Kryzys lekowy: porażająco proste przyczyny, koszmarne następstwa
Dlaczego Dobra Zmiana tak zdawkowo mówi o przyczynach kryzysu lekowego? Bo musiałaby przyznać, że jest współsprawcą tej sytuacji, której potencjalne następstwa dla ogromnej części społeczeństwa mogą być dramatyczne.
Leków nie ma – to już zauważyli prawie wszyscy, którzy cierpią na przewlekłe choroby, wymagające systematycznej farmakoterapii. Problem dotyka większości społeczeństwa, bo oprócz osób chorych dotknięte nim są, z oczywistych przyczyn, ich rodziny.
Choroby przewlekłe z medycznego punktu widzenia wymagają przede wszystkim systematyczności – od pacjenta i lekarza. Trzeba pilnować stylu życia (np. diety czy odpowiedniej aktywności fizycznej) oraz rzetelnie przyjmować leki. Nagrodą za ten nieco męczący na dłuższą metę reżim jest długoletnie życie w dobrym stanie funkcjonalnym. Czyli – przekładając zawodowy żargon na język ludzki – w dobrej formie.
Jest to niewątpliwe osiągnięcie współczesnej medycyny, a zwłaszcza farmakoterapii. Dzięki temu można żyć przez długie lata i cieszyć się życiem mimo takich potencjalnie ciężko okaleczających chorób jak cukrzyca czy nadciśnienie tętnicze. Bo mamy nie tylko leki „na chorobę”, ale możemy „skroić na miarę” farmakoterapię w zależności od cech pacjenta. Na przykład: na tę samą chorobę inaczej leczy się czasem kobiety i mężczyzn, inaczej osoby rasy kaukaskiej (czyli tzw. białej) i Afroamerykanów, inaczej osoby z otyłością i te z prawidłową masą ciała etc. Jedne leki pozwalają na bezpieczniejsze leczenie, gdy pacjent ma dodatkowo problemy z nerkami, a inne – gdy ma problem z wątrobą. Bo mamy do dyspozycji mnóstwo różnych substancji, które sprawiają, że lekarz może cierpliwie dobrać odpowiedni „fason farmakoterapii” dla chorej osoby. Albo – to porównanie będzie w opisywanym kontekście trafniejsze – wybrać ze skrzynki narzędziowej najbardziej odpowiednie w danej sytuacji narzędzie.
Kryzys lekowy trafił w ten czuły punkt. No bo jeżeli nie ma leków, to nie każdego można leczyć tak samo skutecznie. Można opowiadać urocze banialuki, że „leki na chorobę X przecież są”. Tak jak Pani Farmaceutka, o której opowiedziano mi, że poradziła pacjentce, żeby poszła do lekarza, by ten „zmienił jej terapię”. No bo leki „na chorobę” jakoś się znajdą.
Pojęcie leków „na chorobę” przestało istnieć w połowie ubiegłego wieku. Już podczas moich studiów (a było to naprawdę dawno temu) uczono mnie, że nie ma leków „na chorobę”, a są jedynie leki, których mechanizmy działania pozwalają skutecznie zastosować je u konkretnie zdefiniowanych pacjentów w konkretnych stanach chorobowych. Dlatego opinie w rodzaju tej, którą wyraziła Pani Farmaceutka, balansują na pograniczu zbrodniczej głupoty. Dlaczego tak ostro?
Bo tak jak możemy latami skutecznie leczyć wiele poważnych chorób przewlekłych, tak zaniechanie efektywnej farmakoterapii może (a właściwie prawie musi) prowadzić do szybkiego pojawienia się powikłań, przed którymi owe leki osobę chorą osłaniały. Oczywistym następstwem jest pogorszenie stanu zdrowia, a więc komfortu życia. Kolejnym – przedwczesna śmierć. Nie wchodzę tu w szczegóły, bo nie chodzi mi o to, żeby epatować Państwa dramatami. Próbuję tylko przedstawić prosty model, który pozwoli zrozumieć sytuację.
Tak przy okazji – powyższe rozważania nie dotyczą chorych onkologicznych. W ich przypadku po prostu nie chcę myśleć o konsekwencjach braku leków, które stanowią dla nich szansę.
