Potraktujmy poważnie antyszczepionkowców! Dajmy im to, o co proszą
Spełnienie żądania antyszczepionkowców, by znieść obowiązek szczepień ochronnych, nie tylko narazi życie wielu osób. Może być poligonem dla zmian wykraczających daleko poza medycynę.
Zacznijmy od tego, dlaczego spełnienie żądania antyszczepionkowców jest takie groźne z medycznego punktu widzenia. Po pierwsze dlatego, że w społeczeństwie są osoby (w tym dzieci), których po prostu nie wolno szczepić ze względu na ich stan zdrowia. Druga grupa, prawdopodobnie jeszcze liczniejsza, to ci, których stan biologiczny sprawia, że są bezbronni, bo ich odporność jest trwale lub przejściowo upośledzona. Nawet jeżeli byli kiedyś szczepieni. Dzieje się tak zazwyczaj w następstwie wyniszczających chorób.
Obie te populacje chroni „kordon sanitarny” z otaczających ich osób zaszczepionych i wykazujących normalną odporność. To właśnie ten kordon wygasza rozprzestrzenianie się zakażenia. No i jeszcze jedno – przebieg niektórych chorób zakaźnych zależy od wspomnianego już ogólnego stanu osoby zakażonej. Czasami można przeżyć ją dokuczliwie, ale bez większych powikłań, ale nie zawsze. Chciałbym, żeby poseł PiS dr Ostrowski, który twierdził z sejmowej mównicy, że odra jest wyjątkowo łagodną chorobą, musiał – w ramach kary nałożonej przez Izbę Lekarską – porozmawiać z rodzicami dzieci, które odry nie przeżyły. Nie mówiąc już o tym, że w czasach ustnych egzaminów na studiach medycznych za nieznajomość powikłań odry można było z egzaminu po prostu wylecieć za drzwi.
Antyszczepionkowcy nie decydują wyłącznie o losie własnym i swoich dzieci. Mogą przyczynić się do dramatów osób, które będą po prostu ofiarami ich wyboru.
Projekt antyszczepionkowców został skierowany do komisji głosami PiS, Kukiz ’15 i narodowców (wyniki głosowań znajdziecie Państwo tutaj i tutaj), nie zaś odrzucony. Zwolennicy takiego rozwiązania tłumaczyli się koniecznością dyskusji na ten temat, chociaż ich motywy mogły być całkiem inne, do czego wrócimy. W następstwie owych nieszczęsnych głosowań pojawiła się fala komentarzy (np. OKO press i POLITYKA), odsądzających antyszczepionkowców od czci i wiary.
W przeciwieństwie do wielu autorytetów pozwalam sobie niniejszym na gorący apel o zrozumienie dla antyszczepionkowców i potraktowanie ich z całą powagą. Zacznijmy od konkretnych propozycji, a potem przejdźmy do uzasadnienia.
Proponuję przestać w ogóle mówić o karaniu antyszczepionkowców. Przez szacunek dla nich (jesteśmy przecież krajem coraz bardziej demokratycznym) wnoszę natomiast, by pozwolić im ponieść konsekwencje swoich decyzji. Wszak bardzo mocno powtarzają, że wiedzą, co robią. Główna postać ruchu antyszczepionkowego Justyna Socha twierdzi nawet, że działa w imię obrony praw człowieka. W cywilizowanych społeczeństwach powinna jednak obowiązywać zasada: „Moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się twoja”, a z sondaży wynika, że zdecydowana większość jest za utrzymaniem obowiązku szczepień. Musimy zatem znaleźć kompromis między żądaniami krzykliwej, ale wspieranej politycznie mniejszości, a prawami większości. Propozycję takiego kompromisu pozwalam sobie przedstawić w trzech krótkich punktach:
1. Szczepienia będą zalecane i będzie istniało prawo do odmowy poddania im siebie lub swojego dziecka
2. Odmowa zalecanych szczepień będzie automatycznie skutkowała dwoma obowiązkami nakładanymi na osobę odmawiającą:
– jeżeli osoba, której dotyczyć będzie odmowa, zachoruje na chorobę, przed którą miała zabezpieczyć szczepionka, to osoba ta lub jej rodzice (w przypadku niezaszczepionego dziecka) poniosą pełne koszty związane z leczeniem tej choroby i jej (niekiedy długoletnich, trwających do końca życia) powikłań
– osoba odmawiająca rozpocznie bezzwłocznie comiesięczne wpłaty na fundusz służący pokryciu (przynajmniej częściowemu) kosztów leczenia tych osób, których nie można było szczepić ze wskazań medycznych lub które zachorowały pomimo szczepienia
3. Jeżeli odmowa szczepienia dotyczyć będzie dziecka, to podpisujący ją rodzice będą przyjmowali do wiadomości, że żłobek, przedszkole lub szkoła ma prawo odmowy przyjęcia dziecka nieszczepionego z powodu decyzji rodziców, a nie ze względu na przeciwwskazania do szczepienia; do dyskusji pozostaje kwestia, czy taka sama zasada powinna obowiązywać na wyższych uczelniach wobec osób dorosłych.
