Jaka forma pochówku ma największą przyszłość i dlaczego kremacja?
O tym, co ma stać się z naszymi szczątkami, powinniśmy decydować my sami i nasi bliscy, a państwo powinno im to ułatwić. Tyle że nie chce widzieć ludzkich uczuć, bo ma inne priorytety.
Jestem przekonany, że podczas okołopierwszolistopadowych wspominków niejedną osobę naszła – króciutka choćby – refleksja w rodzaju: a jaki grób chciałbym/chciałabym mieć? Oczywiście, taka myśl zapewne rzadziej zdarza się bardzo młodym, bo oni we własnych oczach są nieśmiertelni i niezniszczalni. I bardzo dobrze.
Oczywiście, kwestia pochówku nie powinna być kwestią całkowicie dowolną, przede wszystkim ze względów sanitarno-epidemiologicznych. Mają one jednak znaczenie prawie wyłącznie w przypadku pochówków tradycyjnych (z części tego „prawie” wytłumaczę się za chwilę) – tu kwestia jest bezdyskusyjna i nie będziemy na nią tracić czasu. Rzecz jednak w tym, że coraz więcej mieszkańców Polski decyduje się na spopielenie zwłok, zwane potocznie kremacją. Podobno w Gdańsku jest to już jedna trzecia pochówków. Prochy po spopieleniu nie stanowią żadnego problemu sanitarno-epidemiologicznego – nie znalazłem w dostępnym piśmiennictwie niczego, co przeczyłoby temu stwierdzeniu.
Na razie spopielenie zwłok jako forma pochówku stanowi wyraźną mniejszość, ale z różnych publikacji wynika, że w nieodległej przyszłości może stać się dominująca. Zarówno ze względu na czynniki ekonomiczne, jak i kulturowe.
W opublikowanym wczoraj tekście (strona: Portalsamorządowy.pl) „Wkrótce nie będzie gdzie chować zmarłych. Samorządy czekają na zmianę przepisów o cmentarzach” Tomasz Jakubowski przedstawił problem z punktu widzenia zarządców, lub współzarządców cmentarzy, czyli właśnie samorządów. Ujmując rzecz najkrócej: nie ma miejsc na kolejne pochówki i ten brak będzie coraz bardziej odczuwalny. Przepisy regulujące kwestię pochówków pochodzą tak naprawdę z 1932 r. (!), czyli z czasów prezydenta Mościckiego, a „nowa”, obowiązująca od 1959 r. ustawa jest prawie niezmienioną formą tej pierwszej. Zatem jedną z wrażliwszych kwestii naszego życia regulują akty prawne powstałe 87 lat temu. Czyli w zupełnie innym świecie.
Wśród kwestii potencjalnie najbardziej pomocnych w rozwiązaniu problemu miejsca na pochówki (jest ich więcej – osobom zainteresowanym polecam wspomniany tekst) wymieniona jest potrzeba zmiany statusu miejsc przechowywania urn z prochami, czyli tzw. kolumbariów, które obecnie traktowane są w świetle prawa jak każdy inny cmentarz, co z punktu widzenia zagrożeń sanitarno-epidemiologicznych jest bzdurą. Tymczasem kolumbaria to zupełnie inne gospodarowanie przestrzenią. Zmiana przepisów w tym tylko punkcie mogłaby być bardzo korzystna.
Jeżeli nic się nie zmieni, to ceny miejsc na cmentarzach będą nadal rosły (na niektórych posiadanie własnego miejsca to wręcz oznaka statusu materialnego, a więc i społecznego), napędzane nie tylko przez samorządy, ale i przez przedstawicieli Kościoła katolickiego. Na cmentarzu w Brzezinach, zarządzanym przez łódzką kurię (podaję za Wirtualną Polską), specyficzne partnerstwo kościelno-biznesowe doprowadziło do takiego wzrostu cen pochówków, że mieszkańcy wolą organizować pogrzeby w Koluszkach, czyli 10 km dalej. Inny przykład to sytuacja z Rędzin pod Częstochową (podaję za Onetem), gdzie proboszcz dwa razy sprzedał ten sam grób.
Zmiana statusu kolumbariów i rozpowszechnienie spopielenia zwłok mogą sprawić, że wobec rosnących cen miejsc na cmentarzach w niedalekiej przyszłości kremacja może stać się jedyną formą pochówku, której będą mogli podołać finansowo bliscy osoby zmarłej.
