Zadbany nieboszczyk
Niektóre leki przepisywane na receptę być może – wbrew przesłankom – nie przedłużają życia. Większość leków reklamowanych w telewizji z pewnością tego nie robi.
Pan Hu hu wyrwał mnie do tablicy (cytuję): Niech Pan Doktor raczy mi powiedzieć, kiedy skończy się masowe rujnowanie zdrowia wielomilionowej liczby pacjentów poprzez ordynowanie leków obniżających poziom cholesterolu, NSAIDs, diuretyków, trankwilizerów i preparatów hamujących syntezę kwasu solnego?
Uporządkujmy. Część z wymienionych powyżej leków można kupić sobie bez recepty. Oczywiście, niektóre z nich mają istotne efekty niepożądane, niekiedy dramatyczne. Rozważne stosowanie pozwala zminimalizować takie ryzyko (niestety, nie do zera). Świetnym przykładem są tu niesterydowe leki przeciwzapalne, czyli NSAID (od: non-steroid anti-inflammatory drugs). W ich przypadku, tak samo jak w wielu innych, nie da się obronić tezy o masowym rujnowaniu wielomilionowej liczby pacjentów. Raczej trzeba by wysunąć kontrtezę: o bezrefleksyjnym wykorzystaniu możliwości samodzielnego wyboru terapii, a w rezultacie – wpływania na własne zdrowie. Pomimo bowiem ostrzeżeń, że stosowanie leku dostępnego bez recepty wymaga konsultacji z lekarzem, lub farmaceutą, istotna część populacji podejmuje decyzje wyłącznie na podstawie indywidualnego osądu. Na tym pozwolę sobie zakończyć wątek leków o nieograniczonym dostępie, bo to temat na oddzielny wpis, jeżeli zajdzie taka potrzeba.
O diuretykach, czyli lekach moczopędnych, proponowałbym wyrażać się z większym szacunkiem. W niektórych chorobach chronią pacjentów co najmniej przed ciężkimi powikłaniami. W zaawansowanej niewydolności serca przetrwanie pacjenta bez uwzględnienia ich w terapii byłoby po prostu niemożliwe. Obawiam się, że w tym przypadku zdrowy temperament polemiczny poniósł nieco Pana Hu hu.
O psychiatrii mam pojęcie powierzchowne (zazwyczaj w przypadkach tego rodzaju problemów u pacjentów, pozostających pod moją opieką, opierałem się na zaleceniach konsultującego psychiatry), więc na temat trankwilizerów mądrzyć się nie będę. Z mojej bardzo podstawowej wiedzy wynika jednak, że są one niezastąpione w ostrej fazie zaburzeń psychicznych. Również podczas leczenia przewlekłego niektórzy pacjenci nie są w stanie bez nich funkcjonować. Ze wspomnianym rujnowaniem zdrowia, nie jest zatem tak prosto także i w tym przypadku.
No i na koniec – głupia sprawa: leki obniżające poziom cholesterolu. Z jednej bowiem strony wiemy na pewno, że niektóre czynniki ryzyka skracają życie, lub prowadzą do inwalidztwa. Wśród nich jest nieprawidłowy poziom lipidów krwi, zwany potocznie nieprawidłowym poziomem cholesterolu. Jednak z drugiej strony, nie zawsze korekcja tych czynników przynosi spodziewany skutek, a w każdym razie – nie jest wszystko jedno, jaką metodą zostanie ona dokonana. Od razu zastrzegam, że poniższe rozważania nie dotyczą osób z ciężkimi – często uwarunkowanymi genetycznie – zaburzeniami gospodarki lipidowej. Jeżeli lipidogram jest nieznacznie (ale jednak!) nieprawidłowy, to możemy osiągnąć jego normalizację stosując dietę, chociażby – pyszną śródziemnomorską, oraz uprawiając rozumnie prowadzony trening fizyczny. Wykazano, że taki styl życia zmniejsza w wymiernym stopniu ryzyko wystąpienia chorób serca i układu krążenia. Kłopot jednak w tym, że nawet ci, którzy mają już rozpoznaną chorobę wieńcową (a więc powinni być zmotywowani, by energicznie powalczyć o swoje zdrowie) niepokojąco rzadko decydują się na istotne zmiany swoich życiowych nawyków. Oczywiście, poziom cholesterolu można obniżyć farmakologicznie. Kłopot jednak w tym, że poza jedną grupą leków „na cholesterol” – statynami – nie ma wystarczająco mocnych dowodów, by mogły one przedłużać życie. Statyny zaś nie są lekami „na cholesterol”, tylko „na miażdżycę”, rozumianą jako proces zapalny – dlatego wykazywano, że potrafią zmniejszyć ryzyko zgonu również u osób z prawidłowym poziomem lipidów we krwi. Tu następuje niezręczna sytuacja: skoro leki „na cholesterol” poprawiają wyniki badań, ale nie obniżają ryzyka zgonu, to po co je brać? A raczej – po co przepisywać je pacjentom? Rozumowanie jest proste: skoro istnieje poważny czynnik ryzyka, jakim jest podwyższony poziom cholesterolu, to nie można spraw zostawić samym sobie. Jeżeli pacjent nie jest w stanie (pacjent nigdy nie powie w takich przypadkach, że mu się nie chce) stosować odpowiedniej diety, ani wysiłku fizycznego, to trzeba rozpocząć farmakoterapię. Wyniki badań są wprawdzie niezbyt zachęcające, ale może lada dzień poznamy nowe dane? Poza tym w USA (i nie tylko) lekarz może pomyśleć: jeżeli nie będę leczył poziomu cholesterolu, to jeżeli pacjent dostanie zawału serca, albo udaru mózgu, to jego prawnicy po prostu zniszczą mnie, wykazując zaniechanie terapii z mojej strony.
Tak więc pacjenci na całym świecie, zamiast stosować przyjemną skądinąd dietę śródziemnomorską, nie palić tytoniu i uprawiać umiarkowany wysiłek fizyczny, wolą wydawać pieniądze na leki „na cholesterol”. Jeżeli wierzyć istniejącym danym, umierają zazwyczaj w podobnym czasie, jak gdyby tych leków nie zażywali, tyle, że z niezłymi wynikami badań. W takich przypadkach można najwyżej westchnąć – wzorem niezapomnianego Kabaretu Elita w piosence „Ludzie dbają o siebie” – że chociaż mamy bezsprzecznie do czynienia z nieboszczykiem, to jednak – bardzo zadbanym.
Komentarze
„Wyrwanie do tablicy”… Nienawidzę tego zwrotu!
A za odpowiedź jestem Panu, Doktorze, bardzo wdzięczny. Niedługo się do niej odniosę.
