Covid-19 w Polsce: azjatycki sukces czy włoska hekatomba? Który scenariusz sobie szykujemy?

Wnioskując z doświadczeń innych krajów, można zaryzykować twierdzenie, że epidemia Covid-19 weszła u nas w fazę decydującą: czy rozwój wypadków będzie bliższy optymistycznemu wariantowi azjatyckiemu, czy raczej niewyobrażalnie tragicznemu, który obserwujemy właśnie we Włoszech.

We Włoszech katastrofa: przerażająca liczba zgonów, zakres epidemii przekroczył możliwości służb ratowniczych. Najlepszy dowód: służby przeszły na odwrócony („militarny”) triaż. W normalnych warunkach najpierw pomaga się „czerwonym”, najbardziej zagrożonym pacjentom. Potem są „pomarańczowi” – chorzy poważnie, ale nie dramatycznie. „Zieloni”,czyli najlżej chorzy, mogą czekać najdłużej. We Włoszech najpierw pomaga się „zielonym”, potem „pomarańczowym”, a „czerwoni” mogą umrzeć, nie otrzymawszy pomocy w ogóle. Nie są to zjawiska jednostkowe.

Na dalekim krańcu globu jest Japonia: dużo większa populacja, przy tym dużo starsza, miejscami ogromna gęstość zaludnienia. Znacznie mniej zachorowań, obecnie z tendencją malejącą. Biorąc pod uwagę charakterystykę populacji – zgonów wręcz niewiele. Podobnie w Korei Południowej. W chińskim Wuhanie po początkowym dramacie liczba nowych przypadków bardzo niska. Na tyle, że właśnie zamykają ostatni z 14 (!) polowych szpitali zakaźnych rozwiniętych dla celów epidemii. Zaczynają ruszać fabryki. Chińscy lekarze wraz ze sprzętem podążają z pomocą do Europy, głównie do Włoch.

Warto przyjrzeć się czynnikom, które sprawiły, że historia epidemii w tych dwóch rejonach świata toczy się tak odmiennie. A także – a może wręcz przede wszystkim – przeanalizować, jak w odniesieniu do tych czynników zachowali się, zachowują i mogą zachować nasi władcy i władczynie. Żeby wiedzieć, czy powinniśmy mieć cierpliwość i nadzieję, czy raczej się bać.

Wspomniane trzy czynniki to:

  • testy
  • ograniczanie kontaktów i kwarantanna
  • leczenie umiarkowanie/ciężko chorych

Testy. Wiemy jedno – im mniej przeprowadza się testów i im później są robione, tym trudniej wychwycić nie tylko bezobjawowych nosicieli wirusa, ale również tych łagodnie objawowych. Przypominam, że jesteśmy w szczycie corocznego sezonu grypy i infekcji grypopodobnych. Ich objawów nie da się odróżnić od początkowych objawów infekcji Cor-SARS-2, zwłaszcza gdy cały jej przebieg jest łagodny lub wręcz zaniedbywalny. Kto z Państwa ostatnio nie kaszlnął, nie kichnął? No właśnie, prawie takich nie ma. Tymczasem brak przesłanek zakażenia tym wirusem oznacza brak wskazań do izolacji, a w efekcie – ogromne ryzyko zarażenia bardzo wielu osób. Liczba chorych narasta wtedy lawinowo, przekraczając szybko barierę wydolności systemu opieki zdrowotnej.

Polska:

  • początkowo poddawano testom tylko pacjentów spełniających dwa warunki: istotnie objawowych i w dodatku albo po kontakcie z osobami z udowodnionym zakażeniem, albo przybywających z rejonów ognisk epidemii.
  • testy przeprowadzały początkowo tylko dwa ośrodki w Warszawie, co oznaczało istotne opóźnienia między pobraniem materiału a otrzymaniem wyniku, wynikające z prostej logistyki.
  • minister Szumowski, pytany wtedy o potrzebę intensyfikacji stosowania testów, odpowiedział, że takie podejście „zaciemniłoby tylko obraz”. Ta wypowiedź jest do zweryfikowania w internecie. Warto o niej pamiętać.

Podejście władzy do testów niewątpliwie przyczyniło się się do bardziej stromego narastania krzywej zakażeń w naszym kraju.

