Strategia NiC („No i Ch*j”) w rozkwicie: czas drogowców
Co wspólnego może mieć struktura dróg szybkiego ruchu z medycyną wewnętrzną i z niektórymi aspektami psychiatrii? Więcej, niż się Państwu wydaje.
Zacznijmy od wyjaśnienia, czym jest tytułowa strategia NiC. Otóż jest to określenie na podejście Zjednoczonych Patokatoli do spraw przyrody i ekologii. Nazwa owej strategii została przedstawiona przez Ruch Greenpeace. Stanowi skrót filozofii działania jej wyznawców, który brzmi: „No i Ch*j”. Najistotniejszymi jej składowymi są:
- niewyobrażalne nieuctwo
- brak szczęścia w myśleniu w ogóle
- założenie, że inni też są idiotami
- brak elementarnej przyzwoitości.
Niewątpliwym patronem strategii (świetnie się nadającym, bo już nieżyjącym) jest minister Jan Szyszko, który zasilał kasę toruńskiego Tadeo Borgii, wycinając puszczę Białowieską, i wspierał bezkarność myśliwych, mimo że niektórzy nie powinni otrzymać zezwolenia nawet na używanie noża kuchennego z powodu ciężkich zaburzeń osobowości. A wszystko to odbywało się pod biblijnym hasłem: „Czyńcie ziemię sobie poddaną”, co jasno wskazywało, że pan minister nie rozumiał kontekstu. Tyle wstępu.
Po Puszczy Białowieskiej przychodzi czas na Puszczę Karpacką i na drogi, które mają być poprowadzone przez obszary chronione, „bo inaczej nie można”. Na pierwszy ogień poszły Mazury i mająca prowadzić przez ich środek trasa ekspresowa. Bo, oczywiście, „inaczej się nie da”. Awantura o nią toczy się od dawna, więc nie będę Państwa zanudzał. No i trzeba przyznać, że zrezygnowano – jak się wydaje – z najbardziej skandalicznego środowiskowo wariantu „C”. Tylko dlaczego w ogóle go proponowano?
Teraz otwiera się nowy front – obwodnica Warszawy, a zwłaszcza jej południowo-wschodnia i północna część. Dyrektor GDDKiA Tomasz Żuchowski zdecydował właśnie ostatnio, że obwodnica ma iść przez środek Mazowieckiego Parku Krajobrazowego (drugiego co do wielkości kompleksu leśnego w bezpośrednim sąsiedztwie Warszawy), w tym przez jeden rezerwat przyrody. Poza tym przez Chojnowski Park Krajobrazowy oraz przez środek Jeziora Zegrzyńskiego, będącego – wraz z otaczającymi je lasami – jednym z czterech najważniejszych rejonów czynnego wypoczynku mieszkańców szeroko rozumianej aglomeracji warszawskiej. Trzy pozostałe to Puszcza Kampinoska, Mazowiecki Park Krajobrazowy i najmniejszy z nich Chojnowski Park Krajobrazowy. Mapki przebiegu obwodnicy możecie Państwo zobaczyć tutaj.
Warto przyjrzeć się im uważnie. Są one bowiem najlepszą ilustracją problemu mentalnego, a być może i moralnego, dyrektora GDDKiA. Żuchowski upiera się, że „inaczej nie można”, bo – zwłaszcza w przypadku przebiegu przez Mazowiecki Park Krajobrazowy i rezerwat Bagno Całowanie (aha, i przez reaktor w Świerku, ale to być może drobiazg jest) – obwodnica zbytnio oddaliłaby się od Warszawy. Rzut oka na mapę pokazuje jasno, że poniechany jako zbyt odległy wariant przekłada się na 10-15 minut jazdy autostradą A2 lub ekspresówką S17, łączącymi Warszawę z obwodnicą. Podobne różnice dotyczyłyby zaniechanego wariantu omijającego Jezioro Zegrzyńskie i tego przy Chojnowskim Parku Krajobrazowym. Druzgocąco wypada weryfikacja tych części przebiegu trasy, jeżeli spojrzymy na zachodnią połowę planowanej obwodnicy. Przytula się ona wprawdzie do Centralnej Plajty Lotniczej (zwanej oficjalnie CPK), ale za to szeroko omija lotnisko w Modlinie (żeby nie stanowiło konkurencji?), a Wisłę przekracza nie w okolicy Zakroczymia, co wydawałoby się logiczne, ale dopiero pod Wyszogrodem. To naprawdę daleko od Warszawy.
Czyli co? Jak dyrektor patrzy na prawą stronę mapy, to analizuje odległości i czas według jednego kryterium, a jak patrzy na lewą, to według innego? Skąd ten dualizm? I czy nie trzeba by skorzystać z porady specjalistycznej? W ten sposób dotarliśmy od drogownictwa do medycyny. Pora wyjaśnić wielu ludziom, czego dopuszcza się wobec nich dyrektor Żuchowski.