Powyższy kompromis jest wyrazem najwyższego szacunku wobec antyszczepionkowców. Przyznając bowiem prawo wyboru, przyznaje się jednocześnie, że wybierający ma świadomość konsekwencji. Że rzecz całą przemyślał, zasięgnął być może rady, skalkulował korzyści i ryzyko, i że jest gotów przyjąć zarówno potencjalne korzyści wynikające ze swojej decyzji, jak i ewentualne bolesne następstwa. Traktujemy zatem antyszczepionkowców jako odpowiedzialnych, dorosłych ludzi.
Właśnie kwestia odpowiedzialności pozwala gładko przejść od dosyć oczywistych spraw medycznych do tych, które pozornie ze szczepieniami nie są związane (przynajmniej na pierwszy rzut oka). Za to niewątpliwy jest ich związek z rozpoczynającym się wkrótce tasiemcowym serialem wyborczym. Spójrzmy zatem na antyszczepionkową awanturę w szerszym kontekście.
Na początek prosta arytmetyka: w niedawnym sondażu IBRIS prawie 80 proc. respondentów poparło obowiązkowe szczepienia. Dlaczego zatem wśród posłów PiS poparło je (mowa o głosowaniu nad odrzuceniem projektu w pierwszym czytaniu) tylko 2,5 proc.? I to mimo jednoznacznych, mocnych apeli własnych ekspertów, czyli ministra zdrowia i Głównego Inspektora Sanitarnego? Myślę, że w takiej sprawie należałoby spodziewać się mniej skrajnego podziału opinii. Skoro jednak wynik był, jaki był, to może mamy do czynienia z cichą, ale stanowczą sugestią, by tak właśnie głosować? Może właśnie było to perskie oko puszczone do potencjalnego elektoratu? Coś w rodzaju: „bądźcie dla nas mili, to będzie wam wolno więcej”? Przecież widzieliśmy już nie raz takie puszczanie oczka przez Niezłomną Drużynę. Głównie do młodych, potencjalnych wyborców. Nie wolno zasłaniać twarzy na zgromadzeniach publicznych? Ale my nie potrafimy nic na to poradzić (oczko). Nie wolno rozpalać rac na imprezach masowych? Jeżeli nie jesteś za aborcją, prawami kobiet albo innymi takimi fanaberiami, możemy tego nie zauważyć (oczko). Lubisz poszaleć samochodem albo motocyklem po drogach publicznych, a potem to nagrać? Cóż, nie mamy odpowiednich środków, żeby udowodnić ci przestępstwo, a młodzież musi się wyszaleć (oczko). Itd.
Oczko puszczane bywa najczęściej do środowisk, hm… patriotów stadionowych. To jest jednak ograniczona (mam na myśli oczywiście liczebność) populacja i trzeba sięgnąć po inne. Antyszczepionkowcy świetnie się do tego nadają – są pupilem skrajnie prawicowych mediów, będąc mentalnym odpowiednikiem stadionowych i pochodowych patriotów, i dlatego PiS się do nich łasi. I puszcza oczko. Zagłosujcie na nas, a my pozwolimy wam na odmowę szczepień bez konsekwencji, mimo że jesteście mniejszością. Z tą samą zapewne intencją wdzięczą się do nich mniejsze partie – od anarchistycznosamobójczych kukizowców po neofaszystów. Społeczeństwo odpowiedzialne? Za nic w świecie! Lepsze jest społeczeństwo posłuszne, świadome, że na każdego władza ma jakiegoś haka, a cugle zawsze może ściągnąć.