Kolejnym argumentem zwiększającym popularność spopielenia zwłok może być znacznie łatwiejszy i niebotycznie tańszy transport urny z prochami – w porównaniu z transportem trumny. Pochówki w miejscach odległych od miejsca śmierci danej osoby są (i mam wrażenie, że będą) coraz częstsze. Nawet archaicznie restrykcyjne polskie prawo przyzwala, by urnę z prochami przewieźć prywatnym samochodem.
Następny argument to znacznie większa niż w przypadku pochówków tradycyjnych możliwość umieszczenia urny z prochami w miejscach innych niż cmentarz. Alternatywne miejsce pochówku tradycyjnego to dzisiaj duży kłopot prawny. Świetnym przykładem może być sprawa pochówku Piotra Woźniaka-Staraka, opisana w opublikowanym dzisiaj ważnym tekście Anny Dąbrowskiej na Polityka.pl (znajdziecie go Państwo pod tym linkiem).
W Polsce alternatywne miejsca pochówku prochów są oczywiście (od 1932 r., że przypomnę) niedozwolone, ale ludzie sobie radzą. Prochy bywają rozsypywane nad morzem, w górach, nad jeziorami… Polecam Państwa uwadze bardzo dobry tekst „Prochy pod specjalnym nadzorem”, opublikowany pierwotnie w „Dzienniku Bałtyckim”. Można znaleźć w internecie (autorów nie udało mi się ustalić, więc nie wiem, komu możemy szczerze pogratulować). Znajdziecie tam Państwo bardzo ciekawe historie. Ze swej strony mogę do nich dorzucić tę o wieloletnim żeglarzu mazurskim, bardzo barwnej postaci, którego prochy zostały rozsypane nad Śniardwami. Z racji zaawansowanego wieku nie pamiętam, gdzie i od kogo ową opowieść niegdyś usłyszałem.
Oczywiście takie tajne pochówki to specyficzny skutek polskiej polityczno-dewocyjno-urzędniczej paranoi. W wielu innych krajach – chociaż, przyznajmy, nie we wszystkich – rozsypywanie prochów w miejscach innych niż cmentarze jest prawnie dozwolone i praktykowane. Biuro Analiz Sejmowych opublikowało nawet 10 lipca 2012 r. dostępny nadal w internecie dokument autorstwa Dobromira Dziewulaka: „Pochówek skremowanych prochów ludzkich na cmentarzach i w innych miejscach w wybranych państwach Unii Europejskiej oraz w Australii, Kanadzie i USA”. Zwięzłe, konkretne opracowanie sugerujące, że ustawodawcom przemknął cień myśli, żeby sprawę wreszcie normalnie uporządkować.
Czytając ów dokument, możemy się dowiedzieć, że w wielu krajach Unii obowiązek umieszczenia urny z prochami zmarłych na cmentarzu nie istnieje. W niektórych z tych państw wymagane są procedury formalne, by można było umieścić ją w innym miejscu. W niektórych krajach prawo przewiduje możliwość rozsypania prochów nad morzem lub lądem – i tutaj podane są wymagania, które trzeba spełnić, ale nie wydają się uciążliwe.
Jak już bowiem wspomniałem, prochy ludzi zmarłych nie stanowią problemu sanitarno-epidemiologicznego. Ale ponieważ odrobina sceptycyzmu jest nieodłączną częścią myślenia lekarskiego, to ze starego nawyku zadałem sam sobie zadanie wymyślenia, w jakich sytuacjach prochy mogą stać się źródłem zagrożenia dla żywych. Wymyśliłem tylko dwie możliwe: gdy prochy są silnie radioaktywne lub silnie toksyczne chemicznie. Ewentualnie – są zmieszane z substancjami o takich właściwościach co w przełożeniu na wymiar praktyczny oznacza to samo zagrożenie. Być może ktoś z Państwa zechce uzupełnić tę króciutką listę.
Rozsypywanie prochów zmarłych pozostaje szczególnym tematem, również ze względu na postępującą laicyzację społeczeństwa i zmieniające się podejście do kwestii oczekiwań, że ktoś będzie opiekował się naszym grobem po naszej śmierci. Pogląd Mistrza Mariusza Szczygła, wyrażony w rozmowie w RMF FM, że jedynym życiem pozagrobowym jest istnienie w czyichś myślach, wydaje się podzielać coraz więcej osób.
