100 dni PiS w ochronie zdrowia – nie musi być dramatycznie, ale może
Po stu dniach spojrzenie na politykę zdrowotną PiS oraz prawdopodobny jej kształt w przewidywalnej przyszłości wyzwala mieszaninę uczuć. Skomponowaną w umiarkowanej części z uznania, w sporej z niepokoju i w całkiem niemałej – z przerażenia.
Komentatorzy podsumowujący pierwsze sto dni rządów PiS skupili się w ogromnej mierze na dwóch grupach zagadnień. Pierwsza to orwellowsko-putinowskie harce ekipy Pana Prezesa dotyczące praw obywatelskich i demokracji w ogóle, a także tworzenia pierwszej prawdziwej wersji najnowszej historii Polski.
Druga to kwestie ekonomiczne, związane z programem 500+, zmianami systemu podatkowego etc. Kwestie ochrony zdrowia pozostały właściwie niezauważone, no może poza programem bezpłatnych leków dla emerytów.
Nawet w bilansie pracy poszczególnych resortów, dokonanym przez Andrzeja Bobińskiego i Wojciecha Szackiego, nie znalazła się najmniejsza wzmianka o ministrze zdrowia i jego ekipie.
Pozwolę sobie zatem na małe, subiektywne podsumowanie najważniejszych dokonań resortu zdrowia (i nie tylko), a także tych perspektyw, które można nakreślić na podstawie istniejących przesłanek. Zacznijmy od dokonań.
Plusy:
1. Rozpoczęcie naprawy mądrej, ale spapranej w realizacji akcji rozpoczętej przez poprzedni rząd, dotyczącej modyfikacji żywienia młodzieży szkolnej. Pierwsze działania napawają ostrożnym optymizmem.
2. Projekt przywrócenia stażu podyplomowego – traktuję go jako plus, chociaż nie został jeszcze zrealizowany, jednak jego przeprowadzenie nie będzie zbyt trudne, jakkolwiek na przeszkodzie mogą stanąć kwestie budżetowe.
3. Rozpoczęcie działań zmierzających do wzmocnienia pozycji lekarzy POZ. Z tym plusem wiąże się jednak poważny minus (patrz: poniżej).
Minusy:
1. Niesłychane zaniechanie w sprawach pozycji zawodowej pielęgniarek i warunków ich pracy. Nie podjęto żadnych realnych działań mogących stworzyć nadzieję, że zahamowany zostanie odpływ kadr i że do zawodu zaczną zgłaszać się osoby młode w liczbie dającej szansę na uniknięcie katastrofy. W takim przypadku nie można przyjąć, że „rząd nad tym dopiero pracuje”. Pozwalam sobie zwrócić Państwa uwagę, że obecny program PiS powstał w 2014 roku, czyli na rok przed wyborami, i było mnóstwo czasu, żeby starannie opracować strategię jego realizacji. Akcje z Trybunałem Konstytucyjnym, mediami publicznymi (obecnie: narodowymi) i prokuraturą doskonale pokazują, że ważne działania były wcześniej drobiazgowo przemyślane przez Pana Prezesa i przekazane jego ekipie.
Ewidentny brak takich przemyśleń w odniesieniu do problemu pielęgniarek może skłaniać do wysunięcia dwóch hipotez. Pierwsza – to że Pan Prezes i minister nie zrozumieli (lub nie docenili) skali problemu. Druga – że uwzględnili katastrofę polskiego pielęgniarstwa jako dopuszczalne straty. Należy w konsekwencji przyjąć, że uznali import pielęgniarek z zagranicy za politycznie i ekonomicznie korzystniejszy. Alternatywą jest bowiem tworzenie trwałego prestiżu zawodowego i bezpieczeństwa materialnego w pielęgniarstwie, co pozwoliłoby zahamować odpływ obecnej kadry i stworzyć przekonującą zachętę dla potencjalnych nowych adeptek i adeptów zawodu.
2. Brak podjęcia działań w sprawach uporządkowania rynku fizjoterapii. Dzisiaj tabliczkę „fizjoterapeuta” może powiesić sobie na drzwiach właściwie każdy. Realnego systemu weryfikacji umiejętności właściwie nie ma. To niebezpieczne, bo niekompetentny fizjoterapeuta może zrobić pacjentowi realną krzywdę.