Antyszczepionkowcy to świetna grupa docelowa, w dużej części wychowana w przekonaniu, że „im się należy” i że konsekwencjami swojego postępowania nie powinni się przejmować.
Jest jeszcze jeden aspekt kampanii antyszczepionkowej, a raczej jej poparcia przez Najlepszą Zmianę. Miłująca Pokój Zmiana spacyfikowała już system prawny, system edukacji oraz system obrony. Za chwilę przyjdzie zapewne czas na media, personel medyczny i – być może – pozostałe wolne zawody. Być może łaskawość Jego Miłomściwości i jego radosnej drużyny jest częścią przygotowań do następnego etapu naprawiania społeczeństwa. Tym razem pozwólcie Państwo, że ja też będę puszczał oczko.
Otóż, ku radości PiS i jego pudelków, antyszczepionkowcy zwracają się przeciwko elitom, które wcale nie są definiowane poprzez atrybut zamożności (wszak w anarchistycznonarodowej Kukiz ’15 jest potężny przedsiębiorca, kandydujący właśnie na prezydenta Warszawy). Dla nich elity to eksperci, czyli ludzie, którzy posiadają wiedzę. Nie jakąś tajemną, ale taką, która wymaga trochę czasu i wysiłku umysłowego. Co ważniejsze, jej podstawą są zebrane zgodnie z obowiązującymi standardami i możliwe do weryfikacji dane. Eksperci są (a przynajmniej powinni być) autorytetami. Jeżeli przyzwyczaimy społeczeństwo, że bycie ekspertem to sprawa względna, że każdą wiedzę można podważyć insynuacją, a dobrze udokumentowane dane nie są lepsze od tych „z sufitu”, to wtedy ekspertem może być każdy: Jego Miłomściwość (oczko) albo Kłamczuszek-Załatwiacz (oczko), albo każdy, kogo umowna partia umownie zwana Pogarda i Symonia (wróciła ostatnio moda na wyrazy obce, nieprawdaż?) (oczko) wskaże. Jakież to wygodne narzędzie dla Najlepszej Zmiany – móc wrzasnąć z trybuny do suwerena: to wy jesteście ekspertem, bo wy swoim zdrowym instynktem czujecie, co naprawdę należy robić! Dobre samopoczucie suwerena przełoży się na frekwencję wyborczą i na oddane na właściwą partię głosy…
Na zakończenie proszę o zastanowienie się nad jednym uporczywie kreowanym mitem: szlachetni antyszczepionkowcy przeciwko skorumpowanym przez firmy farmaceutyczne lekarzom i urzędnikom państwowym. Przykładem chociażby niedawne wystąpienie sejmowe liderki antyszczepionkowców Justyny Sochy: „Dlaczego szczepienia ochronne, z którymi wiąże się możliwość ciężkich powikłań, dotyczą tylko dzieci, czyli 25 proc. naszej populacji? Jak można w tej sytuacji mówić o odporności zbiorowej? Dlaczego konsekwencje wykonywania szczepień ochronnych w imię mitu odporności stadnej mają ponosić tylko dzieci i ich rodzice? Czy czasem za uzasadnieniem przymusu szczepień ochronnych tylko dzieci nie stał wyłącznie interes ekonomiczny producentów?” (cytat z PAP za forumszczepien.esculap.com, 4 października 2018 r.).
Przyjrzyjmy się na spokojnie, bo to kwintesencja tego, co prezentują mentalnie antyszczepionkowcy. Po pierwsze: 25 proc. dzieci w takim społeczeństwie jak nasze to norma. Oczywiście mogłoby być więcej, ale rozkład demograficzny mamy, jaki mamy. Rozumiem, że Antyszczepionkowej Justynie marzy się 100 proc. dzieci, ale takie społeczeństwo by nie przetrwało, bo nie miałby się nimi kto opiekować. W ogóle w dobie dzisiejszego poziomu medycyny powyżej 50 proc. dzieci w społeczeństwie nakazuje podejrzewać jakąś hekatombę dorosłych w niedawnej przeszłości. Poza tym dzieci dorastają, szczepimy więc 25 proc., a dorośli, niewliczani oczywiście do kategorii dzieci, nadal mają odporność, pojawiają się za to nowe dzieci, które są szczepione, a potem dorastają, a w tym czasie szczepione są nowe dzieci – i tak tworzy się wspomniany na początku tego tekstu „kordon sanitarny”.
