Przekleństwo wysłuchanej modlitwy?
„Od nagłej śmierci zachowaj nas Panie!” – Coraz częściej bywa tak, że spełnienie tej prastarej modlitewnej prośby, możliwe dzięki postępowi współczesnej medycyny, staje się przekleństwem.
Zanim przejdę do rzeczy proszę by zechcieli Państwo przyjąć serdeczne życzenia świąteczne.
Z okazji Świąt pozwalam sobie przerwać na chwilę serial dotyczący systemu opieki zdrowotnej w naszym kraju, by wspólnie z Państwem zamyślić się na moment nad istotnym problemem współczesnej medycyny, obojętnym politycznie, lecz bardzo ważnym z ludzkiego punktu widzenia.
Dzięki postępowi wiedzy medycznej, ale zwłaszcza – technologii, współczesna kardiologia i kardiochirurgia potrafią coraz skuteczniej chronić pacjentów z chorobami serca i układu krążenia przed nagłą śmiercią. Szczytowym osiągnięciem jest tu implantowany kardiowerter-defibrylator, zwany potocznie przez personel medyczny i pacjentów „ICD” (od angielskiej nazwy: implantable cardioverter-defibrillator). Potrafi rozpoznać migotanie komór serca – czyli bezładną, nieskoordynowaną czynność włókien mięśniowych serca, która przejawia się jako zatrzymanie akcji serca jako pompy krwi – i przywrócić im właściwą funkcję przy pomocy defibrylacji, czyli silnego impulsu elektrycznego. To taki ratownik zaszyty wewnątrz pacjenta. Każdy, kto zajmuje się tego rodzaju terapią pamięta ze swej praktyki niejednego chorego, który żyje dzięki ICD, bo urządzenie odwróciło stan zatrzymania akcji serca. Tu kończy się jasna i bezproblemowa część tej historii.
Jeżeli pacjent dzięki interwencji (lub interwencjom ICD) uniknął nagłej śmierci, to oczywiście zawsze możemy powiedzieć o nim: „żyje nadal”, ale nie zawsze: „cieszy się życiem” . Dlaczego? Implantacje ICD przeprowadzane są zazwyczaj u ludzi w późnym średnim, lub w podeszłym wieku. Czas płynie nadal, a na tym etapie życia z każdym rokiem rośnie prawdopodobieństwo wystąpienia innych, poza kardiologicznymi, chorób. Na niektóre z nich nie mamy wystarczająco skutecznej terapii, niektóre prowadzą do głębokiego inwalidztwa, lub powolnej, bolesnej śmierci. W takich sytuacjach przynajmniej niektórzy pacjenci traktują nagłą śmierć, spowodowaną nagłym zatrzymaniem akcji serca, jako wybawienie przed znacznie większymi cierpieniami. Chcą więc usunięcia, lub przynajmniej wyłączenia ICD.
Nie chodzi tu o eutanazję, lecz o zaprzestanie terapii, ale sytuacja jest i tak trudna dla wszystkich uczestniczących w niej stron. Niekiedy istnieją wątpliwości prawne. Z jednej strony pacjent ma prawo do przerwania terapii, ale z drugiej – w tym konkretnym przypadku chodzi o terapię ratującą życie, co czyni sytuację bardzo specyficzną. Że terapia nazywana ratującą życie tylko je przedłuża i to nie wiadomo na jak długo? Przecież tak działa każda terapia nazwana w ten sposób – począwszy od zahamowania krwawienia z tętnicy przez uciśnięcie jej ręką, a skończywszy na skomplikowanych zabiegach operacyjnych. Nie potrafimy przecież zapewnić nieśmiertelności.
Problem staje się na tyle często spotykany, że podczas ubiegłorocznego Europejskiego Kongresu Kardiologicznego poświęcono mu odrębną sesję. Nie po raz pierwszy technologiczny postęp medycyny powoduje powstanie istotnych problemów w innych dziedzinach. Jednoznacznych rozstrzygnięć oczywiście tu nie ma. Jest jednak jasne, że w takich przypadkach niezbędne jest indywidualne podejście do każdego pacjenta, a to niestety wydaje się być najsłabszą stroną medycyny naszego czasu.