Jest jeszcze inny, znacznie bardziej przyziemny aspekt sprawy: migracja. Ludzie wiedzą, że oni są „tam”, a ich bliscy pozostali „tu” (albo na odwrót). Napatrzyli się już na zaniedbane, opuszczone groby, więc nie chcą mieć swojego w żadnym konkretnym miejscu.
W ten sposób gładko dotarliśmy do ostatniego, ale jakże ważnego punktu rozważań. Kto będzie sprzeciwiał się popularyzowaniu kremacji, zwłaszcza gdy będzie ona wstępem do pochówku w alternatywnych wobec cmentarzy miejscach lub do rozsypywania prochów?
Po pierwsze – z pewnością hierarchia kościelna. Świadomie nie używam określenia „Kościół katolicki”, bo jeżeli porównuję wypowiedzi polskiego kleru i jego politycznych satelitów z wypowiedziami np. papieża Franciszka, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że słucham przedstawicieli dwóch różnych religii.
Polski Kościół akceptuje, z wyraźną niechęcią, spopielenie zwłok – ale dopiero po mszy pogrzebowej – lecz na rozsypywanie prochów zdecydowanie się nie zgadza. Polecam Państwu zapoznanie się z fragmentem Wikipedii pod hasłem „kremacja”. Opierając się na tym samym tekście, można wywnioskować, że podejście do kremacji plasuje polski Kościół między prawosławiem i islamem (które stanowczo kremacji zakazują), a buddyzmem, w którym spopielenie zwłok jest najbardziej oczywistym pochówkiem.
Kościół katolicki w Polsce jednoznacznie sprzeciwia się rozsypywaniu popiołów, a jego gorliwi słudzy w instytucjach politycznych pilnowali dotychczas, żeby przyzwolenie na taką formę pochówku nie zaistniało w polskim prawie. Jako szczególnie skandaliczny jawi się, opisywany również przez redaktor Dąbrowską, fakt zablokowania przez Ministerstwo Zdrowia projektu rozwiązań prawnych przewidujących możliwość rozsypania prochów po kremacji. Nie po raz pierwszy – i nie ostatni – minister zdrowia zapomniał, że powinien kierować się oceną realnego zagrożenia dla zdrowia obywateli, a nie własnymi poglądami religijnymi.
Kościół, sprzeciwiając się przyzwoleniu na rozsypywanie prochów, wykazuje rozsądek biznesowy, właściwy przecież tej instytucji. Przedsiębiorcy pogrzebowi najpewniej sobie poradzą – piece do kremacji zwłok będą zapewne opłacalną inwestycją. Opłacalny nadal będzie transport zwłok etc. Natomiast księża z pewnością stracą na spadku dochodów z tradycyjnych ceremonii.
Jest jeszcze lobby zarządców cmentarzy, będących w naszych warunkach przedstawicielami trwałego partnerstwa kościelno-samorządowo-prywatnego. Będą bronić się przed alternatywnymi pochówkami do ostatniego tchu.
Mimo że polskie państwo wyznaniowe nie bierze pod uwagę ludzkich uczuć, jeżeli tylko nie są zgodne z jedynie słuszną doktryną, to zmiany w zwyczajach pogrzebowych w Polsce i tak wydają się nieuniknione. Kremacja – z powodów ekonomicznych i sanitarno-epidemiologicznych – zapewne będzie stosowana coraz szerzej. Również dlatego, że stanowi szansę jednoznacznego zamanifestowania światopoglądu skrajnie odmiennego od głoszonego otwarcie przez polskich hierarchów oraz ich wyznawców.
Komentarze
Pewnie wybiegam w przyszłość – chociaż niezbyt odległą – przewidując że polski Episkopat może wpaść na pomysł użycia techniki face recognicion i ogólnopolskiej bazy danych aby wyeliminować osoby LGBT , rozwodników, ateistów, itp z listy osób uprzywilejowanych do otrzymania ślubów kościelnych, pogrzebów, komunii świętej. Skoro już używany jest elektroniczny różaniec.
PS. Dwa ostatnie pogrzeby w mojej rodzinie skończyły się kremacją.
No, i oczywiście – wykluczyć z zasiadania w Radach Nadzorczych spółek pod kontrolą państwa.
Bardzo dobry artykuł,
natomiast czekam na wypowiedzenie się Pana na temat innej kwestii związanej z tematem – otóż w Polsce dość rzadko poruszanym tematem dykusji publicznej jest oddanie ciała zmarłego w celach naukowych dla uczelni medycznych.
