Przestępczość (nie)zorganizowana – nowe osiągnięcia Gangu Olsena w walce z epidemią
W masie przejawów niewydolności mentalnej Zjednoczonych Partaczy (czyli ZP) są również takie, które plasują się gdzieś pomiędzy Bareją, Gangiem Olsena a serialem dla dzieci „Sąsiedzi” o dwóch majstrach nieudacznikach. Czyli i strasznie, i śmiesznie. Zapraszam na teatrzyk absurdu w dwóch krótkich aktach.
Akt pierwszy: Bezpośrednie, zamiast zdalnych, kursy dla lekarzy w trakcie specjalizacji. Tak na dobry początek. Wszyscy wiedzą, że edukacja powinna odbywać się zdalnie, zwłaszcza gdy dotyczy dorosłych. Dlatego nawet tak trudne metodycznie szkolenia lekarzy jak ultrasonograficzne przeprowadzane są online. Co nie wymaga bezpośredniego kontaktu z pacjentem (lub symulatorem pacjenta), nauczane jest na odległość. No ale bezpieczeństwo przede wszystkim, prawda? Nieprawda. Dowiedziałem się ostatnio, że jeden kurs specjalizacyjny wymaga przyjazdu do Łodzi, bo organizatorzy nie przewidzieli możliwości przeprowadzenia go online. Jest to kurs z prawa medycznego. Czyli żadnego dotykania pacjentów czy sprzętu medycznego, bo oczywiście w tym przypadku nie ma takiej potrzeby.
Ale nic to, ściągnie się ludzi do innego miasta, zgromadzi w jednej sali, niekoniecznie dobrze wentylowanej. Ci ludzie mają w swojej codziennej pracy kontakt z chorymi na covid-19. Jeżeli jedna z nich w poprzedzającym tygodniu złapie SARS-CoV-2, to zakażeni będą wszyscy. Rzecz odbędzie się na początku lutego, więc istnieje istotne ryzyko, że nie wszyscy zdążą zaszczepić się drugi raz, nawet jeśli dostali pierwszą dawkę. A potem minister Niedzielski będzie znowu mówił, że krytyka jakości jego pracy to polityczna hucpa, bo nie starczyło nieszczęśnikowi czasu, żeby skorygować błąd zależnej od niego instytucji.
Dodam jeszcze, że korekta owego błędu nie wiąże się z żadnymi kosztami. Może wymagać trochę wysiłku od prowadzących kurs, bo nauczanie online jest bardziej wymagające dla prowadzącego (mam dotkliwą tego świadomość, bo to moja praca). Ale w końcu za to rzeczonym prowadzącym płacą.
Akt drugi: Serwisanci medyczni i konsultanci techniczno-medyczni. Zapomniano o nich w fazie „0”. Tymczasem nowoczesna medycyna to mnóstwo nowoczesnych technologii. Jak wszystko, co odpowiednio skomplikowane, takie urządzenia wymagają regularnego serwisu. Awaria każdego z nich to zawsze czerwony alarm, bo oznacza w najlepszym przypadku wstrzymanie diagnostyki kolejnych pacjentów, a w najgorszym – bezpośrednie zagrożenie życia chorego.
Ludzie odpowiedzialni za utrzymanie sprawności tego kluczowego sprzętu są zazwyczaj pracownikami przedstawicielstw firm, które go wyprodukowały.
Konsultanci techniczno-kliniczni (również pracownicy tych firm) uczestniczą w zabiegach i procedurach diagnostycznych – czyli mają kontakt z pacjentami. Wspierają zespoły medyczne w obsłudze wyrafinowanego sprzętu podczas trwania procedur. Ich praca sprawia, że technologia staje się przyjaznym narzędziem, a nie kłopotem. Dzięki nim zespół medyczny może skupić się na tym, co jest istotą konkretnego zabiegu. Mam nadzieję, że przekonałem Państwa o istotnym bezpośrednim wpływie pracy tej grupy zawodowej na bezpieczeństwo chorych.
