Obrona koronasceptyków: oni zostali nabrani
Postawy sceptyczne wobec ryzyka Covid-19 wahają się od ideologicznych uzasadnień, prostego lekceważenia zasad, do natarczywych manifestacji. Zrozumienie przyczyn może w tym przypadku przynieść ogółowi znacznie więcej pożytku niż dyskusje z covidowymi kontestatorami.
Można wśród nich, z grubsza, wyróżnić dwie podgrupy. Pierwsza to ci, którzy w swojej negacji Covid-19 i działań związanych z chorobą szukają korzyści. Różnych: politycznych, materialnych, ideologicznych. Przykład? Proszę bardzo. Udowodniono już dosyć dobrze, że ruchy antyszczepionkowe, antycovidowe i inne skrajne (wszelkiego autoramentu) w różnych krajach EU i NATO są finansowane przez rosyjskie służby specjalne. To logiczne, jeżeli wziąć pod uwagę, że destabilizacja tych krajów pozostaje istotnym celem Rosji, tak jak przedtem pozostawała celem Związku Radzieckiego. I tyle. Resztą powinny zająć się służby, kiedy już przestaną zajmować się szukaniem haków na wrogów Krwawego Cherubinka.
Wróćmy do naszych szukających korzyści antycovidowców. Czasami na podstawie ich działań niełatwo odgadnąć intencje, które nimi kierowały. Świetnym przykładem są niektórzy politycy. Trudno określić, czy ich wypowiedzi są rozpaczliwą próbą znalezienia nowego elektoratu, czy elementem pracy dla rosyjskich służb, czy po prostu są takimi idiotami, że zachowują się jak rosyjscy agenci, mimo że nic z tego nie mają.
Niektórzy celebryci i tzw. influencerzy walczą o popularność, czyli o kasę. W imię tejże kasy będą rozpowszechniać wykwity funkcji swoich mózgów, nie bacząc, jakie konsekwencje mogą spowodować w niedouczonym społeczeństwie. Ma być, po prostu, jak w piosence Pana Wojciecha Młynarskiego: „byle na chama, byle głośno, byle głupio”.
Cała pierwsza podgrupa wydaje się liczebnie malutka, chociaż bardzo głośna.
Niebotycznie liczniejsza jest podgrupa druga: ci, którzy nie zrozumieli sytuacji. Lekceważą zasady covidowej ostrożności, bo tak. Może jest w tym jakaś śladowa ideologia typu: „a kto tego wirusa widział?”, ale nie przewyższa poziomem uzasadnienia dla jazdy po pijanemu, czyli „nie ma co drążyć tematu”. Pomstują na nich lekarze, czasem wybitni. Wzgardą otaczają ci, którzy chociaż trochę wirusa się boją. Niesłusznie.
Ogromna większość tych, którzy covidowe środki ostrożności mają za nic, to niekoniecznie są ludzie złej woli. Oni po prostu zostali koszmarnie nabrani – i to oszustwo przyszło z kilku stron. Pierwszym oszukującym był sam wirus i początkowa prawie absolutna niewiedza medyczna na jego temat.
Po pierwszych dramatycznych doniesieniach z Wuhanu przyjęto, że mamy do czynienia z czymś na miarę eboli: potwornie zaraźliwym i straszliwie śmiertelnym. Początek epidemii w Europie, a zwłaszcza to, co działo się we Włoszech, zdawało się taką tezę potwierdzać. Stąd drakońskie ograniczenia, izolacja, stosowanie maksymalnych środków ochrony personelu.
Wraz z upływem czasu okazało się, że największymi czynnikami sprzyjającymi masowym tragediom nie była szczególna zakaźność lub zjadliwość wirusa, lecz chińska psychoza nieujawniania kłopotliwych dla władz danych oraz narcystyczna (chociaż jakże urocza) niefrasobliwość mieszkańców Włoch. Wtedy wirus nabrał nas pierwszy raz. Bo z jednej strony nie jest ebolą, przy której krótki kontakt z chorym mógł stanowić śmiertelne zagrożenie, a z drugiej strony ludzie umierali i trudno było znaleźć klucz, według którego choroba jednych zabierała, a innych nie.
Można było z tego wysnuć zarówno wniosek typu: „zabije nas wszystkich!”, jak i coś w rodzaju: „to gra losowa o niskim ryzyku, więc nie ma się czym przejmować”. Obydwa były bardzo dalekie od prawdy, ale chętniej wierzono w ten drugi, bo był daleko mniej nieprzyjemny.
Zaraz potem wirus nabrał nas po raz drugi. Kiedy ludzie w wielu krajach uwierzyli, że jest nieszkodliwy. Bo to nieprawda. Po pierwsze: brak ostrych objawów nie wyklucza odległych powikłań, niekiedy dramatycznych. O tym ludzie nie wiedzą albo nie chcą tego wiedzieć. Po drugie: liczba bezobjawowych infekcji wcale nie jest dobrą wiadomością. Bo bezobjawowi zakażeni są w istocie nosicielami zagrożenia, które może obrócić wniwecz życie innych osób. Są takie prace, w których wykazano, że najłatwiej covid złapać w domu. Inaczej mówiąc: od członka rodziny albo domownika spoza rodziny. Pomyślmy przez chwilę. Przecież to oznacza, że ktoś umarł, bo życiowa partnerka/partner, rodzeństwo, dzieci czy wnuki przyniosły do domu wirusa – oczywiście nieświadomie. Nie sądzę, żeby ktoś z bezpośrednio zakażających planował te covidowe śmierci. Jestem bardzo ciekaw statystyk najbliższej jesieni. Już w tej chwili (rok szkolny ledwo się zaczął) znam trzy osoby z covidem, które zachorowały tej jesieni, a mają dzieci w wieku szkolnym, a przecież szkoły odmrożono. Może ten tok rozumowania okaże się błędny, ale chciałbym najpierw zobaczyć wiarygodne statystyki z rzetelnie przeprowadzonych badań obserwacyjnych.