Ograniczenie kontaktów i kwarantanna. Czyli kluczowe elementy postępowania podczas epidemii. Kwarantanna dotyczy osób o udokumentowanym zakażeniu oraz o bardzo wysokim ryzyku zakażenia, a jej miejsce zależy od przebiegu choroby i lokalnych regulacji. Ograniczenie kontaktów dotyczy wszystkich pozostałych i sprowadza się do maksymalnego ograniczenia przebywania poza miejscem zamieszkania. Zamyka się lokale użyteczności publicznej, odwołuje imprezy i spotkania.

We Włoszech, jak wiadomo, w pierwszym okresie epidemii nie respektowano tych zasad praktycznie w ogóle. W Chinach i Korei zastosowano zasady bezpieczeństwa, o których jeden z komentatorów powiedział, że byłyby niemożliwe w jakimkolwiek demokratycznym państwie. Ciągła kontrola przemieszczania się, ścisłe egzekwowanie zakazów. Efekt jest jednak, jak wspomniałem, pozytywny. Nie sprawdziła się przepowiednia, że odizolowani mieszkańcy umrą z głodu w domach, bo działali dostawcy żywności. Niestety osoby, które zabierano na kwarantannę, zostawiały w mieszkaniach zwierzęta, skazując je na śmierć głodową. To ciemna strona chińskiego sukcesu.

Polska:

  • Decyzja o wprowadzeniu stanu zagrożenia epidemiologicznego jest niewątpliwie słuszna, jakkolwiek wydaje się nieco spóźniona. Ale że (cytując klasyka) „odrobina działania jest lepsza niż tony abstrakcji” – niewątpliwy plus dla rządu. Nie spodziewajmy się natychmiastowego efektu, ale jeśli w ciągu tygodnia-dwóch nastąpi wyraźne wypłaszczenie krzywej przyrostu nowych przypadków, to będzie można mówić o sukcesie. Krzywej zakażeń nie jesteśmy w stanie ocenić, bo jej nie znamy – z powodu niewątpliwie zbyt oszczędnego stosowania testów.
  • Fantastyczna aktywność obywatelska. Wielka akcja, a raczej akcje, typu #zostańwdomu. Czasami w mniej eleganckiej formie (co jest importem zachodnioeuropejskiej akcji #staythefuckathome), mogącej za to łatwiej trafić do młodzieży, jak wszystko, co jest mniej poprawne politycznie. Znakomita postawa niektórych firm gastronomicznych, które nie tylko przestawiają się na dostawy żywności do domu, ale przede wszystkim wspierają osoby, które same sobie nie poradzą, bo wymagają pomocy z racji wieku i/lub stanu zdrowia. Szacun! Coraz więcej aktywności edukacyjnych/kulturalnych online skierowanych do różnych grup wiekowych. To wspaniałe!
  • Wielki plus dla społeczności medycznej: intensywna wymiana informacji w internecie, na zamkniętych grupach, żeby nie zrobił się z tego magiel trolli Antoniego i Wołodi. Dzięki temu wiemy nie tylko o tym, co nie działa w systemie (a jest o czym opowiadać). Również – a może przede wszystkim – wymiana i analiza wiedzy dotyczącej diagnostyki i leczenia chorych z Covid-19, bo nowe dane pojawiają się codziennie, prawie lawinowo. Wspólna, nawet wirtualna, dyskusja ułatwia ich analizę i przyswojenie tego, co najważniejsze.
  • Największy negatyw to postawa hierarchów katolickich i polityków związanych z tym wyznaniem, a zwłaszcza z Ordo Iuris. Apel hierarchów, by podczas epidemii zwiększać liczbę mszy, minister Gowin skomentował tak, że człowiek ma ciało i duszę, a kościół jest rodzajem szpitala dla duszy. Jeszcze bardziej wstrząsający był komentarz ministra Szumowskiego, że zwiększenie liczby mszy jest zasadne i sensowne. Porażające w ustach lekarza, nawet jeżeli nie do końca uważał jako student na zajęciach z chorób zakaźnych. Być może jednak ktoś doszedł do wniosku, że w ten sposób wygubi istotną część swojego elektoratu, a inny ktoś – że jeżeli owieczki wymrą, to nie będzie komu dawać na tacę. W efekcie hierarchowie zaczęli łagodzić apele, ograniczając liczbę wiernych na jednej mszy do 50 osób, co epidemiologicznie niczego nie zmienia w obecnej sytuacji.
  • Niemoc państwa w kwestiach izolacji to kolejny negatyw. Pilnowanie osób poddawanych kwarantannie domowej to iluzja. Zapewnienie wsparcia w opiece nad dziećmi pracowniczek opieki zdrowotnej po zamknięciu przedszkoli i szkół – też. Ktoś nie pomyślał, więc w niektórych oddziałach nastąpiło istotne uszczuplenie zespołów.
  • Niezawiniony przez państwo brak rozsądku części społeczeństwa jest porażający: na zdjęciach wykonanych dzisiaj rano widać tłumy przed marketami. W sytuacji narastającej epidemii to niebezpieczny idiotyzm. Dużo ludzi starszych. Jedyne, co ich usprawiedliwia, to znaczna utrata wiarygodności przekazu informacyjnego przez rząd – o czym poniżej.

