Czego z redakcji nie widać. Dziennikarze „Polityki” krzywdząco ocenili minister Leszczynę. Doktor Boy-Żeleński dosadnie przewidział ich podejście
W niedawnym rankingu ministrów, opublikowanym przez tygodnik „Polityka”, minister Leszczyna została oceniona marnie. Pomyłka. Autorzy podsumowania nie zrozumieli skali problemu.
Pani minister działa rozumnie i skutecznie, tyle że po cichu i niezbyt szybko, bo szybko się nie da.
Punktem odniesienia dla oceny czyichkolwiek działań nie powinna być lista dokonań, lecz sytuacja wyjściowa. Autorzy oceny najwyraźniej nie pofatygowali się, by ją wnikliwiej zbadać.
Powiedzmy sobie wprost: zważywszy na przedmiot działania Ministerstwa Zdrowia, nikt z ministrów Donalda Tuska nie obejmował gorszego bagna. A przecież bagno było właściwie wszędzie.
W opiece zdrowotnej problemem są ludzie i pieniądze. Jeśli się zastanowić, to przede wszystkim ludzie. Niektóre specjalizacje wytępiono przez wiele lat bezmyślnego zarządzania, jak bizony: patomorfolodzy, radiolodzy, pediatrzy, interniści, psychiatrzy w ogóle, a psychiatrzy dziecięcy w szczególności – wymieniać można długo. Problem dotyczy również tzw. allied professionals, z pielęgniarstwem, ratownictwem i technikami medycznymi na czele. Niedobory występują we wszystkich grupach zawodów medycznych, co oczywiście obniża jakość działania systemu i jest istotą jego niedomogi. Na przykład skandalicznie długie czasy oczekiwania na diagnostykę ambulatoryjną wynikającą często nie z braku aparatury, lecz fachowców, którzy opiszą wyniki.
Czy da się ten brak medycznych profesjonalistek i profesjonalistów nadrobić? Ależ tak! Potrzebny jest jednak czas. Zwłaszcza w edukacji. Nie da się oszukać nabywania zawodowego doświadczenia mimo coraz wspanialszych wspierających edukację technologii. Były próby chodzenia na skróty. Prawdziwie rewolucyjną ideę miała tu Zjednoczona Patologia. Chciała kształcić lekarzy szybko, masowo i nic nie szkodzi, że marnie. Za to (cóż za zaskoczenie!) bardzo opłacalnie dla powstających jak grzyby po deszczu lekarskich szkół zawodowych. Ta koncepcja pojawia się również w szeregach obecnie rządzącej koalicji. Przemysław Witek, poseł PO, oświadczył niedawno, że lekarze przejedzą każde pieniądze na ochronę zdrowia, dlatego trzeba nowych lekarzy wypuścić na rynek możliwie masowo i szybko. Pogadamy, kiedy zachoruje bliska panu Witkowi osoba – czy zwróci się wówczas do losowego lekarza o niepewnych kompetencjach, czy poszuka najlepszych fachowców, korzystając ze swoich politycznych wpływów… A że kiedyś ktoś taki zachoruje, to niestety pewne, bo świat działa w ten sposób.
Wobec owego najważniejszego wyzwania pani minister podjęła zdecydowanie działanie: merytoryczną weryfikację uczelni medycznych. Wystąpiła nie tylko wbrew polityczno-biznesowemu układowi Zjednoczonej Patologii, ale również niektórym prominentnym osobom ze środowiska, widzącym w nowych „uczelniach medycznych” swoją szansę na niemałe korzyści materialne.
Już samo to powinno wystarczyć, by dziennikarze „Polityki” przyznali minister Leszczynie cztery gwiazdki. Bo stworzyła nadzieję, by w nadchodzącej dekadzie oni i ich bliscy mieli szansę na rzetelną opiekę medyczną, a nie na rosyjską ruletkę. Warto zdać sobie sprawę z katastrofy, która mogła się zdarzyć i do której pani minister swoim zdecydowaniem nie dopuściła.
Zrobiła tylko jeden błąd: nie zadbała o odpowiednią i odpowiednio podaną informację o swoich działaniach. Powinni się tym zająć wyspecjalizowani dziennikarze, ale oni też – jak bizony – prawie wyginęli. Preferowane jest dziennikarstwo klikogenne, w opisanym przez doktora Boya-Żeleńskiego stylu: „dużo, byle jak i prędko”. Oryginalny tekst dotyczył zupełnie innego aspektu życia, ale i tu, niestety, znakomicie pasuje.
Jest jeszcze sporo prowadzonych w Ministerstwie Zdrowia pozornie nieefektownych działań, mających jednak wielkie znaczenie dla przyszłości budowania systemu ochrony zdrowia. Wystarczyło przyjrzeć się uważniej, by je spostrzec.
Wiele działań jest w trakcie. Z pewnością nie wszystko pójdzie gładko, bo w żadnym systemie ochrony zdrowia nie jest to możliwe, nawet w najzamożniejszych krajach. Szybko też nie będzie.
Jako wąsaty dziaders, któremu wszystko jedno, czy go wywalą z grona współpracowników „Polityki” (wdzięk wieku okołokremacyjnego!), będę upierał się przy dwóch wnioskach końcowych.
1. Jeśli ocenia się jakość czyjejś pracy, to trzeba wziąć pod uwagę zarówno sytuację w momencie jej rozpoczęcia, jak i jakość pracy poprzedników. Izabela Leszczyna jest najlepszą osobą zarządzającą Ministerstwem Zdrowia na przestrzeni kilku dziesięcioleci.
