Przez buntowniczkę Jachirę PiS i opozycja mają kłopotliwy wybór
Prosta zmiana prawa o ruchu drogowym (wymagająca na razie nieco prac redakcyjnych) zaproponowana przez posłankę Klaudię Jachirę może znacznie zwiększyć bezpieczeństwo pieszych na polskich drogach. Rzecz w tym, że jest najwyraźniej postrzegana przez wszystkie strony sceny politycznej głównie jako kłopot.
Skąd takie podejrzenie pod adresem (że tak zażartuję) tuzów naszej polityki? Żeby je uzasadnić, cofnijmy się nieco w czasie.
Tuż po wyborach do Sejmu, bo 19 października, wybrana na posłankę Klaudia Jachira zadeklarowała w wywiadzie dla „Gazety Stołecznej”, że będzie walczyć o bezpieczeństwo pieszych. Zapowiedziała starania o takie zmiany w prawie, które będą chronić pieszych, a zwłaszcza o usunięcie z kodeksu pojęcia „wtargnięcie na jezdnię”.
Wypowiedź spotkała się z życzliwym komentarzem stowarzyszenia Miasto Jest Nasze na Twitterze i ze zdecydowanie nieprzychylnymi komentarzami kierowców (cytuję za portalem Natemat.pl):
1. Dzisiaj buduje się specjalne przejścia dla tych, którzy wiecznie trzymają nosy w telefonach, zlikwidowanie „wtargnięcia na jezdnię” jeszcze bardziej odmóżdży pieszych.
2. To akurat nie jest dobry pomysł. Przy pieszym w kapturze na głowie i słuchawkach na uszach, wchodzącym na jezdnię pod koła samochodu, bez rozglądania się na boki, kierowca nie ma żadnych szans na wyhamowanie. Chyba że pieszych będzie obowiązywało zatrzymanie przed przejściem.
3. Czyli jak mi ktoś wbiegnie na drogę z premedytacją i nie zdążę wyhamować przy przepisowych 50 km/h, to będę winny? Nie mógł tego ktoś mądry wymyślić.
Do analizy tych (i podobnych) komentarzy wrócimy później, na razie kontynuujmy naszą historię. Dzień później kraj obiegła wstrząsająca wiadomość o wypadku na warszawskiej ul. Sokratesa. Rozumny inaczej gostek w bmw postanowił pojeździć sobie po mieście z prędkością grubo ponad 100 km/h (tak przynajmniej mieli ocenić biegli). Abstrahując od szacowanej prędkości – nie zatrzymał się przed przejściem dla pieszych, na którym znajdowała się rodzina z dzieckiem. Mężczyzna zdążył zepchnąć z przejścia żonę i wózek z dzieckiem (który i tak został przez rozpędzony samochód trafiony). Sam zginął.
Wypadek był bez wątpienia przerażający, a przy tym spektakularny. Nikt przy zdrowych zmysłach nie może powiedzieć, że był to wyjątkowo niefortunny zbieg okoliczności, bo na co dzień takie rzeczy w Polsce się nie zdarzają. Gdyby tak pokusić się o opisanie w jednym miejscu wszystkich śmiertelnych wypadków na drogach, których przyczyną była nadmierna szybkość, alkohol, narkotyki lub dowolna kombinacja tych trzech czynników, a które zdarzyły się w ostatnich trzech-czterech latach, to powstałoby tomiszcze, przy którym trylogia Sienkiewicza byłaby cieniutką broszurą reklamową.
Czasami jednak nie liczba ofiar, lecz spektakularność zdarzenia skłaniają władze do zdecydowanego działania, które miałoby przełamać niemoc w rozwiązaniu problemu.
Jak zatem zareagowała Władza? Kluczowi politycy w ogóle nie zareagowali, zajęci codzienną walką o wpływy, wobec której tragiczna i bezsensowna zarazem śmierć traci znaczenie. Przynajmniej w ich oczach. Pozostali zdecydowali się – jeśli w ogóle – na rutynową, bezpieczną reakcję. Trochę jak komendant policji w „Casablance” Howarda Hawksa, który rozkazał: „Aresztować podejrzanych! Tych, co zawsze!”.