3. Konsekwentna kampania deprecjonowania rzetelności zawodowej i uczciwości osobistej lekarzy specjalistów, prowadzona przez pana ministra. Teoretycznie – jako uzasadnienie przyznania lekarzom POZ wyłącznego prawa wypisywania bezpłatnych leków pacjentom 75+. Pierwszą tego typu deklarację ministra Radziwiłła można było traktować jako niezręczność, jednak niedawno została ona powtórzona nie mniej dobitnie i równie jednoznacznie. Po co? Nie mam pojęcia. Pan minister mógł uzasadnić swoją decyzję: „bo chcę wzmocnić rolę lekarzy POZ”. Jego prawo, jego decyzja. Niestety, nie może powstrzymać się przed uzasadnieniem, że ogół lekarzy specjalistów to szubrawcy. Oczywiście w domyśle, w przeciwieństwie do lekarzy POZ, którzy bez wyjątku są aniołami. Nie wiem, dlaczego, ale czuję w tym rękę Wielkiego Brata. Można zatem przewidywać, że przy najbliższej okazji, kiedy coś się w opiece zdrowotnej zawali, to Pan Prezes i minister wskażą jako winnych lekarzy specjalistów (niemoralnych do głębi, na co przecież minister już dawno wskazywał), a pan prokurator dokona stosownych aresztowań wśród podejrzanych. „Tych, co zawsze” – jak w finałowej scenie filmu „Casablanca”.
Perspektywy pozytywne:
1. Rozwój telemedycyny – powinien przynieść łatwiejszy dostęp do niektórych specjalistów, a zwłaszcza do konsultacji w pilnych sprawach. Nie powinien kosztować wiele, a podstawy prawne już są. Tak samo jak dobra wola wszystkich stron niezbędnych do wdrożenia systemu. Oczywiście – diabeł tkwi w szczegółach, ale na razie realnych zagrożeń nie widać.
2. Rozszerzenie dostępu do rezydentur w specjalizacjach szczególnie potrzebnych społecznie. W specjalizacjach niezabiegowych, takich jak pediatria, geriatria i medycyna rodzinna, przełoży się to na wzrost liczby dostępnych specjalistów w ciągu najbliższych pięciu lat. Oczywiście wszystko to jest prawdą tylko wówczas, jeżeli minister wie, jak znajdzie fundusze na płace dla większej liczby rezydentów.
3. Nowe uniwersytety medyczne – najmłodsze to Rzeszów i Kielce – powinny w zauważalnym stopniu zwiększyć liczbę lekarzy w kraju (a mamy potężny niedobór) w niedługiej perspektywie. Równoczesny lepszy dostęp do miejsc specjalizacyjnych powinien nieco zahamować emigrację młodych lekarzy.
Perspektywy niejasne:
1. Likwidacja NFZ – potężny projekt lub tylko potężne hasło. Widać nieoczekiwany brak koncepcji, mimo że i ten punkt widniał w programie PiS od 2014 roku. Oczywiste jest, że likwidacja NFZ będzie miała sens tylko wtedy, jeżeli jednocześnie powstanie nowy, bardziej rozumny system refundacji. Póki co nic o ewentualnej alternatywie dla NFZ nie słychać, oczywiście poza hasłami. Można obawiać się niekiepskiego bałaganu.
2. Darmowe leki 75+ – czyli nie dla wszystkich potrzebujących, nie wszystkie potrzebne i na przedziwnych zasadach. Uczucie wdzięczności jednych pacjentów będzie współistniało z głębokim poczuciem krzywdy drugich. Do tego kolejna wojenka – tym razem minister przeciwko lekarzom specjalistom.
3. „Walka z prywatnymi zakładami opieki zdrowotnej” na rzecz publicznych – wielokrotnie deklarowana. Budzi niepokój w różnych komentarzach. Mamy w kraju dwie patologie: publiczną opiekę zdrowotną i prywatną opiekę zdrowotną. Dotyczy to zwłaszcza szpitali. Zwalczanie tych prywatnych wcale nie musi oznaczać uzdrowienia systemu. Dopóki nie ma konkretnych decyzji, nie wiadomo, czego konkretnie się bać. Potencjalnie zaś jest bardzo wiele powodów do obaw. Nie dla właścicieli szpitali, tylko dla pacjentów.
Perspektywy negatywne:
1. Zapaść pielęgniarstwa – wobec ewidentnego braku koncepcji lub chęci działania, opisanych powyżej. Pozwolę sobie po raz kolejny wyrazić pogląd, że nieuchronnie nadciągający kryzys braku kadr w pielęgniarstwie będzie miał znacznie szersze konsekwencje, niż się to na ogół przewiduje.
2. Próby hamowania odpływu lekarzy metodami ministra Gowina – u podstaw koncepcji tzw. gowinizacji systemu opieki zdrowotnej leży niezrozumienie zjawisk, które powodują chęć młodych lekarzy do emigracji, lub świadoma rezygnacja z przeciwdziałania tym zjawiskom. Tak czy inaczej wybierając drogę zatrzymania młodych lekarzy w kraju poprzez system nakazów i zakazów, minister Gowin dołączył do ekskluzywnego grona reformatorów, którego prekursorem był marszałek Dorn, chcący wysyłać lekarzy w kamasze.
Jak Państwo widzicie, w nakreślonym obrazie jest trochę czerni i trochę odcieni jaśniejszych. Czyli nie wiem, jak Państwo, ale ja szaro to widzę.
