Co mają testy na SARS-CoV-2 do stanu gospodarki? Więcej, niż się Państwo obawiacie…

Testy na wirusa SARS-CoV-2 mają znaczenie nie tylko dla medycznego bezpieczeństwa pacjentów i personelu. Również dla ekonomicznego i fizycznego bezpieczeństwa całego społeczeństwa, bo zamknięcie gospodarki może zaowocować dotkliwymi stratami. Również w ludziach.

Coraz bardziej widać, że w walce z epidemią mamy dwa cele, pozornie tylko sprzeczne ze sobą. Pierwszy, medyczny, jest oczywisty. Zachować sprawność systemu opieki zdrowotnej (żeby ratować najciężej chorych i nie dopuścić do wzrostu liczby „zgonów pobocznych”) oraz ograniczyć liczbę zakażonych rozsiewających bezwiednie wirusa. Prościocha. Poza komisarzem Mazowsza Konstantym Radziwiłłem, posłami PiS (właśnie uznali testy dla personelu medycznego za zbędny wydatek) i załogą Ministerstwa Zdrowia rozumieją to wszyscy. A w każdym razie większość. Czyli nie ma o czym gadać.

Drugi cel staje się coraz ważniejszy. Jest jasne, że zamknięcie gospodarki prowadzi do wielu ludzkich dramatów, a może prowadzić do coraz większych. Dlatego jak najszybsze i jak najpełniejsze odmrożenie życia gospodarczego stało się tym drugim priorytetem rządzących w wielu krajach.

Dla naszych (za przeproszeniem) władców istnieje jeszcze priorytet trzeci: zmniejszyć wkurzenie elektoratu na wypadek, gdyby wybory miały się jednak opóźnić. Bo co jest zapisane w konstytucji, wie mało kto, ale osobistą niedolę będzie pamiętać każda pokrzywdzona osoba. Prezessimus dmucha  więc na zimne.

Nie sposób nie zgodzić się z koncepcją rządu, że gospodarkę trzeba uruchamiać jak najszybciej. Z lekarskiego punktu widzenia taka akcja powinna opierać się na prostym schemacie (pamiętajmy, że mowa tu o osobach, które czują się zdrowe lub „lekko przeziębione” – cokolwiek to oznacza):

1. Testy dla wszystkich pracowników:
– dodatni – kwarantanna, obserwacja objawów, powtórka za trzy-cztery tygodnie
– ujemny – przejść do punktu 2.

2. Praca:
– z zachowaniem zasad profilaktyki
– po przeszkoleniu z tych zasad
– po zaopatrzeniu w stosowny sprzęt (maski, niekiedy okulary lub przyłbice, rękawiczki, gdy jest to konieczne, zawsze środki dezynfekujące)
– powtarzane okresowo testy na SARS-CoV-2 byłyby zapewne zasadne, ich zalecana częstość powinna być zdefiniowana przez specjalistów (nie mylić z politykami). Taka strategia wydaje się mieć sens zwłaszcza wśród tej części personelu, która ma kontakt z klientkami/klientami.

W takim schemacie testy są kluczowe. Stanowią właściwie warunek konieczny do tego, by można było mieć nadzieję na w miarę bezpieczne przywracanie gospodarczej aktywności w kraju. Dlaczego?

  • Większość nosicieli wirusa jest kompletnie bezobjawowa albo ma bardzo dyskretne objawy, nieodstające od normy czasu wiosennych przeziębień…
  • … ale osoby, które zostaną zakażone, wcale nie muszą być stojącymi nad grobem, schorowanymi starcami, żeby przejść Covid-19 bardzo ciężko, z trwałymi powikłaniami, lub nie przeżyć go wcale.
  • Wiele osób – świadomie, ale częściej z niewiedzy – nie stosuje się do zasad profilaktyki lub stosuje je niewłaściwie. To zwiększa ryzyko zakażenia.
  • Jesteśmy krajem wewnętrznej transmisji wirusa. W przeciwieństwie do sytuacji z początku epidemii ustalenie osoby, od której się zakaziliśmy, może nie być możliwe. Zwłaszcza że większość nosicieli jest bezobjawowa.
  • Pracownicy mogą zakażać się nawzajem, mogą zostać również zakażeni przez klientów. Tak czy inaczej – efekt może być opłakany dla firmy tak jak obecna hibernacja gospodarcza.
  • Z kolei – to już tylko przypuszczenie – zapewnienie pracownikom środków ochrony i ogłoszenie przez firmę, że testuje pracowników na obecność koronawirusa, może zmniejszyć obawy klientów.