O ile następstwa kryzysu lekowego są tyleż drastyczne, co oczywiste, o tyle jego przyczyny stanowią temat naprawdę interesujący. Mamy tu dwie grupy czynników przyczynowych: globalne i lokalne.
O globalnych pisałem już trochę we wpisie dotyczącym kwestii leków generycznych, do przeczytania którego zachęcam. W przypadku leków oryginalnych punkt wyjścia jest podobny. Z jednej strony koszty opracowania nowego leku, aż do etapu, gdy może on zostać wprowadzony na rynek, są niezmiernie wysokie. Z drugiej – ochrona patentowa leków oryginalnych jest śmiesznie krótka, w porównaniu np. do piosenek. Z trzeciej – rządzący tym światem potrzebują spektakularnych akcji, żeby obniżyć koszty opieki medycznej, a najprostszą z nich jest presja cenowa na producentów.
Producenci próbują zatem „optymalizować koszty” (chyba najbardziej odarte z pierwotnego znaczenia pojęcie w codziennej praktyce biznesowej), np. znajdując tańszych podwykonawców. W Chinach, Indiach czy gdziekolwiek. „Tani” oznacza zazwyczaj: gorzej przygotowany na różne nieprzyjemne wydarzenia. Gdy coś takiego się wydarzy, fabryka staje i mamy kryzys.
Tu mam dla Państwa dobrą wiadomość. Wiele wskazuje na to, że skoro wszyscy są zainteresowani przywróceniem produkcji, to w możliwie niedługim czasie fabryka (ta lub inna) rozpocznie ją ponownie. Czyli w skali globalnej będziemy mieli spokój, chociaż generyki będą nadal wytwarzane w bardzo specyficznym systemie, więc całe ich partie będą okresowo wycofywane z rynków przez instytucje odpowiedzialne za kontrolę jakości leków i bezpieczeństwo pacjentów w danym kraju.
Znacznie ciekawiej wygląda nasza krajowa kaskada czynników przyczynowych kryzysu lekowego. Naprawdę możemy nie mieć kompleksów. Punkt wyjścia jest i tu bardzo prosty.
Władza nie ma pieniędzy na opiekę zdrowotną, bo musi mieć na rozdawnictwo, żeby kupić głosy. Wymusza zatem obniżenie cen leków. Wobec tego są one w Polsce znacznie tańsze niż w wielu innych krajach. Leki są sprowadzane od producentów przez importerów do Polski, po czym reeksportowane z zyskiem gdzieś dalej. Podkreślam: to nie jest przemyt, to jawnie prowadzony handel, od którego państwo ma wpływy podatkowe, a popularny weteran ruchów niepodległościowych, znany jako PPM (Power Point Mateuszek), może wykazać dobre wyniki naszego eksportu. Może to właśnie, a nie nieudolność państwa, leży u podstaw nieskuteczności ograniczania reeksportu leków. Zresztą takich dualizmów jest więcej.
W grudniu 2015 r. ówczesny wiceminister zdrowia Krzysztof Łanda miał powiedzieć, że jedynym skutecznym sposobem przeciwdziałania wywozowi leków jest podwyższanie cen urzędowych do poziomu obowiązującego w sąsiednich państwach (przytaczam za redaktor Małgorzatą Solecką, portal Mp.pl, wpis z 12 lipca). Czyli dopóki cen leków Dobra Zmiana nie podwyższy, to wywóz będzie. Jest to o tyle interesujące, że tenże sam Krzysztof Łanda jednocześnie dowodził ekipą, która z importerami leków rozmawiała w stylu: „albo ceny schodzą do poziomu podłogi w piwnicy, albo lek wypada z rynku” (opowiedziały mi o tym osoby, które o owych negocjacjach wiedzą dużo, a których nazwisk niestety zapomniałem, bo to i wiek mam zaawansowany, panie dzieju, i pamięć w ogóle nie ta).