PS Na początek usprawiedliwiam się ogólnie, bo w komentarzach zalazły się dociekania na temat przyczyn mojego milczenia, ba – nawet ponaglenia do powrotu i inspiracje do dalszych wpisów, na wypadek braku stosownych pomysłów.
Na skutek kumulacji działań Wielkiego Brata i jego wesołej gromadki znalazłem się w sytuacji faceta, który chciałby opowiadać o codziennych, użytecznych być może sprawach, gdy właśnie za oknem wybuchł wulkan. Przecież w takiej sytuacji nikt nie będzie go słuchał! Oczywiście, erupcja kiedyś się skończy, a popiół opadnie. Ale kiedy ów facet, doczekawszy wreszcie chwili spokoju, zabiera się do wypowiedzi, wulkan wybucha znowu. To co facet ma zrobić?
Jednak po ostatniej erupcji, kiedy to okazało się, że prawdziwą niepodległość przyniósł Polsce Wielki Brat, a uzbrojona po zęby armia rosyjska wiała przed nim, gubiąc pludry, powiedziałem sobie: to będzie już tak przez dłuższy czas. Trzeba zacząć pisać, jak gdyby nigdy nic. No i – jak Państwo widzicie – nawet zamach na Pana Prezydenta mnie nie powstrzymał. Dziękuję tym z Państwa, którzy nadal interesują się niniejszym blogiem.
Pan Sławomirski – mam z Panem kłopot. Pan nie zgadza się ze mną, używając nieeleganckich (ale niewulgarnych) porównań. To dozwolone. Z drugiej strony zgadzam się w dużej mierze z autorem cytowanego przez Pana artykułu z „Gazety Prawnej”, chociaż z powodów, które mogą się Panu nie spodobać. Uważam bowiem (chociaż to niepoprawne politycznie), że Platforma Obywatelska jest winna rządom Wielkiego Brata przez swoje dramatyczne brakoróbstwo. Z trzeciej strony – Pański wpis z 4 marca świadczy o nieznajomości historii albo złej woli – albo o jednym i drugim. Dla ułatwienia podam, że Romuald Rajs „Bury” został uznany przez IPN za winnego zbrodni wojennych o charakterze czystek etnicznych. IPN-owi nie zarzuci Pan chyba braku patriotyzmu?
Mam dla Pana propozycję: nie wykluczę Pana z grona komentatorów tego bloga, ale zapraszam do Klasztoru Trzeźwych Myśli do 1 lipca 2016. Tradycyjnie przypominam, że złamanie zakazu komentowania w tym czasie będzie oznaczało bezterminowe wykluczenie.
Pan andrzej52 – pamiętam o tym temacie. Czeka we wspomnianej już kolejce. Proszę o cierpliwość i przepraszam za zwłokę.
Pan JackT – dziękuję za zwrócenie uwagi na ten artykuł, przegapiłem go. Podyskutujemy na ten temat możliwie niedługo, bo i ja mam swoje niewesołe spostrzeżenia.
Komentarze
Moim zdaniem nie powinno sie zwiekszac liczby uniwersytetow medycznych ani zwiekszac liczby miejsc. Bledem jest otwieranie uniwersytetow medycznych w mniejszych miastach (nie obrazajac oczywiscie Rzeszowa, Kielc, itd.). Dlaczego? Bo to doprowadzi do tego,ze na tych studiach znajda sie osoby zupelnie niepasujace do profilu osoby wyksztalconej posiadajacej wyzsze wyksztalcenie (czytaj: swiatla, inteligentna, poszerzajaca swoje horyzonty na roznych polach i w roznych dziedzinach, lubiaca sie uczyc, majaca kulture osobista). Ja zaczelam studia w tym roku, podobnie jak kilkoro moich kolezanek i kolegow. Niektorzy dostali miejsca na studiach platnych (takze w Koszycach, co jest dobrym materialem na inny wpis lub dluzszy komentarz), chociaz ich predyspozycje intelektualne nie pozwola im stac sie dobrymi lekarzami. Osoby z wyzszym wyksztalceniem powinny stanowic elite kraju, a niestety, wyzsze wyksztalcenie jest dzisiaj czesto wynikiem cwaniactwa.
Moj pomysl na zmniejszenie kolejek: ogolna prozdrowotna edukacja spoleczenstwa. Na podstawie historii z Wiednia sprzed paru tygodni. Epidemia grypy, wiele dzieci chorych. Na stacji Notfall brakuje lekarzy. Wiec co robia rodzice z chorymi, goraczkujacymi dziecmi? Zamiast zabrac je do domu, czekaja na lekarza szesc godzin wsrod setki innych chorych na grype, goraczkujacych dzieci.