Leczenie. Trudne przypadki wymagają zastosowania respiratorów albo nawet zewnętrznych oksygenatorów (ECMO). Tu paradoks: dzięki Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy wydaje się, że zaopatrzenie w taki sprzęt mamy całkiem niezłe. No właśnie: nie wiadomo, co by było, gdyby nie ta wstrętna Orkiestra… Mateuszek-kłamczuszek nie ma żadnego problemu z chwaleniem się na konferencji prasowej tym, że kraj jest dobrze zaopatrzony w sprzęt, jakby to była jego zasługa. W przypisywaniu sobie zasług jest zresztą mistrzem galaktyki i tego nikt mu nie odbierze. Upojony sukcesem zapomina tylko,  że ów sprzęt został zakupiony przez instytucję, o której likwidację lub przynajmniej marginalizację nieustępliwie walczy i on, i jego wesoła gromadka. Jakby jednak nie patrzeć – sprzęt jest, chociaż oczywiście zawsze chciałoby się mieć go więcej.

Mamy inny problem, który może zdecydować o klęsce. Brak lekarzy. Co gorsza, znaczna ich część, w tym kluczowych dla całej akcji anestezjologów, jest w wieku kwalifikującym do grupy podwyższonego lub wręcz wysokiego ryzyka. Te same problemy 0 liczebności i wieku – dotyczą pielęgniarek. Ratownicy są młodsi, ale też ich brakuje.

Czyli – skomplikowany sprzęt jest, ale nie ma ludzi. A że lekarze pracują na kontraktach w kilku miejscach (bo tak było dla władców wygodniej), to w istocie zwiększają ryzyko epidemiologiczne – jeden zakażony doktor jest w stanie rozsiać wirusa na kilka placówek.

Tu dochodzi kolejny element – dramatycznie niska troska władz o bezpieczeństwo indywidualne personelu medycznego, będącego przecież pierwszą i decydującą linią obrony (potem są już tylko służby mundurowe i sprawne kremacje). W relacjach wspomnianych internetowych grupach lekarskich widać wyraźnie, że jest fatalnie. Maseczkę jednorazową powinno się wyrzucić najpóźniej po godzinie. Nie ma na to szans, jeżeli są trzy na dyżur… Brakuje przyłbic, okularów ochronnych, kombinezonów etc. Rząd o tym dyskretnie nie mówi.

W Polsce przypadki zakażeń personelu medycznego są na razie nieliczne, ale zdecydowanie ich przybywa. Zgonów na razie u nas nie było, ale dane z Włoch przerażająco jasno pokazują, co się może zdarzyć. A jakoś nie mogę sobie wyobrazić dr. Karczewskiego czy wiceministra dr. Kraski na pierwszej linii walki z epidemią… Oczywiście mogę się mylić, wszak może to tylko niedostatek mojej wyobraźni.

Nadzieje. Decyzje związane ze stanem zagrożenia epidemiologicznego podjęte przez rząd stwarzają istotną szansę na uniknięcie katastrofy na miarę tej, która dzieje się we Włoszech.

Co może pójść źle? Główne obawy są trzy i dotyczą: sprzętu, personelu oraz umotywowanych politycznie poczynań rządu.