No to ceny zsunęły się posłusznie na podłogę. Za wiedzą i zgodą sterników Dobrej Zmiany. Reeksport leków stał się zatem bardzo opłacalny. W efekcie mamy kryzys, który zażegnać będzie znacznie trudniej niż w innych krajach. Niezależnie bowiem od pewnego rozdwojenia jaźni, które można zaobserwować u ekswiceministra Łandy, nie sposób nie zgodzić się z jego opinią, że jedyne, co można zrobić, to podwyższyć ceny leków (o jego niektórych innych pomysłach pisałem tu). Tyle że wtedy zwiększą się środki, które Dobra Zmiana będzie musiała dołożyć do refundacji leków, a to będzie bardzo trudne, bo Jego Miłomściwość i wesoła drużyna PiS naobiecywali to, co Państwo wiecie, że naobiecywali.
Oczywiście, można wprowadzić jeszcze bardziej restrykcyjne regulacje dotyczące handlu lekami, może kogoś zamknąć (Komisarzowi Sprawiedliwości znalezienie odpowiedniego paragrafu dla odpowiedniego człowieka zajmie najwyżej kwadrans), ale to sprawy nie rozwiąże. Część importerów zwinie interes, a część znajdzie słabości szczelnego teoretycznie systemu, pozwalające im na dalszą działalność – i leków nadal nie będzie.
Dobra Zmiana wie, że nie ma pomysłu na rozwiązanie problemu, który nie naruszyłby zdolności wywiązania się z zaciągniętych w przeszłości i przewidywanych zobowiązań wobec politycznej klienteli. Szuka zatem rozwiązań zastępczych, a ich jakość może być świetną miarą bezradności lub – być może – wręcz paniki. Znakomitym przykładem jest tu uruchomienie infolinii lekowej przez Ministerstwo Zdrowia. W sytuacji gdy nie ma podstawowych, a więc powszechnie stosowanych leków, jakich komunikatów można spodziewać się po uzyskaniu połączenia? Może barejowskiego odpowiednika: „nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?”, a może rad w stylu: „proszę wziąć pod uwagę, że dieta i spacery też mogą pani pomóc”? Dyskretnego kierowania uwagi chorych w stronę medycyny alternatywnej? Nie wiem. Swoją drogą współczuję pracownikom infolinii. Powinni od razu otrzymać wsparcie psychologiczne.
Jedno jest pewne: nagłaśnianie ważnego problemu, bez jednoczesnego wdrożenia skutecznych środków zaradczych, z pewnością może wywołać panikę. No bo skoro jest tak źle, to trzeba robić zapasy. Biegiem do aptek! Wzrośnie deficyt leków, ale prawdopodobnie również ich marnotrawstwo, bo wiadomo od dawna, że leki kupowane „na zapas” często osiągają kres okresu ważności, zanim jeszcze pudełka z nimi zostały otwarte. Czarny rynek lekowy? Niewykluczone. Pokątne sprzedawanie fałszywek jako leków? Też niewykluczone.
Czytałem również wypowiedzi aktywistów Dobrej Zmiany o „popieraniu krajowych producentów”. Brzmi ładnie, ale to szalbierstwo. Jakich „krajowych producentów”? Oni prowadzą końcowe etapy produkcji, bo substancje czynne powstają daleko stąd. Fabryki leków z prawdziwego zdarzenia to ogromne inwestycje. Przy tym czasochłonne. A własne syntezy leków? Toż to niewyobrażalne koszty. No i znowu – czas, którego nie mamy. Równie poważnie brzmi bełkot o interwencyjnych zakupach leków.
Co dalej? Na horyzoncie widać kłopoty. Produkcja brakujących obecnie leków zostanie wznowiona, co nieco poprawi sytuację. Jednak prawdziwe, systemowe rozwiązania są kosztowne – przynajmniej na początku. Tymczasem Jego Miłomściwość najwyraźniej postanowił zagrać ochroną zdrowia w święcone (czyli poświęcić ją dla dobra sprawy), a milionom chorych pacjentów wytłumaczyć, że po pierwsze, nie ma problemu, po drugie, jeśli jest, to nie wiadomo, skąd się wziął, a po trzecie, jeżeli wiadomo, to jest to wina lewaków – tych z Unii i tych krajowych. Kur-wizja ładnie to sprzeda i będzie po sprawie.
