Dobra Zmiana w medycynie: Biała Księga odsłania manipulacje Ministerstwa Zdrowia
Minister Radziwiłł przedstawiając niedawno swój plan naprawy systemu opieki zdrowotnej, dyskretnie przemilczał kwestie istotnej zmiany w wycenach usług medycznych i sprzętu medycznego. Może dlatego, że nie chciał straszyć swego elektoratu.
Czegokolwiek by bowiem minister nie obiecywał (a obiecywać potrafi przepięknie), to istnieje realne zagrożenie, że dostęp do procedur specjalistycznych zdecydowanie się pogorszy. Upadną szpitale publiczne zajmujące się tymi procedurami, a prywatne wycofają się z nich jako nieopłacalnych. Taki scenariusz wydaje się nieuchronny w następstwie bezrefleksyjnej obniżki wyceny usług medycznych i sprzętu medycznego. Bezrefleksyjnej, bo zastępującej działania, które mogłyby przynieść istotne oszczędności, a w dodatku znacząco przysłużyć się niektórym przynajmniej pacjentom.
Brzmi nieco zawile? No to wyjaśnijmy po kolei.
Wiosną tego roku nowe Ministerstwo Zdrowia doprowadziło do końcowego etapu swoje prace nad zmianami wycen procedur. Wszystko to odbywało się (i odbywa) pod hasłem wyrównywania sytuacji ekonomicznej w poszczególnych dziedzinach medycyny. Nie wiem, jak dla Państwa, ale dla mnie takie zdroworozsądkowo pojęte wyrównywanie polega na poprawie sytuacji tych, którzy mają gorzej, żeby w efekcie ich możliwości dorównały tym, którzy mają lepiej.
Tymczasem ekipa z ministerstwa najwyraźniej przyjęła zasadę, którą wygłosił facet z rysunku Mistrza Andrzeja Mleczki: „Żeby było sprawiedliwie, wszystkim damy w dupę po równo”. Czyli zaczęła zabierać tym, którzy mają lepiej. Na pierwszy obiekt pokazowego rozkułaczania wybrano kardiologię zabiegową. Wybór wydawał się politycznie i propagandowo niezły, ale zanim wyjaśnię Państwu, dlaczego ekipa ministerstwa tak uważała, konieczny jest jeden akapit merytorycznej dygresji, która pozwoli Państwu łatwiej zrozumieć to, co stało się później.
Kardiologię zabiegową można podzielić z grubsza na dwie główne dziedziny: kardiologię interwencyjną i elektrofizjologię inwazyjną. Reprezentanci pierwszej grupy bywają nazywani w żargonie zawodowym „hydraulikami”, bo ich działania sprowadzają się do zapewnienia prawidłowego przepływu krwi w sercu oraz w tętnicach wieńcowych, które doprowadzają tlen do serca. „Hydraulicy” leczą zatem zawał serca, udrażniając tętnice wieńcowe, dokonują zabiegów na uszkodzonych zastawkach serca, leczą niektóre wrodzone wady serca.
Z kolei elektrofizjolodzy (nazywani dla odmiany „elektrykami”) leczą przede wszystkim groźne zaburzenia rytmu serca – niszcząc ich ogniska przy pomocy tzw. ablacji lub wszczepiając pacjentom urządzenia: stymulatory serca lub kardiowertery-defibrylatory. Chronią one pacjentów przed nagłym zgonem spowodowanym zbyt wolną lub zbyt szybką pracą serca. Niektóre z nich znajdują również zastosowanie w leczeniu zaawansowanej niewydolności serca. Jednym słowem i kardiologiczni „hydraulicy” i „elektrycy” ratują ludzkie życie, ale w różnych sytuacjach i bardzo różnymi metodami, co w dalszym ciągu tych rozważań okaże się mieć pewne znaczenie. Koniec dygresji.
Kardiologia zabiegowa wydała się panom z ministerstwa wdzięcznym obiektem do janosikowania – z co najmniej dwóch powodów.
Po pierwsze, była rzeczywiście nieźle finansowana. Budziło to zrozumiałą niechęć przedstawicieli innych specjalizacji. Można więc było liczyć na ciche poparcie przynajmniej części środowiska lekarskiego.
Po drugie, w kardiologii zabiegowej, a zwłaszcza interwencyjnej (czyli „hydraulice”) bardzo rozrósł się biznes prywatny, tworząc całe ogólnopolskie sieci pracowni hemodynamicznych. Hasło, że w polskiej opiece zdrowotnej źle się dzieje głównie z powodu kapitalistycznych krwiopijców, miało być (i chyba jest) równie skutecznym co argument pierwszy środkiem neutralizacji ewentualnych sprzeciwów wobec działań ministerstwa.
W maju nastąpiło obniżenie wyceny usług kardiologicznych (i nie tylko). Zapowiedziano również kolejną obniżkę, na koniec roku. Wszystko pod hasłem sprawiedliwości społecznej. Wiceminister Łanda ogłaszając pierwszy etap zmian wyceny, stwierdził nawet w uzasadnieniu, że procedury kardiologiczne są przeszacowane. Ten argument powtarzało zaskakująco wiele osób, niekoniecznie będących zwolennikami Partii Dobrej Zmiany, w tym czołowi dziennikarze zajmujący się problemami ochrony zdrowia.
Jak rzecz się ma w rzeczywistości? Po raz kolejny sprawdza się Myśl Nieuczesana Stanisława Jerzego Leca: „Prawda leży zazwyczaj pośrodku, najczęściej bez nagrobka”. Poszukajmy zatem miejsca jej spoczynku, bo nadspodziewanie wiele partii politycznych i instytucji nie kwapi się, by je wskazać.
Zacznijmy od stwierdzenia wiceministra, że procedury kardiologiczne są przeszacowane. Nie procedury kardiologiczne, tylko hemodynamiczne (czyli „hydrauliczne”) i nie przeszacowane, tylko porządnie wycenione. Ta wycena nie wzięła się znikąd. Ani jej niepożądane skutki.
Nie tak strasznie dawno temu szanse przeciętnego mieszkańca naszego kraju na leczenie zawału serca wykorzystujące możliwości współczesnej medycyny były, praktycznie rzecz biorąc, zerowe. Ośrodków kardiologii interwencyjnej było niezwykle mało, odległości między nimi – bardzo duże, a w leczeniu zawału serca liczy się czas. Ogromna większość chorych trafiała więc do lokalnych szpitali, niedysponujących pracowniami hemodynamicznymi (czyli, przypomnę, „hydraulicznymi”), i była leczona wyłącznie farmakologicznie. Dla znacznego odsetka pacjentów z zawałem rezultatem było większe uszkodzenie serca niż po wczesnym leczeniu inwazyjnym.
Przekładało się to u wielu na bardziej zaawansowaną niewydolność serca, czyli na istotne inwalidztwo, a także na krótsze życie. Korzystna zmiana refundacji procedur kardiologii interwencyjnej spowodowała lawinowe powstawanie nowych pracowni hemodynamicznych i dzisiaj ogromna większość mieszkańców naszego kraju ma w razie zawału serca szybki (ważne!), całodobowy dostęp do inwazyjnego leczenia, stwarzający wysokie szanse na przeżycie zawału i na istotne zminimalizowanie jego skutków. Dorównujemy możliwościami leczenia „zwykłego człowieka” krajom Starej Unii. Przynajmniej w tej dziedzinie medycyny.
Czyli – z punktu widzenia pacjentów z zawałem serca – jest znakomicie. Jednak z punktu widzenia wielu szpitali publicznych, a także pacjentów z innymi niż kardiologiczne chorobami już tak dobrze to nie wygląda. W skali systemu zadziałała bowiem podstawowa zasada murphologii stosowanej: jeżeli coś może pójść źle, to na pewno pójdzie.