Obecnie na uczelniach medycznych w Polsce istnieje deficyt takowych, co przekłada się na jakości nauczania przedmiotów praktycznych, takich jak np. anatomia.
Jakie miejsce w debacie publicznej widzi Pan dla tego tematu i jakie rozwiązania byłyby w tym wypadku skuteczne ?
Pozdrawiam,
martinossova
Kremacja na pewno jest dużo, lepszym rozwiązaniem niż klasyczny pogrzeb, ale nie można pominąć aspektu ekologicznego – wymaga bardzo dużej ilości paliwa i energii. To czynnik kiedyś ignorowany, a teraz coraz istotniejszy że względu na popularność kremacji.
Osoby pragnace zabrac prochy samolotem jako podreczny bagaz musza je miec w drewniannej urine ktora mozna sprawdzic przeswietleniem.
Mozna tez prochy zabrac w torebce po cukrze i zapakowac do plecaka ale to brak szacunku dla zmarlej osoby.
Cos pozytywnego na temat kosciola katolickiego. To co robia wyglada lepiej od tego co robia zoroastrianie.
EMG
3 listopada o godz. 13:09 34114
Paliwo i energia sa tez potrzebne do myslenia. Najbardzij ekologiczna jest wiec bezmyslnosc.
Polak potrafi!
Wydawało mi się, że właśnie kremacja jest oznaką szacunku ale okazuje się, że można i tu być cwaniakiem. Ostatnio ktoś w szerzej pojętej rodzinie zrezygnował z kremacji bliskiego bo zaczął dochodzić i wyszło, że krematorium Cmentarza Północnego pali jednocześnie 4 trumny i do młynka idzie wszystko na raz. W urnie otrzymam więc ćwiartkę bliskiej osoby. Bardzo to ekonomiczne i ekologiczne ale raczej obrzydliwiczne.
Na dodatek całe te ściany z urnami są tak bufoniaste i nadęte , że zajmują więcej miejsca niż zwykłe groby. Nawet i to Polak potrafi bliźnim obrzydzić. Jedyna pociecha, że gdyby nieboszczyk był zatruty to się proszek rozcieńczy.
Jeśli nie mam racji niech mnie ktoś pouczy. Z chęcią przyjmę.
Przeciętna kremacja trwa 75 minut i odbywa się w temperaturze 760-1150 °C. Zapotrzebowanie na energię wynosi ca 285 kWh z gazu i 15 kWh z prądu elektrycznego. Odpowiada to miesięcznemu zużyciu energii przez jednoosobowe gospodarstwo domowe lub dwukrotnemu zatankowaniu SUV-a.
Energia cieplna emitowana podczas kremacji może być (i bywa) powtórnie wykorzystywana.
Prochów się nie miele na mączkę, tylko kruszy, aby w razie rozsypywania ich w naturze nie leciały żałobnikom w oczy jak np. w filmie „Big Lebowski”.
„Racjonalizacja” procesu kremacji opisana przez Verę wydaje mi się plotką wymyśloną dla odstraszania, bo jak dotąd piece krematoryjne mają komory „jednoosobowe” i nawet najnowocześniejszy piec pozwala na max. 6 kremacji dziennie.
Jedną po drugiej.
@1300 gramów
Ale czy popioły są wygarniane po każdej kremacji, czy po skończonym cyklu – następnego dnia rano?
@JackT
https://www.youtube.com/watch?v=YLlcn1KCdE8
Czy w takiej szufladzie zmieszczą się kości po kilku kremacjach?
I jaki sens ma mieszanie popiołów, skoro piec musi być pusty i wymieciony przed następną kremacją?
Aby zapobiec pomyłkom przy wydawaniu prochów rodzinom, na każdej trumnie kładzie się szamotową płytkę z wyrytym nazwiskiem nieboszczyka i numerem takim samym jak na dokumentacji. Płytka po wypaleniu trafia do urny z prochami.
Niedawno brałem udział w wysypaniu prochów krewnego do oceanu i taką płytkę widziałem.
Trzeba naprawdę złej woli, aby robić takie „numery”, jakie opisuje Vera.