Optymistycznie: Ministrem Zdrowia nie został koniuszy z Janowa Podlaskiego (widocznie nie jest w PiS).
jp97
7 marca o godz. 21:00 31417
Takiej pychy, arogancji, i to u młodej osoby, nigdy nie spotkałem.
Ataki na specjalistów.
Nie dziwi, przecież mamy konflikt interesów, minister jest właścicielem przychodni POZ.
Dlatego tylko lekarze rodzinni będa mieli przywilej wystawiać recepty 75+, co oczywiście wydłuży kolejki do nich.
Walka z prywatnym szpitalami spowoduje, oraz finansowanie opieki zdrowotnej z budżetu, spowoduje, że w krótkim czasie państwowe szpitale będą niewypłacalne, ponieważ nikt nie będzie się liczył z kosztami.
Brak podwyżek dla pielęgniarek, dla lekarzy rezydentów (2200 netto), ale CBA dostalo podwyżkę (żeby lekarzy za 2200 ścigać), oraz przywrócono 100% chorobowego dla policji.
„Dobra zmiana”.
Podobnie będzie z receptami 75+.
jp97 – oby Cie studia nie zepsuły !
Masz szansę być dobrym lekarzem – takim co to nie leczy chorych lecz dba o to, by oni nie zachorowali.
andrzej52 – proponuję sprywatyzować także straż pożarna i płacić im od ilości, czasu gaszenia i kosztów użytego sprzętu i środków gaśniczych.. Wtedy w ich interesie będzie, by było jak najwięcej pożarów. Podobnie prywatne wojsko chciałoby, by było jak najwięcej wojen, prywatna policja i służba więzienna – by przestępców było jak najwięcej.
Pasowałoby to Tobie ?
Biznes wtedy jak cholera !!!
Czy Ty rozumiesz pojęcie SŁUŻBA ?
JackT, 1300 gramów – mieliście rację – nie wytrzymałem !
jp97.
Szkolenie większej ilości lekarzy jest niezbędne. Arogancja wielu lekarzy spowodowana jest właśnie tym ich przekonaniem że są światli i inteligentni. Nie jest to niezbędne do bycia dobrym lekarzem. Kuba szkoli tysiące lekarzy i nawet eksportuje ich do Ameryki Południowej. Upraszczając – diagnostyka pacjenta czy samochodu oparta jest na rozpoznaniu i eliminacji. Już są programy komputerowe co to robią, z dużo większą precyzją. Sugerują nawet nie kolidujące ze sobą zestawy leków.
Czeska korporacja lekarska wydała dramatyczne oświadczenie o bezpośrednim zagrożeniu bezpieczeństwa zdrowotnego obywateli Republiki.Zagrożeniu spowodowanym b.szybkim topnieniem liczebności lekarzy i pielęgniarek z jednoczesnym wzrostem średniej wieku lekarzy i pielęgniarek pozostających w służbie.
Oświadczenie ,adresowane do rządu,jest szeroko dyskutowane w mediach.
Rząd ma się tym zając.
„Bezpieczeństwo zdrowotne” jest równie ważne jak „Bezpieczeństwo energetyczne” – ulubiony temat polskiej polityki.
Chciałbym bardzo by polska korporacja lekarska też wywarła odpowiednią presję na rządzących i chciałbym bardzo by rządzący nie mogli by się spod tej presji wywinąc.
Zdaję sobie sprawę z mojego „chciejstwa” (palenie opon odpada).
Obawiam się także,że inaczej niż w Czeskiej Republice ,nie bardzo można liczyc na konstruktywną postawę rządzących.
Może jednak doprowadzenie do świadomości obywateli pojęcia „bezpieczeństwa zdrowotnego” i jego zagrożenia da jakieś pozytywne rezultaty.
W Expose Pani Premier Było Ratownictwo Medyczne na wzór Państwowej Straży Pożarnej i innych podobnych struktur, po wyborach nic nie słychać i nic nie widać, Pielęgniarki i ratownicy medyczni powinni walczyć wspólnie przeciwko MZ a nie osobno, Dla MZ zależy aby walczyli ze sobą bo skłóconym personelem łatwiej rządzić!! Obudzcie się bo w innym przypadku będziecie pracować za głodowe pensje!! MZ zdawało sobie doskonale sprawe, że możliwość wykonywania zawodu Ratownika Medycznego skłóci personel i jednak to im się udało!
Również nie jestem zwolennikiem obecnych władz ale wydaje mi się, że kolega zapomniał wspomnieć o bardzo ważnej sprawie której podjął się aktualny minister (jeśli nie najważniejszej) – uporządkowania biurokratycznego chaosu paraliżującego pracę lekarzy, będącego w dużej mierze spadkiem po poprzedniej ekipie. Dzięki nieprzemyślanym działaniom kolejnych ministrów zdrowia lekarze aktualnie większość czasu MARNOTRAWIĄ na wypełnianie niezliczonej ilości zagmatwanych i najczęściej totalnie niepotrzebnych „raportów” a każda kolejna pseudoreforma poprzednich ministrów zwykle dokładała tylko kolejny „papierek” do wypełnienia, zmniejszając przez to czas jaki lekarz może poświęcić pacjentowi (w kraju z najmniejszą w Europie ilością lekarzy przypadających na 1000 pacjentów!).