Początkowo korzystna zmiana refundacji procedur kardiologii interwencyjnej spowodowała szybki wzrost liczby pracowni hemodynamicznych. Kłopot w tym, że ogromnej większości szpitali publicznych zwyczajnie nie było stać na zakup bardzo drogiego wyposażenia tych pracowni. Szpitale były biedne jak myszy kościelne i zazwyczaj istotnie zadłużone. Zaś system wprowadzonej przez rząd Pana Profesora Buzka reformy systemu opieki zdrowotnej nie przewidywał w rozliczeniach ze szpitalami żadnych środków na amortyzacje sprzętu ani tym bardziej – na nowe, znaczące inwestycje.
Bo tak (mały smaczek: jedną z twarzy tamtej reformy był pan Jarosław Pinkas – dzisiaj wiceminister zdrowia). Niektóre pracownie w publicznych szpitalach powstały dzięki lokalnym władzom, inne znalazły darczyńców, ale większość nie mogła o takich pracowniach nawet marzyć. Zemściło się to na systemie dotkliwie, o czym poniżej. A potrzeby były wówczas ogromne. Kilku prominentnych kardiologów inwazyjnych dokonało szybkiej kalkulacji: procedura jest opłacalna, zapotrzebowanie gigantyczne, toż to czysty biznes. Znaleźli inwestorów i rozpoczęli to, co później pomagając pacjentom kardiologicznym, zaszkodziło innym. Rozpoczął się rozwój prywatnych sieci pracowni hemodynamicznych.
Najczęściej w publicznych szpitalach prywatne firmy zakładały pracownie hemodynamiczne na bazie zakupionego przez siebie sprzętu. Czasami przejmowały również od szpitala małe oddziały kardiologiczne. Rzadziej budowały małe szpitale wykonujące wysoko refundowane procedury. Zależnie od wariantu lwia część lub całość refundowanych środków trafiała do firmy posiadającej pracownię. Logiczne – zainwestowali ciężkie pieniądze, to powinni mieć z tego zysk.
Z drugiej strony – czas od początku bólu zawałowego do udrożnienia tętnicy wieńcowej skrócił się niebywale wobec wzrostu liczby pracowni, a w następstwie – dystansu z prawie dowolnego miejsca pobytu do miejsca wykonania ratującego zabiegu. Ten interwał czasowy: „ból zawałowy – stół hemodynamiczny”, to jeden z podstawowych czynników wpływających na dalsze losy pacjenta. Zaś obecnie nieomal wszyscy mamy blisko do jakiejś pracowni hemodynamicznej. Jest pięknie.
Niestety, w tym ślicznym torcie jest gwóźdź.
Każdy szpital publiczny ma więcej niż jeden oddział. Poza potencjalnie dochodową kardiologią (bo elektrofizjologia też jest dochodowa, chociaż mniej) ma jeszcze takie oddziały jak interna czy chirurgia ogólna. Te zaś są prawie zawsze deficytowe. Dlatego dyrektorzy szpitali przeznaczają część środków pozyskanych z procedur kardiologii zabiegowej na finansowanie tych oddziałów, które zysków nie przynoszą, a przecież są pacjentom niewątpliwie bardzo potrzebne. Jeżeli szpital nie zarabia na takich procedurach (bo zyski idą do właściciela pracowni), to jego bilans ekonomiczny dramatycznie się pogarsza.
Co więcej, nawet kardiologia nie musi być w takich szpitalach dochodowa. Pracownie prywatne odsyłają pacjentów do oddziałów kardiologicznych szpitali publicznych „na doleczenie”, co w praktyce oznacza dużo pracy i kosztów, przy bardzo niskiej refundacji. Podsumowując – nie mówmy o przeszacowaniu, lecz o patologii zarządzania systemem, obciążającej wszystkie partie będące u władzy w ostatnich dwóch dekadach.
Z pewnym opóźnieniem w odniesieniu do hemodynamiki rozpoczął się dynamiczny rozwój lokalnych pracowni elektrofizjologicznych. Tu również potrzeby były i są olbrzymie. Elektrofizjolodzy inwazyjni leczą choroby, które często są następstwem zawału serca (nawet mimo odpowiednio wczesnego jego leczenia) lub występują bez związku z nim. Wszystkie one mogą prowadzić do ciężkiego inwalidztwa lub znacznie skrócić życie: zaburzenia rytmu pracy serca, niewydolność serca, migotanie przedsionków.
Trzeba przyznać, że większość pracowni elektrofizjologicznych jest własnością szpitali, w których się znajdują. Zainteresowanie potęg prywatnego biznesu medycznego tą dziedziną kardiologii zabiegowej było relatywnie niskie. Czas trwania procedur jest tu dłuższy, co zmniejsza szanse na odpowiednio wysoki obrót. Pacjent wymaga poświęcenia mu więcej czasu na decyzję o kwalifikacji do zabiegu i znacznie więcej po jego wykonaniu. Czyli efektywność ekonomiczna jest znacznie niższa. Jednak dzięki korzystnej refundacji większości procedur elektrofizjologicznych (niektóre nie są refundowane w ogóle) może nie zrównaliśmy się ilościowo ze Starą Europą, ale zmniejszyliśmy do niej dystans. Co ważniejsze – dzięki takiej, a nie innej refundacji nasi pacjenci mają wszczepiane urządzenia do elektroterapii serca bardzo przyzwoitej klasy. Zaś większe możliwości stymulatora, kardiowertera-defibrylatora czy układu leczącego niewydolność serca przekładają się na dłuższe, ale przede wszystkim na znacznie lepsze życie pacjentów.
Kwestię przeszacowania procedur kardiologicznych w odniesieniu do elektrofizjologii, lansowaną przez wiceministra Łandę, znakomicie weryfikuje Biała Księga, opracowana i opublikowana w internecie przez Sekcję Rytmu Serca Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Bardzo polecam Państwu ten dokument, bo jest on dosyć unikatowy. Chociażby ze względu na to, że został napisany językiem zrozumiałym dla ludzi mających niespecjalnie zaawansowaną wiedzę medyczną. Pokazuje on jednoznacznie, że nawet przed obniżkami refundacji niektóre procedury nie były dochodowe dla szpitali, a część z nich nie była refundowana w ogóle, mimo że znajdują się w wytycznych merytorycznych. Planowane obniżenie refundacji w elektrofizjologii sprawi, że stanie się ona praktycznie rzecz biorąc deficytowa w całości.
Przejdźmy zatem do analizy skutków Dobrej Zmiany Refundacyjnej. Co powinno było zostać zrobione? Takie regulacje, które uniemożliwiłyby działanie oddziałów lub szpitali „jednej procedury” w ramach systemu. Pieniądze za procedury trafiałaby do tych ośrodków, które będą zajmować się pacjentem całościowo – niezależnie od formy ich własności. To jednak wymagałoby pójścia na wojnę z bardzo prominentnymi postaciami polskiej medycyny. W wielu przypadkach konieczne byłoby również sfinansowanie zakupu odpowiedniego sprzętu przez szpitale publiczne, co wiąże się oczywiście z istotnymi, jednorazowymi, ale powtarzanymi okresowo wydatkami.
Co zostanie zrobione? Z punktu widzenia pacjenta polska medycyna zmieni się w muzeum techniki, tak jak to było przed Okrągłym Stołem. Pacjentów czymś trzeba leczyć, a jeżeli pieniędzy na to będzie mało, to trzeba będzie sięgać po rozwiązania najtańsze, a więc odbiegające znacznie od możliwości, które daje współczesna medycyna. Oznaczać to będzie, że polski pacjent kardiologiczny będzie żył znacznie gorzej (czyli odczuwał dotkliwsze dolegliwości) i krócej niż pacjent z taką samą chorobą leczony w Portugalii czy Irlandii.
Będziemy mieć zatem specyficznie rozumiany akt sprawiedliwości – równanie finansowania kardiologii „w dół”. Czy to pomoże pacjentom w innych dziedzinach? Szczerze wątpię.