Na przykład prezydent Rafał Trzaskowski zapowiedział zmianę organizacji ruchu na ul. Sokratesa w Warszawie. Gdyby głównym lekarstwem na śmiertelne wypadki z udziałem pieszych miały być przebudowy, to trzeba by przebudować większość kraju. Bo potrzebne są zdecydowane, najlepiej niezbyt kosztowne działania systemowe.
Inicjatywa Klaudii Jachiry trafia w punkt, choć będę się upierał, że pomysł wymaga niewielkich poprawek i dwóch rozszerzeń. Usunięcie pojęcia „wtargnięcie na jezdnię” powinno dotyczyć wyłącznie przejść dla pieszych oraz oznakowanych przejazdów rowerowych przez drogę. Ergo: nie tylko piesi, ale i rowerzyści powinni być bezwzględnie chronieni, ale na przeznaczonych dla nich przejściach i przejazdach przez drogi dla samochodów. Tylko tyle i aż tyle.
Dlaczego tylko tyle? Bo inaczej stworzymy rzeczywiście pole dla drogowej anarchii ze strony pieszych i rowerzystów – niebezpiecznej dla nich samych. Zwłaszcza że mamy czasy zarówno narcystycznych kierowców (co świetnie było widać w przytoczonych komentarzach), jak i narcystycznych pieszych, rowerzystów, użytkowników hulajnóg elektrycznych etc. To kolejna emanacja bomisizmu, o którym pozwoliłem sobie pisać (w innym kontekście) w poprzednim wpisie. Posłanka powinna zdawać sobie z tego sprawę, bo rzecz dotyczy w dużej mierze jej pokolenia.
Dlaczego aż tyle? Bo nie przekonają mnie żadne kwękania kierowców typu: „to ja mam się zatrzymać przed przejściem z tych 50km/h? Niemożliwe!”. A gdzie jest powiedziane, że przed przejściem dla pieszych lub przejazdem przez drogę musisz jechać 50 km/h? Pomyśl, że możesz zwolnić, jeżeli masz wątpliwości. Mój ulubiony argument: „to niech piesi mają obowiązek zatrzymania się przed przejściem dla pieszych!”. Otóż, moje Czcigodne Siostry i Czcigodni Bracia w drogowej niedoli, proponuję Wam przejechać się poglądowo do Bukaresztu.
Byłem tam niedawno. Wróciłem wstrząśnięty natężeniem ruchu ulicznego i mechanizmami nim rządzącymi. Bukareszt został podobno wybrany najbardziej zakorkowaną stolicą Europy. Jestem przekonany, że zasłużenie.
Na jezdni panuje prawo silniejszego. Pierwszeństwo ma ten, kto odpuści ostatni. Moi niezwykle kulturalni i mili współpracownicy, bez względu na płeć i wiek, za kierownicami zamieniali się w bestie. No i na tym poligonie dla terminatorów (chociaż wypadków widziałem zaskakująco mało) jedna rzecz zwracała od razu uwagę – cała ta wzajemna walka kierowców, prawie na śmierć i życie, ustawała, gdy zbliżali się do przejścia dla pieszych. Grzecznie stawali, wyraźnie przedtem zwalniając, żeby nie było wątpliwości.
Kiedy wyraziłem zdziwienie tymi metamorfozami, mieszkająca od lat w Bukareszcie Daniela (na co dzień dystyngowana dama, a za kierownicą – „cyngiel” dowolnych sił specjalnych) wyjaśniła mi, że rzecz ma się bardzo prosto. Nieustąpienie pieszym na przejściu przez kierowcę skutkuje automatycznie utratą prawa jazdy (jeżeli dobrze zapamiętałem – na trzy miesiące). Policjanci stają sobie za drzewkami koło takich przejść, obserwują, a potem wychodzą z „lizaczkiem”. Paliwa zużywać nie muszą, a nagrody lecą. Sądząc z zachowania bukareszteńskich kierowców, w opowiadaniu Danieli albo w ogóle nie było przesady, albo niewiele.
U nas kierowcy, a wśród nich prominentni dziennikarze, potrafią krzywić się na kontrole prędkości, więc i życzliwości dla projektu pani Jachiry (z moimi poprawkami, ale zrzekam się bez żalu praw współautorskich) nie bardzo się spodziewam. Bo czego człowiek nie zrobi, żeby mieć prawo uwolnić swoje prawdziwe „ja”, kiedy jest już za kierownicą. Tyle że temat jest bardzo nośny społecznie i wymaga jeszcze dwóch uzupełnień.
