Nadmiarowe zgony? Pytajcie sami-wiecie-kogo przy każdej okazji

Złowrogi karzeł zrobi wszystko, żebyśmy o tym zapomnieli, bo idzie kampania. My powinniśmy pamiętać, żeby ukarać winnych. Chociażby z szacunku dla tych, którzy odeszli, tworząc przerażająco liczną grupę tzw. nadmiarowych zgonów związanych z covid-19.

Satrapa oczywiście na ten temat milczy. Zaś jego dworzanie wypowiedzieli się na ten temat w pierwszych trzech kwartałach roku tylko dwukrotnie.

Chciwy Krzyżowiec udzielił Wirtualnej Polsce niby-wywiadu, w którym dał pokaz braku komunikatywności (zdumiewające u dobrego wykładowcy akademickiego), a dziennikarz WP albo nie zrozumiał wagi tematu, albo dostał polecenie, żeby prominentnego rozmówcy nie wprawiać w zakłopotanie zbytnią dociekliwością. Można sobie ten tekst łatwo znaleźć, ale nie warto, bo niczego nowego nie wnosi. Ani co do faktów, ani co do przymiotów (że tak zażartuję) charakteru Łukasza Od Worów (pod oczami, oczywiście).

Błysnął natomiast intelektem ministrunio zdrówka, oświadczając, że (podaję za: Justyna Watoła, Gazeta.pl, 30 maja 2022): „z przeanalizowanych danych wynika”, iż tak duża liczba nadmiarowych zgonów jest  „spowodowana złym stanem zdrowia Polaków, a nie ograniczoną dostępnością do pomocy lekarskiej w trakcie pandemii”. Cóż, jaki intelekt, taki błysk. Nie powinno dziwić, że facecik od arkuszy kalkulacyjnych, który przyszedł z NFZ, nie rozumie medycyny. Zwłaszcza jeżeli uświadomimy sobie, jaki gigant intelektu i moralności zrobił go ministrem.

Poza dwoma powyższymi erupcjami możliwości ekipy Pychy i Szmalu – spokój i cisza. Nawet sprawa śmierci handlarza lewymi respiratorami, która wydaje się tak dęta, że prawie absurdalna, nie sprowokowała poważniejszej dyskusji.

Niestety, również aktywność opozycji jest wobec tematu jakości zarządzania walką z epidemią śladowa. Chlubny wyjątek stanowi chyba tylko troje posłów: Klaudia Jachira, Dariusz Joński i Michał Szczerba.

Tymczasem los pisze scenariusz jakby na zamówienie prezesa i jego chłopców z ferajny. Wojna w Ukrainie, kryzys energetyczny, kryzys ekonomiczny i wreszcie klimatyczny pozwalają wywoływać kolejne konflikty wewnętrzne, insynuować, ale przede wszystkim wypierać wydarzenia z tak niedawnej przeszłości.

Jak to ze snajperską precyzją napisał Pan Profesor Belka (FB, 2 października): „W natłoku kolejnych afer i skandali obecnej władzy nad prawdziwymi katastrofami przechodzimy lekko i gładko do porządku dziennego. Okazuje się, że dokładnie o to chodzi zbieraninie dyletantów i cwaniaków, którym przypadło w udziale pełnienie odpowiedzialnych funkcji w Polsce”.

A przecież „nadmiarowo” znikło 200 tys. ludzi, czyli miasto. I powiedzmy sobie szczerze – tłumaczenia o chorobach współistniejących to brednie oszalałych tchórzy, bo choroby współistniejące mogą być pewnym wytłumaczeniem zwiększonego ryzyka, ale bardzo rzadko bezpośrednią przyczyną śmierci. Ludzie niekiedy bardzo schorowani mogą żyć latami. Większość z tych, którzy umarli „nadmiarowo”, nie sprawiała wrażenia stojących nad grobem, zanim przydarzyło się im owo ostatnie zachorowanie.

Co się zatem wydarzyło, a o czym patologiczna klika nie chce powiedzieć? Czy można wskazać winnych? Można spróbować wskazać przemilczane obecnie mechanizmy, które bardzo przyczyniły się do tak potężnej tragedii. Można także wskazać konkretne grupy ludzi, którzy wbrew swoim obowiązkom nie dołożyli starań, by zmniejszyć jej rozmiary. Niekiedy wręcz świadomie narazili wiele osób na istotne ryzyko w imię skuteczności politycznej. Proponuję zatem Państwu małą podróż w czasie. A konkretnie powrót do pięciu wydarzeń, które mogły mieć kluczowe znaczenie.