Jak już wspomniałem – wirus nie był jedynym nabierającym w tej sytuacji duże grupy ludzi. Współpracowała z nim ekipa Ministerstwa Zdrowia. Gdyby odpowiednio dużą dawkę ludzkiej energii, czasu i pieniędzy przeznaczono na przekonanie ludzi o konieczności noszenia masek oraz ochrony oczu, to uniknęlibyśmy wielu problemów. Przecież jeszcze podczas obowiązywania wstępnych, bardzo ostrych ograniczeń rzecznik resortu wyszedł do dziennikarzy bez maseczki, a zapytany przez nich, dlaczego, odpowiedział bez zająknięcia, że mu wolno. I nikt go nie wywalił z pracy, pełni swoją funkcję do dziś.
Jednym słowem, Ministerstwo Zdrowia było od początku konsekwentnie niekonsekwentne w generowaniu przekazu dotyczącego zagrożeń, co musiało się przełożyć na niezbyt gorliwe przestrzeganie obostrzeń przez społeczeństwo.
Zresztą z tą świadomością stosowania różnych środków ochronnych nie popisały się również media. Łatwiej szukać naukowych lub społecznych sensacji, niż krótko opowiedzieć, czym różni się zakrywanie twarzy maseczką od zakrywania jej koszulką (to drugie jest głupie) oraz przekazywać do znudzenia: „oczy, nos i usta”. Nawet redaktor Rzymski w niedawnym artykule w „Polityce” nie zniżył się do powtórzenia tej prostej prawdy, chociaż napisał sporo mądrych rzeczy.
Efekt może być tylko jeden – ludzie nie dbają o noszenie maseczek. Nie zasłaniają nosów (wśród medyków nazywamy czasami taki styl „noszeniem maseczki z siusiakiem na wierzchu”), czym narażają przede wszystkim siebie. Traktują szaliczki, chusty koszulki czy „kominy” jako ekwiwalent maseczek, co jest piramidalną bzdurą. Traktują przyłbice jako pełnoprawną ochronę, co jest dobrą osłoną oczu, ale znacznie gorszą dla dróg oddechowych. Tak przy okazji – w jednej z prac wykazano, że okularnicy „mają lepiej” w kontekście ryzyka zakażenia SARS-CoV-2 przez oczy.
Brak edukacji to jedno, a jawna manipulacja polityczna – to drugie. Łukasz Szumowski kombinował z ograniczeniami tak, żeby nie zrobić krzywdy Kościołowi – Matce Polskich Katolików – ani politykom partii, z którą niewątpliwie wiązał (i niewykluczone, że nadal wiąże) nadzieje na dalszą wspaniałą karierę. Trzeba myśleć perspektywicznie. Dlatego Andrzej Duda, Mateusz Morawiecki, że o pomniejszych dworakach nie wspomnę, paradowali bez masek, nie trzymali żadnego dystansu bezpieczeństwa, przekazując jednoznaczną wiadomość, że wirus to ściema. Pielgrzymki szły w zwartych grupach jak zawsze, a owieczki na nabożeństwach słyszały od kapłanów, że modlitwa ich obroni.
Umierać mieli na Covid-19 tylko bardzo starzy i bardzo chorzy. Tymczasem „choroby współistniejące”, o których tak chętnie napomykał Szumowski, są bardzo rozpowszechnione i z całą pewnością dotyczą znacznej części społeczeństwa powyżej 50. roku życia (czy naprawdę uważacie, że pięćdziesięciolatek to zgrzybiały starzec?) i niemałej powyżej 40. roku życia.
Wpojono ludziom przekaz: „Jeżeli nie jesteś stojącym nad grobem starcem, to nie masz się czego obawiać. A nawet jeżeli masz, to modlitwa Cię obroni”.
Po raz kolejny ludzie zostali nabrani podczas luzowania obostrzeń. Byli zmęczeni psychicznie, często w trudnej sytuacji materialnej, więc chcieli słuchać tylko dobrych wiadomości. Inne wypierali. Nie dziwota więc, że z przekazu: „zagrożenie jest niewielkie, ale trzeba uważać”, przyjęli tylko, że „zagrożenie jest niewielkie”.
Pewien młody lekarz powiedział mi niedawno, że taki sposób podawania informacji można porównać do ewolucji społecznej przekazu od „nie wolno przebiegać przez autostradę, bo to śmiertelnie niebezpieczne” do „wolno przebiegać przez autostradę, ale trzeba się rozglądać”. Efekt jest dziecinnie łatwy do przewidzenia.
Atmosferę antymaseczkową napędzili również celebryci z Panem Tomaszem Karolakiem na czele. Pan Karolak w chwili słabości zadecydował o pokazaniu Ikei, kto tu rządzi, i odmówił włożenia maseczki przed wejściem do sklepu. Wyproszony stamtąd przez personel zdecydował się pokazać wszystkim, którzy jeszcze mieli wątpliwości, że maseczki są bez sensu, a uczynił to, pływając w maseczce chirurgicznej w basenie. Wspaniale. Kłopot w tym, że artyści mają spory wpływ na wielu ludzi. Czy naprawdę warto prowadzić ich na manowce w imię odreagowania swoich frustracji?