Staje się coraz bardziej oczywiste, że dotarliśmy do momentu, kiedy nie stać nas na dalsze dewastowanie przyrody. Nie stać nas na wycinanie lasów, bo jedyną osobą, której naprawdę się to opłaci, będzie chciwy klecha z Torunia. Dla wszystkich innych następstwa będą szybsze.
- Tereny czynnego wypoczynku to szansa na poprawę zdrowia każdego człowieka. To ważne zawsze, ale w dobie covid-19 ma znaczenie kamizelki ratunkowej. Nasz stan psychiczny i fizyczny pogorszył się na skutek epidemii. Gorszy stan psychiczny to zwiększone ryzyko chorób układu krążenia, prowadzących do wcześniejszego inwalidztwa, a potem do śmierci. Gdyby nawet epidemia zniknęła jutro, to odbudowa naszych ciał i emocji potrwa długo. Niszczenie terenów służących takiej odbudowie to bezpośrednie, rozmyślne uderzenie w jakość i długość życia milionów ludzi (mowa przecież o całej aglomeracji warszawskiej i jej okolicach).
- Dewastowanie lasów to dalsze przyczynianie się do zmian klimatycznych, a zwłaszcza do zwiększenia zanieczyszczenia powietrza. Czy na pewno chcecie, żeby podstawową zabawką Waszych dzieci i wnuków, no i Waszą, Szanowni Państwo, był inhalatorek? I to taką zabawką, bez której nie da się funkcjonować?
Dyrektor Żuchowski twierdzi, że inaczej się nie da, a oponentom radzi „studzić emocje”. Manifestacja niepodważalnej własnej racji, charakterystyczna dla strategii NiC, czyli mielibyśmy do czynienia z typowym łajdactwem przedstawiciela tej ekipy.
Jest jednak inna możliwość, która martwi mnie bardziej, zwłaszcza jako lekarza. Być może dyrektor GDDKiA naprawdę nie rozumie skali problemu? Być może dlatego nie przyjmuje do wiadomości, że ogromna rzesza innych ludzi może ją rozumieć? Być może naprawdę ma kłopot z funkcjami poznawczymi?
Cóż, chciałoby się zaapelować słowami Jeremiego Przybory: „Ponad skromny swój umysł bądź !”… Tylko czy adresat apelu będzie w stanie to zrozumieć?
Komentarze
„Ponad skromny swój umysł bądź !”… Tylko czy adresat apelu będzie w stanie to zrozumieć? i tyle i aż tyle .
Bardzo lubię Politykę, ale naprawdę nie rozumiem przesłania tego artykułu. Jest to oczywiste, że trasy takie nie powinny przechodzić przez parki krajobrazowe, ale co do tego ma teologiczny, chciwy dyrektor? Pomijam fakt, że pan szanowny redaktor odsyła nas do strony artykułu z mapką, która jest płatna. Mam wrażenie, że wiele rzeczy pan pominął, mając je na myśli pisząc ten tekst.
arkadiusz.scislo
Zdaje mi się, że pan zbyt pobieżnie przeczytał artykuł Pana Doktora, albo nie zrozumiał nic z tego o czym w nim jest mowa.
Covid ujawnił wielu tzw. “inteligentów bezobjawowych” wśród moich znajomych i nie tylko. Kondolencje.
Gospodarzu,
najpierw rzeczy fundamentalne: wspomina Pan o religii, bardzo należnie, bo to właśnie fundament. Chrześcijaństwo, a w nim najsilniej katolicyzm, jest ukrytym popędem śmierci. Wspomniał Pan o psychiatrii, dodać należy do tego psychologię, zwłaszcza zaś psychologię głębi i mamy właściwy bo fundamentalny punkt odniesienia do problemu niby związanego ze środowiskiem naturalnym wokół Warszawy, ale w istocie z głębokim środowiskiem naturalnym (tu bardzo spaczonym przez religię) w umyśle człowieka.
Ufundowany na religii popęd śmierci ma swoją zewnętrzną manifestację właśnie w kompulsywnym dążeniu do zniszczenia. Lasy, ostatki terenów z grubsza tylko naturalnych, jeziora, rzeka, rezerwat, rezerwuar wodny i rekreacyjny dla warszawiaków i gości stolicy muszą zostać – mówiąc wprost i należnie – zgwałcone i unicestwione.
To ten sam popęd śmierci co w przypadku zawziętego niszczenia Puszczy Białowieskiej, a teraz tez Puszczy Karpackiej. Zna Pan doktor niewątpliwie fizjonomię, postawę i zwłaszcza twarz byłego ministra Szyszki i z pewnością świetnie Pan odczytuje wewnętrzny stan umysły tej postaci który się na twarzy wysycił. „Bolesna męka” – jak u Jezusa, to jeszcze mało powiedziane. Na tej twarzy pan profesor Szyszko nosił własną śmierć umysłową zjadającą go od środka.