Panie Doktorze, a czy mógłby Pan skomentować intensywnie reklamowane leki „na grypę” i „na przeziębienie”? Moim zdaniem nie tylko nie bardzo pomagają (ok, NSAID zbije gorączkę i ból mięśni, a pseudoefedryna na chwile odetka nos, ale już na kaszel – jeśli wierzyć przeglądówkom Cochrane – nic nie pomoże), ale wręcz mogą zaszkodzić. Wyobrażam sobie te zastępy chorych z grypą, którzy zamiast zostać w domu pod pierzyną biorę reklamowany w TV preparat, a gdy objawy ustąpią na chwilę ruszają do pracy, zarażając innych dookoła i wystawiając siebie na ryzyko dodatkowych komplikacji… Nie mówiąc o niepotrzebnym obciążaniu organizmu chemią. No i gorączka pewnie czemuś służy, więc może sensowniej pozwolić ciału żeby zwalczało wirusa po swojemu? Ale ciekaw jestem jaką Pan Doktor i inni forumowicze mają opinię na ten temat…
Dzięki, panie Doktorze, za wyjaśnienia. Faktycznie głupia sprawa z tymi lekami „na cholesterol”. Bardzo już się do nich zniechęciłam. Ale jeszcze przede mną badania i ocena ich skuteczności. Gdybym chciała je rzucić, musiałabym rzucić też mojego lekarza, boby mi nie wybaczył…
Mam jeszcze kilka pytań odnośnie diety: czy to prawda, że dietą można obniżyć poziom cholesterolu jedynie o 10 – 15 procent? I czy to prawda, że picie kawy podnosi cholesterol?
No, i czy to prawda, że wysoki cholesterol prowadzi do miażdżycy (no wiem, że niby tak, ale niektórzy to ostatnio kwestionują)?
A zatem:
NSAIDs – owszem, główny problem jest z ich statusem OTC i beztroskim nadużywaniem. Niestety tendencje idą w złym kierunku. Najlepszym przykładem jest dopuszczenie – w ostatnich latach – jako ogólnie dostępnych, preparatów meloxicamu. Plakaty wiszące w przychodniach ostrzegają, iż samoleczenie tą grupą leków owocuje u nas 5000 przypadków poważnych incydentów gastrycznych rocznie, łącznie z krwotokami z przewodu pokarmowego. Z drugiej strony, poniewczasie przekonano się o kardiotoksycznym działaniu ukierunkowanych na leczenie RZS koksibów (afera Vioxx), ale już niewiele mówi się że podobnie, choć mniej ryzykownie, działa także powszechnie używany naproxen.
Diuretyki – zgoda, jeżeli mamy do czynienia z ciężkimi stanami kardiologicznymi, obrzękami, są one bardzo przydatne (np. furosemid). Ale czy ma sens rutynowe ordynowanie ich (indapamid, chlortalidon) zdecydowanej większości pacjentów z nadciśnieniem? A wie Pan lepiej niż ja, Doktorze, jak klasycznie wyglądają recepty, w którymi pacjenci masowo opuszczają gabinety lekarskie. Zestaw beta-bloker + inhibitor konwertazy angiotensyny + diuretyk to norma. Dla ułatwienia stworzono preparaty kombinowane, najczęściej inhibitor I typu („pril” lub II typu („sartan”) z diuretykiem. Ale jaki ma to wpływ na gospodarkę elektrolitową ustroju? Czemu bardziej łaskawie nie traktuje się „oszczędzającego potas” spironolaktonu? A jak wytłumaczyć deprymujące, wcale nie tak rzadkie, przypadki nadciśnienia opornego na te zestawy? A co z problemem polipragmazji? Pytam dlatego, bo niewątpliwie Pan wie więcej i być może rozjaśni te wątpliwości.
C. d. niedługo n.
Nie znam się na kardiologii (więc mam nadzieję ze to co napisze ma sens), ale pamiętam że w 2002 w olbrzymim badaniu NIH okazało się, że diuretyki sprawdzają się LEPIEJ w leczeniu nadciśnienia niż wszystkie „nowsze” leki na nadciśnienie. 2002 to dekada temu, wiec może się od tamtego czasu wiele zmieniło, do tego w badaniu podawano pacjentom tylko jeden lek, a dziś używa się chyba raczej kombinacji leków… Niemniej jednak – te diuretyki chyba nie są takie złe jak pan Hu hu twierdzi? Jeśli działają lepiej niż inne leki na nadciśnienie, a do tego jeszcze są tańsze – to dlaczego ich nie używać?
eva47,
gratuluję znajomości geografii (politycznej) Notabene, żyje tam ok. 49 proc. protestantów i 17 proc. katolików, a 33 proc. deklaruje brak wyznania.
Gronkowiec,
w mojej okolicy popularne środki przeciwgrypowe traktowane są jako pomagające łagodzić uciążliwość objawów, bo przecież żaden nie działa antywirusowo, a więc nie jest lekiem w dosłownym znaczeniu. Kasa chorych ich nie refunduje.
Nawet Tamiflu podobno nie skraca czasu, w którym organizm zwalcza infekcję.
Do lekarza idzie się najwcześniej na trzeci dzień po zwolnienie lekarskie (dwa dni można przeleżeć w domu bez L-4) albo gdy ponownie wzrasta gorączka wskazująca na wtórną infekcję i powikłania.
Ogólnie nakłania się pacjentów do siedzenia (leżenia) w domu i nie rozwłóczenia wirusów po miejscach pracy, środkach transportu publicznego itp. W okresach nasilonych epidemii zaleca się również zdrowym trzymanie na odległość wyciągniętego ramienia od innych ludzi, unikanie skupisk ludzkich i… częste mycie rąk.
Dobra kondycja (ruch na świeżym powietrzu, właściwe odżywianie, dostateczna długość snu, sauna) uważana jest za jeden z najważniejszych sposobów zapobiegania grypie i innym infekcjom wirusowym układu oddechowego.
Osobiście, w przypadku grypy (jedyny raz w życiu, na przełomie 1999/2000) lub rzadko zdarzającego się „przeziębienia” stosuję Neocitran oraz herbatę na bazie świeżego imbiru i cytryny, a przy uporczywym suchym kaszlu – syrop z dekstrometorfanem.
Podobno skuteczne jest zażywanie cynku (10 mg co 2 godziny) przez pierwsze 24 h od zauważenia, że „coś nas bierze”. Cynk ma hamować rozmnażanie wirusów.
Tradycyjne zachęcanie, aby w razie przeziębienia wiele pić, uchodzi teraz za przestarzałe, bo infekcje dróg oddechowych powodują podwyższone wydzielanie hormonów antydiuretycznych i zatrzymywanie wody w organizmie. Organizm sam więc gromadzi zapas wody na te wszystkie śluzy i smarki 😉
Ekscesywne picie może raczej wypłukać sól z organizmu i wzmocnić symptomy towarzyszące katarowi – zmęczenie i ból „kości”.
I jeszcze jedno – podobno lepiej (dla zatok) jest pociągać nosem niż go intensywnie wydmuchiwać.
@nemo
Nie wiem jak wyglądają kampanie reklamowe u ciebie. Ale oglądając reklamy w Polsce mam wrażenie, że producenci chcą przekonać kupujących że leki typu wspomnianego Neocitranu, czy wszystkich innnych „anty-grypo-leków” faktycznie LECZĄ chorobę. i tak też myślą ludzie, z którymi rozmawiam. Więc mam naprawdę za złe firmom farmaceutycznym, że w taki sposób wciskają konsumentom te preparaty.
a ja sie lecze tylko homeopatycznie.. i dnia wschodnie, lub kuchnia francuska.
grypa?
jak ja czuje zazywama L 52, 30 kropli.
zadnych lekow chemicznych!
a stara jestem.
malpa z paryza
Homeopatia nie jest potwierdzona naukowo. Slynne sa akcje zbiorowego przedawkowania lekow homeopatycznych. Wszyscy przezyli 😉
Bardziej sklanialbym sie do wplywu dobrego odzywiania i stylu zycia.