No właśnie. W pierwszej wersji zaleceń szczepionkowych znalazła się ona w grupie „1”. Ponieważ jednak stabilność regulacji generowanych przez Zjednoczonych Partaczy jest taka, że jętka jednodniówka to przy nich wzorzec długowieczności, to i w tym przypadku nastąpiła zmiana.
Serwisanci i konsultanci techniczno-kliniczni zostali z grupy pierwszej wykreśleni. Czekają na swoją kolej. Czyli do nie-wiadomo-kiedy. Pikanterii dodaje tu fakt, że część firm medycznych, a zwłaszcza farmaceutycznych, postanowiła działać „na wyrwę” i zaszczepiła swój personel bocznymi kanałami. Również ten, którego podstawowym zajęciem jest przekonywanie lekarzy, że tabletki ich firmy są lepsze niż tabletki innych firm.
A korpominister Niedzielski znowu będzie opowiadał, że krytyka zarządzania szczepieniami to polityczna hucpa…
„Bezmyślność zabija. Innych”, napisał Stanisław Jerzy Lec. Ta „myśl nieuczesana” może się znowu sprawdzić – tym razem wobec lekarzy na kursach specjalizacyjnych, personelu obsługującego sprzęt medyczny i leczonych przy jego użyciu pacjentów.
Komentarze
Nieco obok tematu głównego, ale a propos przestępczości zorganizowanej w Narodowym Folwarku:
W sierpniu 2020 roku małopolska policja pochwaliła się rozbiciem „mafii zajmującej się pisaniem prac magisterskich za pieniądze.
„Ustalono, że kilka tysięcy osób dokonało ponad 11 000 opłat na łączną kwotę przekraczającą 7 mln złotych za zlecone prace licencjackie, inżynierskie, magisterskie, a nawet rozprawy doktorskie” – informowała Komenda Wojewódzka w Krakowie.
„W komunikatach komendy i prokuratury okręgowej umykał jednak faktyczny powód zatrzymań – nie było nim pisanie prac, lecz niepłacenie podatków i wyprowadzanie zysków do rajów podatkowych”.
„Licencjat z pielęgniarstwa o opiece w chorobach wieku dziecięcego Piotr chce mi napisać za 5100 złotych, Wioletta za 960, a Magda za 2342 złote.
Magda (magister politologii) zapewnia: „Mam spore doświadczenie w pracach z zakresu nauk medycznych, w tym pielęgniarstwa. Moja teściowa jest pielęgniarką, aktualnie na emeryturze”.
Malwina prace dyplomowe pisze od 12 lat. W małej miejscowości, w której mieszka, miała problem ze znalezieniem innej pracy.
Ostatnio najbardziej lubię pisać z medycyny. Od fizjoterapii poprzez nowotwory, cukrzycę, nadciśnienie. Wiedza medyczna to nie problem, piszę na podstawie książek, ściągam dane epidemiologiczne, badania ze strony WHO, czy z krajowego rejestru nowotworów. Zamawiają studenci pielęgniarstwa, ratownictwa medycznego, fizjoterapii. Moje wykształcenie? Administracyjno-prawne z licencjatu, magistra mam z politologii. Swoją magisterkę pisałam pół roku. Teraz pewnie bym to zrobiła w półtora tygodnia, i to się leniąc – śmieje się.”
Szczegóły – bulwersujące szczegóły tu:
https://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,26669860,licencjat-magisterka-doktorat-na-zamowienie-kto-i-za-ile.html
Ilu lipnych dyplomowanych matołów „rządzi” w Polsce?
To w którą stronę otwierają się drzwi do szczepień na boku…. bo ja 70+ mam czekać na wiadomość, po wysłaniu przez rządowy SMS, na termin szczepienia, tylko nie wiem czy to będzie rok 2021+….. pozdrawiam.
No cóż, to przecież naturalna kontynuacja polityki ŚMIERĆ WYKSZTAŁCIUCHOM.
