Firmy medyczne wobec Rosji: wypełnianie misji czy pozycja misjonarska?

Jedno jest pewne: koncerny farmaceutyczne i część tych, które produkują sprzęt medyczny, pozostały w Rosji. Na tytułowe pytanie trudno jednoznacznie odpowiedzieć, zwłaszcza gdy przyjrzeć się szczegółom. Etycy będą mieli temat do rozważań na dłuższy czas.

Sporo mówi się w ostatnich dniach o bojkocie konsumenckim firm francuskich, które nie opuściły Rosji mimo zbrodni wojennych, których dopuszczają się żołdacy Putlera. Bardzo dobre opracowania na ten temat zamieścili Pan Redaktor Cezary Kowanda w „Polityce” i Pan Redaktor Piotr Miączyński w „Gazecie Wyborczej”. Gorąca dyskusja toczy się zwłaszcza wokół trzech firm należących do rodziny Mulliez: Auchan, Leroy Merlin i Decathlon. Ta ostatnia ma potężny udział w naszym rynku produktów sportowo-turystycznych, można więc mieć nadzieję, że nawet stosunkowo umiarkowany spadek obrotów przełoży się dla niej na odczuwalne straty.

Dziwić może natomiast, że polskie – i nie tylko – media w ogóle nie odnoszą się do postawy wobec Rosji towarzystw medycznych, firm farmaceutycznych (zwanych potocznie BigPharmą) i firm skupionych w MedTech, czyli produkujących sprzęt medyczny, diagnostyczny i/lub terapeutyczny. Mowa przecież o dziedzinie, w której kwestie etyczne są szczególnie ważne i powinny być uważnie analizowane. Być może wynika to z problemów z jednoznacznością przekazu, bo rzecz wcale nie jest prosta. Zresztą osądźcie Państwo sami.

O towarzystwach lekarskich mogę wypowiadać się tylko w kontekście mojej specjalizacji, czyli kardiologii. European Society of Cardiology (ESC) bardzo szybko zawiesiło Rosję i Białoruś w prawach członkowskich, co oznacza również odcięcie uczestników z tych krajów od możliwości uczestnictwa w wydarzeniach organizowanych przez ESC i od dostępu do publikowanych przez ESC materiałów edukacyjnych. Przełoży się to na pogorszenie jakości leczenia „rosyjskiego człowieka” w nieodległej przyszłości, zwłaszcza jeżeli wojna potrwa dłużej. Towarzystwo podkreśliło w swoim komunikacie, że sankcje mogą uderzyć również w lekarzy niepopierających polityki swoich krajów, ale przekaz musi być jednoznaczny. Trzeba tu dodać, że samo ESC może boleśnie odczuć skutki sankcji, bo lekarze z Rosji zawsze stanowili sporą grupę na europejskich kongresach kardiologicznych, a dochód z opłat kongresowych jest dla każdego towarzystwa profesjonalnego istotną pozycją w budżecie.

Na przeciwnym biegunie jest BigPharma, która właściwie w całości zdecydowała się w Rosji zostać i kontynuować business as usual. Wystarczy spojrzeć na ciągle aktualizowany wykaz, który prowadzi Jeffrey Sonnefeld wraz ze swoim zespołem z Yale Chief Executive Leadership Institute. Firmy podzielono tam na cztery grupy – od tych, które dokonały pełnej likwidacji swoich rosyjskich oddziałów, do tych, które działają jak gdyby nigdy nic. Pierwsze dwie grupy (całkowite wycofanie lub poważne wstrzymanie działalności) tworzy większość firm – na 18 marca było ich 333. Tych firm, które dokonały relatywnie nieznacznych ograniczeń, jest 84. Zaś tych, które rżną głupa, jest tylko 27. Czyli firm, które nie zareagowały na ludobójstwo Putlera albo udają, że zareagowały, jest 111 (25 proc. analizowanych). Mniejszość, ale jakie nazwy! W „elitarnej” czwartej grupie nicnierobiących: AstraZeneca. W trzeciej, niewiele lepszej, a z pewnością niekoniecznie godnej większego szacunku: Abbott Labs, GlaxoSmithKline, Johnson&Johnson, Merck, Pfizer, Sanofi, Siemens (ale chyba raczej nie medyczny – o czym poniżej). Mój faworyt w tym zestawieniu to GlaxoSmithKline, które – uwaga! – zaprzestało reklamowania się w Rosji. Myślę, że z tej deprechy Putler nigdy się nie podźwignie.