Do tego dołożył się kolejny bardzo ważny element: ludzie, którzy zdecydowali się świadomie łamać antyepidemiczne ograniczenia, z obowiązkiem noszenia maseczek włącznie, pozostali w większości bezkarni. Ponieważ nasz system zarządzania państwem ma wiele wspólnego z tym na Białorusi, wielu ludzi przeprowadziło proste rozumowanie: „rząd nie chce karać za nienoszenie maseczek i w ogóle za nieprzestrzeganie ograniczeń. Gdyby chciał, toby to zrobił. Jeśli mu na czymś zależy, to ściga do upadłego. A tutaj – co chwila odpuszcza. To znaczy, że ograniczenia nie są ważne, to tylko pic dla jakiejś Unii i nikt za ich łamanie krzywdy nie zrobi”.
Przekonani z różnych stron, że jest bezpiecznie, a z tym wirusem to ściema, ludzie rzucili się na wakacje. Ani nad morzem, ani w górach nie stosowano praktycznie żadnych środków bezpieczeństwa, bo przecież trzeba się wyluzować, a zagrożenia już nie ma. W tej sytuacji fakt, że Podhale stało się strefą jedynie „żółtą” ,a nie „czerwoną”, jest właściwie zdumiewający.
Do tego jeszcze rozpoczął się rok szkolny. Minister edukacji zarządził powrót do szkół i wezwał, by „włączyć myślenie”. Zapomniał napomknąć, że prosi o to wszystkich innych, bo on sam nie włączył. Efekty już mamy – szkoły są świetnymi punktami przekazywania i rozsiewu wirusa.
Wydawało się, że zmiany w Ministerstwie Zdrowia mogą przyczynić się do poprawy sytuacji. Nowy minister potrzebował tygodnia, żeby stracić wiarygodność, kiedy zdecydował, że w kierunku Covid-19 poza medykami będą testowani tylko osoby objawowe.
Rosnąca liczba zakażeń sprawiła, że nawet wiceminister Kraska zaczął dawać dyskretne sygnały, że jednak trzeba się bać. Przedstawiona 26 września statystyka zgonów wskazuje wprawdzie, że śmiertelność nie przekracza 3 proc., a średnia wieku zmarłych na Covid-19 zawiera się pomiędzy 75 a 80 lat, ale na 2392 zgony z powodu Covid-19 aż 311 to ludzie, którzy przed zachorowaniem byli młodzi i zdrowi. Przeliczmy: to aż 13 proc. zgonów. Warto tę wiedzę rozpowszechniać, bo zazwyczaj osoby młode mają poczucie, że są niezniszczalne, a środki ostrożności są dla słabych. Ponad 300 z nich zostało w tym roku okrutnie oszukanych przez los.
Z drugiej strony przekaz zaprzeczający zagrożeniu nie ustaje. Tego samego dnia minister Dworczyk wypowiedział się dla mediów. Wynikało z owej wypowiedzi, że właściwie nie ma powodów do niepokoju, bo dajemy radę, a z pewnością jesteśmy w tym lepsi niż inne kraje (cóż za zaskoczenie!). W mediach społecznościowych harcują promoskiewskie trolle i zwykli idioci. Jeden z nich (chyba jednak troll, sądząc ze stylu przygotowania wpisu) obwieścił, że „bezobjawowi chorzy to tak naprawdę zdrowi”, że „nie przenoszą wirusa”, natomiast „przekazują przeciwciała innym ludziom”. Śmiałe koncepcje. A najgorsze są w nich dwie rzeczy. Że ktoś z pewnością w te piramidalne brednie uwierzy – z potencjalną szkodą dla zdrowia swojego i swoich bliskich. No i że autor nie został zablokowany przez administratorów serwisu. Ale oni są zajęci głównie liczeniem wpływów z reklam.
Mam nadzieję, że przekonałem Państwa, że ogromna większość antycovidowców to nie są źli ludzie. To nieszczęśnicy, którzy dali się ogłupić innym głupcom – podłym i niekiedy potężnym. Obowiązkiem organów państwowych jest odwrócić tę niepokojącą tendencję, prowadząc rozumną politykę prewencji epidemii, szeroką akcję edukacyjną i bezkompromisowe karanie tych, którzy zakazy faktycznie złamią, bez wykorzystywania owych regulacji do gnębienia przeciwników politycznych. Jeżeli instytucje państwa nie dadzą sobie rady, organizacje obywatelskie powinny przynajmniej zająć się jak najszerszą edukacją antyepidemiczną – dla dobra całego społeczeństwa.
Komentarze
Czy naprawdę przyłbice są takie nieskuteczne? Zgoda, wirusy mogą się przemykać bokiem, ale czy tak często maja taka mozliwość?
Ma być, po prostu, jak w piosence Pani Agnieszki Osieckiej: „byle na chama, byle głośno, byle głupio”.
To akurat Wojciech Młynarski. Pani Agnieszka Osiecka była bardziej subtelna.
@Pan Witold: bardzo dziękuję za zwrócenie uwagi na błąd, już naniosłem poprawkę.
Panie Doktorze, a jak wygląda w tej chwili w liczbach zwiększenie umieralności populacji w stosunku do normy ? Bo w mediach głównie epatujemy się liczbą zakażeń. Dopóki śmiertelność w stosunku do normy nie wzrośnie dramatycznie dopóty chyba trudno będzie uzyskać społeczne zrozumienie dla ograniczeń.