Komentarze
Moja babcia zawsze modliła się tymi słowami: „Od naglej i niespodziewanej śmierci oraz długiej choroby zachowaj mnie Panie”…. I to było jak najbardziej racjonalne. Bóg wysłuchał…
@darcy – „Od naglej i niespodziewanej śmierci oraz długiej choroby zachowaj mnie Panie” (… ) Bóg wysłuchał…
Znaczy… ani śmierć ani choroba. Rozumiem Babcię, też mi obie opcje się nie podobają. Jakie pozostają? Co twojej Babci bozia w takim razie zrobiła? Podarowała życie wieczne? Czy mam rozumieć, że bozia dlatego przyzwala na śmierć z głodu i chorób dwadzieściorga siedmiorga dzieci co minuta (dane ONZ), bo w tym czasie zajęta jest wysłuchiwaniem babć i nie ma czasu na płacze nieletnich? Wygląda na to, że bozia sama nie umie się połapać w tym, co ważne, jak więc można wymagać tego od nas?
Chyba jeszcze nigdy medycyna traktowana szeroko – razem z technologią i farmaceutyką, nie zazębiała się na tylu polach z materią etyczną i prawną. Lekarze powinni sobie i nam odpowiedzieć na pytanie, czy ich jedyną powinnością jest ratowanie życia (jakie by ono nie było)czy też wspomagać pacjenta w walce z bólem i niepełnosprawnością do momentu, aż biologia w sposób naturalny zakończy proces życia. Nie ma chyba nic bardziej okrutnego, niż terapia uporczywa wobec umierających. Jest wiele takich wątpliwych obszarów nie tylko w kardiologii. Pytanie: czy chorych na choroby nowotworowe, w stadium guzów nie operacyjnych, z przerzutami, poddawać wyniszczającej chemioterapii, by przedłużyć życie pacjenta o kilka tygodni? Czy resuscytować noworodki urodzone w zamartwicy,z ciężkimi wadami, porażeniami i niedorozwojami? Czy – kierując się humanitaryzmem i prawami człowieka – zgadzać się, aby ludzie dotknięci poważnymi neurozami z incydentami agresji, mieszkali wśród innych, stanowiąc okresowo zagrożenie dla siebie, rodziny i obcych? Innym obszarem kontrowersji jest wspomaganie sportowców – wyczynowców, ze świadomością szkód, jakie odnosi organizm sportowca. Jeżeli doliczyć do tego chirurgię estetyczną, kosmetologię i dietetykę, pozostaje tylko modlić się o nagła , a niespodziewną…
camel
1 kwietnia o godz. 14:02
Chrześcijan jest miliard, a ludzi ponad sześć miliardów, więc dane o śmierci dzieci są fałszywe, powinny osobno uwzględniać śmiertelność dzieci chrześcijan, osobno dzieci wyznawców innych bogów. Być może część tych dzieci nie umiera, a uczestniczy w wędrówce dusz…
Na pewno dzieci chrześcijan umiera z głodu znacznie mniej, na pewno ta śmiertelność z głodu chrześcijańskich dzieci jest znikoma, bo chrześcijanie nie wierzyli szamanom, jak inni wyznawcy, ale postawili na lekarzy, naukowców…
Mnie ciekawi, co ty zrobiłeś, aby tych dzieci nie umierało aż tyle. P. Kaczmarewicz, autor tego bloga, chyba jest chrześcijaninem i ratuje dzieci. A ty chyba jesteś ateistą, czy też ratujesz dzieci, czy tylko p… w stołek?
Ps. Jaka jest śmiertelność dzieci ateistów? Może masz jakieś dane na ten temat.
Błagałem lekarzy, aby mnie nie ratowali. Nie posłuchali. Od tego czasu minęło piętnaście lat… Tego lekarza, który mnie uratował, ciągle mam za boga. On powiedział, żebym się nie wydurniał, to tylko kwestia wiedzy, jaką zdobył dzięki Nauce…
Dobrze byłoby więc, aby Pan Bloger, nie tyle mówił o przekleństwie modlitwy, ale przekleństwie/błogosławieństwie Nauki. Od razu zaznaczam, że błogosławię naukę. Po co Panu Blogerowi odniesienia do modlitwy. Czy Pan Bloger się modli przed zrobieniem pacjentowi operacji?
