Lakonicznie o wysiłku i upale
Jeżeli ktoś jest marnie wytrenowany, to lepiej by jego wejście w aktywny tryb życia odbyło się poprzez taniec, lub raźny spacer, niż biegi. To kwestia bezpieczeństwa. Tak samo jak dbanie o płyny i chłód podczas upałów. Upał taki, że nawet dłuższych słów nie chce się czytać, więc będzie w miarę lakonicznie i głównie o bezpieczeństwie.
Starajcie się państwo unikać większej aktywności fizycznej podczas upałów. Szukajcie chłodu. Pamiętajcie o nawodnieniu. Woda mineralna i izotoniki, to wasi przyjaciele. Napoje energetyzujące mogą być śmiertelnymi wrogami. Jeżeli w takich warunkach pogodowych czujecie się Państwo ospali, to najczęściej potrzebujecie wówczas uzupełnienia płynów i schłodzenia, a nie popędzania organizmu. Jeżeli macie Państwo jechać samochodem, który stał w upale, to przewietrzcie go przed jazdą, żeby schłodzić wnętrze. Jeżeli auto nie jest klimatyzowane – planujcie częste przerwy, żeby ochłodzić siebie i współpasażerów, oraz wypić coś chłodnego. Rozgrzany samochód jest jak piekarnik, w którym nasza sprawność kierowania pojazdem może być znacznie obniżona.
Rower. Konkretnie – dziecko na rowerze. Oczywiście powinno być w kasku, ale… Jeżeli jedzie z Państwem leśną dróżką, o naprawdę zerowym natężeniu ruchu, w łatwym terenie, to szansa, że kask będzie musiał spełnić swoją ochronną rolę, jest bardzo niska. Z drugiej strony, kaski dziecięce mają malutkie, wręcz symboliczne otwory wentylacyjne, nie zapewniające należytej wentylacji głowy podczas choćby umiarkowanie szybkiej jazdy w wysokich temperaturach. Jeżeli więc wycieczka odbywa się w upale, to ryzyko przegrzania dziecka jest w takich sytuacjach istotnie wysokie. Może więc lepiej potraktować w takich okolicznościach kwestię bezpieczeństwa bardziej elastycznie i zrezygnować na ten specyficzny dzień z kasku dla dziecka? Albo przynajmniej – na leśny fragment trasy.
Wróćmy na chwilę do Państwa komentarzy po ostatnim wpisie. Dyskusja była zażarta, ale w cywilizowanych granicach. Do kilku wątków, poruszonych przez Państwa postaram się wrócić możliwie niedługo. Teraz tylko jedna kwestia. Nie radził bym iść w ślady Pana Ślepera, który ćwiczenia po zawale serca rozpoczął od biegania. W każdym razie – nie bez konsultacji z kardiologiem. Pan Śleper może się pochwalić, odniósł sukces. Czyli – przeżył. Wielu ludzi, którzy mieli dużo mniej szczęścia, nie opowie nam o tym nigdy. Mówią za nich jednoznaczne statystyki: silnie promowana moda na entuzjastyczny jogging pochłonęła w początkowym jej okresie więcej ofiar, niż choroby serca. Dlatego będę się upierał, że lepiej zaczynać od umiarkowanego wysiłku: raźnych spacerów, tańca towarzyskiego, czy ćwiczeń w basenie. Dwa pierwsze elementy stwarzają przy tym spory potencjał do socjalizacji, coraz cenniejszej w naszych czasach. Życząc Państwu umiarkowanych, ale przyjemnych temperatur i takichże wysiłków, pozdrawiam Państwa chłodno (w najlepszym tego słowa znaczeniu)
Komentarze
Próbuję właśnie przejść, od chodzenia, do biegania. Mam wrażenie, że programy treningowe „uczące” biegać stanowią częściowe zabezpieczenie, proponując bardzo stopniowe zwiększenie wysiłku. Pytanie tylko, jaki odsetek rozpoczynających bieganie z nich korzysta.
PS.
Mam wrażenie, że kursy tańca są obecnie wciąż bardzo popularne. Pozostaje się cieszyć.
PS.2.
Znałem osobę, którą dopadł zawał ‚zaordynowany’ przez lekarzy, którzy wysłali go na próbę wysiłkową wkrótce po pierwszym zawale…
Szanowny Doktorze
Zamiast obliczać szanse na wypadek w lesie i pozwalać dziecku na jazdę z gołą głową, lepiej jest mu sprawić odpowiedni kask
Nie jest dobrze stosować różne kryteria bezpieczeństwa jazdy w zależności od pogody, temperatury czy natężenia ruchu, bo dziecko nauczy się, że takie sprawy są relatywne i zamiast konsekwentnie zakładać kask ZAWSZE, kiedy jedzie rowerem, zacznie kombinować, że skoro tata mówi raz tak, a raz tak, to ten kask wcale nie jest taki ważny.
A w lesie nietrudno o wywrotkę, można uderzyć głową w wystający korzeń, kamień albo pniak i nieszczęście gotowe.
Szanowny Panie Doktorze,
Popieram mojego przedpiścę. Kask zawsze na głowie! Zaliczyłem wywrotkę na rowerze i gdyby nie kask, pewnie byłbym teraz pacjentem chirurga twarzowego albo neurochirurga. A tak spokojnie i z nieuszkodzoną głową mogę chadzać do kardiologa.
Doskonały tekst. Zbyt często ludzie porywają się z motyką na słońce, a to szczególnie niebezpieczne np. u osób, które wcześniej 5-10 lat „siedziały przed telewizorem”…
Pozdrawiam!