Tutaj jest ciekawe video demonstrujace efektywnosc roznych maseczek i przylbicy: https://youtu.be/WT3zi7YczkY
Przylbice sa najbardziej efektywne kiedy sa uzywane jako dodatkowe zabezpieczenie, do maseczki.
Celem tych wszystkich zabezpieczen jest nie tylko ochrona nas, ale rowniez ochrona innych przed wirusem, i na tym powinien sie skupic przekaz do spoleczenstwa. Ma Pan absolutnie racje – czas na organizacje obywatelskie, ale rowniez i ludzi „niezorganizowanych” z sasiedztwa: ulicy, bloku, osiedla itp. Trzeba tlumaczyc i wyjasniac, bo jest zbyt wielu odpornych na wiedze.
Pani @Kalina – to bardzo dobre pytanie. W porównywalnych warunkach są na pewno zdecydowanie gorsze od maseczek. Oczywiście, możemy stworzyć hybrydowy system zabezpieczeń, np.: przyłbice, plus prawdziwa (a nie umowna) osłona z plexi pomiędzy np. personelem placówki handlowej plus bardzo wydajna wentylacja plus realny dystans i realne ograniczenie liczby ludzi w pomieszczeniu, po czym możemy mieć nadzieję, że nie będzie najgorzej. Z maseczkami jest ten kłopot, że najbardziej rozpowszechnione są te najprostsze, które najbardziej wpływają na komfort oddychania. Subiektywne uczucie duszności i wilgotna skóra na twarzy motywują do poszukiwania rozwiązań alternatywnych – na przykład: przyłbic. Ale lepiej zainwestować w lepszą maskę.
@donpedro Szanowny Panie, to świetne, ale niezwykle trudne pytanie, bo istnieje tu ewidentna inercja. Poza tym – jak mierzyć umieralność? Czy arbitralnie przyjąć jakiś horyzont czasowy dla takiej oceny? Przecież w dzisiejszych czasach dotknięty taka infekcją pacjent nie umiera w ciągu doby… Mamy za to zwiększenie liczby zajętych w związku z COVID-19 respiratorów, a to jest jakiś sensowny parametr do analizowania. No i pełną świadomość ryzyka późniejszego rozwoju powikłań, prowadzących co najmniej do inwalidztwa, a na pewno – mogących istotnie skrócić życie w odniesieniu do średniej. Tyle, że w dłuższej perspektywie czasowej. Wiem, że konkretów mało, ale my się dopiero tej choroby uczymy.
Szanowny Panie Doktorze,
czy zechciałby Pan odnieść się do niedawnego publicznego apelu lekarzy belgijskich ( z dn. 5 września br), którego treść i wymowa przeczą alarmistycznemu tonowi Pańskiego artykułu i jak najbardziej dają podstawy do uzasadnionego sceptycyzmu wobec dotychczasowych pandemicznych działań rządów narodowych oraz instytucji globalnych (jak WHO)?
Czy jest możliwe, że ich także zaliczyłby Pan do grona „nabranych”?
vide: https://docs4opendebate.be/en/open-letter/
Okazuje się, że około 70% pacjentów z objawami COVID19 przechodzi zapalenie mięśnia sercowego. Do tej pory nie wiadomo ilu z nich dozna trwałego uszkodzenia mięśnia sercowego tzw cardiomyopatie czyli niewydolność siły jego skurczu.
Choć śmiertelność na COVID nie jest wysoka ale jaką będzie skala powikłań tego jeszcze nie wiadomo. U większości którzy przeżyli możemy spodziewać się również zwloknienia płuc. Obydwa opisane schorzenia znacznej czesci moga wyeliminować tych ludzi z pracy.
Pani @Mrs Doyle Szanowna Pani, 1. pozwoliłem sobie poszukać wspomnianego przez Panią apelu w oficjalnych portalach informacyjnych i nie znalazłem. Z egzotycznych linków z zasady nie korzystam. 2. W Belgii z pewnością jest frustracja po obostrzeniach minionego lata i mogą znaleźć się lekarze negujący politykę państwa. 3. W Polsce również znaleźli się tacy lekarze (jednego nawet znałem), którzy oficjalnie wyrażali zdanie na temat COVID przeciwne do opinii przedstawianych przez uznanych fachowców. Czyli – też może Pani napisać, że w Polsce lekarze są przeciwni. Podpowiadam, bo posłużyła się Pani dość przejrzystymi technikami „fechtunku ana argumenty”. Inaczej rzecz ujmując – przechodząc od Schopenhauera do współczesności – zachowała się Pani jak troll. 4. Umówmy się zatem: albo dostarczy Pani wiarygodnie udokumentowane stanowisko uznanej organizacji lekarskiej, z precyzyjnym podaniem źródła bibliograficznego i autorów, albo zniknie Pani z tego bloga jako potwierdzony troll – bez prawa powrotu.