Poniżej fragment aktualnego artykułu z Medycyny Praktycznej odnoszącego się do sprawy:
„…Systemów sprawozdawczych z których „na co dzień” korzysta lekarz rodzinny, jest dziesięć: SZOI/Portal Swiadczeniodawcy, eWUŚ, SIMP, DiLO, SNRL, SSRMZ, RPWDL, PUE/eZLA, GUS, ePUAP. Wszystkie systemy wymagają logowania i hasła. Wszystkie wymagają regularnej zmiany haseł (najlepiej na „bezpieczne”, czyli zawierające ciągi przypadkowych cyfr i znaków), część systemów sama narzuca hasło.
Część systemów działa zupełnie niezależnie, inne ze sobą współpracują – co nie znaczy, że dane wpisane do jednego systemu sprawozdawczego są transferowane do drugiego. Wręcz przeciwnie. Dane trzeba wpisywać ręcznie do każdego systemu, a potem ten odnajduje błędy lub nieścisłości i oczekuje poprawienia danych.
Lekarze opisali też, jak wygląda standardowa wizyta pacjenta u lekarza. Najpierw sprawdzany jest eWUŚ, co pozwala potwierdzić, czy pacjent ma prawo do bezpłatnych świadczeń. Potem następuje sprawdzenie w SIMP (System Informatyczny Monitorowania Profilaktyki), czy podlega pod program profilaktyczny ChUK (Choroby Układu Krążenia). Potem porada jest sprawozdawana do NFZ przez portal świadczeniodawcy. Przy czym, jeśli porada dotyczy choroby zakaźnej, to trzeba ją dodatkowo sprawozdać do Sanepidu. Jeśli dotyczy podejrzenia nowotworu, trzeba wygenerować kartę DiLO (wprowadzona w zeszłym roku karta diagnostyki i leczenia onkologicznego – red.) Jeśli pacjent uzyskał zwolnienie lekarskie, to lekarz wypełnia dodatkowo sprawozdanie do ZUS – eZLA. Następnie wszystko to zapisuje w dokumentacji pacjenta.
I to jeszcze nie wszystko, bo jeśli wykonano badania profilaktyczne, to wymaga to odrębnego sprawozdania…”
tutaj link do całego artykułu:
http://prawo.mp.pl/wiadomosci/show.html?id=138417&utm_source=strona_glowna&utm_medium=MP&utm_content=slider
p.s. – proszę zwrócić uwagę, że powyższy tekst opisuje całkowity chaos związany jedynie z elektroniczną formą biurokratycznej gehenny. Analiza „papierowej” części dokumentacji byłaby zapewne jeszcze bardziej szokująca.
I teraz pytanie za 100 punktów – dlaczego PO nie była w stanie się tym zająć przez 8 lat swoich „rządów”????
???
Będąc u urologa w Łodzi zdziwiłem się że ten biedak nie ma nawet sekretarki, wszystko wykonuje sam. Przyjmuje 2 osoby na godzinę a kolejki są tygodniowe (konsultacje przerywają telefony pacjentów proszących o wizytę). To jakaś paranoja. Płaciłem gotówką i nie oczekiwałem recepty, zmieściłem się w 25 minutach. Na moje nie skrywane zdziwienie wyjaśnił że często ma duże przerwy w pracy bo pacjenci nie kasują wizyt, a sekretarce musiałby płacić niezależnie. Nie komentuję tego ani nie daję recepty na poprawienie tej niewątpliwej patologii polskiej Służby Zdrowia – nic to nie da.
Mój kardiolog (nie w Polsce) wszystko ma na komputerze, widzi mnie 15 minut, nie wypełnia żadnych formularzy, nie przyjmuje pieniędzy, nie ma żadnych przestojów – tego pilnuje sekretarka.
kongo9.
Na pańskim linku znalazłem artykuł tyczący lekarza żądającego zapłaty od linii lotniczych. Faktycznie, rekompensata za zakłócenie lotu lekarzowi powinna być wieksza niż długopis, biorąc pod uwagę jak wielkie pieniądze i kłopoty zaoszczędził on liniom lotniczym.
kongo09 – takie działanie jak opisujesz w języku przedwojennych murarzy określano mianem ” klekrania ” czyli „szpachlówka, dachówka, trzy cale wapna i glajcha”.
Jest to skutek braku jakiejkolwiek strategii polityki zdrowotnej. Polityki długoletniej, z perspektyw co najmniej na 25 lat. Amerykański program walki z rakiem podpisał jeszcze Nixon czyli ok. 45 lat temu – realizuje się go do dzisiaj. Z miernym co prawda efektem, gdyż nacisk kładzie się na likwidację skutków a nie eliminację przyczyn.