Zycze duzo zdrowia!
Leczenie homeopatyczne w przypadku grypy czy przeziębienia jest o tyle dobre, że na pewno nie szkodzi, a daje poczucie bezpieczeństwa (jeśli się wierzy w skuteczność homeopatii), bo się coś w sprawie choroby przedsięwzięło, a więc ma pozytywny wpływ jak placebo. Dobry homeopata może mieć bardzo pozytywny wpływ na pacjenta w przypadkach chorób, które i tak mijają nieleczone.
Jedynym skutecznym środkiem bowiem jest CIERPLIWOŚĆ 😎
od kilku lat mam mieszane uczucia aby poprzeć służbę zdrowia w walce o godne życie. aby przepisać telewizor nie trzeba mieć medycznego dyplomu. nóż się w kieszeni otwiera przy reklamie podskakującego z radości bobasa z powodu możliwości nafaszerowania go przez mamę specyfikiem przeciwbólowym (mocnym!!!). zero o leczeniu przyczyny.
Szczerze dziękuję za ten wpis, jako 25-latka od kilku lat z wielkim smutkiem spoglądająca na swoje wyniki krwi świadczące o poziomie cholesterolu daleko przekraczającym normę, nieresponsywnym na dietę i ćwiczenia. Niemniej, od początku trudno mi było uwierzyć w działające tylko doraźnie leki „obniżające cholesterol”. Będę spokojniej ćwiczyć i jeść śródziemnomorsko wiedząc, że, de facto, to jedyne, co mogę zrobić, pomimo wyzierającego z badań braku rzeczywistych efektów.
Co z ogłupianiem ludzi ?
Jak widzę kogoś ze stetoskopem to uważam że to lekarz.
Więc pytanie , jeśli Pan pozwoli.
W TV bez przerwy emituje sie reklamy nazwijmy je PRZECIWPOTOWE.
Mnie kiedyś uczono że pot reguluje temperaturę ciała , odprowadza nadmiar wody z organizmu oraz że wraz z potem organizm pozbywa się szkodliwych czynników.
Dziś co reklama to BĘDZIESZ SUCHY , 24 GODŻ BEZ POTU itp.
Zapytam więc
– czy zmieniła się fizjologia człowieka
– czy tak żle mnie uczono
– czy tez po prostu wciska się nam ciemnotę gorszą od Smoleńskiej
Zapytam też czy działanie na szkodę wielu milionów ludzi i namawianie ich do stosowania szkodliwych dla zdrowia czynników nie powinno być karalne a przynajmniej zobowiązanie producentów podobnie jak z papierosami do umieszczania OSTRZEŻENIA O SZKODLIWOŚCI ich używania.
uklony
Luap- przepraszam za glupi komentarz.
Nemo- masz racje, pomylilam Niedersachsen z Sachsen. Zdarza mi sie, gdy czytam nazwy niemieckich landow po polsku.
Zezowaty,
masz na myśli antyperspiranty w dezodorantach?
Jak zablokujesz gruczoły potowe pod pachami, to reszta ciała będzie się chyba nadal pocić 😉
Ogólnie jednak lepiej się częściej myć i zmieniać ubranie.
@ A0a0a0 – zarówno Ty jak i organizatorzy tych żałosnych imprez nie rozumieją jak widać na czym polega homeopatia 🙂 Ale ja jej bronił nie będę, sam niech to czyni.
@ Zezowaty – postulat godny rozważenia.
Nemo i inni – w Polsce srodkami homeopatycznym nazywa sie niepoprawnie niemal wszystkie srodki ziolowe. Mnie samemu aptekarka proponowala „homeopatyczny” syrop na kaszel, ktory po obejrzeniu butelki okazal sie byc syropem ziolowym, calkiem przyjemnym, nie majacym z homeopatia nic, ale to absolutie nic wspolnego.
Srodki homeopatyczbne, a zatem takie ktore zaweiraka jedna miliardowa czastke „aktywna” rozpuszczona w pietnastu tonach wody, byly oczywoscie badane wielokrotnie i ich skutecznosc jest zerowa po odliczeniu efektu placebo.
Natomaist ziolowe (tez badane) niektore przynosza skutki. Niektore zas pomagaja tylko ociupine lepiej niz zmarlemu kadzidlo. 😈
C.d. – skoro już mowa o statystykach, to mam pod ręką takowe, z których wynika, iż poziom skuteczności statyn jest na poziomie placebo właśnie :O Poza tym – co już podniesiono w felietonie – jeżeli nawet jednostkowo przynoszą one pozytywne efekty, to NIE na skutek regulacji stężenia lipoprotein. Co z tym fantem uczynić?
Nemo – 7.39
i Ty widziałeś takie reklamy zalecające mycie zamiast używania
tych jak to piszesz ANTYPERSPIRANTY w DEZODORANTACH ?
I jeszcze jedna sprawa. Leki hamujące endogenną produkcje HCl czyli kwasu żołądkowego, to jest antagoniści receptora H2 (famotydyna, ranitydyna) i inhibitory pompy H+ („prazole”). Notabene, te ostatnie przez długi okres były wyłącznie lekami Rp. ale od 3 lat – u nas – stały się także OTC. Ordynowano je w pakiecie kuracji antywrzodowej (eradykacja Helicobacter), przede wszystkim jednak zasłynęły w leczeniu tzw. zgagi i są ku temu zażywane wręcz masowo. Skądinąd wiadomo, że niewątpliwym i wcale nie najmniejszym skutkiem ich zażywania jest zakłócenie wchłaniania wielu witamin i mikroelementów z B12 na czele (na skutek zaburzenia aktywności tzw. czynnika wewnętrznego, produkowanego w śluzówce żołądka tylko przy określonym stężeniu HCl). Czym to grozi – proszę sprawdzić. O maskowaniu przez te specyfiki objawów np. nowotworu tego organu nie wspomnę.
@Hu hu
Czy mógłbyś podawać jakieś źródła tych wszystkich informacji, które tu piszesz? Bo każdy może napisać „widziałem statystyki…” albo „takie a takie skutki uboczne ma ten lek…”. Ale jeśli mamy na poważnie o tym rozmawiać, to potrzebne są odniesienia do źródeł, żeby każdy mógł ocenić czy to są wiadomości usłyszane od sąsiadki na ulicy, czy może dane z renomowanego czasopisma naukowego. Bo to ma znaczenie.
zezowaty – znałem starego lekarza dermatologa, który strasznie złościł się na reklamy dezodorantów, które nie pozwalają, by na koszulce pojawiła się chociaż kropelka potu. Tłumaczył to tym, że pot jest naturalny u człowieka, a jeżeli nie pocimy się, to nie wydalamy toksyn z organizmu. W związku z tym toksyny, zamiast zainteresować się koszulką, wracają do organizmu i powoli, systematycznie zaczynają uszkadzać nasz organizm. Przede wszystkim atakują najsłabszy organ. Dochodzi do tego, że po latach stosowania takiego dezodorantu, który jest czystą chemią, okazuje się, że mamy zniszczoną np. wątrobę, jelita, serce czy jeszcze coś innego. I nigdy, przenigdy, nie pomyślimy, że to wszystko wina naszego „ukochanego” perspirantu, który nasz pot kierował do organizmu. To tak, jakby rzece kazać płynąć w odwrotnym kierunku. I ja mu wierzę !