Czy może pan doktor wytłumaczyć, dlaczego osoba z tytułem profesora akademickiego o specjalizacji alergolog pani Ryszarda Chazan na swoim profilu naFB kontestuje nie tylko istnienie pandemii, ale także krytykuje obowiązek noszenia maseczek, wyśmiewa zalecenia szczepienia się przeciwko grypie i twierdzi, że na covid zmarło jedynie 311 osób. Jestem po prostu w szoku, czytając takie posty. I jakby tego było mało są one udostępniane pod każdym artykułem nawołującym do zachowania ostrożności. O komentarzach wobec tzw. głosów wołających na puszczy, jak np. mój aż przykro wspominać. Dziś kazano mi „zamknąć ryj”. Aby Pana nie trudzić, podrzucam link do tablicy pani profesor https://www.facebook.com/alicja.alba.1
@ donpedro
27 września 2020
13:17
Dla niektorych panstw w Europie sa aktualne zestawienia „nadsmiertelnosci” w okresach grypy czy aktualnie COVID-19 (polecam szczegolnie Z-score):
https://www.euromomo.eu/graphs-and-maps
Niestety Polska nie bierze w tym udzialu 🙁 Pytanie dlaczego rzad (i GUS) nie staraja sie o takie aktualne statystyki? Przeciez to chyba nie zaden problem podac np. aktualna tygodniowa liczbe wszystkich zmarlych w Polsce (bez rozdzialow na przyczyny, co juz moze byc problemem).
@ mały fizyk
Znalazłem zestawienie za pierwsze półrocze.
https://biqdata.wyborcza.pl/biqdata/7,159116,26280008,koronawirus-w-polsce-w-tym-roku-umieramy-czesciej-niz-przez.html
Z uwagi na starzenie się społeczeństwa i idącą za tym większą umieralnością w kolejnych latach, wzrost śmiertelności w tym roku w porównaniu do średniej wieloletniej nie dziwi. Brak pików podobnych do tych na wykresach z Belgii, Francji, czy Hiszpanii, wskazujących na silne wzrosty śmiertelności. Konkluzja: zabezpieczać się i nie panikować.
Dwa detale (ale wszak rzeczywistosc z detali sie sklada):
1. Co do zalet maseczek nad koszula, to zaluje, ze nie moge zmiescic zdjecia mojej przydzialowej maseczki szpitalnej, spod mikroskopu. To te niebieskie maseczki na gumkach, jkaze powszechne, takze w Polsce. Sa w nich dziury na przeswit, o srednicy do kilkudziesieciu mikrometrów. Rzeczony wirus wozi sie w kroplach plwociny, które generujemy takze mówiac, jedni wiecej, inni mniej. Wiele z nich ma srednice kilku mikrometrów, najmniejsze ok 0.3um. Mówac obrazowo – dla wirusa taka maseczka to nie spacer przez gesty las, ale przez rzadko zadrzewiony park.
2. Australia byla jednym z nielicznych krajów w którym na szczycie epidemii (dotad jedynym prawdziwym, tym z marca-kwietnia-maja; ten obecny jest li tylko medialny) nie zamknieto szkól. I NIE OKAZALY sie one istotnym rozsadnikiem zarazy, co jest swietnie udokumentowane w literaturze. Dzieci rzadziej sie zakazaja, a niezwykle rzadko staja sie super-roznosicielami kowida.
Mrs Doyle,
ten rzekomy ‚belgijski list lekarzy’ to jakas gruba sciema. Zawiera totalne bzdury, których nie napisalby zaden jak-tako rozgarniety lekarz czy biology; dobry przyklad to:
„The use of the non-specific PCR test, which produces many false positives, showed an exponential picture.” Akurat z czym jak z czym, ale ze specyficznoscia tych testów nigdy nie bylo znaczacych problemów. Byly – i sa nadal – z czulascia metody. Mam nadzieje ze uleglas dezinformacji, a nie celowo siejesz zamieszanie?…
Bitus
Skad masz te rewelacje o 70% myocarditis w przebiegu infekcji Covid-19???
@Jorge75
28 WRZEŚNIA 2020
4:42
„Z uwagi na starzenie się społeczeństwa i idącą za tym większą umieralnością w kolejnych latach, wzrost śmiertelności w tym roku w porównaniu do średniej wieloletniej nie dziwi. ”
Skad taki wniosek? Z przedstawionych danych to nie wynika.
Panika jest oczywiscie zla strategia. Ale lekcewazenie niebezpieczenstwa jeszcze gorsza 🙁
@turpin
28 WRZEŚNIA 2020
7:46
Druga fala w Australi (tak samo jak w innych krajach) jest dobrze udokumentowana:
https://coronavirus.jhu.edu/map.html
Kliknac po lewej stronie na kraj i sprawdzic wykres w prawym dolnym rogu.
Warto tez przypomniec sobie (dlugoterminowe) symulacje rozwoju epidemi z poczatku roku (np. z UK). Prognozowana byla druga fala po zlagodzeniu/zniesieniu obostrzen. No i niestety sprawdzilo sie w wielu krajach 🙁
Szanowny Panie Doktorze,
Wyżej wspomniany list środowisk medycznych i innych w Belgii apelujący do tamtejszych władz o zmianę strategii ochrony zdrowia społeczeństwa można znaleźć w renomowanych belgijskich gazetach w różnych językach:
https://www.lalibre.be/debats/opinions/lettre-ouverte-a-nos-responsables-politiques-il-est-urgent-de-revoir-totalement-la-gestion-de-la-crise-covid-19-5f467dfe7b50a677fb2b0d77
https://www.tijd.be/opinie/algemeen/het-huidige-coronabeleid-moet-omgegooid-worden/10247504.html
opis kampanii w j.angielskim: https://www.brusselstimes.com/news/belgium-all-news/128704/hundreds-of-medical-experts-question-belgiums-coronavirus-policy-in-2-open-letters/
Byłabym wdzięczna za Pan Doktora wypowiedź na temat ich postulatów, bo to nie wydaje się jednak akcja tzw. plandemików i zwolenników teorii spiskowych. Jednym z sygnatariuszy jest prof. Rentier, wirusolog z Université de Liège, (współ)autor prac naukowych cytowanych ponad 3 tys. razy
Pan @Jorge75 Szanowny Panie, znakomita konkluzja. Dziękuję. Kłopot w tym, że obydwa wymienione w niej elementy powinny być stosowane łącznie, bo tylko wtedy mają sens.