Tak jak pisałem kiedyś – plamę na suficie można zamalowywać co chwilę, wymyślać coraz lepiej kryjące i trwalsze farby lecz jeśli załata się dziurę w dachu, będącą przyczyna tego zacieku problem plamy zniknie. Tyle , że malarz teraz będzie miał mniej pracy ale nie widzę przeszkód, by przekwalifikował się na dekarza.
Usprawniać coś co funkcjonuje można na dwa sposoby :
– metoda diagnostyczna czyli badać, co we funkcjonującym systemie źle działa i usprawniać te elementy
– metoda prognostyczna – nie interesuje nas jak działa obecny system tylko tworzy się model docelowy określając cele, jakie się chce osiągnąć i dobierając najbardziej skuteczne metody ich osiągnięcia.
Pytanie zasadnicze – co ma być celem takiego systemu ?
Czy SKUTECZNIEJSZE LECZENIE CHORYCH PACJENTÓW czy tez SPRAWIENIE BY LUDZIE MNIEJ CHOROWALI.
Przecież nikt nie zaprzeczy , ze podstawa zachowania zdrowia jest ZDROWA ŻYWNOŚĆ I AKTYWNOŚĆ FIZYCZNA.
Dlaczego zatem nie zabrania sie produkcji żywności szkodzącej zdrowiu ?
Zamiast propagować, jak zwiększyć odporność dzieci reklamuje się szczepionki i leki zwalczające objawy ? Ja nie przypominam sobie, by ponad 50 lat temu w okresach szczytu chorób zdarzało się , by absencja w szkołach i przedszkolach sięgała 50 a nawet 80 % co ma obecnie miejsce. Jako dzieciaki byliśmy mniej podatni na choroby niż nasze dzieci o wnukach nie wspominając. Mimo, iż medycyna „stała na niższym poziomie” i nie było tylu nowoczesnych „leków”.
Nie da się za pomocą różdżki zmienić tego , co jest na to co powinno być zatem musi to być długotrwały program ewolucji systemu.
Moim zdanie dąży on w złym kierunku . Głównym sprawca tego sa wielki koncerny farmaceutyczne, dla których podstawowym celem jest zysk a na zdrowych się nie zarabia.
Jest tu po prostu sprzeczność interesów – przeciętny obywatel chce, aby choroba go nie dopadła natomiast „biznes medyczny” zarabia głównie na chorych.
Jaki biznesmen zachęca swych klientów do działań likwidujących popyt na jego produkty?
@kaesjot – podstawowym celem każdej służby zdrowia powinny być zarówno działąnia PREWENCYJNE jak i LECZNICZE. Niestsety NFZ nie jest w żadnym stopniu zainteresowany tzw prewencją (poza najbardziej podstawowymi środkami jak szczepienia na któych juz nie da sie zaoszczedzic). Przykład:
1) jeżeli mamy do wyboru 2 procedury lecznicze przy czym jedna z nich z nich jest droższa ale w rezultacie jest bezpieczniejsza i powoduje MNIEJ powikłań co przekłada się na znacznie większe oszczędnosci w leczeniu tych powikłań w przyszłości (że już nie wspomnę o tak nieistotnej fanaberii jak zmniejszenie „cierpienia chorego”) to każda szanująca się instytucja ubezpieczeniowa wybierze opcję droższą z pożytkiem dla wszytkich. Oczywiście ta zasada nie odnosi się do NFZ. NFZ z reguły płaci tylko za najbardziej prymitywne metody bo są „tańsze”.
2) NFZ lubi również oszczędzać pieniądze podatników limitując dostęp do świadzczeń z sztandarowym już przykładem kilkunastoletnich kolejek w oczekiwaniu na endoprotezę stawu biodrowego. Oczywiście NFZ pozwala tylko na wymianę jednej endioprotezy na raz, wiec jeśli któś ma chore obie to musi czekać dwa razy. Z punktu widzenia „płatnika” (NFZ) to oczywista oszczędność bo częśc pacjentów zdecyduje się wykonać zabieg prywatnie za uciułane z trudem pieniadze, no i oczywiście duża część oczekujacych nie dożyje wyznaczonego terminu więc uzyskane oszczędnosći będą jeszcze większe=sukces urzędnika $$$. Oczywiście nikt w tej szcownej instytucji nie interesuje się faktem, że wygenerowane w ten sposób koszta dla budżetu państwa są kilkukrotnie wyższe bo taka osoba bedzie wymagała wieloletniej opieki/renty/leków/zabezpieczenia ortopedycznego a jej bliscy czasami będą musieli porzucić pracę aby opiekować się „chorą mamą”. W NFZ liczy się „tu i teraz”.