Bardzo ważne, jak zachowa się w tej sytuacji opozycja. Ma świetną okazję do sformułowania prostych, systemowych koncepcji, niebędących czczymi ogólnikami i do wpisania ich do programu.
Podsumowując: istnieją poważne poszlaki, że Dobra Zmiana świadomie zaniechała przeciwdziałania kryzysowi lekowemu. Jej kierownictwo z pewnością zdawało sobie sprawę z ryzyka inwalidztwa lub przedwczesnej śmierci wielu ludzi w następstwie utraty dostępu do niezbędnych leków. Ogromną rolę ma tu do odegrania opozycja: zaproponować rozwiązania systemowe. Powinna też z całą mocą na tym właśnie przykładzie uświadomić wszystkim obywatelom, jak dalece są oni dla Dobrej Zmiany jedynie żetonami w kasynie, w którym Jego Miłomsciwość gra o władzę.
Komentarze
Rozdawnictwo ma swoje konsekwencje. Nauczyciele i emeryci to nie priorytet, natomiast górnicy i biskupi są nietykalni.
Panie doktorze, gdy czytam niektóre artykuły, choćby takie jak pana czy wywiad z kuratorem sądowym opowiadającym o skutkach polityki „ochrony rodziny” choćby najbardziej patologicznej, bez względu na rzeczywiste dobro dzieci, to mam ochotę drukować je i wysyłać za darmo całej opozycji, by mówiła o tym na każdej konferencji prasowej. Mają gotowy materiał o patologiach polityki nieudaczników na różnych polach. Tylko, z drugiej strony, czy oni jeszcze cokolwiek czytają oprócz swoich własnych bezcennych myśli?!
Kupić tanio, sprzedać z zyskiem. A że kosztem pacjenta? Świetnie. Mniej emerytur będzie rząd musiał wypłacać, bo nieleczeni umierają. Procentowo ilość głosów się nie zmieni PiSowi.
Gwoli ścisłości. Wypadałoby napisać, że proceder eksportu leków za granicę miał się już dobrze w 2015 roku, gdy rządzili dobrze nam znani poprzednicy dojnej zmiany. Czy naprawdę mam przypominać Pańskiego redakcyjnego (?) kolegę Jacka Żakowskiego, który na antenie TOK FM domagał się dymisji ówczesnego ministra Arłukowicza? Czy tak krótką pamięć mamy, aby nie pamiętać medialnej histerii w dokładnie tym samym temacie, tyle że w czasach końcówki rządów Premier Kopacz?
Bądźmy uczciwi w dyskusji. Na przeciwległych szalach stoją bowiem 2 równie ważne i przenikające się kwestie: dostępność leków i ich cena. Czy to faktycznie tak źle, że rządowe agendy dociskają koncerny o obniżki cen leków? Czy pozwalając na podwyżki ceny, a więc organiczając w ten sposób wywóz, nie fundujemy sobie przypadkiem ograniczenia dostępu do tych lekarstw poprzez wzrost ich ceny? Czyż nie jest tak, że w Unii obowiązuje swoboda przepływu dóbr, a na całym świecie zasada kija, który ma zawsze dwa końce? Chcesz mieć tanie leki? Ustaw się w kolejce, bo w obrębie rynku unijnego, cała Europa może mieć chrapkę na prochy za pół darmo. Chcesz mieć lek dostępny na zawołanie? Lepiej zaciśnij pasa – będzie cię kosztowało.
Zachęcam do lektury artukułu w temacie, napisanego przez red. Solską. Są w nim dwie istotne kwestie. Pierwsza to wyjaśnienie, że problem dotyczy całej Europy, a zwłaszcza krajów, gdzie wynegocjowano niskie ceny leków. Druga, to sposób, w jaki z problemem poradzili sobie Hiszpanie. Zdradzę tylko, że podobno poradzili sobie. I to tak, że nie zakwestionował tego żaden unijny organ regulacyjny. A więc da się. Tyle że w Wolnej Wolsce jedyne co przychodzi do głowy to grożenie więzieniem.
Szanownego autora bloga prosiłbym, aby swoich wpisach sięgał pamięcią dalej niż rok 2016, i oprócz cynicznych uwag pod adresem PPM (jak najbardziej słusznych), serwował również czytelnikom sugestie co do istniejących rozwiązań. Nawet gdyby miało to oznaczać cytowanie redakcyjnej koleżanki.