Miękkie preludium – pierwsza seria zaniedbań. Przełom 2019/2020. Coraz więcej (chociaż nie tak wiele) wiadomo o tym, co się dzieje w Chinach. Z późniejszych publikacji można wywnioskować, że służby wywiadowcze krajów NATO ostrzegały przed kataklizmem. Oczywiście nikt nie miał pomysłu, jak na coś takiego, o takiej skali, zareagować. Niektóre kraje kupowały respiratory (przez wyspecjalizowane, wiarygodne firmy – taka egzotyka). Czesi zaczęli reorganizację szpitali – sam to pamiętam z jednego, z którym mam zaszczyt czasami współpracować. Jeden z oddziałów szpitalnych, położony w oddzielnym pawilonie, przemianowano na oddział covid. Różni ludzie i instytucje mieli różne pomysły. Jak się wydaje, nikt nie miał znakomitych, ale starano się zrobić coś konkretnego. Ale można było przyjąć strategię alternatywną – czyli po prostu nie zrobić nic. Adrian z Chciwym Krzyżowcem pojechali na narty, a Pinokio i satrapa zajęli się innymi sprawami. Nie zakupiono sprzętu, nie zapewniono obsad dyżurowych w szpitalach, służbach ratownictwa medycznego ani placówkach przewlekłej opieki. Skutkowało to potem skandalicznymi decyzjami wojewodów, dyrektorów szpitali i kierowników stacji ratownictwa, prowadzącymi z jednej strony do narażania pacjentów, a z drugiej – personelu, którego i tak było zbyt mało. Przynajmniej części tych sytuacji można było zapobiec. Wystarczyło trochę wyobraźni i odpowiedzialności. Tej ostatniej zabrakło najbardziej.

Mieliśmy tu do czynienia z typowym zaniechaniem decyzyjnym ze strony funkcjonariuszy państwa.

Nikt rozsądny nie powinien jednak oczekiwać w tym przypadku, że winni przywódcy i czołowi funkcjonariusze Zjednoczonej Patologii zostaną ukarani. Zbyt mało ostrych kryteriów. A to, że ktoś jest leniwą kreaturą, nie jest kwalifikacją prawną do zasądzenia kary więzienia. Ale już panów wojewodów i panów dyrektorciów (kobiety były w tej grupce w mniejszości, jeżeli w ogóle były) może w przyszłości dotyczyć niezależne śledztwo.

Drugie zaniedbanie – adekwatne szkolenie lekarzy POZ pod kątem covid. Od pierwszej połowy 2020 r. WHO wydało wówczas praktyczne, proste w zastosowaniu wytyczne wobec pacjentów z covid – od wstępnej diagnostyki, poprzez leczenie przypadków łagodnie przebiegających (przyczynowego leczenia nie było i nadal nie ma), kryteria hospitalizacji, leczenie szpitalne, aż po intensywną terapię. Nie był to gruby dokument, bo wiedzieliśmy przeraźliwie mało i możliwości działania też były bardzo ograniczone. Kluczowe wydawały się dwa punkty: zapobieganie rozprzestrzenianiu się epidemii (do czego wrócimy) oraz kryteria wskazujące na to, że stopień zagrożenia chorej/chorego przekroczył akceptowalny poziom, wobec czego wymaga ona/on jak najszybszej hospitalizacji, ponieważ domowa/ambulatoryjna opieka staje się niewystarczająca. Wykorzystywano bardzo proste parametry: wskazania pulsoksymetru (można było kupić prawie wszędzie), częstość oddechów, częstość akcji serca i wysokość ciśnienia krwi. Czyli nawet stosując system wizyt zdalnych, można było podjąć w porę decyzję o hospitalizacji. Tyle że trzeba było te cztery proste kryteria znać. Szkolenia były prowadzone przez niektóre organizacje lekarskie, ale Ministerstwo Zdrowia, na którym taki obowiązek w sytuacjach nadzwyczajnych spoczywa przede wszystkim, nie kiwnęło nawet palcem. Stąd liczne przypadki, kiedy pacjenci docierali do szpitali z saturacją tlenu 50-60 proc. – czyli w tym aspekcie potencjalnie śmiertelną. Nie było również szkoleń społeczeństwa, mimo że autodiagnostyka była możliwa, nieskomplikowana i mogła ratować życie. Mam nadzieję, że zarówno pełniący wówczas obowiązki premier, jak i jego minister zdrowia zostaną za to zaniedbanie postawieni przed sądem, tak samo jak za kolejne, opisane poniżej.