Czyli mówienie o braku odporności zbiorowej, gdy szczepi się tylko dzieci, jest wyrazem złej woli Justyny Sochy albo tego, że nie ma ona szczęścia w myśleniu. Podobne wątpliwości budzi zgłoszone do OKO.press żądanie, by nie określać jej jako antyszczepionkowca, bo ona chce przywrócić szczepieniom wiarygodność. Albo wywiad dla „Dziennik.pl” (7 października 2018 r.) przeprowadzony przez Paulinę Nowosielską. Np. taki kwiatek: „Odporność zbiorowa jest mitem”. Kategoryczne, prawda? Zwłaszcza w ustach agentki ubezpieczeniowej, która wieloma wypowiedziami udowodniła, że analiza danych nie jest jej mocną stroną. Reszta też jest ciekawa, bo to jedna wielka insynuacja. W pełni upoważniająca nazywanie Justyny Sochy antyszczepionkowcem. Plus oświadczenia typu: „jestem matką, więc wiem lepiej”. Cóż, bez komentarzy.
Komentarza wymaga natomiast pojawiająca się uporczywie deklaracja, że Justyna Socha walczy wyłącznie o dobro pacjentów. Naprawdę? No to przyjrzyjmy się chłodnym okiem. Justyna Socha jest agentką ubezpieczeniową, a to niełatwy kawałek chleba, niedający oszałamiających dochodów. Oczywiście są też w ubezpieczeniach wybitni eksperci, specjaliści w wąskich dziedzinach wymagających precyzyjnej, zaawansowanej wiedzy. Nie wydaje mi się jednak, żeby Justyna Socha mogła należeć do tego elitarnego klubu. Wszystko wskazuje na to, że raczej spełnia się jako antyszczepionkowa celebrytka, prowadząca bardzo szeroką działalność w mediach społecznościowych.
Czerpie z niej trojakie korzyści. Po pierwsze finansowe (oczywiście nie wiem, jakiej wysokości, ale można wysuwać przypuszczenia, np. na podstawie tekstu Adama Sieńki w InnPoland). Czyli w przeciwieństwie do obrzydliwych lekarzy, urzędników i firm farmaceutycznych, żerujących na ludzkim zdrowiu, sama żeruje na ludzkim zdrowiu. Druga korzyść to zaspokojenie potrzeby wyjątkowości, która jest u niej niewątpliwa, bo ciąg na „szkło” i „sitko” Justyna Socha ma ewidentny. A to, że jej rewelacje mogą komuś zaszkodzić? Cóż, najważniejsze, że ego dopieszczone. Trzeci rodzaj korzyści to tylko przypuszczenie. Być może kolejnym etapem w karierze Justyny Sochy będzie polityka? W partii, gdzieś pomiędzy Kukiz ‘15 a ONR. Taka osobowość nie może się przecież zmarnować.
Czy naprawdę chcecie Państwo, żeby chciwi, cwani ignoranci decydowali o bezpieczeństwie Państwa samych i Waszych bliskich? I czy chcecie, by stanowili forpocztę dalszych przemian, zmierzających ku putinizacji Polski?
Komentarze
W zasadzie to samo przyszło mi do głowy. Skoro np. palaczom wolno korzystać z pewnych miejsc użyteczności publicznej, środków transportu etc wyłącznie wtedy, gdy powstrzymają się od palenia, to dla niezaszczepionych tym bardziej należy wprowadzić ograniczenia. To chyba byłoby skuteczniejsze rozwiązanie niż podejmowanie prób wytłumaczenia ludziom pokroju pani Sochy, że są w błędzie.