Co do reklam, które oglądamy w TV, to kiedyś rozmawiając z człowiekiem od reklamy usłyszałem takie zdanie – „Reklamy wymyślają głupcy, dla jeszcze większych głupców”.
Jeszcze trochę i farmaceutyczne molochy wymogą by leki, które dzisiaj otrzymujemy na receptę, były dostępne dla każdego, w każdym miejscu, a będą się bronić przed każdym sądem, że przecież zawsze przy takiej reklamie jest powiedziane, by „skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą” ! W końcu tutaj chodzi tylko o pieniądze.
Mam niewielką wiedzę o homeopatii, ale zdaje się, że najbliżej przedawkowania jesteśmy, kiedy zapomnimy ziąć tabletkę 😉
Hu hu
22 kwietnia o godz. 19:27
Jak to mam rozumieć ?
U mnie stosowanie rosuwastatyny spowodowało znaczny spadek poziomu obu frakcji cholesterollu – to dobrze czy źle ?
Sam wyznaję zasadę, że naważniejsza jest dieta, w lekkich stanach wystarczą zioła, natomiast leki syntetyczne – w ostateczności.
Natomiast reklamy działają na mnie odwrotnie – zniechęcają do kupna reklamowanego produktu.
@Kasia 😈
To slusznie, slusznie.
@ Gronkowiec – proszę:
Dwa przykłady (odnośnie statyn):
K.K. Ray, S.R.K. Seshasai et al., „Statins and all-cause mortality in high-risk primary prevention: A meta-analysis of 11 randomized controlled trials involving 65 229 participans”, Archives of Internal Medicine, 2010, 170(12): 1024-1031
M. de Lorgeril, P. Salen et al., „Cholesterol lowering, cardiovascular diseases, and the Rosuvastatin-JUPITER controversy: A critical reappraisal”, Archives of Internal Medicine, 2010, 170(12): 1032-1036
@ Kaesjot – reakcja jest oczywista: statyny obniżają w sposób bezwzględny obydwie podstawowe frakcje lipoprotein. Czy to dobrze czy źle? To już powinni rozstrzygnąć naukowcy – ze źródeł krytycznych wynika, że ich efekt prozdrowotny jest wątpliwy.
@Hu hu
No faktycznie. Ale to właśnie pisał Gospodarz: farmakologiczne obniżanie cholesterolu (i generalnie farmakoterapia u osób z podwyższonym cholesterolem, ale bez stwierdzonych chorób serca) nie obniżają ryzyka zgonu. Sprawiają tylko że nieboszczycy są bardziej zadbani 🙂 Natomiast oczywiście leki pomagają gdy ktoś już jest chory!
Wyobrażam sobie ze dla lekarza to musi być niełatwa decyzja, jeśli trafi się pacjent z strasznie wysokim cholesterolem, czy jednak zbijać cholesterol farmakologicznie, czy nic nie robić, bo badania pokazują, że zbijanie nic nie daje… Chyba ciężko zostawić tak chorego i nic nie robić…
Reklamowanie leków w mediach, szczególnie w TV to skandal !Proceder ten powinien być zakazany.Telewizyjne samoleczenie przynosi wiecej szkody niż alkohol i narkotyki razem wzięte.Nie tylko dlatego,że wiekszość tych leków jest g…. warta, ale dlatego, że zastępują wizytę u lekarza, lub ją tak opózniają, że zagraża to życiu.Bezczelne i pazerne firmy farmaceutyczne zabezpieczają sie prawnie znaną formułką aby wpychać chorym swoje produkty.Ciekawe by wiedzieć ile osób zmarło, które np. przewlekły kaszel leczyło lekami z reklam, a skończyło rakiem płuc.Poniewaz chodzi tu o wielkie pieniadze, wszyscy milczą w tym temacie, – media, bo zależy im na reklamodawcach, naczelna rada lekarska, bo boja się narazić koncernom i szlabanu na darmowe wyjazdy, prezenty i dotacje.Nie ma gorszego drania i oszusta na ryku jak koncerny farmaceutyczne.
Kiedys zajmowalem sie naukowo problemem metabolizmu cholesterolu. Postawiono tu kilka pytan?
Czy samymi tylko cwiczeniami i dieta mozna utrzymac poziom cholesterolu?
Mozna, gdy jest sie mlodym i mechanizmy regulacyjne, w tym uklad hormonalny pracuje bez zarzutu. W wieku pozniejszym, jest to, w wiekszosci przypadkow niemozliwe.Co do diety. Obieg cholesterolu w organizmie to ok. 1 g dziennie, z tego tylko 100 mg jest potrzebne do syntezy hormonalnej i kwasow zolciowych. Reszta jest wydalana do jelita i wchlaniana powtornie przez jelito. W normalnych warunkach polowa tego pochodzi z syntezy, polowa z diety. Mechanizm absorpcji ma granice wchlaniania, ktorej nie mozna przekroczyc, bo mechanizm wchlaniana podlega saturacji.
Z lekow sa na rynku statyny (lipitor), ktore blokuja biosynteze cholesterolu i kombinacje statyn i srodkow, ktore blokuja wchlanianie cholesterolu (crestor, produkowany przez AstraZeneca). To nie musza byc leki syntetyczne. Wchlanianie cholesterolu hamuje czosnek (jedna z firm niemieckich ma na rynku ekstrakt czosnku jako srodek antycholesterolowy), tofu (niektore aminokwasy konkuruja w mechanizmie wchlaniania z cholesterolem), zwykly blonnik zwiekszajacy perystaltyke. W pewnym wieku wskazana jest kombinacja wszystkich srodkow.
Czy niski poziom cholesterolu gwarantuje dlugowiecznosc?
Zostawilbym odpowiedz na to pytanie biostatystykom z Harvardu redaktorom z New England Journal of Medicine lub JAMA, ewentualnie brytyjskiego Lancetu. Brak chyba dlugofalowych studiow na ten temat. Pozostaja stwierdzenia, ze kuchnia srodziemnomorska lub skandynawska (oczywiscie zamiennie) sa lepsze w danej chwili.
Jeśli chodzi o reklamy leków, to i tak w Polsce firmy farmaceutyczne jeszcze się jakoś zachowują i reklamują wyłącznie leki „bez recepty”. Słyszałem, ze w USA reklamowane są nawet leki „na receptę”, żeby pacjenci wywierali presję na lekarzy, by Ci zapisywali im te środki, które wcześniej widzieli w reklamie. Czy może któryś z rozmówców mieszkający w USA mógłby to potwierdzić lub obalić?
Gronkowiec:
„Słyszałem, ze w USA reklamowane są nawet leki „na receptę””
Jak najbardziej, to prawda.
Reklamowana jest „Humira” i pare innych specyfikow, glownie w TV. To sie zmienia w czasie, oczywiscie. Amerykanskie firmy farmaceutyczne wydaja na reklame i lobbying w Kongresie wiecej niz na R&D.
Amerykanie to lekomani, ktorzy chca lekarstwa „aby reka odjal”.