Niech się pacjenci modlą albo i nie, to ich sprawa. Pana sprawa pytać, ku czemu zmierza nie modlitwa, a Nauka.
Od nagłej a niespodziewanej śmierci … To jest dobra modlitwa, by móc się przed odejściem „na wieczną wartę” spotkać z najbliższymi, porozmawiać, powspominać jak to bywało, przeprosić się nawzajem … i zamknąć oczy ! Ale w niezmiernej ilości sytuacji, to teoria.
Sam ze swojego życia znam przypadki, że osoby w stanie przedagonalnym lecz świadome, wywoziło się do szpitala, by „tylko nie umarł w domu” !! A przecież pamiętam, jak po wojnie drugiej, wręczało się gromnicę umierającemu i czuwało przy nim ! Szpitale były w każdej chwili dostępne, ale rodzina wiedziała, że to są ostatnie chwile dla konającego i chcieli zostać z nim do końca. Dzisiaj ludzie zniosą wiele, ale śmierć w domu – za żadne pieniądze ?!
Inny aspekt – mówi powiedzenie, że każdy z nas ma swoja świeczkę. A świeca, jak to ona, czasami świeci wspaniałym płomieniem, czasami przygasa, ale, jeśli ma się palić dalej, to płomień zostaje.
Jeszcze inny aspekt: Astrologia. Zdziwią się Państwo ile może powiedzieć astrologia. Jako dzieci kosmosu jesteśmy zdeterminowani kosmosem. Mimo wielu głosom sprzeciwu, że są to zabobony, proszę w to nie wierzyć. Znam dwóch znakomitych astrologów, którzy o Państwu powiedzą wszystko, nawet takie sprawy o których nie wie najbliższa rodzina, a które to sprawy chowają jak najgłębiej w swoim mózgu i sercu !! Ci astrologowie nie mówią o dacie śmierci, bo to nie na tym polega, ale powiedzą Państwu o chorobach, o terminie operacji, który dzień jest najlepszy i najlepiej rokuje dla chorego. Powiedzą Państwu który organ jest słaby i narażony na dysfunkcję. Mówią, by zgłaszać się do lekarza, gdy „problemu” jeszcze nie widać i nie czuć w organizmie. Chociaż mają przypadki, ze pewne sytuacje zdrowotne „MUSZĄ” się wydarzyć ! Są lekarze, którzy mając z czymś takim do czynienia i widząc tego efekty, dostosowują operacje do tak podanej daty. Co najlepsze, operacja zawsze się udawała !! Ale takich astrologów jest dwóch, może trzech w Polsce ! I nie ma to nic wspólnego z astrologia w TV czy w prasie. Przed laty był nim, nieżyjący już znakomity Leszek Szuman.
Nie oszukujmy się, władcy i papieże też mieli na swoich dworach astrologów.
Weźmy starotestamentowych proroków, czy Trzech Króli – to też byli astrologowie z Abrahamem na czele !
Obyśmy byli zdrowi i dożyli co najmniej do 100 lat ! a później zobaczymy !
Mam taki AICD wszczepiony juz drugi, jako ze pierwszemu wyczerpala sie bateria – mialem tak wiele szokow. Coz niby to podarunek losu, tylko jakosc zycia ograniczona przy takiej niewydolnosci, ale co bedzie z umieraniem nie wiem; ma on funkcje takze stymulatora serca dla bradykardii ustawiony teraz na 50/min, ustawienie AICD sa dla 160/min ATP i 200/min, to drugie przy duzej VT o ile pierwsze nieodczuwalne mi nie pomoze, do tego leki i ablacje. Jesli jednak wydolnosc spadnie, pozostaje wszczepienie protezy komorowej z czym okolo roku zwykle sie zyje i transplantacja – o ile znajdzie sie dawca. Lekarza mam dobrego, byl szefem American Heart Association, jest profesorem, ma ponad 250 publikacji naukowych. Mam 55 i dwoje malych dzieci. Kiedys mnie tylko czesto bolala glowa, dopiera w USA zidentyfikowali serce jako przyczyne EF, w Polsce leczyli migrene.