Jakkolwiek zgadzam się z większościom tego, co napisano powyżej, muszę zaoponować co do ‚przyzwolenia’ na brak szczepień. Po pierwsze, choć obciążenia finansowe odstraszą część oszołomów, to przecież nie wszystkich. Tak więc narastanie populacji podatnej na zakażenie przyspieszy. A to samo w sobie odbiera ochronę tym co zaszczepić się rzeczywiście nie mogą. Czyli w imię wyborczego spokoju efektywnie pozwolilibyśmy skrzywdzić słabszych – trudno się na to zgodzić. Po drugie, jeśli powstanie wyłom w prawie to stanie się on przedmiotem bieżących handelków wyborczych – dziś takie obciążenia, jutro inne, pojutrze może w ogóle. I wreszcie po trzecie i najważniejsze: dlaczego w ogóle dzieci mają cierpieć za głupotę rodziców? Przecież to one będą żyły (lub nie…) z konsekwencjami powikłań. Może to za daleko posunięta analogia, ale przecież zabiera się dzieci z przemocowych domów, a nie mówi oprawcy: ‚rób co chcesz, tylko będziesz płacił za leczenie’. Podsumowując – tak, trzeba potraktować poważnie antyszczepionkowców, ale nie tak. Trzeba raczej głośno, możliwie prosto i szeroko odpowiedzieć na ich absurdalne argumenty oraz zwiększyć transparentność przemysłu farmaceutycznego i badań medycznych.
Odmowa szczepienia własnego dziecka uważam za akt dywersji wobec niego i całkowity brak odpowiedzialności. Tu nie mam wątpliwości.
Wydaje mi się, iż kluczowym argumentem dla „anty szczepionkowców” będzie argument potencjalnych kosztów leczenia, jakie będą musieli ponosić w przypadku zachorowania dziecka, lub innego zakażonego przez chore dziecko.
Widzę analogię do dawnych lat w USA, gdzie część kierowców twierdziła, iż obowiązek zapinania pasów bezpieczeństwa w samochodów, gwałci ich prawa konstytucyjne. Wtedy do akcji wkroczyli ubezpieczyciele. Nie będą pokrywać kosztów wypadków, kiedy kierowcy nie mieli zapiętych pasów bezpieczeństwa. Skutek jest ewidentny.
Historia jest zasłyszana, więc nie wiem w jakim procencie jest prawdziwa.
Dziś nawet u nas nie kwestionowany prawnie obowiązek zapinania pasów bezpieczeństwa w samochodach.
Naprawdę dorosły zdrowy na umyśle człowiek powinien mieć wybór, jak chce żyć, czy korzystać z medycyny, czy nie. Ale czemu ma wciągać w swoje szaleństwa dzieci? A jak uzna, że dziecka nie będzie karmił? Że nie pośle do szkoły? Że będzie podawał mu alkohol?
Ja nie odmawiam doroslym rodzicom prawa do wlasnej opinii. Cisnie sie jednak na usta pytanie – tylko co winne sa dzieci majace przyglupich rodzicow?
Niestety, konsekwencje nieuzasadnionych rodzicielskich obiekcji co do szczepień, poniosły by niczemu winne dzieci.
Jak się zgodzimy że dzieci mogą krzywdzić rodzice, nie szczepiąc ich, to mały krok a zgodzimy się że dzieci rodzice mogą bić, głodzić, leczyć u znachorów, nie wysyłać do szkoły/dentysty/lekarza czy molestować.
Co do szczepień samego siebie rodzice mogą się nie szczepić, o ile poniosą konsekwencje finansowe potencjalnego leczenia.
Proponuje kaucję w wysokości średnich kosztów leczenia danej choroby, aby uniknąć problemów ze ściągalnością.
Z pewnością jest to zarys jednego kierunku mogącego być kompromisem w tym sporze. Ogromnie podoba mi się określenie pani Sochy jako tej, która „ nie ma szczęścia w myśleniu ”. ŚWIETNE !
Takie wyjaśnienia (oczywiście zgadzam się w całej rozciągłości) mają wadę taką jak dowód matematyczny wykorzystujący całkowanie przeprowadzony wobec osób, które odmawiają nauczenia się dodawania.
„nie ma szczęścia w myśleniu” – chapeau bas!
Przestańmy szczepić psy przeciwko wściekliźnie i obstawiajmy kiedy zanotujemy wśród ludzi wzrost liczby zgonów z powodu tej choroby, nie szczepmy na odrę i zakładajmy się ile procent przypadków przy aktualnej epidemii przejdzie ją bez powikłań, jakie leki zwalczają czynnik chorobotwórczy itp (ciekawe czy pani Socha to wie).