Jak widzicie Państwo, mamy w tym wykazie śmietankę BigPharmy. Część wymienionych firm ma również działy sprzętu medycznego.

Wzruszające jest tłumaczenie przedstawicieli współpracujących z Rosją firm medycznych z listy Yale, a także tych, których na owej liście zabrakło, ponieważ działają przez dystrybutorów, więc oficjalnie mają w Rosji tylko biura, a biznes robi ktoś inny. Otóż wszyscy oni bardzo zgodnie tłumaczą się misją ich firmy, która nakazuje nieść pomoc chorym ludziom. Jeden z najważniejszych menedżerów jednego z największych koncernów medycznych miał powiedzieć, że przecież zwykli ludzie nie mają żadnego związku z agresją na Ukrainę, więc trzeba im pomóc. Biedactwo. Chyba jest przeciążony, bo nie ma czasu śledzić informacji ze świata wskazujących jednoznacznie na ogromne poparcie Rosjan dla bandytyzmu Putlera. Zgodnie z tym tokiem (że tak zażartuję) myślenia, w odpowiedzi na rosyjski ostrzał i bombardowania szpitali, szkół, sierocińców czy po prostu dzielnic mieszkaniowych świat powinien odpowiadać każdorazowo kolejną dostawą zaopatrzenia medycznego dla Rosji. Żeby naród był zdrowy i miał nadal siłę wspierać swojego cara, gdyż ten zapewnia im poczucie mocarstwowości, ważniejsze niż elementarna przyzwoitość.

Trochę inaczej niż z BigPharmą jest z firmami sprzętowymi zrzeszonymi w MedTech. Skupiają się one raczej na wsparciu Ukrainy niż na cięciu biznesu w Rosji. Dlaczego? Po pierwsze, bo Rosja jest duża, ale jako ryneczek malutka i kłopotliwa. Dlatego wiele firm działa tam przez dystrybutorów, utrzymując tylko swoje biura. Karen Parkhill, dyrektor finansowa Medtronic, powiedziała, że Rosja i Ukraina łącznie to mniej niż 1 proc. sprzedaży jej firmy, co zresztą dotyczy większości firm MedTech. W tej sytuacji pierwszoplanowa staje się pomoc dla Ukrainy. Poszczególne firmy oraz MedTech jako całość potępiły agresję (najostrzej chyba Siemens Health) i podjęły działania zmierzające do kontynuowania zaopatrywania Ukrainy w sprzęt medyczny. Istotna ich część ma charakter charytatywny. Philips wysłał 24-łóżkowy, mobilny szpital polowy. Wspiera się zarówno tych, którzy zostali na miejscu, jak i uchodźców, pomaga w ewakuacji pracowników oddziałów firm oraz ich bliskich. Polskie oddziały firm wiodą tu prym, wysiłek zespołów jest duży, tak jak olbrzymiej części społeczeństwa.

Oczywiście trzeba sobie powiedzieć, że nie wszystkie z tych firm, nawet zachowujących się wspaniale wobec Ukrainy, zamknęły działalność w Rosji do czasu zakończenia wojny. Nieuchronnie budzi to mieszane uczucia, nawet przy niewielkim poziomie sprzedaży na rynku rosyjskim przed wojną. Naturalna staje się bowiem wątpliwość: czy istotna pomoc udzielana przez medyczne firmy sprzętowe Ukrainie i gościom z Ukrainy w krajach Unii Europejskiej usprawiedliwia ich pozostanie w Rosji, nawet minimalne? Myślę, że nadchodzi czas nie tylko na nowy kodeks etyki lekarskiej (co postulował już jakiś czas temu prof. Hartman), ale i na nowy kodeks etyki dla przemysłu medycznego, a nawet etyki biznesu w ogóle, jeżeli to możliwe. Bo rzeczywistość stawia nas w nieprzewidzianych wcześniej sytuacjach i trzeba by się w niej odnaleźć tak, żeby potem nie było wstydu.

Jestem przekonany, że cała paplanina BigPharmy i części MedTechu o misji firmy jest zasłoną dymną dla strachu, że kiedy już wojna się skończy, Putler (lub jego następca) może się mścić na tych, którzy go teraz opuścili. A że będą handlować z mordercą? Francuscy biznesmeni doradzą im z pewnością jakieś dobre pigułki na spokojny sen.