Komentarze
Dobra zmiana w wydaniu PiS-u polega na tym, że lepszych ludzi zastępuje się gorszymi. Są na to tysiące przykładów w całej Polsce.
Dobra zmiana dla mnie to jak Duda odejdzie zgodnie ze złożoną nam obietnicą. Jeżeli nie wykonam, odejdę. Panie Duda byłe szybko.
Pan Kaczmarewicz na ministra!
Trudno znaleźć równowagę pomiędzy etyką lekarską a byciem biznesmenem, ale urawniłowka w dół nie rozwiązuje problemu, tylko spowoduje z czasem cofnięcie zegarka a w zasadzie kalendarza naście lat do tyłu do czasów streptokinazy, zamiast metod hemodynamicznych. Z drugiej strony jako lekarz-praktyk od dłuższego czasu obserwuję troskę i pieczołowitość w „zaopiekowaniu” pacjenta: po koronarografii (zabieg diagnostyczny a nie leczniczy) a w zasadzie w trakcie, nie podejmuje się decyzji o stentowaniu- no chyba, że zwężenie jest absolutnie krytyczne- tylko zaprasza się za 2-4 tygodnie na zabieg stentowania, no a oczywiście za kolejnych kilka tygodni/miesięcy na kontrolę, bez wcześniejszego zbadania przez kardiologa, czy jest jakaś ku temu przesłanka, tylko na podstawie zaproszenia z oddziału kardiologii inwazyjnej. Mam wątpliwość, czy jest to tylko kwestia wytycznych PTK, czy wkrada się w to nutka biznesowa. Prosiłbym w miarę możliwości o komentarz autora. Pozdrawiam
Szanowny Panie Krczmarewicz
Wszyscy w Polsce w arogancki sposob upominaja sie o pieniadze podatnika zaczynajac od dziennikarzy a konczac na lekarzach i politykach. Polska nie jest krajem bogatym dlatego musi miec gorszy system opieki zdrowotnej niz kraje zachodniej Europy. Obwinianie za to PiS jest najmimordyzmem zrozumialym dla kazdego myslacego czytelnika.
Slawomirski
@Slawomirski
Nie no super, musi mieć gorszy system, więc jeśli w jakiejśdziedzinie udało się mieć lepszy, to trzeba ją zniszczyć?
mpn
5 sierpnia o godz. 17:18 31880
Szanowny Panie mpn
Macie gorsza wszystko wiec czemu mielibyscie miec lepsza kardiologie? Bujanie w oblokach pana Karczmarewicza i obwinianie PiS dowodzi tylko glupoty. Prosze odpowiedziec sobie na pytanie jakie sa polskie osiagniecia w naukach medycznych co Polacy wniesli do swiatowej medycyny? Podpowiem. Nic.
Slawomirski
mpn
5 sierpnia o godz. 17:18 31880
To taka cecha narodowa.
jeśli ktoś poprzez swoje zdolności, pracę, wybije sie na ponadprzeciętność, to Polacy nie starają sie dorównać takiej osobie, a uczynią wszystko, żeby tą osobę sprowadzić do własnego poziomu.
I właśnie na takich najniższych instynktach gra PiS.
Najnowszy przyklad to „bizancjum” Trybunalu Konstytucyjnego.
Witam ponownie, czy mój wcześniejszy komentarz został usunięty przez moderatora? Dlaczego??
Nie został. Zatwierdziłem. Pozdrawiam. Stefan K.
Myślę że przyczyną tych cięć jest zwykły brak kasy, a siegając głębiej – błędne założenia systemowe. Jesteś Polakiem, nie płacisz składek, nie szkodzi, będziemy Cię leczyć bezpłatnie, według europejskich standardów.
Wszystkie grupy zawodowe powinny płacić składki, proporcjonalnie do dochodu.
PiS szuka pieniędzy na swoje obiecanki-cacanki a nieprzydatni emeryci – do piachu, dla ZUSu czysty zysk.
PS. Panie Kaczmarewicz, z przyjemnością czytam pańskie opracowania, są jeszcze w Polsce mądrzy ludzie – niestety nie u władzy. Serdecznie pozdrawiam.
@Slawomirski
Bo już jest lepsza! Więc możemy mieć świetną kardiologię i dziadoską chirurgię albo dziadoską kardiologię, dziadoską chirurgię i zadowolenie z siebie takich jak ty zwolenników sprawiedliwości.
@Slawomirski
Osiągnięcia (tak przykłądowo):
– kilka odkrytych typów curzycy monogenowej
– badania nad szczepionkami np. polio
– badania mózgów z kuru
– badania szczepionek immunologicznych
– jedna z największych dostępności na świecie kardiologii inwazyjnej właśnie
Mógłbym tak powyniemiać jeszcze trochę z pamięci.
Jak widzisz, wiedza nie boli (mnie przynajmniej).
mpn
6 sierpnia o godz. 7:52 31887
Szanowny Panie mpn
Osiagnieciem medycznym jest inwazyjne leczenie udarow mozgu czy tetniakow naczyn mozgowych. Technologia bardzo podobna do inwzyjnej kardiologii. Jest to mozliwe dzieki rewolucji radiologicznej.
Osiagnieciem medycznym sa malo inwazyjne techniki chirurgiczne w torakochirurgii, kardiochirurgii i chirurgii ogolnej. Pacjent jest bezposrednim beneficjentem tych zmian.
@Slawomirski
Owodzisz, że oprócz polskich są jeszcze inne osiągnięcia? Nigdy tego nie negowałem. Swoją drogą u mnie w mieście są ośrodki, gdzie wewnątrznaczyniowo leczą tętniaki. Zapewne zbyt dobrze. Na pewno zechcesz je zamknąć.
Szanowny Panie mpn
Nic nie zamykam a otwierac sie staram na swiat zasciankowe rozumowanie. Cieszy mnie ze w panskim miescie wewnatrznaczyniowo lecza tetniaki. To jest dobra wiadomosc dla wszystkich bez wzgledu na ich sympatie polityczne. A wydawanie pieniedzy podatnika to zbyt odpowiedzialne zadanie aby je powierzac dziennikarzom z Polityki.
Slawomirski
@Slawomirski
Na razie polityce je marnują. Dziennikarze przynajmniej się na czymś znają.
Bardzo dobry felieton – Bhavo Pan Dr – uznaję to za taką małą rehabilitację za poprzedni – jak na pana Dr – kontrowersyjny i krzywdzący młodych ambitnych i zdolnych ludzi wpis o rezydentach:)
Co do obecnego wpisu – MZ uspokaja, że pomimo planowanego na kolejny rok obniżenia finansowania kardiologi interwencyjnej nawet o kolejne 60% (na razie plotka) – PACJENCI SĄ BEZPIECZNI – no w sumie racja – na głowę deszcz się nie leje, okna są w szpitalu, jakieś „jedzenie” też, a to że cofamy się o 25 lat w tył – i w tym można odnaleźć pozytyw – pacjenci mogą odbyć niezapomnianą retro podróż w czasy medycyny rodem z filmu „Bogowie”. Gorzej, że dla wielu może być to podróż w jedną stronę, ale jak to śpiewał Monthy Python w „Żywocie Briana”: „Always look on the bright side of life”.
Tutaj ta uspokajająca (mnie nie) informacja: http://www.mz.gov.pl/aktualnosci/pacjenci-kardiologiczni-sa-bezpieczni/
A co do szukania oszczędności w Ochronie Zdrowia to nie wiem po co cały ten iOWISZ, mapy potrzeb itd skoro po oficjalnej konferencji MZ na twitterze MZ pojawiły się piękne grafiki z których jedna przyprawia o zawrót głowy:
https://twitter.com/MinZdrowia/status/757945665481797633
Mamy dojść do zacnych 6% PKB na zdrowie w 2025 roku 🙂 (bez komentarza)
Gdy w 2017 zmniejszamy nakłady o 0,4% pkb (do 4,38%) w porównaniu z 2016 rokiem (4,8%)
co lekko licząc daje ponad 7 mld mniej w przyszłym roku czyli ok 10%. (to jest niby tylko 0,4% ale nie z budżetu MZ tylko z PKB). I tak samo przez kolejne 3 lata, dopiero w 2020 wracamy do 4,79% czyli dalej mniejszy procent niż obecnie. Czy ktoś mi może to wytłumaczyć logicznie ??