Zaszczepilem sie dwa tygodnie temu przeciwko wirusom grypy. Powiedziano mi ze w tym roku szczepionka powinna byc bardziej skuteczna niz w ubieglym.
Slawomirski
Traktuję Pańską propozycje jako nie przemyślany żart – drogi Gospodarzu – lub jako kapitulację. Bo idac ta drogą co bedzie jeżeli jedni obywatele powiedzą że nie potrzebują ochrony policji, inni ochrony wojska a jeszcze inni utrzymywania szkół lub domów opieki i przestaną płacic podatki?
Żyjąc w społeczeństwie trzeba ponosić koszty funkcjonowania tego
społeczeństwa – opłacać koszty sądownictwa, więziennictwa
(alternatywa byłoby wypuszczenie wszystkich bandytów na wolność),
budowy autostrad, wywożenia smieci itp. Obowiązkowe szczepienia sa
jednym z tych filarów zdrowego społeczeństwa.
Poza tym działanie na szkodę dziecka – jakim jest powstrzymanie od
szczepień – powinno obciążać prawnie i finansowo rodziców.
Leczenie wynikłe z braku szczepień obowiązkowych, palenia
nałogowego papierosów lub chlania do upadłego powinno być
finansowane z prywatnych środków.
Dziecko przestało być własnością rodziców – nie można go bić, głodzić, gwałcić, zaniedbywać jak i narażać na choroby.
Restrykcje w przyjęciach do żłobka lub szkoły – dzieci nie szczepionych – są jak najbardziej uzasadnione. Ja bym wycofał swoje dziecko z przedszkola które przyjmuje nie szczepione dzieci.
Nawet oddając psa na przechowanie do kennel trzeba przedstawić
zaswiadczenie szczepień.
PS. Że Paranoja i Samowola głosuje na polecenia wysyłane SMS to
wiadomo, tragedia.
Dyskusje trzeba zaczać ile jest dzieci nieszczepionych w stosunku do zaszczepionych. bo być może jest to promil procenta i nie ma nad czym dyskutować. Druga sprawa, jak ktoś nie chce zaszczepić to i tak tego nie zrobi. Warto się pochylić nad tym co się wahają, a to może być spora grupa. Obserwuje temat od kilku lat i kiedyś prawie wszystkie komentarze były negatywne, teraz powoli ludzie zaczynją wątpić w sens szczepień. Niestety występujące NOP-y temu nie pomagają. Nie pomaga też ignorancja lekarzy. Jeżeli rodzic ma wątpliwości to lekarz traktuje go z buta. Rodzic wtedy bierze charakterytykę produktu leczniczego i sam czyta: skład i możliwe powikłania. jeżeli dojdzie do wniosku, że sam posiadł wiedze większą niż lekarz (bo ten nie udzieł mu odpowiedzi) to nie ma siły – nie zaszczepi. Poza tym zapieranie się państwa przed stworzeniem funduszu odszkodowawczego i brak chęci lekarzy do rejestracji nop-ów też sytuacji nie poprawia. Im większe będą represje i agresja tym więcej watpiących uzna,że ma rację – to nie tędy droga. Nie mówiać o tym,że oba rozwiazania proponowane w tym tekscie są nielegalne i niezgodne z Konstytucją. W krajach zachodnich jest wolność wyboru, jest fundusz odszkodowawczy ale też jest edukacja i wyszczepialność nie schodzi poniżej 95%. Dla mnie problemem jest agresja i nienawiść wobec ludzi mających inne poglądy. Kto będzie nastepny? Na kogo później będziemy szczuci? np. na Zydów? Na rudych? Na kobiety? na rude kobiety? Podstawowe pytanie jest – dlaczego ktoś nie chce szczepić? Bo się boi. Czego? Tego, że jak coś się stanie z dzieckiem to państwo zostawi go na lodzie i wszyscy będą przeciwko. Jeżeli ktoś nie chce szczepić od razu po urodzeniu czy w wieku 2-3 miesięcy – ok, niech tego nie robi. Dać rodzicom wolnośc i poczucie bezpiecvzeństwa a przede wszystkim zaufanie…wtedy rodzice zaszczepią, w wieku 5 lat, 10 czy 15 ale to zrobią. Agresja, złość i represje nie przyniosą pożądanego efektu.