Dodam, ze co do miazdzycy, to obecnie postulowany mechanizm nie wskazuje jedynie na wysoki poziom cholesterolu jako zrodlo sprawcze. Sa rowniez inne czynniki sprzyjajace tworzenie sie plaku, utlenione kwasy tluszczowe, zmienione lipoproteiny (Lp(a)), utlenione pochodne cholesterolu, etc. Mozna miec normalny cholesterol i zaawansowana miazdzyce. I vice versa. Niesprecyzowane sa rowniez czynniki genetyczne.
@PA2155
Jeśli zwykłym konsumentom (nie lekarzom!) reklamuje się nawet leki „na receptę”, to chyba przekroczono już wszelkie granice przyzwoitości…
Gronkowiec:
Lekarze sa rowniez pod ostrzalem firm farmaceutycznych. Niektore szpitale i osrodki naukowe w USA zakazuja lekarzom i pielegniarkom brania jakichkolwiek prezentow od firm dostarczajacym lekow i sprzetu szpitalnego, nawet przyslowiowego dlugopisu za 10 c lub breloka do kluczy. Nie mowiac o fundowaniu lunchu.
Plotka jest natomiast, ze leki kupowane w tzw. hurcie przez szpital kosztuja ca. 2 razy tyle niz ten sam specyfik (ta sama firma) kupiony w detalu w aptece (pharmacy). To sa rowniez tajemnice marketingu lekow w USA. No i te ciagle dyskusje podnoszone przez wielkie firmy farmaceutyczne, ze nie mieszcza sie w kosztach, a ze strony szpitali- ze koszty ochrony zdrowia ida do gory.
Gdzieś w systemie przepadł mój ostatni koment, w międzyczasie @ PA2155 mnie częściowo wyręczył – szacunek. Pisałem bowiem, że jeżeli poziom lipoprotein nie ma wyraźnego związku z chorobami krążenia, to trzeba skupić się na nazwanym wprost przez @ Gospodarza mechanizmie miażdżycy – stanie zapalnym w obrębie śródbłonka naczyniowego (znanym od parunastu lat). I na jego wyzwalaczach oraz inhibitorach. Tutaj niezbędne jest przyjrzenie się zagadnieniu poszczególnych typów kwasów tłuszczowych.
Na pewno wiedza o mechanizmach chorób krążenia (i innych chorób!) zmienia się nieustannie, i to co jeszcze niedawno było pewne, teraz jest już wątpliwe – i na odwrót. A jutro może być jeszcze inaczej. Nie jestem kardiologiem (większość z rozmówców pewnie nie jest), więc nie czuję się na siłach żeby oceniać jaka terapia jest najlepsza. Ale chyba możemy zaufać różnym międzynarodowym gronom ekspertów, którzy siedzą w temacie, śledzą publikacje na bieżąco i rekomendują jakie leczenie jest najlepsze przy obecnym stanie wiedzy?
Myślę, że pod tym względem należy zaufać ekspertom – jak i poszczególnym lekarzom-kardiologom, którzy korzystają z tych oficjalnych rekomendacji, łącząc je ze swoim doświadczeniem i intuicją lekarską (bo bycie lekarzem to chyba jednak nadal po części sztuka i wyczucie, a nie tylko podążanie za rekomendacjami). Więc w sprawie cholesterolu, statyn, diuretyków itd. chyba najlepiej zrobimy sprawdzając, co rekomendują doświadczeni lekarze, a nie będziemy się sami wymądrzać 🙂
Gronkowiec
26 kwietnia o godz. 22:35
Chociaż zawsze warto zachować zdrowy rozsądek i odrobinę nieufności, nawet do uznanych sław, gdyż wszyscy popełniamy błędy, chociaż zawsze lepiej, by były to malutkie błędy.
Sam Pan pisze, że wiedza i mechanizmy chorób zmieniają się nieustannie.
Ja np. optuję za tym, by każdy pacjent współpracował z lekarzem, i gdy np. lekarz ordynuje jakiś nowy lek, to pacjent powinien mu zgłaszać natychmiast wszelkiego rodzaju formy zaburzenia wchłaniania jak i zmiany fizyczne, gdyż każdy lek działa na człowieka indywidualnie.
po zawale:
„np. lekarz ordynuje jakiś nowy lek, to pacjent powinien mu zgłaszać natychmiast wszelkiego rodzaju formy zaburzenia wchłaniania jak i zmiany fizyczne, gdyż każdy lek działa na człowieka indywidualnie.”
To wszystko powinno byc zaobserwowane i opisane podczas tzw. clinical trial, po ktorym dany lek dostaje atest do dystrybucji przez regulujaca agencje (FDA w USA). Czasami lekarz wie o nowym leku tyle, co jest napisane w zalaczonej instrukcji.
PA2155
27 kwietnia o godz. 14:58
Naturalnie, wszystko się zgadza, że w ulotce konkretnego leku są podane różne interakcje.
Generalnie, według mnie, problem jest taki, że nie zażywa się tylko i wyłącznie jeden, konkretny lek, lecz chory zażywa ich więcej, a gremium, które dopuszcza lek do obrotu, nie jest w stanie przebadać nowego leku z każdym innym, stąd mój wpis, by współpracować z lekarzem. Znam ludzi, którzy zażywają ogromne ilości leków, nie mieszczą się na stoliku przy łóżku. Zapisują je lekarze różnych specjalności i każą je zażywać. Chory wierząc, że to pomoże „zażera” się tymi lekami i zdarzało mi się rozmawiać z chorymi (nie jestem lekarzem !), którzy narzekali na wszelkiego rodzaju zaburzenia, ale leki dalej „posłusznie” zażywali.
Dopiero na moją wyraźną prośbę, mówili lekarzom, że mają kłopoty przy zażywaniu leków. Niekiedy okazywało się, ze była to wina samych pacjentów, którzy nie „pochwalili” się, że inny lekarz zapisał im leki na inne dolegliwości, i wychodziło, że niektóre leki wzajemnie się wykluczały !
po zawale:
Zauwazylem, ze niektorzy lekarze, zwlaszcza ci starszej daty zatrzymali sie w pewnym miejscu swojej edukacji. Niektorzy nie rozumieja mechanizmu fizjologicznego/molekularnego nowego leku, na co on praktycznie dziala, co hamuje a co pobudza. Stad ten brak wyobrazni.
Wiele interacji nowych lekow jest odkrywane pozniej po clinical trial. Clinical trial jest z natury ograniczony przez liczbe pacjentow i nie wychwytuje wszystkich mozliwych interakcji lub skutkow ubocznych.
PA2155
27 kwietnia o godz. 16:28
Ci lekarze starszej daty, jak Pan pisze, są w dość trudnej sytuacji, przez coś, co nazywa się nieznajomoscią języka angielskiego. Po prostu, nie mają gdzie się „poduczyć” na temat nowego leku i terapii. Więc działają trochę na oślep, chociaż ratuje ich olbrzymia wiedza i rutyna lekarska. Coś przeczytali, o konkretnym leku porozmawiali z kolegami, ale to nie wszystko. Obecnie w medycynie nowość goni nowość i dobry lekarz musi być w miarę na bieżąco w swojej specjalności. Młodzi lekarze już nie mają tego problemu.
po zawale:
Wydaje mi sie, ze swiat lekow przezyje wkrotce cos w rodzaju rewolucji z nowymi lekami w postaci peptydow lub antycial, z bardziej precyzyjnym dozowaniem danego leku. Warto nauczyc sie troche biologii molekularnej (medycyny molekularnej), zwlaszcza tych dzialow, ktore nazywaja sie „genomics” i „proteomics”. Na tym bedzie oparta przyszlosciowa diagnostyka i leczenie, zwlaszcza nowotworow.