Zaniedbanie trzecie – problem respiratorów niejedno ma imię. Bo nie chodzi tylko o sposób ich zakupu. Tutaj nie muszę Państwu niczego opowiadać, bo wiadomo. Trzeba było zadecydować wcześniej o zakupie i nie realizować go przez szemrane źródła. Reszta jest już kwestią przeprowadzenia odpowiednio starannego śledztwa i ukarania winnych. Jest jednak druga, równie dotkliwa strona problemu – brak szkolenia personelu medycznego. Terapia przy pomocy respiratora to coś, czego większość lekarzy szpitalnych nie ma okazji nauczyć się w swoim zawodowym życiu. To znaczy uczestniczą w leczeniu innych problemów takich pacjentów, ale od samej terapii respiratorem są specjaliści, których pozostali uważają trochę za uczniów czarnoksiężnika, a którzy podejmują stosowne decyzje. Tak jest poza szczytem covid-19. Szczyt epidemii spowodował jednak, że respiratory musieli obsługiwać lekarze innych specjalizacji niż anestezjologia i intensywna terapia, bo zapotrzebowanie było zbyt duże. Wzrastało zatem ryzyko nieoptymalnego leczenia. Tymczasem znowu – w tak ważnej sprawie minister zdrowia nie zorganizował żadnych, nawet zdalnych szkoleń. Za co powinien pójść pod sąd. Premier w tym przypadku – nie, bo nie wie nawet, co to jest respirator. Szkolenia były organizowane metodą samopomocy środowiska lekarskiego, niekiedy z udziałem inżynierów medycznych. Świetnie, że były. Ale zaniechanie ze strony funkcjonariuszy państwa było oczywiste.

Kampania prezydencka 2020. Zwłoki za władzę. Jak Państwo pamiętają, przed wyborami premier zapewniał, że wygraliśmy z epidemią, z którą świat nie daje sobie rady. Świadomie kłamał, żeby zbudować wizerunek obozu rządzącego. Konsekwentnie na spotkaniach wyborczych nie było maseczek ani dystansu. Było za to podawanie rąk, uśmiechy, brak sankcji wobec hierarchii katolickiej za nieprzestrzeganie limitów miejsc w kościołach. Przypominam, że to był czas przed szczepionkami, czyli nie było żadnych realnych środków zapobiegania covid-19 poza ograniczaniem rozprzestrzeniania się wirusa. Adrian, Pinokio i Krzyżowiec, przy biernej postawie satrapy i głównego inkwizytora, a wspierani przez kurwizję, zapewnili temu pierwszemu zwycięstwo, a rachunek za tę niesłychaną chciwość władzy został wystawiony tysiącom niewinnych ludzi i ich rodzinom. Dlatego wszystkie sześć wspomnianych osób (jakkolwiek skojarzenia z postaciami prawdziwymi są oczywiście prawdopodobnie przypadkowe) powinny być obiektem starannego śledztwa, zakończonego ukaraniem winnych.

Powód piąty – bierność wobec antyszczepionkowych akcji Aniołków Inkwizytora, KonfedeRussji i innych użytecznych idiotów Putlera. Szczepionki wreszcie do nas dotarły i wtedy zaczęła się jazda, bo posłowie wspomnianych ugrupowań zaczęli przeszkadzać w procesie szczepień, w czym z kolei nikt im nie przeszkadzał. Prokurator generalny, w obliczu potencjalnie śmiertelnej choroby, która do tego momentu zabrała mnóstwo istnień, a na którą wciąż nie ma leków przyczynowych, więc jedynym realnym środkiem zaradczym są szczepienia, zachował olimpijski spokój, obserwując próby ich sabotowania. Zapewne walczył o jakiś elektorat. Nie reagował na to satrapa, bo pewnie też prowadził swoją gierkę. Z lekarskiego punktu widzenia sabotowanie szczepień w takiej sytuacji moralnie plasuje się na pograniczu działań terrorystycznych. Mam nadzieję, że kiedyś jakiś niezależny sąd znajdzie na to paragraf.

Doświadczenie uczy, że im bardziej nasz dyktatorcio boi się jakiegoś tematu, tym bardziej go unika. Jest zatem prawie pewne, że tematu tzw. nadmiarowych zgonów podczas pierwszego etapu epidemii covid-19 boi się ów facecik panicznie. Nie pozwólmy mu zasypać tego strachu i pamięci o tych zmarłych.

PS Powyższym tekstem zamykam dekadę swojej obecności wśród blogerów tygodnika „Polityka”. Serdecznie dziękuję Redakcji, że zechciała mnie do tego grona przyjąć, a Państwu – że zechcieliście czytać i komentować. Za nami 7552 zatwierdzone Państwa komentarze do 302 wpisów.

Blogi traktowane są dziś przez Redakcję inaczej niż przed dekadą, ale zaryzykuję małą jubileuszową celebrację.

Wznieśmy szklanki lub kielichy z dowolnym płynem sprawiającym Państwu przyjemność, a nieszkodliwym dla Państwa zdrowia, i spełnijmy jakże aktualny toast krasnoludzki opisany przez Pana Andrzeja Sapkowskiego w „Sezonie Burz”.

[TOAST:] „Za pomyślność sprawy słusznej!”
[ODZEW:] „Na pohybel sku***synom!”