  • Brakuje sprzętu ochrony osobistej dla personelu medycznego. Środki są, ale trzeba by je zabrać Kur-Wizji, a do tego Jego Miłomściwość może nie dopuścić. Bez nich zacznie ubywać personelu medycznego, a to prosta droga do klęski.
  • Trzeba znaleźć metodę, żeby rodzice będący personelem medycznym otrzymali jak najlepsze wsparcie w opiece nad swoimi dziećmi, które przecież zostają w domach. Inaczej deficyt sił fachowych będzie niepotrzebnie zwiększony.
  • Ręczne sterowanie alokacją lekarzy. Wiceminister Kraska wspomniał w wywiadzie, że możliwe jest „przesuwanie lekarzy do innych zadań”. Zapomniał, biedactwo, że ogromna większość lekarzy pracuje w kilku miejscach, a ich „przesunięcie” będzie oznaczało pozostawienie bez opieki pacjentów bez wirusa. Z listów kolegów z Włoch wiemy, że z powodu epidemii Covid-19 chorzy z zawałami i udarami umierają w domach, bez pomocy. Nikt ich na razie nie włącza do bilansu ofiar epidemii, bo analiza danych nie jest w tym przypadku taka prosta. Niewątpliwie jednak w nieodległej przyszłości okaże się, na ile ów bilans po uwzględnieniu “niewirusowych” ofiar wzrośnie. Co więcej, można lekarza gdzieś „przesunąć”, ale takie zarządzenie nie przysporzy mu ani wiedzy anestezjologicznej, ani tej w zakresie chorób zakaźnych. Będzie „słupem” służącym do tego, żeby jakiś  funkcjonariusz Prezessimusa mógł pokazać w telewizji, jak bardzo władza się stara.
  • Zmiana stanu zagrożenia epidemicznego na stan wyjątkowy zamiast na stan klęski żywiołowej. Oznaczałoby to możliwość wprowadzenia cenzury prewencyjnej. Zahamowanie przepływu informacji podczas epidemii może być zabójcze. Dosłownie.

Dodatkowym problemem jest podsycany przez sam rząd brak zaufania do rządzących, prowadzący w efekcie do osłabienia prospołecznych postaw, a nasilenia anarchii. Trzeba przyznać, że zdarzenia układają się w logiczną całość.

Zalecenia WHO – z rojeń zboczonych lewaków stają się podstawowymi zasadami działania naszego państwa. Dziwna szmata w gwiazdki należąca do niepotrzebnej nikomu grupy państw – staje się nagle na powrót flagą Unii Europejskiej towarzyszącą komunikatowi premiera o pomocy, którą mamy otrzymać od wspólnoty, do której należymy.

Minister zdrowia – negujący potrzebę szerszego stosowania testów, a następnie rozszerzający wskazania do ich stosowania. Ten sam minister mówiący w obliczu narastającej epidemii, że zwiększenie liczby mszy jest zasadne i sensowne, a chwilę potem zamykający wszystkie lokale spotkań publicznych. Oprócz kościołów.

Do tego trzeba dodać owe 2 mld zł mające służyć utrzymaniu się Prezessimusa i Spółki przy władzy, a o których coraz więcej ludzi myśli, że przydałyby się na walkę z epidemią. No i heroiczną walkę dr. Karczewskiego z prof. Grodzkim w obronie Profitów i Statusu. Sama wiarygodność, jednym słowem.

Nie dziwota więc, że gdy ogłoszono z dużym naciskiem, że sklepy nie będą zamykane, a transport wewnętrzny zostanie zachowany, to nastąpiło natychmiastowe oblężenie sklepów i bankomatów, a kto tylko może – wraca jak najszybciej do domu.

Podsumowując:

  • scenariusz włoski jest u nas możliwy, ale nie jesteśmy na niego skazani
  • w zachowaniach społecznych znajdujemy piękne elementy, które mogą pomóc
  • jeżeli na najbliższych decyzjach władzy i hierarchów kościelnych (czyli też władzy) względy polityczne oraz ideologiczne zaważą mocniej niż te merytoryczne, to czekają nas dramaty, które dotkną ludzi bez względu na ich polityczne przekonania oraz ewentualnie wyznawaną wiarę.