Po pierwsze: każde zdarzenie drogowe zakończone śmiercią czyjąkolwiek prócz sprawcy, a w którym czynnikiem przyczynowym byłaby rażąco nadmierna prędkość, alkohol, narkotyki lub ich połączenie, powinno być zakwalifikowane jako zabójstwo z zamiarem ewentualnym. Nad wyborem takiego wariantu interpretacji zdarzenia na Sokratesa zastanawia się właśnie Prokuratura Generalna (podaję za Wirtualną Polską z 27 października). Gdyby zdecydowano się na taki wariant, to sprawcy groziłoby nawet dożywocie zamiast maksymalnie ośmiu lat za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym.
Istota analizy jest tu następująca (cytuję za Wp.pl, opracowanie: Krystian Winogrodzki):
Zamiar ewentualny ma miejsce wtedy, gdy sprawca przewiduje możliwość popełnienia przestępstwa i godzi się na to. Chodzi o ewentualne przewidzenie możliwości popełnienia tego czynu. Paragraf określa, że „koncepcja czynu polega na założeniu, że wola człowieka zawiera w sobie sposób reakcji na świadomość zaistnienia różnych okoliczności”. Wówczas sprawca decyduje się na działanie mimo pełnego rozeznania nietolerowania ryzyka z nim związanego.
Z mojego punktu widzenia taka właśnie kwalifikacja czynu powinna być stosowana w sytuacjach, gdy sprawca sam, z własnej woli i bez udziału zdarzeń losowych, spowoduje, że znacznie wyższe stanie się albo ryzyko samego wypadku, albo ryzyko, że jego następstwa będą znacznie cięższe. To samo – jak widać – rozważa Prokuratura Generalna, dla której cała rzecz może być potężnym kłopotem politycznym, ale o tym za chwilę.
Wróćmy na razie do postulowanych uzupełnień, regulacji, którą pozwolę sobie nazwać Lex Jachira.
Drugie postulowane przeze mnie uzupełnienie brzmi tak: każde wykryte prowadzenie silnikowego pojazdu mechanicznego w stanie upojenia alkoholowego, pod działaniem narkotyków czy innych substancji odurzających lub z rażąco nadmierną prędkością (np. o 75 km/h powyżej prędkości dozwolonej w danym miejscu), lub bez uprawnień do prowadzenia konkretnego typu pojazdu, powinno być kwalifikowane jako usiłowanie spowodowania śmierci lub ciężkiego uszkodzenia ciała innej osoby i zagrożone stosowną karą.
Czy Lex Jachira (z poprawkami lub bez) jest restrykcyjne dla kierowców? Oczywiście, że tak, ale jeżeli mamy przestać być krajem dróg śmierci, to coś konkretnego zrobić trzeba.
Lex Jachira ma jeszcze jeden aspekt – polityczny. Nieco ekstrawaganckiej posłance udało się to, co pozostawało poza możliwościami intelektualnymi głównych polityków opozycji w poprzednim Sejmie. Zamiast wyłącznie reagować na działania Dobrej Zmiany i tylko uganiać się za kolejnymi tematami podrzucanymi przez Prezessimusa, zrobiła coś, co opozycji może pozwolić odzyskać, chociaż na chwilę, inicjatywę strategiczną.
Wyciągnęła niewątpliwie ważny społecznie temat, istotny dla bardzo wielu osób i środowisk, wobec którego panuje dość powszechne zrozumienie. Wiadomo, że opozycja w Sejmie nie ma większości, więc Lex Jachira może nie przejść. Ale jeżeli nie przejdzie, to Prezessimus i jego wesoła gromadka wyślą fatalny sygnał do społeczeństwa.
Wie o tym chyba prokurator generalny, skoro tak zdecydowanie zabrał się za zmianę kwalifikacji prawnej tragedii na Sokratesa. Jednak zbyt restrykcyjne dla kierowców prawo uderzy przede wszystkim w tych, którzy byli elektoratem Prezessimusa, a o których Dobra Zmiana musi teraz walczyć w Sejmie ze swoimi brunatnymi sąsiadami.