Okresowe braki lekow sa znane we wszystkich krajach nawet tych bardziej afluentnych niz Polska. Produkcja i handel farmaceutykami sa biznesem ktory musi byc oplacalny. O ile dobrze pamietam to pani Kopacz z powodow finansowych nie wyrazila zgody na import antygrypowych szczepionek gdy caly cywilizowany swiat sie szczepil. Przykro sie czyta ten tekst pisany w tendencyjny sposob. Czasami lepiej jest milczec.
Pani/Pan czosnek
Gwoli ścisłości. Nawet w chwilach największego samozadowolenia nie strzeliło mi do łba, żeby nawet myśleć o Pani Redaktor Solskiej i Panu Redaktorze Żakowskim, jako o moich redakcyjnych kolegach. Redakcja cyfrowej Polityki czyni mi ten wielki zaszczyt, że udostępnia mi miejsce na swojej stronie. Dzięki temu przywilejowi moje wypociny mogą pojawiać się obok najwyższej klasy dziennikarstwa, tworzonego przez moich idoli, z Panem Redaktorem Passentem na czele.
Co do innych Pani/Pana uwag: tak, sięgam pamięcią przed 2016 i tak, chętnie cytuję Panią Redaktor Solską. Przez Pana Redaktora Żakowskiego zostałem natomiast skarcony, czego nie każdemu jest dane dostąpić. Wszystko to można znaleźć we wcześniejszych wpisach tego bloga, ale przecież oczywiście nie ma obowiązku ich znać.
Reszta jest kwestią różnicy poglądów, która – póki co – jest wciąż legalna. Pozwolę sobie zatem pozostać przy swoich.
Szanowny Pan Slawomirski.
Awantura szczepionkowa sprzed kilku lat była typowym zwycięstwem marketingu nad rozumem, bo efekt kliniczny tamtej szczepionki był nikły, jeżeli nie wręcz zaniedbywalny. Proponuję Panu wrócić do fachowych komentarzy z tamtego czasu. Pani minister Kopacz odniosła wówczas jedyny chyba zauważalny sukces na tym stanowisku, nie pozwalając, by Polska wyrzuciła pieniądze w błoto.
Reszta, to kwestia poglądów, a nie danych, więc każdy z nas może spokojnie pozostać przy swoim zdaniu.
To chyba jasne że ten który płaci najmniej jest ostatni w kolejce dostaw.
Imc czosnkowi dziekuje za komentarz – lepiej napisany, tak pod wzgledem tresic, jak i formy, od wpisu gospodarskiego, który bardziej miesza, jak przedstawia i wyjasnia. Cos – nawiasem mówiac – Gospodarzowi stalo sie (?przez wakacje). Poza – delikatnie rzecz ujmujac – problemami w ujeciu meritum zagadnienia, zaczal mowic nieco innym jezykiem. Czegos chocby takiego, jak chocby ‚Kur-wizja’ raczej na tych lamach nie bywalo, bo nalezy to raczej do jezyka mediow odwolujacych sie do Publicznosci o nieco innym wyposazeniu kulturowym…
@Gospodarz
Dziękuję za przypomnienie rzeczywistego znaczenia decyzji Ewy Kopacz o niezakupieniu onegdaj szczepionek przeciw grypie. Dokładnie tak było, panika w Europie i zakupy na maksa; Ewa Kopacz wykazała się rozsądkiem i uratowała mnóstwo pieniędzy, podejmując decyzję wówczas trudną i niepopularną, ale jak się okazało, trafną; bardzo tutaj pomogła jej fachowa wiedza.
Że na tanich reeksportowanych lekach robi biznes PMM i ska, ten, co to kazał ludowi „zap… za miske ryżu, to jasne jak socjopatia Najwyższego Dewelopera.
Ja mam choroby, które wymagają leków pełnopłatnych, i te wciąż jeszcze są, ale jak długo?
Opozycjo, brać te hasła na billboardy, razem z edukacją.