Moi krewni w zawodzie lekarskim w Polsce gdzies tam tkwia jedna noga w dawnych czasach a druga- w nowoczesnosci. Chyba wciaz nie wiedza, co to DNA, gen, biomarker i wiele innych spraw. To nie tylko sprawa nauczenia sie, jak obslugiwac dana maszyne albo kit diagnostyczny.
@po zawale
Oczywiście, dobra komunikacja z lekarzem to podstawa. Tylko raz w życiu zdarzyło mi się mieć jakieś niepożądane skutki uboczne leku i od razu pobiegłem z nimi do lekarza (przyznam, że się dość przestraszyłem…). Co do interakcji między lekami… dobry lekarz pewnie sam powinien się spytać, czy pacjent bierze jakieś inne leki. Tylko nie wiem kiedy ma to wszystko zdążyć, kiedy NFZ narzuca kilka minut czasu na pacjenta… Zaś co do najnowszych odkryć – faktycznie, zajmuje trochę czasu zanim różne gremia uwzględnią je w swoich rekomendacjach, a potem zanim ta wiedza dotrze do naszego lekarza. Może więc trzeba trochę szczęścia, żeby trafić na takiego, który jest na bieżąco… Ale chyba nie ma wyboru – trzeba zaufać, że nasz lekarz wie co robi. A jeśli nie mamy do niego zaufania, to szukać do skutku aż trafimy na takiego któremu zaufamy (wiem, wiem, łatwiej powiedzieć niż zrobić, dziś pacjent się zwykle cieszy że do jakiegokolwiek specjalisty się dostał…)
@ Wszyscy – gwoli przypomnienia:
Jakie są skutki uboczne zażywania jednego leku – wie każdy lekarz
2 leków – wie bardzo dobry lekarz
3 leków – wie wybitny specjalista
4 leków – wie tylko Pan Bóg
5 leków – tego nawet Pan Bóg nie wie 😉
Cieszę się bardzo, że zupełnie przypadkiem trafiłem na tego bloga. Przeczytałem wszystkie wpisy od pierwszego do ostatniego.
Wiedza medyczna i filozoficzna Gospodarza bloga przekonały mnie, że warto do Waszej społeczności zaglądać.
Jakiś czas temu czytałem na Salon24 bardzo krytyczny list w sprawie medycyny, poniżej podaję adres:
http://system.salon24.pl/
Niestety tekst ten nie został zauważony. Krytykowany jest tam system propagowania wiedzy naukowej, z położonym naciskiem na wiedzę medyczną.
W jednym z komentarzy na tym blogu , podniósł już ktoś ten problem- problem nauczania akademickiego lekarzy.
W odróżnieniu od sugestii @PA2155, wydaje mi się, że to nie świat leków przeżyje rewolucję. Sądzę, że medycyna w końcu nauczy się poprawnego stosowania leków biobójczych i to właśnie będzie tą rewolucją.
Rewolucja ta doprowadzi do incydentalnego stosowania przez medycynę farmaceutycznych protez o których mowa w tym wpisie, jak również innych ‚leków-protez” tutaj pominiętych.
Ja to bym chciał zapytać, czemu nie mogę leku na receptę dostać bez recepty?
Pytanie wydaje się absurdalne?
Na łojotokowe zapalenie skóry stosuję od 20 lat lek o nazwie Diprosalic, teraz pod inna nazwą. Sterydowy, więc na receptę. Lekarz który mi go przepisuje ma zaufanie, że będę go używał tak, by sobie krzywdy nie zrobić.
I raz na dwa trzy miesiące muszę się udać do dermatologa, zapłacić stówę, tylko za to, że mi przepisze nowe dwie buteleczki, oczywiście czterech mi nie zapisze bo bym przyszedł za pół roku.
Leczę się na nadciśnienie, przyjmuję leki.
Lekarz ma do mnie zaufanie, każe ilość dostosować do pomiarów ciśnienia, poprawiło mi się bo schudłem, kazał zmniejszyć dawkę. Gdyby wzrosło, kazał wrócić do starej.
Ale leki mi zapisał na dwa miesiące, nie mam akurat czasu do niego pójść, leki mi się skończyły.
Nie brać? Bzdura, oczywiście załatwiłem sobie w aptece, ale do jasnej ciasnej, niech się państwo ode mnie odczepi, co ja głupi jestem żeby sobie krzywdę zrobić?
Zrobię sobie, jak się do wymogów zastosuję i leki przestanę przyjmować.
Pomijam sprawę refundacji, jest tak znikoma, że stać mnie z niej nie korzystać, podobnie jak na razie z publicznej służby zdrowia choć wiadomo, do czasu poważnej choroby.
Każdy kto przychodzi do apteki z pustym opakowaniem po leku i chce kupić, powinien mieć prawo.
Nie widzę uzasadnienia, żeby dostęp do leków ludziom ograniczać i życie komplikować.
Parker – proszę się zapytać u pani w rejestracji, czy istnieje opcja, że nie idzie Pan na badanie, które kosztuje stówę lub więcej, tylko zgłaszam się po receptę.
Gdy ja idę do swojego kardiologa, to gdy chcę tylko receptę, płacę 20 złotych i nie ma sprawy !
Tak, są takie przychodnie, gdzie za dwie dychy się lekarza nie ogląda a receptę odbiera w rejestracji.
Lege artis, a może nie, nikt się z tym nie opieprza, więc chyba legalnie?
Jak napisałem, radzę sobie w tym chorym systemie bez dwu dych, czemu tylko muszę sobie radzić?
Po co?
Dlaczego muszę prosić lekarza internistę moich dzieci o receptę na Diprosalic i łachę słyszeć jak mi wypisuje?
Komu na tym zależy?
Czemu państwo robi ze mnie i z pani magister przestępców?
To na te pytanie chciałbym usłyszeć odpowiedź, a nie jak sobie poradzić.
Parker, jesli Twoje dzieci maja lojotokowe zapalenie skory na glowie, to istnieje FENOMENALNY szampon, ktory pomaga gdy nic innego nie pomaga. Niestety drogi. Firma nazywa sie Philip B, zas produkt: Anti-Flake Relief Shampoo:
http://www.amazon.com/Philip-B-Anti-Flake-Relief-Shampoo-7-4oz/dp/B000ASNTRS
Zawiera wszystko co taki srodek zawierac powinien i jeszcze troche:
1% Pure Zinc Omadine
5.25% Pure Coal Tar
13,6% Pure Plant Extraxcts (aloe vera, szalwia i jagody jalowca)
Jest bardzo przyjemny w uzyciu. Poczytaj sobie na stronie co pisza uzytkownicy tego cudownego preparatu.