2. Obawiam się, że Autorce i Autorowi rankingu zabrakło w tym przypadku i wiedzy, i cierpliwości. Powinni skorygować swoją ocenę i przeprosić panią minister.
Komentarze
Szanowny Panie Doktorze, niepodobna odmówić Panu racji w kwestii wydawania dyplomów lekarza przez wyższe szkoły tego i owego.
Jednakowoż za mianowanie Dziesięciny na wiceministra, za sytuację w Centrum e-Zdrowia, należą się pani minister gwiazdki ujemne.
W sumie 1½ gwiazdki to i tak dużo.
W istocie: „Punktem odniesienia dla oceny czyichkolwiek działań nie powinna być lista dokonań, lecz sytuacja wyjściowa„.
Ale w procesie oceny nie pomijał bym listy dokonań oraz innych imponderabiliów np. postaw środowiska lekarskiego i „dostępności” kompetentnego mangementu…
Zostawiam na boku realność obiektywnej oceny „sytuacji wyjściowej” w tak różnych dziedzinach zarządzania jak „zdrowie”, edukacja, sport czy ochrona środowiska…
Brak oceny „sytuacji wyjściowej” w rankingu to tak jak abstrahowanie od uwzględnienia „efektu bazy” w ocenie dynamiki zmian, w wybranym okresie, w analizie procesu wzrostu np. PKB różnych krajów.
A generalnie zalecałbym ostrożność w rangowaniu pracy ministrów, bo łatwo wpaść w pułapkę porównywania obiektów trudno porównywalnych np. jabłka z jego pestką.
A publika tylko czeka na takie rankingi, boć hejt ma naturę falową i nie znosi flauty.
W pełni zgadzam się z meritum, zaś dodałbym jeszcze opór tzw. „środowiska lekarskiego” wraz z jego tuzami, w znacznej mierze odpowiedzialnymi za bagno w ochronie zdrowia i lecznictwo, często w imię własnego rozrośniętego ponad miarę ego. I nie mówię tu tylko o ostatnich 8 latach, które dodały metry mułu do bagniska, ale o zaniedbaniach od co najmniej dwóch dekad, albo i dłużej. Jeszcze w podstawówce nauczyłem się, że jeśli muszę ściągać to od lepszych od siebie; oto przykład: zaczął działać system Kas Chorych na wzór mniej-więcej niemiecki- sprawdzony w praktyce- to nie, ktoś (chyba za rządów lewicy) uznał że wie lepiej i skasował sprawę tworząc zcentralizowany NFZ, który do tej pory generuje głównie koszty.
@STEFAN KARCZMAREWICZ
Ten ranking ministrow jest explicit verbis subjektywny, jak sami autorzy podkreslaja:
„…autorzy „Polityki” postanowili subiektywnie ocenić…”
Uzasadnienie oceny przez autorow POLITYKI jest krotkie, wiec pozwole je sobie zacytowac w calosci:
„Na drugim biegunie jest odpowiedzialna za ochronę zdrowia Izabela Leszczyna, która wcześniej zajmowała się sprawami finansowymi i gospodarczymi. Jako ministra wprowadziła program finansowania in vitro, a także – pomimo sprzeciwu prezydenta – pozaustawowo wdraża dostępność pigułki „dzień po”. W ostatnich tygodniach wraz z Tuskiem wypowiedziała wojnę opioidom. Jeśli chodzi o systemowe zmiany czy lepszy dialog z lekarzami, Leszczynie na razie niewiele udało się osiągnąć.”
Jedynie nagatywnym jest ostatnie zdanie. Ale ma chyba decydujace znaczenie dla autorow (w sumie tylko 1,5 punktow). Problem w tym co autorzy SUBJEKTYWNIE oczekiwali w temacie „systemowych zmian”. Moze jakis krotkoterminowych rewolucji?
Ale oczekiwali najprawdopodobniej czegos zupelnie innego niz Pan. Stad te rozbierzne (subjektywne) oceny. Osobiscie przychylam sie do Pana analizy i oceny.
Czy dostal Pan juz odpowiedz od autorow? Bo w relegacje z POLITYKI nie wierze 😉
@maniekemil
Tyle, że wprowadzenie w kraju o strukturze scentralizowanej systemu przeniesionego wprost z kraju federacyjnego, o znacznie większych uprawnieniach władz regionalnych udac się nie mogło. A nie adoptowano podstawowej zasady jaka jest w Niemczech: Pacjent może się leczyć u dowolnego lekarza, nawet za granicą a Kasa zwraca mu (w części lub w całości) koszty. Tymczasem u nas sytuacja była taka, że pacjent często nie mógł pójść do lekarza w najbliższym mieście, bo to miasto było na terenie działania innej kasy i wymagałoby to dodatkowej „papierologii” której nikomu nie chciało się robić.
Kasy Chorych też marnowały ogromne pieniądze, większe chyba nawet niż NFZ
>>Niektóre specjalizacje wytępiono przez wiele lat bezmyślnego zarządzania, jak bizony: patomorfolodzy<<
…nie zostalem "wytepiony", tylko przenioslem sie do UK, za co jestem Wlodarzom Polskiej Medycyny gleboko wdzieczny, z wielu powodów. 🙂
No, koniec lektury, do mikroskopu!