Suweren już mamrocze, że lekó nie ma – a jak suweren mamrocze, to znaczy, że się władzy sypie
@Gospodarz
” …Dobra Zmiana świadomie…” (???!!!)
@turpin
„…gdzież się podziały niegdysiejsze śniegi… (z pamięci)
Prezentacja efektów tresury, nazywanych „eleganckim zachowaniem” zastępowała w jakże kulturalnym PRL-u możliwość wyrażania własnych poglądów.
W dzisiejszej rzeczywistości jest chyba raczej wyrazem uniku przed realiami życia i
co gorsze, relatywizuje to, z czym się trudno pogodzić.
Następny etap – aprobata brudu.
W latach 70-tych, podczas premiery „Okapi” Grochowiaka w Teatrze Polskim w W-wie, niezapomniany Tadeusz Fijewski rzucił ze sceny słowem „kurwa”. Nie było protestów publiczności ani interwencji KC PZPR, chociaż spontanicznie wtrącony ozdobnik nic istotnego poza licentia poetica nie wnosił.
Zapytuję: od kiedy nazywanie rzeczy po imieniu (kurwizja) stanie się w Polsce czymś normalnym?
nokraj
16 lipca o godz. 8:07 33948
Dobrze sie stalo ze epidemia grypy byla wtedy lagodna. Pani Kopacz nie posiadala w momencie podejmowania decyzji o szczepieniu obywateli tej wiedzy. Moim zdaniem postapila zle.
Blog Szanownego Gospodarza stał sie kolejnym blogiem politycznym – a szkoda.
Pan Arłukowicz – który w ramach bratania się z ludem, obtańcowywuje suwerenki z robociarsko podwiniętymi rękawami u koszuli – też był kiepskim i aroganckim ministrem.
@Sławomirski; akurat szczepionki przeciwgrypowe mają to do siebie, że jako-tako chronią przed niespecjalnie jadowitymi szczepami grypy, a zgoła licho – przed najgroźniejszymi. Wygóglaj sobie meta-analizę Cochrane Reviews. Podobnie (lub jeszcze bardziej) bezsensowne było składowanie Tamiflu, uskuteczniane przez kilka spanikowanych europejskich rządów (w tym mój). Leki dzielą się na te z działaniami ubocznymi i te nieskuteczne. Tamiflu należy do niemałej części wspólnej tych dwóch zbiorów.
turpin
18 lipca o godz. 6:06 33952
Nikt rozsadny nie bedzie ignorowal Cochrane Reviews. Z drugiej strony pacjenci umierajacy z powodu grypy na oddzialach intensywnej terapii to fakt. Ja decyduje czy mam sie zaszczepic czy nie. To ja powiniennem decydowac o moim zyciu a nie minister zdrowia. Paternalizacja Kopacz zgwalcila indywidualna wolnosc obywatela i uszlo jej to na sucho. Niektorym sie to nawet podoba.
@Sławomirski
„Indywidualna wolność obywatela” – musi być ograniczona jeżeli obywatel żyje w społeczności.
Dziwię się że pan tego nie rozumie.
>>Z drugiej strony pacjenci umierajacy z powodu grypy na oddzialach intensywnej terapii to fakt.<<
Ano, fakt.
Jak to powiedział Fryderyk, później zwany Wielkim, do swych huzarów:
'chcecie żyć wiecznie?!!!'
JackT
20 lipca o godz. 1:05 33954
Ja sie wtedy zaszczepilem bo mialem wybor a pani Kopacz ograniczyla wolnosc Polakom mieszkajacym w Polsce.
turpin
20 lipca o godz. 17:55 33955
No to moze lepiej sie zaszczepic?
Program „Eutanazja +” jest realizowany przez Jego Małomściwość.
Skorzystają NFZ i ZUS.
Od dwudziestu lat choruję na astmę.
Mój lek kosztuje kilkadziesiąt złotych , płacę chyba 3,20 (lub 6,40)
czy to nie jest absurd, tak niska cena leku ryczałtowego ?
Przypuszczam że z nieużywanych bądź przeterminowanych leków – subsydiowanych przez państwo – zebranych od emerytów można by usypać drugi Kopiec Kosciuszki.