Lojotokowego zapalenia skory nie mozna wyleczyc, ale mozna bardzo skutcznie kontrolowac. Jestem nowo narodzonym Kotem odkad ten szampon odkrylem (poradzila mi mlodziutka sprzedawczyni w sklepie, cierpiaca na ostra forme luszczycy).
Kocie, to nie dzieci, to ja.
Dzieci jako częstszych bywalców gabinetów tylko wykorzystuję w żebraniu o receptę.
Ale nie ważne, dzięki za rady, @po zawale też dziękuję.
@Kocie, a jak to jest w Anglii, bo z blogów wydaje mi się, że raczej tamte podwórka są Twoim królestwem?
Czy w Anglii można kupić lek bez recepty?
Nie mówię o tych specyficznych, poprawiających nastrój i lekko zmieniających świadomość.
Bo jak znam umiłowanie wolności tego społeczeństwa to podejrzewam, że mogę pójść z pustym opakowaniem do apteki i dostanę lek na chorobę przewlekłą bez recepty.
Nie bardzo, Parkerze. Leki na przewlkele schorzenia dostaje sie na recepte w przydziale miesiecznym. I nie chce byc inaczej.
Och, nie ciagnij mnie za jezyk, bo wsiade na swego ulubionego konika. Tutekszy system jest tak beznadziejnie glupi, ze moglbym opowiadac tygodniami.
I najgorze jest to, ze lekarze sa nieprzekupni. I pracownicy administracji szpitalnej sa nieorzekupni. Jesli lekarz kaze ci zglosic sie za miesiac, a pancia w okienku „Appointments” uzna, ze mozesz poczekac i trzy miesiace, to ona ma ostatnie slowo. There is a lot to be said about zdrowe lapowkarstwo. 😈
Po lekrstwa musisz sie zglaszac co miesiac, dostawac nowa recepte i wypelniac na nowo fprmularze.
Uff, pies ich drapal… 👿
Zalety łapówkarstwa – i prywatnej służby zdrowia – dostrzega się dopiero trafiając na kraj z wyłącznie państwową, nieprzekupną służbą zdrowia 😉
A na serio: jakby każdy mógł kupić wszystkie leki bez recepty (lub za okazaniem pustego opakowania albo recepty sprzed pół roku), to niebawem oddziały toksykologii zaczęły by pękać w szwach, normalni lekarze nie mili by czasu na nic innego jak tylko leczenie skutków źle przyjmowanych leków, a o możliwościach oszustw i rozwoju czarnego rynku leków już nie wspomnę…
Przypominam, że w krajach zachodnich numerem 1 jeśli chodzi o zatrucia jest chyba paracetamol (dostępny zwykle bez recepty). Jeśli ludzie tak skutecznie się potrafią potruć zwykłym paracetamolem, to strach myśleć jak skutecznie by sobie robili krzywdę gdyby każdy lek mogli dostać na życzenie (lub za okazaniem pudełka pożyczonego od sąsiadki)
Gronkowiec wychodzi z założenia, że ludzi trzeba pilnować, kontrolować, żeby sobie krzywdy nie zrobili.
Ale daje przykłady, że sobie i tak robią. To co, paracetamol na receptę?
A wódka i papierosy bez?
Ja uważam, że dorosły człowiek, ma prawo ze swoim zdrowiem robić co chce, łącznie z samobójstwem które nie jest karalne w Polsce. Nie muszę się leczyć na nadciśnienie prawda? To czemu jak się chcę leczyć, to nie mogę tak jak chcę? Dlaczego gronkowiec zakłada, że jak mam leki zapisane przez lekarza to będę je stosował według jego wskazań, a jak je kupie sam, to będę je stosował inaczej?
Przecież mówimy o lekach na przewlekłe choroby gdzie często, jak w moim przypadku wizyta przy niezmiennych wskazaniach ciśnieniomierza mija się z celem. Lekarz pyta jak się czuję, słyszy że dobrze, pyta o wyniki pomiarów, sprawdza ciśnienie czy go nie oszukuję, wypisuje mi te same leki i każe przyjść za dwa miesiące.
A przecież powinien mi kazać się zgłosić jak się zmieni coś, w ciśnieniu, samopoczuciu, cokolwiek, waga, bo wzrost raczej stały.
Od trzydziestu lat również nic się nie zmienia z moim łojotokowym zapaleniem skóry. Pomaga lek, używam go doraźnie, bo wiem że nie jest obojętny. Ile razy bym musiał odwiedzić dermatologa prze te trzydzieści lat gdybym nie żebrał przy każdej nadarzającej się okazji? 6 wizyt rocznie przez trzydzieści lat razy 130pln daje 23 400 pln. Mało? Mam jeszcze na internistę wydać z 50 tysięcy jak uda mi się dzięki lekom pożyć? Nie chcę! I uważam, że powinienem mieć do tego prawo w wolnym kraju.
Moim zdaniem, to lobby lekarskie za tymi przepisami stoi. Nie trudno zauważyć, kto na tym korzysta.
Oczywiście, nie tylko merkantylne korzyści za tym stoją, Gronkowiec chyba nie jest lekarzem, wiele osób podziela jego pogląd, że ludziom trzeba ograniczać wolność dla ich dobra. No to jak ludzie tak chcą, i to akceptują, to czemu parkerowi nie wyciągnąć parę złotych rocznie z kieszeni mimo że parker tego nie chce i nie potrzebuje.
Ale pal licho parkera, ile roboczogodzin marnują lekarze na spotykanie się z pacjentami tylko po to, żeby wypisać kolejną partią leków i jak to wpływa na kolejki do specjalistów?
Kto płaci za ich wizyty? Ile to musi być setek milionów złotych w skali kraju?
A może by tak recepty permanentne, na stałe, niech lekarz w czasie wizyty mnie przekona, że mi takiej nie wypisze dla mojego dobra:)))
Parker – współczuję Twoim problemom.
Ja np. chodzę do kardiologa raz na trzy miesiące, jeśli wszystko jest u mnie ok. Ale zawsze, podkreślam zawsze pyta mnie, ile opakowań leków potrzebuję !!
W związku z tym, że „opanowałem” dozowanie tych leków, proszę o wypisanie jednych w trzech opakowaniach innych w dwóch. Na dodatek, gdy wyniknie problem, że nie mogę udać się do kardiologa, idę do swojego lekarza rodzinnego, który, mając kopię moich dokumentów i dolegliwości, wypisuje mi leki bez problemu. I też gdy np. powiem, że lek „X” potrzebuję w dwóch opakowaniach, nie ma problemu.
Nie wiem, jak to jest o Ciebie, ale wyjmij swoją historię choroby, lub zrób jej ksero i zanieś do lekarza rodzinnego. (Niektórzy robią zdjęcia komórką a potem to drukują) Rodzinny na tej podstawie powinien wypisać receptę bez problemu. I powinieneś mieć przysłowiowy święty spokój z „żebraniem” o receptę.
Życzę zdrowia i powodzenia !
po zawale
Sposobami dziadek z pieca złaził.
Jak powiedziałem, radzę sobie.
Pytanie, po co mam sobie radzić?
Dlaczego mi państwo życie utrudnia?
Powiedział Gronkowiec, żebym sobie krzywdy nie zrobił, niech spada:)
Chciałbym doradzić coś @ Parkerowi, ale zbyt wątłe doświadczenie i poprawność mi tego zabrania.