Jak to robią w Szwecji
https://www.youtube.com/watch?v=oB0Iny26R9I
@martinossova
>>Obecnie na uczelniach medycznych w Polsce istnieje deficyt takowych, co przekłada się na jakości nauczania przedmiotów praktycznych, takich jak np. anatomia.<<
…nauczanie anatomii na zwlokach, to przezytek. Obrzydliwe zajecia, szkodliwa dla zdrowia formalina, nauka gorsza, niz na modelach – i plastcznych i komputerowych. W cywilizowanych krajach z tego zrezygnowano. I dobrze.
Zwloki nie sa tez juz w zasadzie potrzebne do zadnej powaznej dzialalnosci wojskowej.
A, zeby nie bylo watpliwosci – uczylem medycyny w Polsce, ucze w Anglii. Wydaje mi sie, ze angielscy studenci koncza uczelnie lepiej przygotowani do zawodu.
‚wojskowej’??? 🙂
sorry – nie wiem w jaki sposób przerobilem ‚naukowej’ na militarna…
Na Cmentarzu Północnym po urnę przychodzi się po 3 godzinach lub następnego dnia
zrezygnował z kremacji bliskiego bo zaczął dochodzić i wyszło, że krematorium Cmentarza Północnego pali jednocześnie 4 trumny i do młynka idzie wszystko na raz.
Ten cmentarz ma krematorium na trzy szwedzkie piece i nie może palić jednocześnie czterech trumien.
Na miejscu tej osoby nie słuchałbym plotek, lecz udał się po informację prosto do spopielarni.
Istnieje tam nawet możliwość bycia obecnym w czasie kremacji.
A urnę można odebrać osobiście, jeśli się jest osobą zlecającą kremację.
Dalszy los prochów nie interesuje wówczas nikogo i można zrobić z nimi to, czego życzyła sobie dana osoba przed śmiercią.
Polskie przepisy pogrzebowe są przedwojenne i dotąd nie regulują jednoznacznie pochówku prochów, więc póki nie trąbi się o swoich zamiarach wszem i wobec, można dyskretnie wykonać każdą ostatnią wolę.
Gorzej jest, jeśli zleci się kremację za pośrednictwem zakładu pogrzebowego, który wówczas również odbiera prochy i z lęku przed kłopotami może się upierać przy pogrzebie na cmentarzu.
Prochy można przewozić całkowicie legalnie prywatnymi i publicznymi środkami lokomocji, a także wysyłać pocztą. W przypadku linii lotniczych dobrze jest uprzednio sprawdzić ich przepisy. Na ogół wymagają, by urnę z prochami (szczelnie zakręcany, nietłukący pojemnik) mieć w bagażu podręcznym.
Takie urny są z tworzywa, a pokrywkę mają przykręconą śrubami.
Moja przyjaciółka przywiozła samolotem prochy swojej matki z Kanady do Wrocławia trzymając urnę przez całą drogę w objęciach.
Tak chciała, nikt jej do niczego nie zmuszał, ani nie zabraniał.
Moja mama powiedziała, że po śmierci ma być skremowana, bo nie życzy sobie, żeby jadły ją robale i padał na nią deszcz i że jak tego nie zrobię, to będzie mnie straszyć po nocach.
Obejrzałem, wygląda ok.
Nie zamierzam powstać z grobu gdy zabrzmią trąby Archaniołów wołających na Sąd Ostateczny.
Kremacja jest moim wyborem.
Na szczęście, zgodnie z nasza polską bylejakością, brak jakichkolwiek przepisów wykonawczych do cytowanej ustawy, toteż można śmiało robić z prochami co się żywnie podoba, gdyż nie przewidziano żadnych sankcji za niestosowanie się do zawartych w ustawie przepisów.
Co prawda różni kruchciani, próbowali ciągać po sądach rozsypujących prochy po łąkach, powołując się na inne przepisy np. dot. znieważenia zwłok – jakież to zwłoki garść popiołu – ale jak się nie jest durniem to łatwo się wybronić. Przede wszystkim nie opowiadać wszystkim dookoła co się zrobiło z prochami ojca. A winę – jak na razie – to trzeba udowodnić, a nie spychać na oskarżonego, aby udowodnił, że jest niewinny.
PS Najlepiej zeznać w razie czego, że się prochy zjadło. Przez pomyłkę.
@sugadaddy
Przypomniałeś mi starą anegdotę o losach prochów cioci przysłanej z USA do Polski w puszce od zupy w proszku 😉
Z prochami można faktycznie robić, co się chce, choć niektórzy ludzie nie mają odwagi nie urządzić oficjalnego pogrzebu na cmentarzu i czasem podobno chowają pustą urnę. Tak mi opowiadano.