C.d. lemarka
———————–Polska nauka w virtualnych czasach:
— Na temat tzw. nauki po polsku, robienie magisteriów i doktoratów, czyli pisanie prac magisterskich czy doktorskich w wyższych szkołach gotowania na gazie, to akurat Wyborcza przedstawiła całą czeredę rodzimych specjalistów znających się na rzeczy, czyli jak napisać pracę doktorską (na dowolny temat) w dwa tygodnie i ile to kosztuje.
„Napisaliśmy za burmistrza licencjat, magisterkę, teraz go doktoryzujemy”. Kto i za ile pisze prace na zamówienie – Wyborcza.
Kogo obchodzą jakieś tam prestiżowe pisma naukowe. Do druku banialuk wystarczają nasze polskie, narodowe i darmowe.
Osobiście nie mam z tym problemu, bo nawet nie wiedziałem, że takie „naukowe“ gadzinówki istnieją. Całe życie publikowałem w renomowanych pismach, które jak Acta Metallurgica, czy Journal of the American Ceramic Society (założony w 1918 roku) rozchodzą się do 190 krajów świata i nigdy nic po polsku nie opublikowałem (z wyjątkiem nienaukowych książek).
Zainteresowanym naukowcom mogę polecić:
— Philosophical Transactions of the Royal Society założony w 1665 roku
— Philosophical Magazine – 1798–
— -Nature – 1869
Gdy mi się nudziło, w bibliotece na Penn State mogłem sobie przelecieć archiwalne PhilMagi, bo któryś mieli od numeru pierwszego i ciekawie było zobaczyć co publikowano w Anglii np w czasie wojny rosyjsko-japońskiej w 1905 roku, albo w czasie wojny którą rozpoczął Francisco Solano López przeciwko Tripple Alianza w 1865 roku.
Ilu lipnych dyplomowanych matołów „rządzi” w Polsce? zapytuje lemarc.
Oto odpowiedzi:
„Jak to możliwe , że w obecnym rządzie – nierządzie, jak w żadnym innym po 1989, jest tak ogromna nadreprezentacja ludzi głupich, niekompetentnych, zadufanych, cynicznych tchórzy, chamów i kłamców lub osób zdradzających objawy zaburzeń psychicznych?“ Zapytują na sąsiednim blogu.
Polecam krótki wpis Marka Borowskiego z POLITYKI. Podparte stwierdzeniem Stefana Chwina z wywiadu w jednym z ostatnich wydań NEWSWEEKA – nie jest problemem Kaczyński tylko to, że w Polsce jest 7-8 milionów jego sobowtórów!
A oto co twierdzi Tomasz Gross:
Polacy wybrali PiS nie (tylko?, przede wszystkim?) dlatego, że dostali 500+ czy jednorazowo dodatkową emeryturę, ale dlatego, że w większości są endekami”.
Czyli patriotami z wirtualnymi dyplomami, którzy oscylują między krzyżem a swastyką. Tak wygląda Polska – warcholska.
————————————–
W tej chwili gawiedź jest już zajęta „przyspieszonym” szczepieniem p. posła Girzyńskiego. Oczywiście jak przystało na partię zamordystów prezes pokazowo tegoż zawiesił. Może za chwilę nawet wyrzuci go z partii, by następnie go gdzieś przepchnąć na zapleczu do kolejnej spółki skarbu państwa lub rady nadzorczej. Raczej włos mu z głowy nie spadnie.
Znamiennym przykładem jest tutaj los p. Hofmanna. Który kręci biznesy na zapleczu PiS-u.
Chciałem się (ja 79) zarejestrować na szczepienie Covid o pierwszej w nocy 22bm przez IKP Pacjent (bylem podminowany) ale zona (76) posłała mnie do łóżka stwierdzając,że czytała ,że system ruszy o szóstej rano.
Ruszyliśmy z rejestracją o siódmej.System sprawny .Rezultat – brak możliwości znalezienia terminu w naszej lokalizacji i w innych (opcja „szukaj”) także.