Nie może więc być inaczej w kraju rządzonym przez katolicko-polityczny popęd samounicestwienia, i rżnięcie, cięcie, rycie, rozwalanie, unicestwianie musi być głównym motorem życia dążącego konsekwentnie i poniekąd radośnie do samobójczej śmierci. Betonem i asfaltem musi być zalane wszystko. Stalą musi wszystko zostać przeszyte i zabite. By katolik, czyli suweren, czyli Prawdziwy Polak z prawdziwą katolicką tożsamością i moralnością, a jak wiadomo nic innego nie istnieje, bo reszta to nihilizm, mógł w swoim dwudziestoletnim aucie ze szrotu – bez filtra metali ciężkich na rurze wydechowej, bo filtra nigdy nie miał albo go wyciął, by nie było dowodu jak zatruwa środowisko, czyli siebie samego – pędzić szczęśliwie przez Polskę wyciętą w cholerę i być z tego bardzo zadowolonym. Jest to bowiem dla niego dowodem jak Polak awansuje, jak się bogaci i jaki jest sens jego życia w Panu Bogu Wszechmogącym , jego biskupach i nadpapieżu dottore Tadeo Rydzyku tożsamym z Jarosławem Kaczyńskim.
Powód takiego a nie innego planowania trasy jest wg mnie prosty: Biegnie ona w wiekszości przez tereny należące do Państwa. Gdyby poprowadzić drogę przez tereny prywatne to trzeba wtedy zapłacić właścicielom za odebrane grunty.
Prościej i taniej (dla urzędników) zniszczyć chroniony obszar przyrody.
A my ze starą, cieszymy się, że nie dożyjemy tej hekatomby.
Mój ulubiony Panie Doktorze,
co to jest Pan mi winien piwo, które na moją klawiaturę, na szczęście nie uszkodziwszy jej trwale, parsknęłam tymże piwem – jak restrykcje pandemiczne podróżnicze pozwolą, to się zgłoszę! Po to piwo. Ale wracając do adremu, dzisiaj byłam na szczepieniu przeciwko wiadomej zarazie i zdecydowałam się opisać, jak to w moim kraju ukochanym (naprawdę ukochanym!) wygląda. Dodam, że mieszkam w niewielkim mieście, zaledwie 140 000 z przyległościami, aczkolwiek lata temu była to najsampierwsza stolica! Ale się zbyła, i dobrze.
Oto relacja dnia:
„Thank you for doing your part in stopping the spread of COVID-19 and keeping Ontarians Healthy. Merci d’avoir contribué à freiner la propagation de la COVID-19 et à protéger la santé de la population ontarienne.”
Ontario Ministry of Health
Ministere de la Sante
Obywatelski obowiązek spełniony, następne szczepienie 4 września. Nie wiem, jak gdzieś na świecie się to przeprowadza, mnie się przypomniały szczepienia szkolne w Polsce, kolejka, szast-prast i po wszystkim w pół godziny, klasa za klasą. Oraz niestety, jestem tak wiekowa, że pamiętam czasy czarnej ospy we Wrocławiu i obowiązkowe szczepienia naonczas.
Dzisiaj przybyliśmy w miejsce szczepień, godzina i czas wcześniej ustalony online – arena sportowa z obowiązkowym boiskiem do narodowej gry – hokej oczywiście. U wejścia trzeba było się najpierw, zdezynfekowawszy ręce, okazać plastikową kartą zdrowia (jak karta kredytowa, tylko ze zdjęciem i danymi osobowymi) oraz odpowiedzieć na około 40 pytań typu czy się człowiek zadawał, przebywał, podróżował, pił, palił, czy głowa boli, kaszel, wysypka i tak dalej i tak dalej.
I wtedy dalej. Po labiryntowych przejściach jak w kolejce do odprawy samolotowej następny stop, dezynfekowanie rączek i cerber z listą pytań, na które już człowiek odpowiadał. Ten cerber wskazał następnego, już na ringu hokejowym, z chorągiewką, żeby się nikt nie pomylił, w jakim kierunku ma się udawać. Na ringu w odpowiednich odstępach ustawione były krzesełka, ponumerowane cyframi i literami według wyznaczonych sekcji. Tak zwana wyższa matematyka, a co! Ja miałam 11 c, Chłop przynależął do b i był mniej więcej w pobliżu, ale przede mną, bo się wepchał pierwszy, jak to chłop…
Usiadłam. Po mniej więcej pół godzinie podeszła panienka jedna z drugą zresztą, z kwestionariuszem, pytania takie same, co u wejścia oraz okazanie dowodu osobistego zdrowia. Powymieniałyśmy uwagi, co myślimy o tych, co ten system wymyślili. Czy nie wystarczyłaby godzina, kolejka i normalnie igła w ramię?! Te sympatyczne kobiety pracowały od rana (myśmy byli na 14:35) i miały przed sobą jeszcze kilka godzin, do 18:30 na nogach! Z tego 10-15 minut przy delikwencie na samą papierkową robotę! Po tym następne 15 minut na panią ze szpilą i drugą, która pchała wózek ze szpilami jednorazowymi i szczepionkami.