Ale najważniejsze jest zadbanie o to, aby prochy trafiły prosto w ręce rodziny lub osoby wyznaczonej (testament) przez zmarłego do wykonania jego ostatniej woli.
Co można zrobić z prochami?
Można przechowywać w urnie, rozsypać w symbolicznym miejscu lub wyprodukować z nich… diament.
Istnieją na świecie doświadczone firmy, które za ca 3000 dolarów wyekstrahują zawarty w prochu węgiel i wyprodukują 0.3-karatowy kamień szlachetny (większe kosztują więcej), a nawet go stosownie oszlifują.
Diamenty takie mogą mieć różne barwy, najczęściej jednak wychodzą błękitne z powodu domieszki boru, którego z wiekiem przybywa w kościach i trudno go całkiem oddzielić.
Proces rośnięcia kryształu odbywa się w temperaturze 1370 stopni i pod wysokim ciśnieniem. Trwa 6-8 tygodni.
To zwierzeta domowe naogol kremuje sie zbiorczo. Zbiera sie pewna ilosc uspionych zwierzat domowych i wtedy dopiero spopiela. Przynajmniej tam gdzie mieszkam.
Można jeszcze wysłać prochy w kosmos – drugi Polak w kosmosie.
Nazwisko umarłego można też – za słoną opłatą w zielonych – dopisać do listy petentów która zostanie wręczona Chrystusowi gdy „przyjdzie sądzić żywych i umarłych”.
To nielogiczne przywiazanie do wlasnego ciala jest psychologiczna dewiacja. Wlosy i paznokcie obcinamy i bez sentymentu sie ich pozbywamy. To samo robimy z nowotworowo zmieniana nerka czy kawalkiem jelita grubego. Dlaczego zuzyte cialo zmarlej osoby jest tak cenne ze wsadzamy je do drogiej trumny i jeszcze drozszego grobowca? Nasze nielogiczne zachowanie wynika z instynktow ktore w nas pozostaly po naszych zwierzecych przodkach.
Myślę że to obiecanka życia po śmierci tzw afterlife skłania ludzi do dbania o doczesne szczątki, już od czasów faraonów. Oraz chęć okazania swojego statusu materialnego – patrz: marmurowe, okazałe groby ruskich mafiozów.
W świecie zwierząt to na ogół sępy, wilki, hieny lub inne carnivores przejmowały zwłoki, a żałobnicy musieli szybko uciekać.
To ludzie wymyslili koncepcje wiecznosci choc do tej pory maja problem ze zdefiniowaniem czasu. Zycie wieczne wraz z woda zycia sa dzieciecymi wymyslami. A my na deskach teatru Earth przedstawiamy wlasne fobie. Czesto wzorujemy sie na faraonach. Nawet Jaruzelski pogodzil sie z katolickim bogiem na przedstawieniu zwanym ostatnia droga.
Osobiście niczego nie wymyślam. Powtarzam po prostu słowa konkretnej osoby pytanej po świeckim pogrzebie 2 miesiące temu, dlaczego nie zdecydowała się na kremację. To ta osoba stwierdziła, że zajęła się bliżej sprawą. Nazwiska nie podam ale mogę po raz kolejny powtórzyć, że żaden pogrzeb kościelny takiemu nie dorównuje. Mnie ta sprawa poruszyła na tyle by stawić problem na forum.
Rzeczywiście może to być nieprawda ale twierdzenie, „wydaje mi się plotką wymyśloną dla odstraszania” wcale na wyższy poziom dyskusji nie podnosi. Dobrze by było jednak coś wiedzieć zanim się zabierze głos.
Dobrze by było jednak coś wiedzieć zanim się zabierze głos.
No właśnie.
Na ile blisko ta osoba zajęła się bliżej sprawą?
Jakie ma dowody, poza szerzeniem insynuacji o machinacjach w tym krematorium?
Śmierć, pogrzeby, kremacje to temat niewygodny, budzący emocje, a czasem grozę do panicznego strachu włącznie. Łatwo więc o danie posłuchu takim cynicznym opowieściom, co przy poziomie społecznego zaufania w Polsce wcale nie dziwi.
@Vera
Zauważ, że też się przyczyniłaś to szerzenia tego podejrzenia.