Żałość
O dziewiatej wiadomość z nrem telefonu na którym można się zarejestrowac.
Wchodzimy w procedure każde ze swojego telefonu. Chatbot chce Pesel ,podaję ,nastepnie kod pocztowy ,podaję,odpowiedź „kod nierozpoznany”.
Koniec.
Żałość.
Spartaczony chatbot przygotowany na „od…” by zatkać gęby.
Mozna bylo skorzystac w chatbocie z legalnych i nielegalnych funkcji lokalizujacych ,mozna bylo nie spieprzyc.
A może celowa niedoróbka by nie wiklac sie w dalsze zarzadzanie szczepieniami,a moze jednak nie.. ale smrodek sie snuje.
Żałość ze smrodkiem.
dodatek :
sprawdzilem ,ze telefon do rejestracji jest na stronie gov.pl i podalem Pesel.
Nie powinienem dostac wezwania do splaty kredytu na mój Pesel bo jednak nr telefonu byl na stronie rządowej.Ale jednak smrodek ..rząd,tak..ale jaka część i czyja ?..Prezes choc nadludzki wszystkiego jednak nie ogarnie.
Kiepsko działa system komputerowy, którego używają przychodnie, aby rejestrować pacjentów, jak również zapisywać fakt zaszczepienia ich. Stworzono na tę okazję rozbudowane ankiety, a założenia były takie, aby zapisywać je „w czasie rzeczywistym” (powiedzmy: do końca dnia). Niestety, nawet przy tak niewielkiej ilości szczepień (co przekłada się na niewielką ilość danych wprowadzanych do systemu) – działa on bardzo niestabilnie, wymaga częstych przerw konserwacyjnych, a pracowicie wypełnione ankiety lubią się nie zapisać.
Z tego powodu, rząd zrezygnował np. z automatycznego przenoszenia wolnych miejsc z puli 15 „wewnętrznych” (dostępnych w danym tygodniu tylko dla pacjentów danego POZ) do „zewnętrznych” (dostępnych dla każdego). Wiele POZ w 1. fazie (80+) nie zdołało nawet aktywować swoich kont w systemie, nie mówiąc o zarejestrowaniu czegokolwiek – więc ten automatyzm tylko pogłębiłby chaos. Zresztą, pomysł ten był od początku chybiony, przynajmniej przez pierwsze pół roku szczepień można spokojnie założyć, że każdy POZ „swoje” miejsca wykorzysta.
W Polsce nie mają spisu ludności, czyli konkretnie dowodów osobistych z imieniem i nazwiskiem, imionami rodziców, miejscem urodzenia, datą urodzenia, nie potrafią policzyć ile dany obywatel ma lat, nie wiedzą gdzie kto mieszka, jaki ma pesel, etc. Czyli konkretnie nic nie wiedzą, dlatego w trosce o obywatela, obywatel powinien ujawnić się, że żyje, napisać podanie z życiorysem i prośbę o przydział szczepienia i czekać na decyzję. Podobnie jak za komuny starano się o paszporty. Kiedyś zrobiono błąd i dano ludziom paszporty, więc kto może daje dyla za granicę, czego jestem przykładem. Tu gdzie jestem spokojnie czekam na moją kolej do szczepienia, bez „bicia głową o mur“. I mam w ••••• pisuarów, a najgłębiej, czyli między pośladkami, wodza El Supremo.
Zrobienie systemu rejestracji szczepień to duża praca, ale jakby zacząć rok temu, kiedy już było wiadomo, że trzeba będzie wszystkich zaszczepić, to na teraz mógłby już być.
Napisanie programiku i tabelki to najmniejsza część projektu. To jak zrobienie makiety auta, kiedy mówi się o produkcji miliona nowego typu samochodów.
