Rzadkie przypadki Doktora House. Odpowiedzi na komentarze.
K – jak kazuistyka. Warto odróżnić choroby rzadkie od prawie niemożliwych. Prawie, bo w medycynie nie ma trzech słów: „nigdy”, „zawsze” i „na pewno”. Na tym chyba polegał kłopot serialu.
Czytałem kiedyś – chyba w „Forum” – wywiad z współscenarzystką, lub konsultantką „Dr House”, lekarką. Opowiedziała, że jeżeli jakaś sytuacja miała choćby cień prawdopodobieństwa, a była przy tym atrakcyjna narracyjnie, to akceptowano ją do scenariusza. Takiego cienia prawdopodobieństwa nie sposób zaś odmówić w medycynie właściwie niczemu.
Czy są szpitale pełne pacjentów z toczniem? Być może – jeśli specjalizują się w tej chorobie. W szpitalach bez preselekcji pacjentów jest to zjawisko naprawdę rzadkie. Zainteresowanych pozwalam sobie odesłać do powszechnie dostępnych statystyk zachorowalności.
P.S.:
jaruta, ovana, margo, al – komentarze Pań były na tyle inspirujące, że wymagają w odpowiedzi obszerniejszych wpisów, co chwilę potrwa
Marit – dziękuję za wspaniałą historyjkę. Jeżeli nie ma Pani nic przeciwko temu, zacytuję ją podczas wykładów
ania60, po zawale – dziękuję za wytrwałe komentowanie
Komentarze
Oczywiście, proszę cytować, bardzo mi przyjemnie. Będę miała w końcu jakieś cytowanie 😉
Proszę się tak nad Hausem nie pastwić. Uważam, że był to jeden z najlepszych seriali medycznych. Cóż, praca w szpitalu jest paradoksalnie śmiertelnie nudna – nie jest to dobry materiał na film, a tym bardziej na serial.
Oczywiście Hause opierał się na kazuistyce. Zapamiętałem endometriozę rozsianą w płucach, bo komórki endometrium dostały się do krwi i zasiedliły płuca – czy jakoś tak. Dlatego chora krwawiła z płuc regularnie, właściwie bez żadnej przyczyny. Absolutnie kasus wydumany, jakkolwiek nie niemożliwy.
Jasne, że starą zasadą jest: „Gdy słyszysz głos kopyt, najpierw pomyśl o koniu, a nie o zebrze”. Tymczasem nieraz Hause rozpoczynał diagnostykę od wyeliminowania strusia na koturnach. Po wyeliminowaniu konia i zebry okazywało się, że tupała żaba, której przykleiły się do kończyn muszle małża.
No, ale na tym polega sztuka budowania dramaturgii – tupiący koń jest po prostu nieciekawy.
Czasami irytowała mnie zła kolejność badań. Niektóre badania rutynowe, przeprowadzane niejako z automatu, były ordynowane na zasadzie: „chwytając się ostatniej szansy zbadajmy i to”. Irytowała mnie ta uniwersalność lekarzy tam występujących. Zespół Hausa badał tkanki pod mikroskopem, przeprowadzał posiewy, badania genetyczne i molekularne. Orkiestra symfoniczna w czterech osobach.
Hause jako lekarz znający CAŁĄ medycynę z brzega w brzeg mógł też irytować jako koncept lekarza. Pacjenci o takim lekarzu mogą zacząć marzyć i mieć pretensje do żywych, że tacy nie są. Tymczasem nielekarze wiedzą, że w całym świecie nie znajdzie się, żadna osoba, która medycynę opanuje w całości.
Hause jako szef zespołu był niezłym pamfletem na stosunki panujące na przykład w polskiej medycynie. Mądry przełożony pomiata swoimi podwładnymi, bo ma przewagę i wiedzy medycznej, ale przede wszystkim ma władzę nad nimi. Takie zachowania prezentują, niestety, nie tylko fikcyjne postacie.
Słowem, „Dr Hause” był całkiem dobrym serialem, o niebo lepszym niż „Ostry dyżur”.