I na koniec: warto może by było poświęcić kolejny felieton (akurat przy obecnym żadkim planie publikacji wypadnie na początku września :)) zbliżającej się Wielkiej Manifestacji Porozumienia zawodów Medycznych – 24 wrzesnia – Warszawa
http://www.pulshr.pl/rynek-zdrowia/sluzba-zdrowia-strajk-lekarze-pielegniarki-i-polozne-chca-wiecej-pieniedzy-na-lecznictwo-beda-manifestowac,36503.html
Pozdrawiam
Konował Naczelny
8 sierpnia o godz. 10:02 31893
” I tak samo przez kolejne 3 lata, dopiero w 2020 wracamy do 4,79% czyli dalej mniejszy procent niż obecnie. Czy ktoś mi może to wytłumaczyć logicznie ??”
Ależ to bardzo proste.
Trzeba kasy na „pińset” i nastepne, jeszcze nieznane suwerenowi obiecanki przed kolejnymi wyborami.
Oraz na zbrojenia.
A spadek finansowania w liczbach rzeczywistych bedzie jeszcze większy , bo zaczyna spadać PKB.
Konował.
I jeszcze jedno, mniej środków na zdrowie, oznacza mniejsze wydatki ZUS na emerytury dzisiaj i w przyszłości.
To jest mądrze pomyślane.
Lubię , od czasu do czasu, „cóś” napisać, w charakterze durnia, skazanego na metody medyczne ministra hrabiego Radziwiłła.
Na szczęście, jeszcze, nie jestem na dolegliwości kardiologiczne – zapadnięty, ale,
licho nie śpi, znam durni, bardzo mi bliskich, którzy cieszą się jak dzieci, że mogą być macani za pomocą koronografię lub ablację. Autentycznie się cieszą, są z tego dumni, łącznie że swoimi rodzinami.
Jak byłem w szpitalu, zapadłem na OZT,( panie Stefanie wyszedłem z tego, moje CRP spadło do zera, ostatni wynik 0,17, swoimi sposobami wychodziłem z tego, bez żadnej tabletki farmakologicznej, nawet Kreonu nie wykupiłem zaleconego mi przez doktora, z mojej POZ, to trwało trzy miesiące, temperatura ciała spadła mi w tym czasie z 37 stopni do 35,5, i trwa na tym poziomie już 2 miesiące, nie mogę napisać, na czym moje sposoby polegają, bo mnie pan Stefan zbanuje.
Panie Stefanie, doktorze, ten mój sposób, jest jedynym skutecznym w tej chorobie, jak Boga kocham) spotkałem faceta, z wyższym wykształceniem, wysokiej klasy dureń, ciekawą zabawę sobie urządził, wymuszając na sobie leczenie kardiologiczne, wszystkie możliwe zabiegi przeszedł, tak mu się pobyty
w szpitalach podobają, to szpitalne żywienie, przy mnie był na etapie dochodzenia do zabiegu operacyjnego przedsionków, takich inteligentnych pacjentów posiada NFZ.
Wracając, do tych moich bliskich, płci męskiej, moich rad, dotyczących tego, co trzeba zrobić, żeby wyjść z zapadalności na choroby kardiologiczne; żeby ich serduszko pracowało z właściwą częstotliwością, prężnie, bez wywijasów na wykresie z ekg, a naczynia, szczególnie te w sercu były czyste, bez grama miażdżycy, jak u niemowlaka na karmieniu piersią, mamusi prawidłowo karmionej
— jestem załamany, moje rady są lekceważone, podobnie jak prawo, to akademickie, przez naszego pana prezydenta Dudę, a moje kochane chłopaki,
szlajają się po przychodniach, lekarzach, moim zdaniem, niepotrzebnie, nadwyrężając fundusze NFZ, kłamliwe metody lecznicze zalecane swoim poddanym sobie medykom przez MZ. Niestety , cholera jasna.
Panie Stefanie, doktorze, z wody pod śledzioną też wyszedłem, bardzo mi przeszkadzała w chodzeniu, bez farmakologii, obserwowała tę moją wodę pewna młoda lekarka, specjalistka od usg, wszystkie moje wyniki ze szpitala jej pokazałem, bardzo długo je studiowała, z 10 minut, aż w końcu powiedziała,
po ostatnim badaniu — z degresją mamy do czynienia, tak napisała w ostatnim swoim badaniu.
Co tu gadać o moich chłopakach, moja żona, już 50 lat nosi dyplom magistra farmacji ze sobą, po dyplom po 50 latach ją zawiozłem,w czerwcu, prawie 200 km w jedną stronę, do Łodzi, stosowne zdjęcie zrobiłem, jak jej ten dyplom(replikę) wręczał rektor, i pani dziekan od farmacji Uniwersytetu Medycznego w Łodzi – musi być na „cóś” zawsze chora, jak nie na jedno, to na drugie, tylko dzięki mojej opiece jeszcze się trzyma, nie chwaląc się,
broni się przed moimi radami, jak jaka lwica, nawet z tego znaku jest, na moje rady ……… nie jest podatna, bo tylko na tym się znam, chce mieć miażdżycę w nogach,i już, i nic na to nie mogę poradzić.
Tylko ja jeden, mąż swojej żony, a prawie same baby tam były, stare jak cholera, który przyjechał tam, po to, żeby jej zdjęcie zrobić. Tylko jedną opiekunkę tam widziałem, lekarki, na wózku, której zdjęcia robiła młoda lekarka, córka, zamieniłem z nią dwa słowa, za dekolt zajrzałem, ciepło było..
Moje 50 lat, za 2 lata będzie, też w Łodzi, jak dociągnę.
Proszę – następne tematy do kolejnych felietonów same pchają się oknami:
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1671728,1,anestezjolog-zmarla-po-4-dniach-pracy-bez-przerwy-wina-lekarki-czy-systemu.read
Oczywiście obowiązkowe komentarze pojawiły się od razu: „pazerne konowały, ciągle im mało, itd, itp”, dyrekcja nie widzi problemu no bo kontrakt czyli można pracować 25h na dobę aby tania obsada była na dyżurze.
Niestety doszliśmy pod względem liczby kadry pod ścianę i wprowadzenie europejskich norm pracy lekarzy jest raczej niewykonalne. Nie ma obecnie możliwości zakazania stosowania klauzuli Opt-Out. Poza tym pracując mniej ciężko będzie utrzymać obecne (i tak często mizerne jak na tyle godzin w pracy) dochody – ile razy musiała by wzrosnąć podstawa?? A gdyby podstawa wzrosła nie było by tej przysłowiowej „marchewki” do ciągnięcia kolejnych dyżurów, co automatycznie musiało by wpłynąć na znaczny wzrost stawki za dyżur (no bo ktoś i tak musiałby wtedy pracować aby nie zamknąć oddziały/szpitala) i koło się zamyka, a środków jak nie było tak nie będzie. Kropka
Wypowiedz MZ sprzed miesiąca – „Zdaniem ministra zdrowia alternatywą dla obecnych regulacji dotyczących zatrudniania lekarzy jest brak odpowiedniej liczby specjalistów w systemie ochrony zdrowia. To jest wybór między lekarzem zmęczonym, a żadnym lekarzem – powiedział Radziwiłł i dodał, że podobny problem dotyczy również pielęgniarek.”