@turpin 7.46
Szkoły podstawowe zostały zamknięte na kilka tygodni w Zachodniej Australii ale ponownie otworzone w zminiaturyzowanej skali, z prozaicznego powodu ze np. pielęgniarki, policjanci, lekarze, obsady karetek oraz pracownicy szpitali przestali przychodzić do pracy ponieważ musieli opiekować się dziećmi.
Została zorganizowana nauka zdalna dla większości dzieci pozostających w domach.
Pani @jolantak2208 Szanowna Pani, każdy ma prawo do wygłaszania tego rodzaju opinii, co nie zwalnia go z dostosowania się do orzeczeń towarzystw lekarskich – czasami dlatego, że takie są zarządzenia, a czasami – z przyzwoitości i pokory.
Maly Fizyk,
owszem, mamy obecnie w Europie niewielki wzrost zachorowan i niewielki wzrost smiertelnosci, ale nazywanie tego Druga Fala to tzw. fakt medialny, niestety w czesci przekladalny na pochopne decyzje polityków.
W UK w kwietniu mielismy dni z ponad tysiacem zgonów, obecnie zgonów na dzien jest mniej wiecej tyle, co w Polsce, czesto wrecz mniej. Czyli grubo ponizej 5% ze szczytu epidemii. Ilosc dziennych testów rosnie natomiast nieprzerwalnie; obecnie testujemy ponad dwa razy wiecej, niz w lipcu i ponad 10x wiecej(!) niz na wiosne. Znaczna czesc tej ‚drugiej fali’ wynika po prostu ze zwiekszonej wykrywalnosci.
W kwietniu nasz szpital byl pelen, na intensywnej terapii zajete byly wszystkie lózka, a ja trudnilem sie glównie certyfikowaniem zgonów, w tym i ludzi w srednim wieku bez slynnych ‚chorób towarzyszacych’. Obecnie szpital pracuje normalnie. Na wiosne na lotnisku dzialala prowizoryczna trupiarnia w hangarze, a na rozruch czekal gotowy olbrzymi szpital polowy (który nie okazal sie potrzebny, ale niewiele brakowalo).
W rzeczywistosci – wbrew temu co z kasandrycznym upodobaniem wieszcza nieomal wszystkie media – epidemia od kilku miesiecy znajduje si ew fazie nieco niestabilnego plateau. Co ciekawe, w Polsce ‚od poczatku’ jakby w takiej fazie wlasnie sie znajdowala (nie bylo tam szczytu modo Italiano) i peta sie dalej z wolna, jak smród po gaciach, napedzana weselami i koscielnymi jaselkami.
Wielka szkoda, ze zamozne panstwa nie prowadza regularnych testów na losowo wybranej reprezentatywnej sub-populacji. Daloby to rzeczywisty poglad na spoleczna skale zarazy.
Pani @Weronika K-N Szanowna Pani, bardzo dziękuję, przeczytałem to, co umiałem (mój flamandzki nie istnieje, tak samo jak francuski). Mogę odnieść się do opisu z Brussels Times: 1. Tak, wiele decyzji dotyczących postępowania wobec COVID-19 jest nieoptymalnych. W Polsce też. 2. Skutki tych decyzji przełożyły się z pewnością na dodatkowe szkody, o różnym charakterze, ponoszone przez obywateli. W Polsce też. 3. Po upływie pół roku od startu epidemii jesteśmy trochę mądrzejsi, ale nie tak bardzo jak byśmy chcieli, bo brakuje danych. Narasta natomiast zmęczenie i zniecierpliwienie. Również wśród lekarzy. 4. Tytuł profesorski nie zastępuje rzetelnej analizy danych. 5. Poszukiwanie kompromisu pomiędzy bezpieczeństwem, a szeroko rozumianym dobrostanem dużych grup społeczeństwa trwa nadal, w wielu krajach i nikt tu chyba nie znalazł optymalnego rozwiązania. 6. Stosowanie maseczek i zachowywanie dystansu (dotyczy to przede wszystkim pomieszczeń zamkniętych) nie było przedmiotem sprzeciwu autorów apelu, przynajmniej nic takiego nie znalazło się w anglojęzycznym stwierdzeniu. Apel skierowany był przeciwko lockdown’owi i jego następstwom. 7. Dwa smaczki erystyczne: mała manipulacji ststystyką zgonów i druga – danymi na temat biologii wirusa.
Dziękuję za odpowiedź.
„Poszukiwanie kompromisu pomiędzy bezpieczeństwem, a szeroko rozumianym dobrostanem dużych grup społeczeństwa trwa nadal, w wielu krajach i nikt tu chyba nie znalazł optymalnego rozwiązania. ” znamienne, że tu nie dopisał Pan „W Polsce też.” Mam niepokojące wrażenie, że w Polsce rzetelnej debaty brak, a każdy apelujący o rewizję podejścia (np. biorąc pod uwagę skutki uboczne podjętych środków zaradczych) do epidemii na tle całokształtu zdrowia publicznego jest wyśmiewany jako koronasceptyk, nawet jeśli nie neguje dystansu i maseczek w pomieszczeniach zamkniętych.