I nie myślcie sobie – powtórka z rozrywki, pokazać kartę, odpowiedzieć na dwukrotnie już zadawane pytania. Panienka (Młoda!Bardzo! Świeżo upieczona pielęgniarka!) z uśmiechem zagadała, ja odpowiedziałam coś tam i nawet nie wiem, kiedy mnie tą igłą potraktowała, po czym rzekła, że bardzo dzielnie zniosłam. Zapytałam – co, już po?! I potem uświadomiłam ją, że nie takie my ze szwagrem Ale faktycznie – nic a nic nie poczułam.
Podziękowałam serdecznie. Należąło na tym krześle pozostać przez 15 minut.
Dlaczego o tym piszę? Bo to jakieś dziwadło logistyczne i musiał to wymyślić jakiś biurokrata po to, żeby utrudnić ludziom życie. Naprawdę prościej się nie da?!
Panie szczepiące też wznosiły oczy do nieba i sugerowały, że w takim tempie to nie dziwota, że to tyle czasu trwa. No ale może jesteśmy w mylnym błędzie i w tym szaleństwie jest metoda?
Aha – zachowałam przytomność umysłu (jednak!) i wskazałam na tego siwego jegomościa, co to w innej sekcji, że mój ci on jest chłop i czy nie moglibyśmy razem ustalić datę następnego szczepienia. Szanowne jak najbardziej zabrały się za logistykę i 4 września będzie nas dzielić tylko 5 minut Chłop zaszczepion wcześniej ode mnie nawet o tym nie pomyślał, ale to nic nowego.
p.s.
Moderną zaszczepieni jesteśmy, żeby się drugą razą nie pomyliło. Dlaczego tak późno? Bo w mojej wsi (dawno temu stolica państwa 👿 ) circa 140 000 osób z przyległościami prawie nikt nie choruje, zarazę ponad rok temu przywlokła turystka z Hiszpanii, potem wszystko pozamykano, studentów wywalono do domów (a Queens University jest uczelnią międzynarodową, liczącą się w świecie dyplomów) – i na dzień dzisiejszy mamy „total lockdown” w całym Ontario, bo znowu coś ktoś… i tak będzie prawdopodobnie do połowy czerwca. Z możliwością przedłużenia.
Cholera jasna, kiedy my się tego piwa napijemy?!
Pani @Alicja-Irena: serdecznie dziękuję za wspaniałą reporterską relację. Czytałem z przyjemnością i jestem pewien, ze inni też będą. Serdeczności antyepidemiczne! P.S. Piwo jasne, białe, czy ciemne ma być?
Absolutnie jasne, bez soku i najbardziej gorzkochmielowe, jakie w Polsce można dostać – oczywiście polskie piwo! Tutaj też podpijam Żywca, Łomżę, Dojlidy, Tyskie…zależy, co rzucą, bo czasem bywa, że „nie dowieźli” 😉
Rączka poszczepienna nieco uwiera, ale wolę to, niż dokuczliwe, swędzące ukąszenie komara!
Pozdrawiam równie serdecznie, częściowo już zaszczepiona 🙂
Tanaka,
walczący, agresywny katolicyzm (specjalność polskiego kościoła, niestety) jest równie zły, jak agresywny ateizm i wieszanie wszystkich psów na kościele. Chyba nie tędy droga…
A propos tych „kart zdrowia” – nie wiem, jak to w Polsce działa (i czy w ogóle…), ale tutaj jest tak, że ma się tę kartę i w razie zdrowotnej draki w każdym szpitalu można od razu się dowiedzieć, czy na przykład koleś/koleżanka nie jest astmatykiem/cukrzykiem/alergikiem na jakieś substancje i tak dalej.
Z trzeciej strony przeciwnicy powiadają – no tak, ale rząd o tobie wszystko wie!
Co wie?
Że mam tyle lat ile mam, mam niestety takie choroby czy inne, i jak „padnę zemglona”, to ktoś weźmie taką kartę, wrzuci na komputr i od razu będzie wiedział, co mogło się stać i gdzie pognać .
Mnie gnało 🙂
https://photos.app.goo.gl/o64gVcZJFQfra2bY8