No dobrze, zapytacie Państwo, po co ta cała gimnastyka, skoro w Polsce mamy tak mało chorych i zakażonych? Zgodnie z danymi z korzystającej z oficjalnych danych strony koronawirusunas.pl (aktualizacja 17 kwietnia, godz. 13) mamy w Polsce 8214 zakażonych i 7030 chorych. Zaś zgony to 3,8 proc. zakażonych. Ze swoimi dziewięcioma zgonami na milion mieszkańców Polska jest absolutnym mistrzem, od którego ci durni Niemcy mogą się tylko uczyć (u nich ok. 35/1 mln). Przy tym nasza władza uczciwa jest. „Kantujemy – zdaje się ogłaszać – ale tego nie ukrywamy, bo i tak niczego nie pojmiecie”.

Pod koniec marca było na tym blogu o tym, jak minister Szumowski i jego bardzo wesoła gromadka manipulują danymi dotyczącymi liczby zachorowań i zgonów na Covid-19. Ot, prosta sztuczka z interpretacją wytycznych WHO. Sami ją opublikowali. Dzisiaj warto spojrzeć na oficjalne dane dotyczące chorych i zakażonych:

Koronawirusunas.pl, za zgodą serwisu

Chwila na zastanowienie?

 *  * *  * *

I co? Wygląda ładnie, prawda? Wszystko w porządku?

A czy pamiętacie Państwo, że ok. 80 proc. zakażonych wirusem SARS-CoV-2 to osoby bezobjawowe lub prawie bezobjawowe? Tak wynika z dosyć zgodnych w swej wymowie danych, uwzględniających duże grupy pacjentów w różnych krajach. Nasze dane, widoczne na wykresie, mówią jednak coś zupełnie innego, przez co dają sporo do myślenia. Bo skoro w Polsce chorzy stanowią 86 proc. zakażonych, to oznacza wprost, że osób bezobjawowych nadal się w Polsce nie testuje w realnie znaczącej skali. Albo że przebieg zakażeń SARS-CoV-2 jest w naszym kraju wyjątkowo ciężki. Tylko jak pogodzić taki brak odporności w społeczeństwie z tak niesłychanie niską śmiertelnością? Chyba że zadziałał tu jakiś rodzaj magii…

Ilu naprawdę jest w Polsce bezobjawowych zakażonych?

  • Z prostej koncepcji szacowania na podstawie liczby objawowych chorych wynikałoby, że bezobjawowych zakażonych mamy ok. 35 tys.
  • Wiemy jednak doskonale (bo Władza sama się przyznała), że liczba chorych również jest zaniżona – według najbardziej życzliwych szacunków mniej więcej czterokrotnie, a według mniej życzliwych – kilkunastokrotnie. W zależności od przyjętych założeń: między 140 tys. a prawie 500 tys. zakażonych. Bardzo szeroki zakres. Nie ma możliwości precyzyjnej weryfikacji, ale tak czy inaczej – obie krzywe oficjalnego wykresu powinny zostać mocno przesunięte ku wyższym wartościom.

Dlaczego zawracam Państwu głowę tymi zabawami arytmetycznymi? Ponieważ zapowiedziane odmrażanie gospodarki jest niewątpliwie słuszne, ale nie wiadomo, czy będzie bezpieczne.

  • Uruchamianie gospodarki będzie oznaczało, że znaczna liczba osób będzie podlegała znacznie mniej restrykcyjnej izolacji społecznej.
  • Państwo nie zna liczby bezobjawowych nosicieli wirusa ani tym bardziej nie potrafi ich zidentyfikować. Bo nie dba o wykonywanie testów.
  • Brak rutynowego testowania (chociażby przed powrotem do normalnej pracy) przy potencjalnie wysokiej liczbie bezobjawowych nosicieli wirusa może spowodować znaczne nasilenie rozsiewu epidemii.

Być może ciężar testowania spadnie na pracodawców. W końcu jeżeli Pani Dominika Kulczyk i WOŚP kupują w sumie więcej sprzętu niż rząd (że o jakości tego ostatniego zakupu nie wspomnę), jeżeli TVN uczy dzieci nieskończenie lepiej, niż robią to mimowolni naśladowcy Monty Pythona, to pracodawcy mogą być zmuszeni, by we własnym zakresie zająć się bezpieczeństwem pracowników i przedsiębiorstw. Oczywiście tylko po to, żeby Pinokio przypisał sobie ich zasługi, a teleszmatławiec opluł ich na swoich paskach dezinformacyjnych.