Także przynajmniej szczerze: albo lekarz zaharowany na śmierć, albo zamykamy interes – a będzie już tylko gorzej….
@Konował Naczelny
Dochody dochodami, ale takiej pracy nie mogą zakazać, bo regulacją prawną nie zmieni się ilość miejsc wymagających dyżurów. Zaka oznaczałby upadek szpitali w Posce w przeciągu tygodnia.
Konował Naczelny
12 sierpnia o godz. 14:15 31898
Jakoś nie potrafie sobie wyobrazić sali operacyjnej, na której trwaja operacje w ruchu ciąglym.
Prawdopodobnie śmerć tej Pani w pracy byla przypadkiem, mogło wydarzyc sie wszedzie, jeśli na coś chorowala.
Ale tego juz sie niedowiemy, ważne że sensacja poszla w swiat.
Lekarka umarła z niedotlenienia, pracowała, chorzy przeżywają
w niezwykle szkodliwym dla człowieka powietrzem szpitalnym, tylko dlatego,
że leżą, wtedy zapotrzebowanie na tlen jest mniejsze.
Te różnice w zapotrzebowaniu na tlen są niewielkie, dla ustroju człowieka istotne.
Pora roku ma wielkie znaczenie, latem naturalna wentylacja, kominowa, działa
mało skutecznie, ze względu na różnicę temperatury, między salą szpitalną, nawet wewnętrznym korytarzem a temperaturą na zewnątrz, cugu nie ma, jak to się potocznie mówi, wtedy.
A jak tu żyć bez cugu? Przeciągu, pociągu, ale tylko niewielkiego w przypadku człowieka.
Bo nasz organizm nie lubi nadmiernej różnicy temperatur, kichaniem reaguje, wydzieliną z nosa, jak taka różnica się pojawia, żeby tylko tym…
Dawniej, jak ludzie byli mądrzejsi, budowano pomieszczenia, tam gdzie ludzie przebywali; odpowiednio wysokie, co najmniej 3,5 metra od podłogi a sufitem musiało być, dla swojego zdrowia to ludzie robili…
Okazuje się, że nie tylko żyć, ale i kochać można w przeciągu, w pociągu,
na drągu…..
https://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=2&cad=rja&uact=8&ved=0ahUKEwiMopLhlb7OAhVnLZoKHaz7D5sQtwIIIjAB&url=https%3A%2F%2Fwww.youtube.com%2Fwatch%3Fv%3D2FeiwKLb_2c&usg=AFQjCNHTrNejlnfIU1E43TznInKbx1AILw&sig2=9RBTf4CZpxZnfZrIE_RZ8Q
@Wacław1
Jakieś umocowanie tych relewacji? Bo brzmią jak kompletny nonsens.
mpn
13 sierpnia o godz. 16:53 31904
To skutek niedotlenienia.
w pierwszej kolejności cierpi mózg.
mpn
Jakich rewelacji?
To są oczywiste oczywistości.
Nie przychodzi do ciebie, do twojego mieszkania, osobnik z przyrządem do badania wentylacji?
Człowiek musi być bez przerwy wentylowany, wewnętrznie i zewnętrznie, oddychaniem, za pomocą zjadanego pokarmu, własnego metabolizmu..
Bardzo mało wiemy jakie parametry są optymalne dla naszego ustroju, jeszcze ich nikt nie zbadał, substancji w naszych płucach, na przykład CO2, ma być w naszym organizmie, jakie są zakresy, ograniczenia.
Nic nie wiemy, zbadać nie potrafimy.
Taki to jest złożony temat.
Prawdziwe boje toczę z moją własną małżonką, która nie może zrozumieć tego, dlaczego mieszkanie musi być wentylowane, nawet w siarczysty mróz, za oknem.
Zatyka wszystkie dziury , otwory, żeby jej ciepło nie uciekło.
Ludzie chorują, z coraz większą częstotliwością.
od kilku dekad ludzie instalują w swoich mieszkaniach szczelne okna i drzwi. Podobno całe połacie wilgoci, pleśni i wszelkiego robactwa sobie hodują w mieszkaniach.
Pomieszczenia dla ludzi pozbawia się wentylacji naturalnej, bez kominów buduje się pomieszczenia dla ludzi tam przebywających,,również w szpitalach,
przymusową wentylację każe się zakładać, na prąd, z wentylatorami, niezwykle kosztowny wynalazek. Dla oszczędności ludzie tego paskudztwa nie uruchamiają.
Nikt tego nie bada, być może już to wpływa na ludzką zachorowalność.
Coraz lepiej w służbie zdrowia ”
http://biznes.onet.pl/wiadomosci/finanse/darmowa-opieka-zdrowotna-dla-rolnikow-z-krus-a-wyrok-tk/cr3h6t
A inni niech pracuja po kilkanaście godzin dziennie, żeby uprzywilejowani mogli „godnie” żyć.
@Wacław1
Wentylowany pokarmem? Bredzisz… Już był taki, które swoje brednie nazywał oczywistą oczywistością.
PS A wiesz, że tlen również jest trucizną?
mpn
Prawdopodobnie należysz do tych, którzy nie wiedzą, o tym, że żeby się ruszać,
trzeba mieć energię, ze spalania węgla i wodoru.
Do spaleniu tych dwóch składników potrzebny jest tlen; w organizmie człowieka
musi być tam utworzona — specjalną fabrykę mamy w naszym ustroju do produkcji tlenu, ten tlen atmosferyczny też jest nam potrzebny.
Z góry ostrzegam; wodór z wody nie może być używany, jako paliwo, w bebechach ludzkich, węgiel z kopalni także.
Ze spalania węgla powstaje CO2, który nasz organizm musi usunąć, wentylatora nie posiada, a jednak usuwa ten gaz. Z produktem spalania wodoru jest mniejszy problem, tu wentylacja nie jest potrzebna.
mpm
Nasz ustrój jest jednym wielkim ograniczeniem, dotyczy to także tlenu, nie tylko w powietrzu ma go być tyle, ile jest potrzeba, tego wewnętrznego także.
Nadwyżka tlenu powstaje przy niewłaściwym odżywianiu. Głowa nas wtedy boli.
Głównie kobiety na migrenę wtedy cierpią.
Ta nadwyżka jest tylko w krótkich okresach czasu potrzebna na przykład przy porodzie, przy wielkim wysiłku fizycznym, to olimpijczyków dotyczy, w sprincie biegowym, kolarskim, rzut młotem, dyskiem….
Anita Włodarczyk o tym opowiada, jak wykorzystuje środowisko do krótkotrwałego wysiłku, tylko trzeba umieć , czytać, bardzo często sami zawodnicy nie wiedzą, że czynią specjalne zabiegi w tym kierunku,inni , nawet jak wiedzą, to się nimi nie chwalą; ta wiedza służy im jako źródło zarobku, na przykład w pracy trenerskiej.
https://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=4&cad=rja&uact=8&ved=0ahUKEwjuiqXjtcDOAhUiJpoKHSSHBQEQqQIIMTAD&url=http%3A%2F%2Fsport.interia.pl%2Fraporty%2Fraport-rio-2016%2Freprezentacja-polski%2Fnews-rio-2016-anita-wlodarczyk-w-finale-krecilam-sie-jak-zolw%2CnId%2C2251522&usg=AFQjCNFcCUcEtKJF9wodSr5HQ06Mv5EhDA&sig2=4EwFbHuC4_k0D8z6qCtSUQ&bvm=bv.129422649,d.bGs
@Wacław1
1) sprawdź sobie definicję spalania. To nie jest każde utlenianie
2) widzisz tu jakieś spalanie czy utlenianie wodoru? Możesz napisać tą reakcję? Z chęcią się zapoznam.
3) jaką fabrykę produkcji tlenu? Znowu jakiś absurd
4) no to jak powstaje ten CO2? W jakim procesie?