@turpin
28 WRZEŚNIA 2020
„owszem, mamy obecnie w Europie niewielki wzrost zachorowan i niewielki wzrost smiertelnosci, ale nazywanie tego Druga Fala to tzw. fakt medialny, niestety w czesci przekladalny na pochopne decyzje polityków.”
Czyzby Czesi, Slowacy, Austriacy, Fancuzi, Hispanie nie zyli w Europie? Tam druga fala zakazen jest czesciowo duzo wyzsza niz pierwsza. Niestety nie mam danych, czy ilosc testow sie tam podwoila. W Polsce ilosc testo jest dosyc stala. A ilosc testow pozytywnych sie podwoila (z 1.5% do 6%). https://pl.wikipedia.org/wiki/Pandemia_COVID-19_w_Polsce
„W UK w kwietniu mielismy dni z ponad tysiacem zgonów, obecnie zgonów na dzien jest mniej wiecej tyle, co w Polsce, czesto wrecz mniej. Czyli grubo ponizej 5% ze szczytu epidemii.”
Trzeba pamietac, ze w porownaniu do ilosci zakazen, krzywa smiertelnosci jest przesunieta o ok. 3-4 tygodni. Co dobrze widac np. w Czechach, Austri, Australii. (w linku https://coronavirus.jhu.edu/map.html trzeba w prawym dolnym rogu wybrac suwakiem „Daily daeths”).
Chcialbym, aby drugiej fali smiertelnosci w Europie nie bylo. Moze poszczegolne kraje sie uratuja (np. Niemcy czy Polska). Ale bardzo w to watpie.
Maly Fizyk
dobre dane co do dziennej ilosci testów dla UK sa w Szacownej Wikipedii; mozna przypuszczac, ze w calej cywilizowanej czesci Europy bylo raczej podobnie niz raczej róznie i ‚testing capacity’ od kwietnia wzrosla o rzad wielkosci. I ciagle rosnie.
Jedynym europejskim krajem, który mial testy narychtowane jeszcze w zimie byli Niemcy.
Nie twierdze, ze intensywnosc epidemii nie narasta. Narasta. Ale jest to zjawisko zupelnie nieporównywalne do tego, co mielismy na wiosne.
Warto przy okazji dodac, ze ‚cos’ z choroba sie dzieje. Chorzy rzadziej umieraja. Mamy dobre opublikowane dane z Wloch dla pacjentów hematologicznych – wiosna smiertelnosc wsród chorych na nowotwory ukladu krwiotwórczego, którzy zlapali kowida byla ok 30%, obecnie to okolo 10%. Infekcje przechodzone sa jakby ‚przecietnie lzej’.
@ mały fizyk
Statystyki zgonów i urodzeń dostępne na wiki pod hasłem „Ludność Polski”. Wykresy podlinkowane przeze mnie odnoszą się do średniej wieloletniej, co fałszuje analizę bieżącego roku. Gdyby nałożyć wykres umieralności tegorocznej na średnią umieralność z ostatnich trzech lat, osoba bez świadomości istnienia covidu, nie stwierdzi niczego niepokojącego.
@Szanowny Pan Doktor
Dziękuję za podziękowanie. Mam nadzieję, że nie zostanę przez Pana uznany za trolla przyznając się Panu do czegoś. Przeczytałem wywiad z p. Ryszardą Chazan i nie znajduję niczego kontrowersyjnego w treści jej wypowiedzi. Wbrew temu, co pisze jolantak2208, nie twierdzi ona, że zmarło do tej pory 311 osób ogółem, a że zmarło 311 osób bez chorób współistniejących. Nie wyśmiewa też szczepień przeciwko grypie, a wyraża niezgodę na przedstawianie tych szczepień jako chroniących przeciwko covidovi. Krytykuje noszenie masek przez zdrowe osoby, zalecając jednak używanie ich w transporcie publicznym, przychodniach i zatłoczonych miejscach. Na marginesie, na fb pani profesor nie znalazłem chamskich komentarzy pod jej wpisami. Poniżej link do wywiadu.
https://www.medonet.pl/koronawirus/koronawirus-w-polsce,prof–ryszarda-chazan-o-koronawirusie-i-lockdownie–trudno-mi-uwierzyc–jak-latwo-odgornymi-decyzjami-udalo-sie-zatrzymac-caly-swiat,artykul,27167777.html
@turpin
Twoje spostrzeżenia na temat zmniejszajacej się zjadliwości covida najlepiej widać porównując wykresy Daily New Cases i Daily Deaths. Szczyt śmiertelności przypadał na połowę kwietnia. Wtedy wynosił koło 7000 przypadków śmierci dziennie, przy około 78000 nowych zachorowań dziennie. Obecnie umiera codziennie około 5300 osób, przy średnio 284000 nowych zachorowaniach dziennie. Oczywiście zdaję sobie sprawę z przesunięcia fazowego pomiędzy wykresami, zwiazanego z czasem pomiedzy odkryciem choroby i ewentualną śmiercią.
Poniżej link do Worldometra.
https://www.worldometers.info/coronavirus/#countries
@ turpin
28 września 2020
15:20
„Warto przy okazji dodac, ze ‚cos’ z choroba sie dzieje. Chorzy rzadziej umieraja. Mamy dobre opublikowane dane z Wloch dla pacjentów hematologicznych – wiosna smiertelnosc wsród chorych na nowotwory ukladu krwiotwórczego, którzy zlapali kowida byla ok 30%, obecnie to okolo 10%. Infekcje przechodzone sa jakby ‚przecietnie lzej’.”
