Kabarecik Patologii i Szmalu, czyli Mateuszek w oparach absurdu

Primaaprilisowy dowcipas Zjednoczonych Patałachów ze szczepionkami dla czterdziestolatków to nic przy facecjach Mateuszka. Bo jak Mateuszek oświadcza, że zrobi wszystko, żeby nas uszczęśliwić (czy tego chcemy, czy nie), to z pewnością nie odpuści. Wraz z nadejściem wiosny zafundował nam stosowną dawkę zdrowego śmiechu.

Pierwszy żarcik Mateuszka to zaproszenie studentów medycyny do udziału w opiece nad chorymi na covid-19 przy jednoczesnym zablokowaniu dopływu specjalistów.

Sam pomysł, żeby studenci medycyny w wyjątkowej sytuacji wsparli służby medyczne, to nic nowego. Chyba pierwszym takim epizodem było nadawanie im tytułu „lekarzy czasu wojny” podczas wojny polsko-bolszewickiej. Można by więc tego pomysłu bronić, gdyby nie fakt, że jednocześnie Mateuszek i podległe mu organy zablokowały w tej samej, niewątpliwie wyjątkowej sytuacji dopływ dużej grupy specjalistów, którzy mogliby natychmiast zacząć pracować z chorymi. Są to nasi lekarze, którzy właśnie zdali specjalizacyjne egzaminy pisemne.

Jesienią uznano, że wobec pandemii nie będzie drugiej, ustnej części i przyznano stosowne tytuły po jednoetapowym egzaminie. A teraz jest inaczej. No właśnie, jeżeli spojrzeć chłodnym okiem: jest gorzej niż jesienią. Dlaczego więc nie dopuszczono doświadczonych już w zawodzie lekarek i lekarzy, siedzących teraz po domach i zakuwających do egzaminów ustnych? Nie trzeba dużej wyobraźni, żeby zrozumieć, że byłby z nich znacznie większy pożytek niż ze studentek i studentów.

Co więcej, ci ostatni są potencjalnie bardziej narażeni na zakażenie się wirusem SARS-CoV-2. Chociażby dlatego, że niektórych chroniących ich zachowań nie zdążyli się jeszcze nauczyć.

Czyli fachowego personelu z doświadczeniem i wiedzą nie trzeba pozyskiwać za wszelką cenę, ale młodzież studencką – owszem. Pyszny dowcip, nieprawdaż? Ale obetrzyjcie Państwo łzy śmiechu, bo dalej będzie lepiej.

Mateuszek obiecał mnóstwo szczepień w krótkim czasie. A żeby było jeszcze wydajniej, zostaną wprowadzone szczepienia typu drive-through (lub, jak kto woli, drive-thru). Stop. Tu się robi poważnie. Rzekłbym: śmiertelnie poważnie.

Można użyć tego systemu w fast foodach. Ba, można nawet przy testowaniu w kierunku różnych chorób. Ale nie wolno myśleć o czymś takim, gdy wstrzykuje się substancję czynną biologicznie. Na przykład szczepionkę. W dzisiejszych czasach obowiązuje zasada, że po szczepieniu trzeba odsiedzieć kwadrans obok gabinetu szczepień na wypadek pojawienia się niekorzystnych objawów. Stwarza to możliwość szybkiej reakcji, gdyby wystąpiły. Jak Mateuszek wyobraża sobie bezpieczeństwo szczepionych osób w systemie drive-through? Oczywiście objawy niepożądane występują rzadko, zgony będące ich rezultatem – niesłychanie rzadko, ale do tej dobrej statystyki przyczynia się system zabezpieczeń. Sprowadzanie systemu szczepień do filozofii fast foodu wystawia autorowi koncepcji bardzo specyficzne świadectwo. Nie należy, szanowni Państwo, powstrzymywać chichotu, bo Mateuszek będzie zawiedziony.

Pozostańmy przy epidemii. Do szpitala w Toruniu weszło kilkoro antymaseczkowców. Łazili po szpitalu, filmowali pacjentów (co samo w sobie jest przestępstwem) i w ogóle opowiadali, że są u siebie, bo płacą podatki, więc szpital jest ich. To, że narażali siebie, kompletnie mnie nie obchodzi. Ale potencjalnie narażali innych, bo nie wiadomo, co ze sobą przynieśli. W dodatku narażali osoby zupełnie przypadkowe, które niczego złego im nie zrobiły. Czyli spełniali definicję terrorystów. Nie słyszałem, by zostali spacyfikowani przez dzielnych chłopców w kominiarkach. Nie wiem, czy w ogóle zostali aresztowani, chociaż należało im się to bez wątpienia.

Ale chłopcy w kominiarkach byli zajęci pacyfikacją strajków w Warszawie, a zwłaszcza bohaterskim blokowaniem dostawy wegeburgerów dla protestujących. Kolejny żarcik Mateuszka. Tym razem na temat bezpieczeństwa.

Humor w wydaniu Mateuszka jest, trzeba przyznać, specyficzny. Z gatunku pure nonsense. Być może nie wszystkim ten styl odpowiada, ale Mateuszek najwyraźniej czuje się w nim najlepiej, będąc niekwestionowanym Monty Pythonem polskiej polityki.