takich przykładów można by mnożyć, ale generalnie sprowadzają się one do podstawowego problemu: bardzo duży obszar polityki zdrowotnej państwa został oddany w ręce NFZ. Niestety dla pracujących w NFZ urzędników nie jest celem poprawa zdrowia obywteli (chociaż pewnie oficjalnie maja to zapisane w jakims statucie). Jedynym celem NFZ jest kontrola kosztów. Proszę zwrócić uwagę że kilka lat temu NFZ odtrąbił z dumą że udało mu się „zaoszczędzić” poważną kwotę która zostanie zwrócona do budżetu państwa. Z punktu widzenia pracującyh w NFZ urzedników był to niewątpliwie wielki sukces. Pytanie jaki był rezultat tych oszczędności na postaci utraty zdrowia obywateli (krótko i długofalowy)…. i jakie realnie zwiekszone wydatki zwiazane z leczeniem powikłań zostaną wygenerowane w przyszłości …
Wiele z tych problemów wiąże się także z faktem, że NFZ nie kontroluje w żaden sposób jakości leczenia ponieważ nie ma ku temu wystarczajacych środków ani kompetencji. Stosuje wobec tego zasłonę dymną w postaci olbrzymiej ilości formularzy/procedur oraz innej dokumentacji które skrupulatnie kontroluje udając, że na tym właśnie polega kontrola służby zdrowia i dobro pacjenta. W ten sposób z własnych podaktów nie tylko fundujemny ogromny i znacznej mierze bezużyteczny aparat urzędniczy, ale pozwalamy także aby ta bezmyślna biurokratyczna machina skutecznie utrudniała pracę tej resztki lekarzy która jeszcze za granicę nie wyjechała.
na koniec jeszcze pytanie do tzw „polityków” oraz osób odpowiedzialnych za politykę zdrowotną RP – coraz cześciej szłychać pojękiwania że państwo przeznacza duże środki na edukację lekarzy którzy później niewdzięcznie uciekają za granicę. Proponuję pytanie postawić nieco inaczej: czemu RP przeznacza duże środki na kształcenie lekarzy a następnie zmusza ich aby 70% swojego czasu marnotrawili na wypenianie zadań biurowo-administracyjnych zamiast przeznaczyć go na leczenie chorych? Po co szkolić przez 10 lekarza żeby potem pracował jako SEKRETARKA?
@JackT – z tym samolotem to rzeczywiście skompliowana sprawa:) sam mam nieco mieszane uczucia ale skłaniam sie raczej ku stanowisku, że linie lotnicze są niewątpliwie beneficjentami wszelakich tego typu akcji więc zwykła przyzwoitość wymagałaby aby w jakikolwiek sposób za tą usługę podziękowały (niekoniecznie finansowo).
Był w tej sprawie artykuł w internetowym wydaniu Polityki ale niestety nie miam do niego dostępu (gdyby gospodaż niniejszego bloga wysłal mi jego kopię na maila byłbym zobowiązany. Dostępu do internetowego wydania na razie nie wykupiłem ponieważ 1) cenię sobie klasyczną postać papierową 2) forma opłaty przy użyciu pośrednika jakim jest PayPal z automatycznie odnawianą co miesiąc opłatą obciążającą moją kartę kredytową jest dla mnie zbyt uciążliwa i trudna do zaakceptowania (proponowałbym aby umożliwić czytelnikom alternatywną opcję w postaci jednorazowego kodu poprzez płatny SMS pozwalającego do dostępu do np 1-2 artykułów- nie każdy ma ochotę wiązać się trwałą umową, nawej jeśli teoretycznie w każdej chwili można ją zakończyć))
1. Uważam, że jakiekolwiek recepty (z wyjątkiem pomocy doraźnej lub wypisu chorego ze szpitala) powinien wypisywać wyłącznie lekarz rodzinny. Inaczej łatwo o sytuację, gdy jeden chory bierze np. Polpril od kardiologa, Tritace od nefrologa, Axtil od lekarza POZ, a do tego dostanie jeszcze receptę na Piramil, gdy zgłosi się do SOR. Wszystkie te leki zawierają tę samą substancję czynną- ramipryl! Póki nie ma spójnej elektronicznej dokumentacji medycznej, ktoś musi nad tym bałaganem zapanować, bo jest on niebezpieczny dla chorego.
Ponadto obarczenie specjalistów zadaniem przepisywania recept jest zwyczajnym marnowaniem ich czasu. Większość wizyt to de facto porady recepturowe „nic się nie dzieje, proszę brać te same leki”. A kolejki rosną i wizyta u specjalisty pacjenta, który naprawdę tego wymaga, odbywa się z dużym opóźnieniem.