To moze byc wynikiem lepszych terapii, np. teraz uzywa sie sterydow w ciezkich przypadkach.
@ Jorge75
28 września 2020
15:30
W podanym zrodle znalazlem tylko to:
„Liczba zgonów styczeń–maj 2019 = 178 300
Liczba zgonów styczeń–maj 2020 = 174 300 ”
Z tego rzeczywiscie trodno cos wyczytac, bo potrzebne sa najlepiej dane tygodniowe tak ja juz podales: https://biqdata.wyborcza.pl/biqdata/7,159116,26280008,koronawirus-w-polsce-w-tym-roku-umieramy-czesciej-niz-przez.html
Zacytuje :
„Dane wojewódzkie i krajowe mogą przykrywać znacznie poważniejszą sytuację w mniejszych regionach kraju. W maju w oparciu o szczegółowe dane na temat liczb zgonów w poszczególnych gminach pisaliśmy o tym, że za niewielkimi wzrostami w skali kraju kryją się niekiedy nawet kilkusetprocentowe skoki w poszczególnych regionach. Być może podobnie jest i w tym wypadku.”
@mały fizyk
Boleję, podobnie jak Ty, nad brakiem takich ślicznych statystyk dla Polski, jak na euromomo.eu. Jednakże analiza dostępnych danych wskazuje na brak powodów do paniki. Lokalne wzrosty są … lokalne i wymagają lokalnych działań. Póki nie ma globalnego zagrożenia przeciążenia systemu opieki zdrowotnej należy starać się żyć normalnie. Ktoś musi pracować, by płacić podatki na wszystkie obietnice władz. A więc studenci do nauki, literaci do pióra i business as usual, bo nie stać nikogo na taki lockout jak na wiosnę.
@Jorge75
28 WRZEŚNIA 2020
17:27
Gospodarke to wykonczy nieopanowana epidemia, gdy dziennie dziesiatki tysiecy ludzi pojda na kwarantanne albo sie dobrowolnie zamkna w domu 🙁
Lokalne lockdowny skutecznie ograniczaja ilosc nowych zakazen, np. Melbourn. A jakby Polacy tak jak Szwedzi dobrowolnie stosowali sie do obostrzen, to dzisiaj liczba zakazen w Polsce bylaby zdecydowanie nizsza.
@mały fizyk,
„moze byc wynikiem lepszych terapii, np. teraz uzywa sie sterydow w ciezkich przypadkach.”
To oczywiście możliwe, ale w leczeniu kowida w gruncie rzeczy nie dokonał się jakiś znaczący przełom. Sterydy były często stosowane jeszcze zanim udokumentowano ich (zresztą mierną) skuteczność. Jak ktoś wyląduje pod respiratorem, szanse ma liche, tak teraz, jak i miał wiosną, około dziesięcio-procentowe. Rzecz w tym, że obecnie pod respirator trafia się rzadziej.
Skutecznego leku nie ma i długo nie będzie, jeśli w ogóle. Jedynym wirusem, którego można leczyć skutecznie, jest HIV, a stworzenie rzeczywiście działających leków zajęło ponad dekadę.
Do mnie najbardziej przemawia hipoteza o ‚mniejszym inoculum’ – nowi chorzy zakażają się obecnie prawdopodobnie przeciętnie mniejszą dawką wirusa, niż poprzednio, ze względu na wiele zmian w zachowaniu, tak codziennym, jak i szpitalnym.
Zatrwożyła mnie Informacja, którą gdzieś widziałem (nie mogę niestety podać dokładnego źródła), może Pan to potwierdzi, albo obali, że u sic! 95 proc. zarażonych Covidem, także bezobjawowo, choroba ta zostawia wyraźne ślady w organizmie człowieka i to przede wszystkim zachęca mnie do noszenia porządnej maseczki.
Pan @Witold Potwierdzam, że są w piśmiennictwie doniesienia o trwałych śladach, w tym u osób, które przebyły zakażenie bezobjawowo. 95% to raczej chyba zawyżona wielkość.
@witold
– niewielki procent zarażonych – znacznie poniżej 1% – ląduje pod respiratorem. Rokowanie wtedy jest liche, więc raczej nie ma co się martwić o przewlekłe następstwa infekcji. Wszelako u części z tych, którzy jednak przeżyją, rozwija się zwłóknienie płuc. I tyle. Innych wiarygodnych doniesień o istotnych przewlekłych następstwach SARS-COV-2 nie ma.
@turpin Szanowny Panie Doktorze, Proponowałbym zmienić: ” Innych wiarygodnych doniesień o istotnych przewlekłych następstwach SARS-COV-2 nie ma.” na ” Innych wiarygodnych statystycznie doniesień o istotnych przewlekłych następstwach SARS-COV-2 nie ma.” Porządnie udokumentowany opis przypadku, lub wyniki obserwacji niedużej grupy, przez stosunkowo krótki czas, nie może być nazwany niewiarygodnym, jeżeli nie ma dla takiej metodyki alternatywy, bo uporządkowana wiedza jest wciąż na etapie jej budowania. Natomiast – tu pełna zgoda – nie są to dane wiarygodne statystycznie, a jedynie poznawczo, jako ewentualny punkt wyjścia do dalszych badań. Przepraszam, że się upieram, ale wobec epidemii koronasceptycyzmu takie rozróżnienie jest ważne.