Od kilkunastu lat mieszkam w Irlandii, w październiku ubiegłego roku umarł mój mąż, który wielokrotnie powtarzał, że nie chce mieć tradycyjnego pogrzebu. Żartował, że brzydzi go myśl, iż będzie pokarmem dla robali. Jego śmierć była niespodziewana, zatem te jego wcześniejsze wypowiedzi, traktowałam zawsze z przymrużeniem oka. Kiedy jednak po jego śmierci musiałam podjąć decyzję w sprawie pochówku, istotną kwestią dla mnie był koszt przedsięwzięcia. Uprzejmy Pan z zakładu pogrzebowego wyjaśnił, że kremacja jest tańsza. Poza tym jeśli będę chciała urządzić pogrzeb w Polsce, również przewóz prochów będzie znacznie tańszy. Nie zamierzałam tego robić, ponieważ jego rodzice odeszli kilka wcześniej. Kwestie religijne także nie były istotne, gdyż mimo iż mąż pochodził z rodziny katolickiej, uważał siebie za NIE katolika, a ja nie jestem katoliczką. Okazało się, że mogę jego prochy rozsypać, albo gdybym miała ogród, to zakopać urnę np. pod drzewem. Przed laty wybraliśmy się na wycieczkę po najbliższej okolicy i spodobały się nam ruiny średniowiecznego zamczyska, a właściwie piękny widok rozpościerający się wokół. Dowiedziałam się, że mogę rozsypać prochy męża w tamtym miejscu. Była piękna, jesienna pogoda. Wiał lekki wietrzyk, który porwał jego prochy na okoliczne krzaki i pola. Urnę po prochach wciąż mam, jest to plastikowy pojemnik, który mogłabym nawet zwrócić do zakładu pogrzebowego, ale zrezygnowałam z tego pomysłu. Zamierzam do tej urny, w której przecież są jeszcze jakieś resztki prochów, wsypać ziemię i zasadzić jakąś wieloletnią roślinę. A tak na marginesie przyznam się, że również podzielam pogląd Pana Mariusza Szczygła iż nasi zmarli, są tak długo nieśmiertelni, póki o nich myślimy.
Piszę z innego kompa od tego, na którym mam archiwum spraw związanych z pogrzebem mojego krewnego w Chicago. Polegam więc na pamięci i cos mogę pokręcić. Zwłoki w celu zaoszczędzenia na transporcie do Polski, do rodzinnego grobu, zostały skremowane w Chicago. Najtańsza jaką udało mi się znaleźć usługa kosztowała 1000 dolarów i została mi polecona pod stołem, pod wodą, bez oddechu i po odebraniu przysięgi na życie mojej matki iż nikomu adresu zakładu wykonującego ją tak tanio nie zdradzę. Być może mnie nabrano, nie wiem. Z kilku telefonów do innych zakładów rzeczywiście wynikało, że było to wyjątkowo tanio. Sam studiowałem polskie i amerykańskie przepisy, sam tłumaczyłem dokumenty, sam je uwierzytelniałem, córka w PL chodziła po urzędach i wyjednywała pozwolenia i zezwolenia z polskiej strony. Według jej relacji wszystko i wszędzie wyglądało tak, jakby panie urzędniczki po raz pierwszy w życiu spotykały się z prywatnym importem prochów i całe szczęście, że zarówno owe urzędniczki jak i moja córka mają dobre charaktery i przypadły sobie wzajemnie do gustu, bo niejasności i pól do różnych interpretacji jest w przepisach cała masa.
Począwszy od samego tłumaczenia szpitalnego świadectwa zgonu (kto to jest „tłumacz przysięgły” w USA?), poprzez definicję „hermetycznego pojemnika na prochy” wymaganego w polskim prawie do transportu (czytaj: „urny”) aż do takich kwiatków, jak różna treść wskazówek/objaśnień umieszczonych wtedy (kilka lat temu) na stronach różnych polskich ambasad i konsulatów w różnych państwach świata.
Zapamiętałem z tej kolekcji wyróżniające się – bo znalazłem je tylko i wyłącznie na stronach polskiej ambasady w Berlinie – szczegółowe przepisy na wypadek przewozu zwłok przez terytorium kraju pośredniego (w sensie geograficznym), czyli położonego pomiędzy krajem zgonu i Polską.
Uśmiałem się wtedy serdecznie, gdyż jak wiadomo w przypadku transportu do Polski zwłok Polaka zmarłego w Niemczech problem transportu przez terytorium kraju trzeciego występuje – w porównaniu z transportem zwłok z innych krajów świata – szczególnie często.