Tanie nie leczy – podstawowa zasada placebo.
szkoda, ze dobrazmiana nie czyta Polityki, ale wtedy nie byłaby dobrazmianą
ps. opozycja też nie czyta.
„Ogromną rolę ma tu do odegrania opozycja: zaproponować rozwiązania systemowe.”
A konkretnie? Powiedzieć suwerenowi, że leki muszą zdrożeć, bo tylko to jest sensowne. Tu nie ma miejsca na rozsądne rozwiązania. Z populistami się nie wygra, Tak jak komuna to musi samo zdechnąć, a na razie jest nieograniczony dostęp do kasy i suweren tego nie odpuści.
Tak, suwerenowi nikt nie podskoczy.. Jeżeli zrobi coś rozsadnego to przegra wybory.
Podam kilka sposobów jak przegrać wybory.
1. Podnieść wiek emerytalny.
2. Podnieść koszt leków i ograniczyć rozdawnictwo subsydiowanych.
3. Przywrócić radary pomiaru szybkości.
4. Ograniczyć sprzedaż alkoholu.
5. Opodatkować rolników.
6. Odchodzić od wydobywania węgla.
Minister Niezdrowia wyplata niestety bzdury podsuwane przez swoich bałamutników zamiast wejść do pierwszej lepszej apteki i sprawdzić. Co za blamaż.
JackT
24 lipca o godz. 23:32 33965
W takim „biednym” kraju jak Wielka Brytania-wiek emerytalny 67 lat i miedzy innymi ten kraj jest „zawsze biedny” a Polska zawsze bogata.
GB też jakby straciła rozsadek. Poddanie ważnych spraw pod referendum to samobójcze posunięcie. Politycy dla prywaty zrobia wszystko. Niestety.
To co Pan nazywa reeksportem to jest to tzw. import równoległy dozwolony we wszystkich krajach UE. Polega na tym, że legalnie działające firmy zrejestrowane jako importerzy równolegli mogą zaopatrywać rynek, na którym działają w leki zakupione w dowolnym kraju UE pod warunkiem, że lek jest również zarejestrowany w kraju docelowym. Mówiąc prosto – lek X jest zarejestrowany w całej EU, w różnych krajach ma różne ceny. Jak w Polsce jest najtańszy to importer równoległy powiedzmy z Niemiec kupuje go legalnie w polskiej hurtowni i wprowadza na rynek niemiecki (legalnie). Przebicia są takie, że lek w Polsce czasem kosztuje 100 zł, a w Niemczech sprzedaje się go za 100 Euro. Są też importy równoległe do Polski, niektóre leki hormonalne są tańsze w Wielkiej Brytanii, a aspiryna jest najtańsza w Grecji i Bułgarii. Nie jest to problem specyficznie polski ani w żaden sposób związany z którymkolwiek obozem rządzącym. Dystrybucja leków to świetny i często celowo gigantycznie zawikłany biznes na cały świecie i pretensje wyłącznie do polskiego ministra zdrowia czy PPM nie są uzasadnione.
@Hannabo
Nie uważam aby twój wpis był całkowicie prawdziwy.
1. Kazdy kraj zamawia leki w ilosciach jakie przewidują prognozy zapotrzebowań – ani mniej ani wiecej, bez dodatku na „reeksport”.
2. Ceny są negocjowane z dostawcą na sprzedaż w kraju docelowym – bez „reeksportu”.
3. Wywóz leku potrzebnego pacjentom pomimo że jest wysoce niemoralne jest zapewne przestepstwem wobec producenta i fiskusa danego kraju.
Może by ktoś znajacy temat zweryfikował wpis Hannabo.
@JackT
tak się składa, że od ponad 20 lat pracuję w przemyśle farmaceutycznym i sama mogę się zweryfikować. Pewnie napiszesz, że nie wierzysz.