Potem idzie tak:
1. Programik daje się do testowania zawodowcom. Jedni wypełniają tabelki zgodnie z intencjami twórcy, inni wpisują byle co, jeszcze inni złośliwie próbują wpisać coś tak, aby programik zawiesić. Po co? A np. po to, żeby się nie zawiesił, kiedy ktoś niechcący położy torebkę na klawiaturze.
2. Do programiku wprowadza się poprawki, według tego, co zgłosili testerzy z poprzedniego etapu. Właściwie to powinno się powtórzyć etap 1. po tych poprawkach, ale powiedzmy, że nie ma czasu.
3. Tworzy się dokumentację – instrukcję obsługi dla użytkownika.
3. Programik z instrukcją przekazuje się ograniczonej grupie końcowych użytkowników. Wpisują właściwe (symulowane) dane. Zgłaszają uwagi do programiku i dokumentacji.
4. Robi się testy obciążeniowe, z logowaniem wielu użytkowników.
5. Wprowadza się poprawki do programiku i dokumentacji wynikające z uwag przyszłych użytkowników i testów obciążeniowych.
6. Tworzy się program szkoleń dla użytkowników. Przygotowuje się szkoleniowców.
7. Zasila się programik danymi zewnętrznymi, np. z systemu PESEL i EWUŚ. Programik staje się systemem.
8. Przygotowuje się linię wsparcia technicznego do szybkiego wprowadzania poprawek.
9. Przygotowuje się linię wsparcia informacyjnego, dla użytkowników.
10. Przeprowadza się szkolenia dla użytkowników.
11. Wystawia się stosowną fakturę. Na moje oko, kilkadziesiąt milionów (tyle co nie-wybory albo premie dla dyrekcji TVP).
A tutaj, zdaje się, że pominięto etapy 1-10.
@kamyk_wj
A tutaj, zdaje się, że pominięto etapy 1-10
Można tak to ująć 🙂 Szkolenia były – bodaj zaczęły się równo z udostępnieniem systemu użytkownikom końcowym. W praktyce, nawet po zakończeniu tych szkoleń nowe funkcje pojawiały się, stare znikały albo zmieniały działanie bez ostrzeżenia 🙂 Mojemu koledze udało się aktywować konto dzień przed deadline 1. fazy – panie z NFZ kilka razy dzwoniły, „niech pan sprawdzi, może już działa”.
Błędy oprogramowania zawsze można poprawić. Idiotyzm architektury systemu jest nienaprawialny.
kamyk – a może kamień u szyi?
Piękne wypociny kreatywnych biurokratów.
„Zrobienie systemu rejestracji szczepień to duża praca, ale jakby zacząć rok temu…“
Cha, cha, cha! W odróżnieniu od rodaków w Polsce, miałem szczęście, że przepracowałem w środowisku, które zajmowało się rozwiązywaniem problemów, a nie ich stwarzaniem.
Zamiast roku dużej pracy daję kreatywnym twórcom 2 tygodnie małej pracy:
1. Urząd meldunkowy, albo inne centrum gdzie mają dane obywateli, w oparciu o ustalone kryteria wiekowe doboru obywateli, od najstarszych, powiedzmy od lat 100 do 80. , następnie od 80 do 70., itd. sporządza imienną listę obywateli zamieszkałych w danym rejonie/mieście i drukuje tę listę.
2. Zanosi wydruk do instytucji władnej w rozdzieleniu szczepień, czyli do sanepidu lub podobnej, gdzie nawet frajer przy biurku bez komputera potrafi listę odczytać. Sanepid wydaje instrukcje do punktów szczepień, które informują wybranych obywateli o terminie szczepienia.
Proste?
Nie w Polsce.
Jak to działa w Grecji
Znajomy Grek lat dobrze ponad 80, samotny, bez komputera, jest już zaszczepiony.
Pewnego dnia otrzymał urzędowe pismo z przydzielonym mu kodem, z którym udał się do najbliższej apteki.
W aptece kod zeskanowano i wprowadzono do systemu, po czym system przydzielił mu termin i miejsce szczepienia.