@ po zawale
To jest dobra modlitwa, by móc się przed odejściem „na wieczną wartę” spotkać z najbliższymi, porozmawiać, powspominać jak to bywało, przeprosić się nawzajem … i zamknąć oczy ! Ale w niezmiernej ilości sytuacji, to teoria.
Złamanego grosza bym nie dał na astrologów, którym Ty – jak widzę – wierzysz, ale ze zdaniem, które powyżej zacytowałem, zgadzam się w 100%. Miałem wśród bliskich przypadki, gdy choroba oprócz innych organów atakowała także mózg. I wtedy szalenie bolesne było nie tylko to, że bliska osoba odchodzi, ale także to, że niestety właśnie się nie da porozmawiać, powspominać jak to bywało, przeprosić się nawzajem. I choć lata minęły, do tej pory brakuje mi tego, że nie dało się przeprowadzić „pożegnalnej rozmowy”.
Więc niech już lepiej jednak ta śmierć będzie nagła i niespodziewana. A jeśli po TAMTEJ stronie coś istnieje (ja akurat wierzę, że tak), to po owej TAMTEJ stronie nagadamy się do woli.
A dla rozluźnienia niechże jeszcze wspomnę, że ktoś kiedyś w obecności nieśmiertelnego pana Jeremiego Przybory stwierdził, iż najlepiej jest umrzeć we śnie. Pan Przybora zwrócił na to uwagę: „To zależy, co się akurat wtedy śni!” 🙂
„Chrześcijanie postawili na lekarzy i naukowców” – przedni dowcip. Postawili owszem, wtedy, gdy odłożyli religię do działu „sprawy drugorzędne”.
@ Inder – akurat twój grosz na nic tu się nie przyda. @ Po z. ma widocznie powody, aby napisać to, co napisał. Mnie samemu podziw dla wybitności współczesnej medycyny nie przeszkadza w uznaniu wiedzy niekoniecznie oficjalnej.
„Zmora na bateriach” mnie gnębi.
Mam wrażenie,że trwa wyścig medyków ,nie całkiem pojmujących nowe technologie,do sławy ich zastosowań. Nano przed nami.Nowy zombi na „nano” napędzie.
Ja wyznaję piosnkę „byli chłopcy byli ale się minęli…”
Jestem gotów by zbadac drugą stronę lecz nie mogę żony zostawic sam na sam ze zmorą na bateriach.
To nie temat dla lekarzy. O tym kto bedzie zyl a kto nie, decyduja biurokraci w NFZ. Zwalniajac tym samym lekarzy od rozterek morlalnych. Biurokraci rozterek nie maja
Nie oszukujmy się? 😉
Astrologia = zabobon.
Determinizm losu, który wynika z założeń astrologii, nie tylko odbiera ludziom zaufanie do własnych sił – bywa, że podważa zasady moralne, skłaniając część ludzi do szukania w gwiazdach usprawiedliwienia dla własnych występków.
Jeżeli wszystko stoi w gwiazdach, to „pewne sytuacje zdrowotne MUSZĄ się wydarzyć”. Co ma wisieć, nie utonie 😎
Kto wystawia certyfikaty skuteczności tym dwóm-trzem polskim astrologom?
Nagła, niespodziewana śmierć to trauma dla rodziny (nie pożegnała się, nie pogodziła, nie dowiedziała przepisu na najlepsze ciasto albo numeru tajnego konta) ale nie dla umarłego. On ma ten cały stres za sobą.
A problem „zombie na bateriach” jest też jak najbardziej polityczny.
Bo to politycy decydują o wydawaniu środków na uporczywe terapie. Pacjent z ICD może zachorować na chorobę wymagającą bardzo kosztownych leków i ktoś musi podjąć decyzję, czy mu je refundować, czy może poczekać, aż sam zażąda wyłączenia baterii? 🙄
@ Nemo – nie rozumiesz zasad kosmopsychologii. Ale masz do tego prawo. Jak i ja zresztą.
Jeśli dobrze rozumiem wpis, to od niedostępności nagłej śmierci, takich pacjentów najlepiej, bo kompleksowo, chroniłyby zamknięte na głucho drzwi ośrodków kardiologicznych?
Przedłużanie życia nie wiadomo na jak długo może przecież grozić rozwojem innych, poważnych chorób.