W Polsce nie można oficjalnie sprzedać za granicę leków z ministerialnej listy leków zagrożonych wywozem bez zgody ministerstwa, pozostałe można zgodnie z prawem sprzedawać każdemu legalnemu nabywcy z EU. Oczywiście ministerstwo zgód na te zagrozone nie daje ale sprytny poski patoprzedsiębiorca sobie zawsze poradzi. Co do Twoich watpliwości:
1. Tak to prawda, ilość leków na rynku jest planowana, tylko że to nie kraj zamawia leki. Tylko niektóre są zamawiane przez ministerstwo i są to rzadkie przypadki (jak np. szczepionki podczas zagrożenia epidemią). Leki są dystrybuowane przez wytwórców i hurtowników (przesiębiorstwa prywatne, nie państwowe) na terenie kraju i to oni planują bo wiedzą jakie jest zapotrzebowanie. „Reeksport” równiez nie jest w rękach państwa, wytwórca wprowadza na rynek pule leków, kupują je od niego hurtownicy i sprzedają dalej – do aptek, innych hurtowni, szpitali, za granicę. Kraj, czyli państwo pilnuje tylko tych zagrożonych, a jak pisałam nieuczciwi hurtownicy i aptekarze to ignorują.
2. Ministerstwo negocjuje ceny tylko leków refundowanych, inne mają ceny rynkowe. I jak ministerstwo wynegocjuje z producentem najniższą w EU cenę na lek refundowany X albo rynkowa cena leku Y jest u nas najniższa to przedsiębiorcy z krajów ościennych zaraz się tym zainteresują. Oni zupełnie legalnie mogą zamówić leki w polskiej hurtowni, to polski hurtownik złamie nasze lokalne prawo, jeżeli sprzeda bez zgody ministerstwa lek z listy tych „zagrożonych”.
3. Wywóz leku z listy zagrożonych jest złamaniem rozporządzenia o lekach zagrożonych. Grozi to utratą licencji na hurtownię i innymi karami. Wywóz innych leków to normalna legalna sprzedaż, z VAT, fakturami itp. Producent nie ma z tym nic wspólnego, lek sprzedano legalnie i on też legalnie zarobił dostarczając go na rynek. Producent ma problem gdy refundowanego leku (z listy albo i nie z listy) zabraknie, bo sprzedaje się szybciej niż planowano, między innymi z powodu nawet najlegalniejszego wywozu – wtedy ministerstwo czepi się producenta, że nie dostarcza, a za to są kary.
@Hannabo
Czyli co, jest jak jest bo tak być musi? Zgodnie z prawem.
Jak to naprawić?
@JackT,
naprawić można przez zmianę prawa i eliminację importu równoległego, jednak w całej EU jest bardzo silne lobby za legalnym istnieniem tego procederu. Istnieją firmy farmaceutyczne zajmujące się wyłącznie importem równoległym. Ostatnia dyrektywa fałszywkowa, która weszła w życie w lutym tego roku może to troche ograniczyć poprzez utrudnienie życia takim importerom. Zgodnie z tą dyrektywą każde pojedyncze opakowanie leku sprzedawanego na receptę oprócz numeru serii, daty ważności i kodu kreskowego ma mieć niepowtarzalny identyfikator (numer serializacyjny) w postaci kodu 2D – to są te pikselowe kody do skanowania np. telefonem. Aptekarz sprzedając lek musi to zeskanować, porównać z bazą danych (ogólnoeuropejska i narodowa) i jak kod jest rozpoznany to aptekarz sprzedając opakowanie zdejmuje równolegle ten kod z bazy. Ma to umożliwić wyłapanie leków sfałszowanych (kodu nie będzie w bazie) i znacznie utrudnia import równoległy. Kody są związane z krajem, na którego rynek wyprodukowano lek, aptekarz niemiecki skanując opakowanie z polskim kodem dostanie komunikat, że kodu nie ma w bazie, bo Niemcy mają swoją bazę, a Polska swoją. Oczywiście można to legalnie obejść i już się to dzieje – importer równoległy rejestruje się w bazie swojego kraju, kupuje lek w Polsce, przepakowuje go i nadaje i drukuje na opakowaniach swoje kody, które ładuje do bazy. Możliwe ale kosztowne więc opłacalność importu równoległego spada. Jest to legalne ale trochę wątpliwe, podobnie jak legalny dom publiczny w niektórych krajach – niby legalne przedsiębiorstwo ale czuje się, że prowadzenie burdelu to jednak nie to samo co powiedzmy restauracji.