5) jakim cudem nadwyżka tlenu może powstać na skutek odżywiania?
6) i ile, geniuszu, z tlenu atmosferycznego człowiek zużywa?
7) bardzo śmieszna etiologia migreny. Możesz ją wyjaśnić? Może jeszcze Hortona też chcesz wytłumaczyć nadmiarem tlenu?
Anita Włodarczyk jako autorytet z medycyny…
Dobrze, że z krzesła nie spadłem. No dawaj, tylko tym razem spróbuj napisać coś mądrego.
odpowiedź na pierwsze 5 punktów:
Wodór i węgiel w organizmie spalane są w stałej temperaturze około 37°C, co jest możliwe dzięki istnieniu szlaków powolnego spalania, a to z kolei odbywa się przy pomocy licznych enzymów. W czystym tlenie spalanie jest szybsze i bardziej gwałtowne. . W zależności od rodzaju spalanego składnika, ta sama ilość tlenu może dać więcej kalorii, lub mniej. Organizm spala wyłącznie węgiel i wodór.
1g węgla po spaleniu daje 7,87 Kcal, a 1g wodoru 34,3 Kcal.
Wodór, zatem jest dużo lepszym paliwem od węgla.
Sportowcy wspomagają się , w góry na treningi jadą, żeby zmusić organizm do produkcji hemoglobiny, a tym samym do większego wysiłku swoje mięśnie.
Inni zamiast jechać w góry, własną krew , uprzednio pobraną, przed zawodami sobie wtłaczają. Zawsze chodzi tlen.
Węgiel spala się, na CO2 (dwutlenek węgla), z którym organizm zawsze ma kłopoty i który jest związkiem toksycznym.Jak w organizmie jest mało tlenu to może wytworzyć się także CO,tlenek węgla, który jest silnie toksyczny/ Wodór spala się, na H2O, czyli wodę destylowaną, która jest zawsze potrzebna dla życia. Ten sam 1g tlenu po połączeniu z węglem daje 2,95 Kcal, głównie w postaci ciepła.
Węgiel pobierany jest z węglowodanów/ skrobia C5H10O5/, glukoza C6H12O6,
a wodór, H2, z rozkładu kwasów tłuszczowych/np. linolenowy c18h30p2/
Ten sam 1g tlenu po połączeniu z wodorem daje 4,3 Kcal, głównie w postaci energii użytecznej związanej w akumulatorach zwanych związkami fosforowymi wysoko energetycznymi. Z ciepła organizm energii nie może uzyskać. Z akumulatorów organizm może potrzebną do życia energię uzyskać, w razie potrzeby może też z tej energii wytworzyć ciepło.
Dla spalenia spożywanego w pokarmie węgla i wodoru potrzebny jest tlen, który organizm pobiera z powietrza, zużywa przy tym dużo energii, cały wic polega na tym, żeby tej energii zużywać mało i nie męczyć płuc oddychaniem i dostarczaniem tlenu do krwi….i pozostałych tkanek
Wodoru w pokarmach trzeba jeść dużo, żeby płuca oszczędzać, a tym samym energię dla innych potrzebujących, szczególnie dla mózgu.
Tlen , ten wewnętrzny powstaje przy rozkładzie, spalaniu, węglowodanu z którego powstaje dwutlenek węgla i cząsteczki tlenu O2, cały wielki mechanizm biochemiczny do celu w naszym organizmie pracuje, dość złożony, nie potrafię go opisać.
Zapotrzebowanie na tlen jet najmniejsze przy spalaniu wodoru, jednocześnie dla człowieka najzdrowsze. Polecam.
Ustrój człowieka podobny jest ze spalaniem z silnikiem spalinowym, przedmiotem spalania środowisku tlenowym są kwasy tłuszczowe, benzyna , ropa, bardzo mało węgla, a dużo wodoru. Te same procesy, tylko przebiegające szybciej.
To samo występuje w rakiecie kosmicznej, paliwem jest czysty wodór.
Punkt 7, dotyczący migreny. Tutaj korzystam z wiedzy lekarskiej, od pewnego amerykańskiego lekarza, który spostrzegł, że jak się choremu zmniejszy ilość spożywanych węglowodanów to migrena ustępuje, jak ręką odjął.
Jak jesteś lekarzem to radzę spróbować.
Co jeszcze napisał; w pewnych warunkach, nie u każdego to się dzieje w przewodzie pokarmowym tworzy się alkohol, najprędzej z chleba, czyli pospolity bimber, składający się nie tylko z alkoholu etylowego, ale i z cięższych frakcji.
Niestety bozia nie zafundowała nam filtrów, możliwości estryfikacyjnych w naszych brzuchach..
Alkohol metylowy; wiadomo jaką jest trucizną.
Każda ludzka choroba, z jakiegoś tam podtruwania pochodzi.
@Wacław1
Powolnego utleniania, bym napisał. Niekiedy bardzo powolnego.
” W zależności od rodzaju spalanego składnika, ta sama ilość tlenu może dać więcej kalorii, lub mniej”
W zależności głównie od rodzaju wiązań, na dobrą sprawę chodzi o ich energię. Natomiast z reguły tylko część uzyskanej w ten sposób energii można wykorzystać.
„Organizm spala wyłącznie węgiel i wodór.”
No proszę o reakcję spalania tego wodoru.
Natomiast widzę, że o glutationie (utlenianie grupy -SH) nie słyszałeś No dobra, to nie sposób pozyskiwania energii 🙂
„Zawsze chodzi tlen.” Generalnie chodzi o to, że bez źwieżego tlenu glukoza jest utleniania przez glikolizę do pirogronianu, redukowanego następnie do mleczanu w celu odzyskania NAD+. Niestety mleczan przechodzi w kwas mlekowy, czego mięsnie go nie lubią. Tlen natomiast pozwala na dekarboksylację pirogronianu i wejście grupy acetylowej do cyklu Krebba, a nastepnie przelot elektronów przez łańcuch oddechowy. Tak to z grubsza wygląda.
„Węgiel spala się, na CO2 (dwutlenek węgla), z którym organizm zawsze ma kłopoty i który jest związkiem toksycznym”
Tak samo jak woda. Spróbuj wypiuć 2 l destylatki (albo lepiej nie próbuj, możesz stracić przytomność). Stężenie czyni truciznę.
„Węgiel pobierany jest z węglowodanów/ skrobia C5H10O5/, glukoza C6H12O6,
a wodór, H2, z rozkładu kwasów tłuszczowych/np. linolenowy c18h30p2/”
Skroba i tak musi zostać shydrolizowana do glukozy, by mogła wejść w szlak glikolizy i dostarczyć energii. Tak samo większość cukrów. Widziałeś gdzieś cząsteczkę wodoru w kwasie linolenowym? Nie bez powodu pytam o reakcję utleniania wodoru. Bo takiej po prostu nie ma.
„Tlen , ten wewnętrzny powstaje przy rozkładzie, spalaniu, węglowodanu z którego powstaje dwutlenek węgla i cząsteczki tlenu O2,”
A ja jako tako umiem. Tylko że tlen w nim nie powstaje. Rozkład węglowodanu do tlenu byłby utlenianiem tlenu, musiałaby mu towarzyszyć redukcja węgla lub wodoru. A jak zauważyłeś, węgiel powinien się raczej utleniać.
Nie wiem, co tym z tym spalaniem wodoru. Piszesz o nim co 2 zdanie. A ja proszę o 1 równanie rekacji, dowodzące, że taki proces zachodzi (u cżłowieka, u bakterii oczywiście, że zachodzi).
A niektórzy jak się najedzą cukru, to ich mnie boli. Natomiast unikałbym np. tyraminy w migrenie. Czyli czekolada itp.