Niestety podnoszony tu problem lekomanii nie jest urojony.
A propos: zetknąłem się z obywatelem Egiptu, który przebywając w Polsce był zdziwiony, że sildenafil (Viagra) jest u nas tylko na receptę 😛
A czemu zdaniem Hu hu Viagra powinna być na receptę?
Żeby podróbki w internecie oszuści sprzedawali?
Żeby na bazarze można było ją kupić 10x drożej jak prawdziwa?
Przecież jak ktoś potrzebuje Viagry żeby odbyć stosunek to powinien móc ją kupić legalnie. Dzisiaj nie może jej kupić bez recepty zdaniem Hu hu?
Jak się założymy, to mu jutro wyślę, nie z własnej apteczki:)
Jak mu nie pomoże pójdzie do lekarza, jak pomoże zaoszczędzi parę groszy.
Nie rozumiem.
@ Parkerze – czy jeżeli napiszę, że Ziemia okrąża Słońce, to będzie to wg Ciebie „moim zdaniem”? Z sildenafilem taki jest stan faktyczny w Polsce, ale może się to zmieni. Nie mam w tym, nomen omen, interesu. Napisałem tylko ciekawostkę. Nie rozumiem zatem twojej reakcji. Uderzyłem w czuły punkt?
Hu hu,
Odniosłem mylne wrażenie, że uważasz, że Viagra powinna być na receptę.
A co do czułego punktu, to nie mam takich, nie znam wstydliwych chorób.
Nie jest wstydem również, jak kóźka nie staje. Oczywiści, może być stresujące przy nowo poznanej panience jak młodsza, ale raczej monogeniczny jestem:).
Alergicznie reaguje na głosy za ograniczaniem wolności człowieka w imię jego dobra, po socjalizmie mi taki tik nerwowy pozostał.
Jeśli jeszcze to kogoś interesuje, to w Szwajcarii ważność recept jest ustalona następująco:
1. Rezepta trwała (Dauerrezept) jest ważna przez 6 miesięcy od daty wystawienia. lekarz może ten czas skrócić lub wydłużyć do max. 1 roku.
2. Na recepcie podana jest liczba powtórzeń np. „ad rep 3x” = 3 razy można pobrać lek w czasie ważności recepty.
3. W wyjątkowych sytuacjach aptekarz może wydać jeszcze jedno opakowanie leku na zrealizowaną już receptę, jeśli lekarz nie zaznaczy „ne rep” albo lek nie należy do grupy narkotyków albo lekarstw z listy A – nie powtarzanych np. antybiotyków.
Lista B: lekarstwa na receptę, powtarzalne np. leki obniżające ciśnienie
Lista C: medykamenty dostępne w aptekach bez recepty
Lista D: środki dostępne bez recepty w aptekach i drogeriach
Lista E: środki dostępne we wszystkich sklepach
Recepty na narkotyki (opiaty) ważne są 1 miesiąc i obejmują dawkę zaspokajającą potrzeby pacjenta w ciągu miesiąca. Wyjątkowo mogą być wystawione na 3 miesiące.
Fakt wystawienia recepty na dany środek nie oznacza, że kasa chorych jest zobowiązana zwrócić jego koszt. Od tego jest osobna lista medykamentów objętych zwrotem kosztów.
Viagra jest notabene też na receptę i kasa nie zwraca kosztów 😉
Legalnie (oryginalną) można ją sprowadzić z Unii poprzez aptekę wysyłkową (legalną), która wysyła paczuszkę do klienta, jeśli otrzymała receptę od legalnie praktykującego lekarza. W Wielkiej Brytanii i Holandii prawo zezwala lekarzom na udzielanie konsultacji przez telefon i na jej podstawie – wystawianie recept. Lekarz wysyła receptę do apteki, apteka – medykament do klienta i… kuśka się cieszy 😉
Dobrze jednak, jeśli jej właściciel nie zażywa środków obniżających ciśnienie albo nitrogliceryny czy też nie ma problemów z wątrobą i nerkami. No i wie, jakiego rodzaju są jego problemy z potencją. Libido mu od niebieskich pastylek nie wzrośnie.
No i na koniec trzeba pamiętać, aby tych pigułek nie rozgryzać, bo wtedy grozi stwardnienie rozsiane 🙁
Wiem, kiepski dowcip, ale mnie się podoba 😉
W Chinach Viagra tez ponoc bez recepty i, kiedys, najlepszym prezentem dla Czerwonego Mandaryna bylo podarowanie temu wiekowemu notablowi przynajmniej jednej pigulki. Nie wiem, czy z chetna dziewica, jako dodatkiem, czy bez niejW Indiach rowniez wiele lekow mozna kupic bez recepty. Wracajac do Viagry. Ona reguluje przeplyw krwi w organizmie (regulacja jest poprzez tzw. G proteins signalling, jezeli ktos chce wiedziec dokladnie), nie tylko miejscowo (nie ma takiego leku, ktory dziala jak zdalnie sterowana rakieta na wybranie precyzyjnie obiekt) i moze zaburzyc fizjologie, zwlaszcza u tzw. sercowcow. Nie mowiac o mozliwym przedawkowaniu, ktore nie konczy sie jedynie wzmozona nadaktywnoscia, tego jak mowili studenci medycyny, organu zabawy.
Kiedys w przeszlosci odzwyczajalem sie od palenia zazywajac jeden ze specyfikow produkowanych przez (jeszcze wtedy) Glaxo Wellcome. Pewnego dnia, bez powodu dostalem naglej zapasci. Specyfik odstawilem i od tej pory probowalem srodkow bardziej naturalnych (Nicorette) z dobrym skutkiem.
parker:
Troche o tzw. „podrobkach”.
Przemysl farmaceutyczny w Ameryce Pln i Europie Zach. jest przemyslem kontrolowanym az do przesady przez rozne agencje (w USA- Food and Drug Administration). Nazywa sie to GMP (Good Manufacturing Practices). Zasady dotycza nie tylko produkcji, ale rowniez metod analitycznych, dokumentacji, etc.. Kazdy lek przechodzi badania kliniczne (clinical trials) przed jego dystrybucja. Te licencje trudno dostac a latwo stracic, zwlaszcza w USA. Dlatego producenci lekow bardzo szybko usuwaja z polek sklepowych kazda serie lub lek podejrzany o niewlasciwe dzialanie, skazenie, etc. Leki „internetowe” nie maja tego atestu, tak jak narkotyki sprzedawane na ulicy. Moze tam byc podrobiony lek o identycznym skladzie chemicznym, albo laktoza lub glukoza. Nie mowiac o innych rzeczach. Ale to wolny wybor miedzy cena i restrykcjami i prawdziwa wolnoscia.
Producenci leków w przypadku suplementów diety najczęściej wciskają nam nic nie warte medykamenty, gdzie lepsze rezultaty uzyskamy odpowiednią dietą i aktywnością fizyczną.
Czas by coś napisać, Szanowny Autorze!
Np. o ostatnich przypadkach zmartwychwstań…
Najlepszym lekiem na obniżenie poziomu cholesterolu jest odpowiednia dieta i aktywność fizyczna im szybciej polskie społeczeństwo przyjmie to do wiadomości i zacznie wcielać w życie tm dla nas lepiej.