystko OK. Gdy idzie krzywo (gdyby przy lądowaniu coś się stało,( a zawsze może!!) kto byłby winien?
Sam sobie odpowiedz.
Pozdrawiam
O ile wiem, procedury lotnicze, morskie i BHP w innych zawodach, pisane są KRWIĄ.
Nie powstały- w przeciwieństwie do wielu przepisów Prawa- z czyjegoś widzimisię, tylko były reakcją na konkretne przypadki.
Dziennikarz piszący tę notatkę wie lepiej? Omnibus jakiś?
Nowe wcielenie człowieka Renesansu?
Nauczmy się w końcu przestrzegać PROCEDUR.
Niejednemu uratuje się w ten sposób życie.
@lech: trzymaj sie, popieram Cie. Przywozac ludzi do jednego ze znanych mi szpitali laduja na boisku, moze ma status ladowiska? trzeba myslec i chciec, szpital powienien to zalatwic. A w prawie duch wazniejszy, a nie litera (czyli ratunek wazniejszy). pozdrawiam.