Co do alkoholu: robią go w przewodzie pokarmowym głównie bakterie. Ale po kie licho go estryfikować? Mamy dehydrogenazę alkohkolową robiącą z niego aldehys, a kolejna defyhrogenaza robi z niego octan, który może już wejść do cyklu Krebbsa (aczkolwiek enzym ten często nie wyrabia, jak ktoś się za dużo nachla, a u Azjatów to już się szczególnie nie wyrabia).
Na 1 pytanie rzeczywiście widze, że znasz odpowiedź. Reszta słabo 😛
mpm
Mnie schematy wystarczą, wchodzenie w szczegóły, dla mnie to absurd,zostawiam to specjalistom,
bo gdybyśmy weszli, dla przykładu, w wątrobę, to mogłoby się okazać, że bez fizyki kwantowej rzeczy się nie rozbierze.
Zupełnie nauka nie zna mechanizmu odbudowy, karmienia komórek mózgowych,całej neurobiologi, a żyć trzeba.
Niestety, na dzień dzisiejszy nie znamy odpowiedzi na podstawowe pytanie:
— jak żyć, żeby nie chorować? Z tej niewiedzy, nieświadomości do coraz to większej głupoty dochodzimy.
A odpowiedź jest prosta: należy unikać trucizn. Tylko jest problem, trzeba wiedzieć co jest trucizną…i w jakich okolicznościach.
Medycyna trzyma chorego w cukrzycy dla przykładu, w prostej stosunkowo chorobie, nic nie robi, żeby z tego świństwa człowieka uwolnić. Wprost przeciwnie robi się wszystko, żeby chorych było więcej.
Albo, takie nadciśnienie tętnicze, też prościzna, a karmi medycyna chorych popeliną, fałszem…mam na myśli statyny.
Jak jesteś taki mądry, ubogacony w teorię to opisz mi tutaj proszę przyczynę choć jednej najprostszej choroby, na przykład kataru…bo miażdżyca może być za trudna dla ciebie,napisz co trzeba zrobić, żeby syropków, kropelek, aerozoli na tę dziecinną dolegliwość nie używać….
Tylko nie pisz mi o genetyce przy katarze…
Miażdżyca, według mojej schematycznej wiedzy jest dolegliwością, z której bardzo łatwo jest wyjść, nawet nie wyleczyć… Miażdżycy nawet w wykazie leków nie ma,
leczy się tylko objawy miażdżycy, nie leczy, tylko zalecza…
A jakim wielkim nieszczęściem jest ta choroba dla współczesnego człowieka, ile
nóg przy okazji niepotrzebnie się ludziom ucina….
A proste to jest jak cholera, niestety, trochę schematycznej wiedzy trzeba mieć, żeby się przed miażdżycą ratować,najpierw trzeba chcieć, bo nie zawsze człowiek chce być leczony, wyleczony — wystarczy poziom szkoły średniej…jest konieczny, ale nie wystarczający, bo lekarze z powodu miażdżycy też mają ucinane nogi.
Przed wszystkimi zarazami tego świata się nie ustrzeżemy, nigdy, ale wielu, przy odrobinie pomyślunku, nawet zwykłego rozsądku można uniknąć ….
@Wacław1
Absurdem są twoje schematy. Nic dziwnego, że nie potrafisz ich rozwinąć. Nie da się ich rozwinąć.
Unikać trucizn? Tlenu, cukru, soli, potasu… Tak, potasem bardzo łatwo zabić. Brakiem potasu zresztą też.
Co innego można zrobić w DM, skoro ci się nie podoba leczenie? No proszę, masz kolejny genialny pomysł, jak z tym twoim spalaniem wodoru?
Statyny na nadciśnienie? Chyba ci się zupełnie choroby pomyliły.
Etiologia miażdżycy jest akurat bardzo prosta. Ale nie wiem czy zrozumiesz, poza tym w końcu nie ma niej spalania wodoru… Prostymi schematami, które tak lubisz, się jej nie opisze. No jak można łatwo wyjść z miażdżycy? Kolejny genialnny pomysł, który okaże się bzdurą, gdy zapytam o jakiekolwiek szczegóły? Zresztą po co pytam, poprzednio potrafiłeś odpowiedzieć na 1 pytanie na 7.
Wacław1
Wacku wszechwiedzący, katar leczony trwa 7 dni, a katar nieleczony tydzień.
mpn
Zaciekawiła mnie Twoja wypowiedź na temat zależności spozycia czekolady od objawów migreny.
Ja lubie czekoladę, ale równiez nabiał. I zdarza mi sie, że po spożyciu mlecznej zupy pojawia sie ból w plecach promieniujący na boki. W krótkim czasie po posilku.
Czy może to byc spowodowane jakąś skazą białkową ?
Mojego lekarza zawsze zapominam zapytać.
andrzej52
O czekoladzie przy migrenie to @mpn pisał.
Na twój kręgosłup, skazę białkową, to nie czekolada, zupy mleczne, produkty mleczne ci szkodzą, tylko pewne proporcje, o których nie mogę pisać, niczego
radzić..
Bo mnie Pan Stefan na reedukację skieruje. A szkoda by była, bo kto by tutaj
Wam w głowach mieszał!
Ty się Andrzejku lekarza o radę nie pytaj, tylko rusz własną łepetyną,
ucząc się od Wacka schematyzmu w myśleniu.
mpn
Całą noc o tym myślałem, a właściwie to doszło do mojej świadomości,
rano, jak się obudziłem,
że mój schematyzm stoi wyżej od Twoich teoryjek, reakcji chemicznych literami
i cyframi napisanych.
Dla przykładu, taki prosty zapis H2O = H2 + O
jakie to prymitywne, jak niewiele mówi o tym procesie fizycznym bardziej niż chemicznym.
Mój schematyzm jest lepszy; bo jak myślę o cząsteczce wody, to zaraz widzę dwie kolby szklane przewód na elektryczność, wtyczkę do gniazdka, zastanawiam się ile energii potrzeba , żeby rozbić taką cząsteczkę….myślę, o tym, jakie to siły łączą
ze sobą: wodór i tlen…..
Wszystko, co mamy na Ziemi otrzymujemy ze Słońca; jeszcze się nie znalazł człowiek z umysłem podobnym do umysłu Einsteina, żeby równaniem to opisał.
Podobnie jest z ustrojem człowieka, jego bebechami, tego się opisać równaniami,
prawdopodobnie nigdy nie da, tych wszystkich procesów i procesików…
nawet słowem.
Schematyzm nam został, szczególnie na niego skazani są lekarze, od ich wiedzy medycznej, tej formalnej ze szkół wyniesionej; ważniejszy jest biały fartuch, czysta koszula, krawat,fryzura, wypielęgnowane ręce, włosy, do tego czyste, że aż przezroczyste, umiejętność posługiwania się słowem, słowem kultura osobista, czysta podłoga w gabinecie…. od leków także, ich chemicznej zawartości.
Bo leczenie człowieka jest szamaństwem, tylko schematyzmem się posługuje, regułami, zasadami, sztuczkami z psychologii, zabawiania….
Najlepiej to widać w zimę, z mojego okna widać domy mieszkalne, jednorodzinne,
wszystkie mają kominy, z jednych „wylatywa” dym czarny, a z drugich biały.
Moje schematyczne myślenie zaraz się uruchamia, przecież podobnie może być
w moim organizmie, bo w pokarmie zasilającym nas ludzi jest węgiel i wodór.
Jaki stąd wniosek? Wacek szukaj pokarmów, w których jest dużo łatwo przyswajalnego wodoru, a nie węgla – nie rób ze swoich bebechów komina z sadzą.
Do tego nie potrzeba wielkiej nauki, wystarczy umiejętność myślenia, porównywaniu rzeczy…
Od wczoraj siedzi w moje głowie schematyzm, także na blogu Andrzeja Celińskiego, o tym piszę:
http://celinski.blog.polityka.pl/2016/08/15/dzisiejsi-przeciwnicy-wolnosci-mniejszy-jednak-maja-rozmiar/#comment-5685
@Wacław1
I tylko twój shematyzm pozwala na pisanie bzdur takich, jak spalanie wodoru przez ciało człowieka (no chyba że ma miniaturową rakietę w brzuchu :-)).