Co znacząco pogarsza wskaźnik LQI (life quality index), a więc jest działaniem na niekorzyść pacjenta – i to w dodatku wątpliwym ze względu na ekonomię systemu ochrony zdrowia.
Najlepiej więc, aby zamiast kardiowertera zadziałał bezpośrednio system, i to na każdego pacjenta.
To już mamy.
Jest o czym donieść na kongresie, zapewne.
Z najlepszymi życzeniami, rzecz jasna.
@ jaruta
1 kwietnia o godz. 14:20
– – –
Pozostaje pytanie, kto konkretnie będzie ustalał zasady „naturalnej biologii”, kończącej życie pacjenta.
Ja byłbym za tym, aby lekarze opłacani przez podatnika akurat tym się NIE zajmowali, w godzinach pracy.
Trudno na etacie w szpitalu wykonywać jeszcze obowiązki Boga – lepiej zacząć od rzetelnej i etycznej postawy zawodowej.
Tę drugą rolę można uskuteczniać jako hobby po godzinach.
A mnie się ta modlitwa nigdy nie podobała. Boję się utraty sprawności, boję się dogorywania w ubóstwie, pielgrzymek po lekarzach, skazania na czyjąś pomoc, okazywania mi, że jestem ciężarem, boję się bólu… Zdecydowanie, nie śmierci boję się najbardziej.
Gyrus cinguli – nie bądź naiwny; system skazuje lekarzy na rolę PB. Musi przecież zadecydować czy ten pacjent, czy tamta pacjentka trafi w pierwszej kolejności na stół operacyjny, na dializę, załapie się na terapię ponadstandardową itd itp. Pomijam ewentualne sytuacje korupcyjne – nie, każdy z przypadków jest równie obiektywnie traktowany; tylko nie dla każdego wystarcza i nie każdy zdąży.
@ jaruta
System skazuje?
Chyba masz na myśli Gułag, a rozmawiamy o postawie lekarza. Regulowanej bardzo konkretnym prawem i etyką. I przy całkowicie dobrowolnym zatrudnieniu.
Naiwność (albo raczej ignorancja) to jest koncepcja, że lekarz jest w tym systemie reprezentuje księgowość zakładu pracy.
Bardzo wygodna, ale całkowicie fałszywa.
Każda bowiem czynność lekarza oraz jej zaniechanie, rodzi skutki finansowe.
System corocznie nie jest w stanie wydać zabudżetowanych miliardów złotych (tak,tak) które transferuje do budżetu centralnego, a to właśnie kosztem celu, jaki mają składki zdrowotne.
To są skutki zaniechań, dokonywanych właśnie pod osłoną oportunizmu zafałszowanej na tę okoliczność roli lekarza, jaką uprzejmie przywołujesz.
Podobnie jak fałszywym jest dylemat, czy leczyć taki czy też inny przypadek.
Służy on tylko temu, aby nie leczyć nikogo, o ile nie przyniesie to korzyści (i wcale nie chodzi o korupcję czy finanse).
To segmentacja oparta nie o kryteria merytoryczne i finansowe podstawy ubezpieczenia, ale o zwykłą prywatę uwłaszczoną na patologicznym systemie.
Na co pozwala właśnie brak takiego cywilizowanego i rynkowego systemu.
I mitologia Gułagu etatowego.
Świadczą wymownie i zawstydzająco wyniki zdrowotne funkcjonowania tego systemu.
Choćby tutejszy opis „szczytowego osiągnięcia” kardiologii sprzed 30 lat, a będącego powszechnym standardem w każdym cywilizowanym kraju, nie budzącym żadnych etycznych dylematów wyboru.
Bo te rozwiązuje tam ubezpieczyciel.
Pare dni temu przez brytyjska prase przeleciala wiadomosc o 62-letniej pacjentce, ktora miala bodaj masywny wylew krwi do mozgu albo cos podobnego i byla podlaczona do tych wszystkich maszynek podtrzymujacych prace organizmu.
Wreszcie po tygodniu lekarze przekonali rodzine aby pozwolila jej „spokojnie dokonac zywota”, odlaczyc maszynki. Smierc powinna byla nastapic w ciagu 12-24 godzin. Tymczasem jednbak nie nastepowala, I trzy dni pozniej gdy rodzina odwiedzila szpital (miala juz zalatwiony zaklad pogrzebowy i wszyskie inne przygotowania) znalazla swa zone/matke/ tesciowa siedzaca w lozku i czytajaca ksiazke. Jak gdyby nigdy nic.