Z innych kwiatków ciekawa była reakcja pracownika biura pogrzebowego w Chicago (dla którego z kolei tłumaczyłem korespondencję przychodzącą z polskich urzędów, na całe szczęście nie żądał uwierzytelnionych tłumaczeń), gdy usłyszał o wypłacanym w PL zasiłku pogrzebowym i o wysokości tego zasiłku. W USA wynosi on nieco ponad 200 dolarów (czyli mniej więcej pokrywa koszt kwiatów) i o ile dobrze pamiętam polskie 4000 zł (circa about 1000 dolarów) jest 5 razy niższy niż w PL.
@zza kałuży
Rozumiem, że wziąłeś na siebie cały ten biurokratyczny kram tylko ze względu na polski zasiłek. I ewentualnie zezwolenie na pochówek na polskim cmentarzu?
A z urzędami tak to jest, kiedy zaczyna się je o coś pytać, zamiast zwyczajnie wziąć urnę do bagażu podręcznego i lecieć, gdzie się chce.
O tym, że polska biurokracja nie jest w stanie opracować (i stosować) logicznych przepisów, świadczy kuriozalny wymóg dostarczenia zaświadczenia, że przyczyną zgonu nie była choroba zakaźna. W odniesieniu do prochów w urnie!
Dotychczasowe polskie regulacje mają na uwadze zwłoki i są automatycznie rozciągane na prochy, bez względu na to, jak bezsensowne by to było.
Przepisy amerykańskie
“Cremated remains can be accepted as either carry-on, checked baggage or shipped unaccompanied as cargo. The passenger must have a death or cremation certificate.” American Airlines: Permitted. “When you travel with cremated remains, they’ll be treated as carry-on baggage.
1300 gramów 16 listopada o godz. 8:55 34143
Firma wysyłająca paczki do Polski, wielokrotnie sprawdzona, za pomocą której posłałem urnę, korzysta z usług LOTu. A LOT ma swoje (czytaj: polskie) regulacje.
@zza kałuży
Tak myślałem.
Czy też wziął 1500 dolarów za transport jak w opisanym przypadku?
Linie lotnicze LOT pobrały za transport urny $1,500. Razem: $2,520.
Przy takich cenach zawiózłbym osobiście w bagażu podręcznym.
1500? To jakaś aberracja. Musiałbym sprawdzić, pamiętam że wysyłka urny kosztowała drożej niż zwykłej paczki lotniczej o podobnej wadze ale nie sądzę abym zapłacił więcej niż stokilkadziesiąt zielonych. Z konsulatu pobierałem zezwolenie na przewóz szczątków, (warunkowane otrzymaniem zgody z PL lokalnego urzędu na pochówek w PL) ale żaden konsul nigdzie nie jeździł i niczego nie pieczętował.
Nawiązując do śmierci.
Codziennie w Polsce jakieś dziecko jest rozjechane na pasach, i zawsze spowodowane jest to nadmierną prędkością auta.
Morawiecki mówi o podwyższeniu kar itd.
Dlaczego nikt nie wpadnie na pomysł aby przywrócić RADARY na polskie drogi? Wszystkie kraje to robią, jest to dowiedziony sposób na przestrzeganie limitów prędkości. I uzyskanie pieniędzy na poprawę bezpieczeństwa pieszych.
Suweren nie lubi płacić mandatu, woli zabić cudze dziecko.
Kremacja jest przyszłością i to nie ulega wątpliwości. Warto jednak zwrócić uwagę, że mimo wszystko najważniejsza jest ostatnia wola człowieka, jeśli ktoś chce, aby pochowano go w sposób tradycyjny, to nie ma co patrzeć na kwestie ekonomiczne, ekologiczne i trzeba wykonać ten obowiązek. Nie ulega jednak wątpliwości, że kremacji będzie coraz więcej. To widać już nawet teraz, jeszcze w latach 90 takich pogrzebów robiła się bardzo mało, a teraz? Krematoria chodzą całą dobę. Świadomość ludzi jest większa i więcej osób już teraz mówi o tym, że po śmierci chce być skremowana. A moim skromnym zdaniem takie pogrzeby są dużo bardziej uroczyste, niż pogrzeby tradycyjne. Byłam na kilku ceremoniach organizowanych przez zakład pogrzebowy Olim w Strzelinie i byłam pod dużym wrażeniem tego, jaki taki pogrzeb ma podniosły charakter.