2. Zwiększanie ilości lekarzy w Polsce jest bez sensu. Mamy to paradoks- lekarzy jest coraz mniej, potrzeby zdrowotne starzejącej się populacji rosną, a ilość miejsc pracy dla lekarzy nie zmienia się od co najmniej 10 lat. Dlaczego? Ano dlatego, że ilość pieniędzy w systemie jest zbyt mała, by zatrudnić dodatkowych lekarzy. Wymusza to oszczędności polegające na likwidowaniu lekarskich etatów, wymuszaniu umów śmieciowych oraz redukcji liczby łóżek szpitalnych.
Efekt? Jak w zaprzyjaźnionym szpitalu powiatowym. Kiedyś było w nim 40 łóżek chirurgii ogólnej, 20 pediatrii, 60 interny na dwóch oddziałach. Obecnie zostało 20 na chirurgii, zniknęła pediatria, na internie łóżek zostało 50- ale istnieje już tylko jeden oddział na dwóch piętrach szpitala. Kiedyś dyżurowało dwóch chirurgów, teraz jeden z nich jest w domu pod telefonem. Kiedyś dwóch internistów, dziś jeden.
Jaki to dało skutek dla pacjentów? Chore dzieci jadą 50 km dalej, co w ubogim rejonie znacznie utrudnia odwiedziny rodzicom (jedno dziecko z sepsą zresztą zmarło po drodze w karetce). Na chirurgię na dyżurze nie trafi nikt, kto nie musi być operowany w ciągu kilku godzin (zresztą nagła operacja jest prawie niemożliwa- drugi chirurg musi dojechać). Pacjenci wątpliwi leżą na obserwacji na internie (co skutkuje spóźnionymi operacjami- zanim chirurg przyjdzie na konsultację, zanim pacjent przejdzie na chirurgię i drugi chirurg dojedzie, to czasem bywa za późno). Na internie rolą lekarza nie jest leczenie, tylko stwierdzenie zgonu- większą część dyżuru spędza w Izbie Przyjęć, odsyłając do domu każdego kto jakoś trzyma się na nogach (oddział zapchany pacjentami „do obserwacji” z chirurgii lub tejże chirurgii powikłaniami) i na oddziale właściwie go nie ma.
Opieka nad chorym jest żadna, śmiertelność od owej reorganizacji wzrosła o 50%, ale szpital jakoś się bilansuje i o wzmocnieniu obsady lekarskiej nawet nie myśli. Dobrzy lekarze już dawno z niego uciekli, mimo wysokich stawek nikt w tej umieralni pracować nie chce, więc pracują ci, co na lepsze miejsce pracy szans nie mają. Ale interes się kręci.
@barnaba – dokładnie tak to teraz wygląda niestety. Zapomniałeś jeszcze dopisać że zapewne wcześniej na wspomnianych 2 internach były w nocy po 2 pielęgniarki na każdej (2 na 30 łóżek) a po „reorganizacji” są dalej dwie ale już na 50 łóżek. I większą część nocy spędzają na pisaniu raportów (tak tak – w nowym systemie służby zdrowia pielęgniarki także więcej czasu muszą spędzać na opisywaniu tego co zrobiły niż na faktycznej pomocy pacjentom). Ale jeśli do tego szpitala przyjdzie kontrola to:
1) dokumentacja jest prowadzona prawidłowo (sukces)
2) szpital nie ma długów (sukces)
3) zwiększona śmiertelność?… eeee … no na szczęście tego kontrole nie oceniają, zresztą biorąc pod uwagę że większość z tej dodatkowej grupy umierających to zwykle osoby starsze oraz obciążone dużą ilością chorób a przez to wymagające intensywnego i kosztownego leczenia, to z punktu widzenia NFZ każdy taki zgon to więcej $$$ w kasie (sukces)
w związku z tym opisywany szpital (3xsukces) należy traktować jako model wzorcowy
@kongo, barnaba.
Sytuacja jest przerażająca.
kongo9
9 marca o godz. 12:15 31429
Dokładnie w tej kolejności !!!
Najpierw PREWENCJA i dopiero potem LECZENIE.
Przy tym leczenie należy traktować jako naprawę spartolonej roboty w prewencji.
Oczywiście koszty ponosi ten, który tej sytuacji jest winien- lekarz, gdy nie zalecił stosownych działań zapobiegawczych, pacjent, gdy je zlekceważył albo też szeroko pojęte państwo ( czyli de facto my wszyscy ) jeśli toleruje produkcję i sprzedaż szkodzących zdrowiu produktów i nie prowadzi lub choćby tylko wspiera stosownych badań oraz akcji propagandowo – szkoleniowej.
Droższa kuracja nie oznacza , że skuteczniejsza – często się zdarza, że ta tańsza, często zapomniana ( niekiedy celowo, bo na niej się nie zarabia ) okazuje się skuteczniejsza.
A tak na marginesie – 50% zarobków prof. Zembali ( chyba mogę, skoro w gazetach o tym pisano ) = 20 etatów pielegniarskich.