Maz tej pani bardzo sie cieszyl, ze kategorycznie nie zgodzil sie na pobranie od niej organow natychmiast po odlaczeniu od rurek i maszynerii.
Postanowilem, ze bede nosil na swej obrozce ostre ostrzezenie pod adresem weterybarzy gdyby chcueli przed czasem pobierac ode mnie organy do transplantracji. Mam isc do trumny w calosci Kota. I tylko jak bede naprawde sztywny.
Do Kota
A ja wolę, żeby mi pobrali organy. To zabezpiecza przed jedną bardzo przykrą rzeczą: obudzeniem się w trumnie. Rzadko się zdarza, żeby się obudził człowiek bez serca (w znaczeniu dosłownym 🙂 ) Jak to było u Pytonów: mało kto przeżył pobranie wątroby.
Każdy chce żyć, ale czasem przychodzi chwila, kiedy wolałoby się umrzeć. Pamiętam mojego kuzyna, dystrofia Duchenne’a, reanimacje, OIOM itp. atrakcje. Jak on chciał żyć! Choć tak marna była jakość jego życia. Ale był młody, nie nażył się jeszcze (tak to sobie tłumaczę)
Co do mnie, to nie wiem, jak się bym zachowała w sytuacji bliskiej śmierci. Instynkt nakazuje nam trzymać się życia za wszelką cenę. Mnie się wydaje, że wolałabym, by nie ratowali mnie na siłę. Za dużo napatrzyłam się sytuacji, gdy latami leżący chory, świadomy lub nie, jest karmiony, przewijany itp. Kto by chciał być na jego miejscu? Nawet jeśli już nie masz świadomości (np. Alzheimer). Jesteś obciążeniem, a z życia nie masz kompletnie nic. Potworność.
Za grosz nie mam zaufania do tych, jakby powiedzial Stalin , mordercow w bialych kitlach! Oni tylko patrza jakby tu organy wyciac przed czasem. To im ekonomicznie taniej wychodzi – lepiej dorznac kogos pol zywego, niz trzymac go na maszynkach i nieustannie pilnowac czy juz wykitowal czy jeszcze dolac do kroplowki.
Wiec ja chce zyc za wszelka cene, a po smierc miec wspaniale wielkie Mauzoleum slawiace przymioty i dziela Kota Mordechaja. 😈
Cóż, koty mają podobno siedem czy pięć żyć, więc Kot Mordechaj raczej jeszcze długo będzie ubarwiał blogi swoją postacią… Pozdrawiam.
Dzieki. Ja tez licze na te siedem zywotow.
Atalia-w Szwajcarii i RFN udowodniono, ze ludzie wierzacy ,chodzacy do kosciola maja do 40 %wiecej dzieci niz niewierzacy.W Dolnej Saksonii zbadano 201 wypadkow znecania sie nad nieletnimi-wszystkie te zbrodnie dokonali niewierzacy.Camel jest na tyle ograniczony itel.,ze nie jest w stanie sie nad tym zastanowic.Glupota i prymityw zawsze mnie przerazaja!
A w Górnej Polsce wyniki są odwrotne… jak to skomentujesz, panie @Luap? Bliższa koszula ciału.
Luap – w Dolnej Saksonii (byle NRD) mieszkaja tylko niewierzacy.
1.dla wierzących problem rozstrzygnął jednoznacznie-niebawem święty-JP2. święte słowa:”pozwólcie mi odejść do ojca”.(jest dokument-eutanazja na życzenie).
2.z dzieciństwa pamiętam. 2a.chory do szpitala.lekarze stają na głowie.w y c h o d z i. a widzisz;modliliśmy się za ciebie. 2b.chory do szpitala.lekarze stają na głowie.w y j e ż d ż a. a nie mówiliśmy,że lekarze go wykończą.(czyżby się nie modlili?). stereotyp stary jak medycyna.
Luap- przepraszam za glupi i zbedny komentarz. Pomylilam Sachsen z Niedersachsen. Zdarza mi sie, gdy czytam nazwy niemieckich landow po polsku.