A więc informuję cię, że by obliczyć energię potrzebną do przeprowadzenia reakcji H2O -> H2 + 1/2 O2 trzeba włożyć dokładnie dwukrotność energii wiązania O-H, co widać z wzoru, a zwróci się energia wiązania H-H i połowa energii wiązania O=O, o ile taka reakcja zajdzie, co określa entalpia swobodna procesu dana wzorem dG = dH – TdS, a jeśli zajdzie, to ze stałą prędkości k = A^(-Ea/RT). To mówią wzory. Co mówią schemaciki?
To są wszystko procesy opisywane równaniami, często zbyt trudnymi, by je dzisiaj rozwiązać, ale równania te istnieją. Także dla znacznie bardziej skomplikowanych pocesów, niż proste równanie reakcji rozpadu wody.
Nawiasem mówiąc, Wacek, przestać zajmować się bzdurami, idź do dietetyka, i nie oczekuj, że wodór zawarty w tłuszczach można w jakikolwiek sposób utlenić. Nawet w rakiecie nie można.
mpn
Przestań uprawiać zabawę w kotka i myszkę, w organizmie człowieka nie ma rakiety, silnika spalinowego. A jednak z wodoru uzyskujemy najwięcej energii, do różnych celów, i to energii czystej, podobnie jak w rakiecie, tylko mechanizm jest złożony,
tak bardzo, że nie warto się tym zajmować, bo i tak mało kto, to zrozumie.
Jak mózg zdobywa energię, nie bardzo jest wiadomo, więcej się mądrale całego świata domyślają, niż wiedzą.
No i co, mamy ich pozabijać, z powodu tej niewiedzy.
W bardzo wielu obszarach, musimy zadowolić się domysłem, czyli schematyzmem w myśleniu.
Wiedza człowieka dopiero raczkuje, praktycznie wszystkie dziedziny wiedzy są na jej początkowej fazie rozwoju , odkrywania.
Niektóre dziedziny po prostu stoją w miejscu; fizyka kwantowa, fizjologia, medycyna, astrologia, …. a jednocześnie korzystamy z tych nauk, w coraz szerszym zakresie.
Urodzaju na nowych Einsteinów nam brakuje.
Tak jest z uzyskiwaniem energii przez organizmy żywe, zaledwie się domyślamy tego mechanizmu; obserwujemy rakiety, silniki spalinowe, kominy naszych domów
— to na tym poziomie jesteśmy.
Tak na dobrą sprawę, to biochemia dopiero się rodzi, ma nie więcej jak 50 – 70 lat swojego istnienia.
@Wacław1
‚w organizmie człowieka nie ma rakiety’ to jak spalasz ten wodór? A może masz wielką ilość jakichś specjalnych bakterii? I poproszę po raz 10 o reakcję spalania wodoru, o której ciągle piszesz, ale której nie potrafisz podać.
‚to energii czystej’? Znaczy myjesz ją czy jak? Czym się rózni od brudnej?
‚Jak mózg zdobywa energię, nie bardzo jest wiadomo,’ z glukozy, ewentualnie ciał ketonowych, w procesie już jakiś czas temu opisanym. Mam podać? Bo sporo by tego bylo. Obawiam się, że to wyłącznie twoja prywatna niewiedza, nie wiem, kogo chcesz zabijać z jej powodu. Tylko do siebie możesz mieć o nią pretensję.
Medycyna stoi w miejscu? Byłbyś w stanie przeczytać wszystkie publikacje z ostatniego miesiąca? Życia by nie starczyło. O, astrologia obok medycyny. Co będzie dalej? Wróżenie z fusów czy wątroby zwierząt ofiarnych?
Przed biochemią rzeczywiście jeszcze dużo wspaniałych odkryć, ale co nieco jednak już odkryła. Tylko trzeba poczytać, wysilić sie, a nie pisać farmazony o niewiedzy i schematach na wszystko.
mpn
Twój mózg na pewno jest nieprawidłowo odżywiany, nic do ciebie nie dociera.
Mówiłem o tym — jak jest mózg odżywiany, a nie czym.
Czym: rzecz jest prosta, jak budowa cepa, tym co wrzucasz na ruszt, tym czym karmisz organizm, możliwości są szerokie, bardzo urozmaicone.
Problemem jest, niewiadomą: jak składniki pokarmowe z krwi przenikają do komórek mózgowych, do całej sieci neurologicznej, do neuronu, jak odbywa się wymiana neuronów.
O tym : czym jest karmiony mózg, możemy porozmawiać.
To będzie dyskusja o dietetyce: co jest lepsze dla mózgu: kartofel czy karkówka?
Glukoza czy ketony? Osobiście wolę ketony.
Zdania są podzielone. Co kraj to obyczaj: różniste metody żywieniowe są stosowane. A jakie ciekawe rezultaty z tego zróżnicowania wynikają, tu jest dopiero ciekawy materiał do dyskusji.
Mózgu na zapas nakarmić się nie da.
Jak będziesz wpierniczał od rana do wieczora kartofle to będziesz miał mózg i resztę tkanek – z cukru zbudowane, cukrem karmione, przeżyjesz, tylko jest pytanie:jak, z jakim potencjałem intelektualnym.
Podobnie jest z wodorem: wiemy tylko, że paliwem dla ustroju są substancje, które posiadają w sobie łatwo przyswajalny , przez ustrój człowieka, węgiel i wodór, jak te składniki paliwowe są spalane, utleniane… tego nauka jeszcze nie wie. Chcesz na mnie wymusić, żebym ci opisał reakcję chemiczną, i powiedział, że cząsteczka wodoru jest spalana, tak prosty mechanizm tylko w rakiecie występuje…w silniku spalinowym.
Chętnie zobaczę ten twój opis, wzór chemiczny tych procesów, co się dzieje z wodorem i węglem, jak powstaje z tych reakcji energia, ciepło.. Uświadom ciemniaka, będę zobowiązany
@Wacław1
Ciekawe, jakieś argumenty, czy tylko kolejne bzdety? Zazwyczaj nie przyswajam sobie bredni w stylu homeopatii, irydologii czy też tych twoich schematów z utlenianiem wodoru. Przenikanie też już zostało opisane, receptory glukozy zostały opisane, BBB została opisana. Jakie ketony wolisz? Ciała ketonowe w znacznej części nie są ketonami (ale to już wymaga wiedzy chemicznej, którą się tu wykazać nie potrafiłeś). Kwasica ketonowa ci odpowiada? Człowieku, zaszkodzisz sobie poważnie wyznawaniem tym podobnych bzdur! To już nie jest tylko gadanie, popsujesz sobie zdrowie!!! Mózg z cukru, Jezu drogi! Podstawy biochemii! Chcę wymusić, byś podał równanie reakcji, której zachodzenie w organizmie ludzkim postulujesz, a która po prostu nie zachodzi u człowieka. Wodór nie ulega utlenieniu w organizmie człowieka. Uświadam cię, jak prosiłeś. Natomiast naprawdę mam ci tu wpisywać kilkadziesiąt reakcji metabolizmu?
Trza sobie przypomnieć cykl Krebsa (kwasu pirogroniowego). Jak kwasu to jakiś wodór musi być.
@prezio
Tak, tylko że każdy właściwie wodór w związku organicznym występuje na stopniu utlenienia +1. Cząsteczkowy wodór (st. utl. 0) występuje jedynie w metabolizmie bakterii. Wodór (-1), a więc w postaci wodorków, to związki nieorganiczne, jak LiAlH4. Tak więc w organizmie ludzkim wodór się nie utlenia. Cykl Krebbsa to utlenianie węgla głównie za pomocą NAD+.