Potraktujmy poważnie antyszczepionkowców! Dajmy im to, o co proszą – Stefan Karczmarewicz .
Czy nie boi pan – Gospodarzu – ze ten tytuł, wyrwany z kontekstu posłuży anty-wackom do uwiarygodnienia swoich roszczeń?
Jak jest w innych krajach?
Francja – od początku tego roku (2018) obowiązkowe stały się szczepienia dzieci przeciwko 11 chorobom.
Włochy – nie przyjmuje się do przedszkoli dzieci niezaszczepionych z woli rodziców
Szwajcaria – nie ma obowiązkowych szczepień, poza czterema kantonami, gdzie obowiązkowe jest szczepienie DiPerTe. Jest jednak edukacja i wyszczepialność jest wszędzie powyżej 95 proc. Z wyjątkiem odry, tu wyszczepialność jest rzędu 93 proc. co skutkuje zwiększającą się z roku na rok liczbą zachorowań na tę chorobę. Nie są to liczby szokujące (100 przypadków w 2017) ale niepokojące wobec lawinowo rosnącej liczby infekcji w Europie.
O ile z roku na rok liczba przypadków odry na naszym kontynencie malała aż do 5273 w roku 2016, to w następnych 12 miesiącach zameldowano prawie 24 000 chorych, a w pierwszej połowie 2018 było tych przypadków 41 000.
Połowa (20 000!) zachorowań przypada na Ukrainę. W 11 przypadkach (siedmioro dzieci, czworo dorosłych) ze skutkiem śmiertelnym.
Nie ma czegoś takiego, jak ruchy antyszczepionkowe- to określenie dyskryminuje, sugerując negację.
Nazwijmy ten ruch po imieniu- są to proepidemicy.
Ci dzielni ludzie mają własny pomysł na walkę z przeludnieniem. Zamiast kontrowersyjnej kontroli urodzeń chcą powrócić do czasów, gdy przyrost naturalny ograniczała odra, błonica, choroba Heinego-Medina, tężec, gruźlica prosówkowa i gruźlicze zapalenie opon mózgowych.
Kiedyś, dawno temu, będąc z babcią na cmentarzu w jednej z polskich wsi, zwróciłem uwagę na rzędy małych grobów z podobnymi datami śmierci.
Babcia odpowiedziała: wtedy był dyfteryt, wtedy odra, a wtedy paraliż dziecięcy.
Każdemu z proepidemików zalecam wycieczkę na taki cmentarz.
No, i sie rypneło.
Myślę, że Polacy zapomnieli już, albo nigdy tego nie przeżyli, że mogą nie mieć pracy, że mogą żyć w upodlającej biedzie i smrodzie, że mogą być cmentarze pełne dzieci z jednego rocznika z napisami, że to rzekomo „Bóg tak chciał” itd…Niestety historia nie jest nauczycielką i nie dotyczy to tylko Polski. Jestem jednak optymistą od paru dni. Myślę, że coś drgnęło. Przede wszystkim wybory. Tych parę ognisk odry nieźle Polaków wystraszyło. Coraz bardziej zaczyna do ludzi docierać, że osobniki takie jak Kukiz czy Duda niczego sobą intelektualnie ani jako autorytety nie reprezentują. Mam nadzieje, że społeczeństwo zaczyna trzeźwieć i zaczyna powoli słuchać jednak „wykształciuchów”, a przynajmniej nie brać wszystkiego na wiarę.
Drogi Gospodarzu,
Jest kilka tematów którymi pragnę Pana zainteresować.
1. Epidemia (malutka) ODRY.
2. Nieznana epidemia wśród policjantów – ponad 40% niezdolnych do pełnienia słuzby.
3. Niezwykła sympatia lekarzy do policjantów.
Myślę ze obie grupy należałoby przeswietlić pod względem uczciwosci zawodowej. Obie nie cieszą się zbytnim zaufaniem społecznym a ta sytuacja utwierdza tę opinię.
PS. Kiedyś kierownik mógł wysłać kogos aby sprawdzić czy ten chory leży w łózku (lub jest na rybach).
Zbulwersowany jestem takim stanem rzeczy i go nie rozumiem. Uprzejmie proszę o wyjaśnienie tej epidemi wśród policjantów.