Przecież są środowiska, w których jazda z gazem do dechy jest normą, tak samo jak jazda po wódzie albo różnych wynalazkach, w których nie jest niczym niezwykłym prowadzenie bez „prawka”, bo zabrali za alkohol… Prezessimus i jego wesoła drużyna wydają się mieć to wszystko wliczone w polityczną kalkulację.
Tymczasem prawie co poniedziałek czytamy o młodych ludziach zabitych lub okaleczonych w samochodach w nocy z soboty na niedzielę, podczas powrotu z imprezy. Do tego ofiarami, niekoniecznie w weekendowe noce, bywają kierowcy lub pasażerowie innych samochodów, rowerzyści, piesi… A z drugiej strony mamy takie kwiaty jak polityk PiS z Opolszczyzny, który przez 12 lat jeździł bez prawa jazdy, a prokuratura za każdym razem dawała mu szansę. Wzruszające, nieprawdaż?
Mam nadzieję, że Lex Jachira (ze stosownymi poprawkami i rozszerzeniami) zostanie uchwalone, mimo że KO i Lewica nie mają większości w Sejmie. Być może uda się zebrać wystarczająco liczną grupę posłów rozumiejących, że tam, gdzie zaczyna się elementarne zagrożenie ludzkiego życia, tam powinny kończyć się podziały polityczne. No i że bossowie największych partii podzielą ten punkt widzenia.
Bo na razie w kwestii bezpieczeństwa pieszych jesteśmy daleko za Rumunią (i nie tylko).
Komentarze
Najbardziej mnie zdumiewają opinie że bezpieczne zwolnienie i zatrzymanie auta przy prędkości 50km/h jest niemożliwe. Osobiście ulice znam głównie z puntku widzenia pieszego i rowerzysty. Dużo na tym rowerze jeżdżę po Europie, ostatnio sporo czasu spędziłem w Danii i w Szwajcarii. I co mnie zaskoczyło- jak niebywale bezpiecznie jest na duńskich i szwajcarskich drogach. Kiedy zbliżam się do przejścia – ruch momentalnie ustaje. Jadąc na rowerze – zawsze mam pierwszeństwo, przy czym pasy dla rowerów na szwajcarskich ulicach często są szerokości autostrady. I jakoś nikt nie ma z tym problemu. I tak sobie myślę że skoro duński czy szwajcarski kierowca potrafi zwolnić i zatrzymać auto przed przejściem a polski kierowca nie potrafi to wniosek nasuwa się jeden – polacy to d**y a nie kierowcy i jeździć najzwyczajniej w swiecie nie umieją. Przy czym pomijam fakt że dla takiego Duńczyka czy Szwajcara auto jest przede wszystkim środkiem do bezpiecznego i komfortowego przemieszczenia się z punktu A do punktu B a dla Polaka jest to raczej sposób na podbicie ego i pokazania że jest się kimś. I to jest przerażające, bo przy takiej mentalności bezpieczeństwo może poprawić jedynie radykalne zaostrzenie przepisów. A na to, obawiam się, żadna władza się nie odważy.
Jahira Alex obowiązuje w wielu cywilizowanych krajach ale w Polscy nie przejdzie. Politycy nawet radary zdelegalizowali.
Proszę nie nazywać tego Lex Jachira, przecież ona się tylko podpięła pod falę jak najbardziej słusznego oburzenia na kierowców. Nazywanie propozycji w ten sposób zupełnie ignoruje wieloletnią pracę aktywistów miejskich z takich organizacji właśnie jak Miasto Jest Nasze.
Dawno nie przeczytałem czegoś tak rozsądnego. A ostatnie zdania wpisu dla opozycji wprost bezcenne.
Ale oni nie czytają niczego…oprócz sondaży i tłitera
Klaudia Jachira, mimo przyprawiania jej gęby niezrównoważonej skandalistki, ma wyjątkowo dobrze poukładane w głowie. A zgłoszenie pomysłu poprawy bezpieczeństwa na drogach i utemperowania niebywałego zdziczenia obyczajów polskich kierowców tylko to potwierdza. Sam jestem bardziej kierowcą niż pieszym, a mimo to nigdzie nie odczuwam większego zagrożenia, niż za kierownicą w Polsce. Rozmaite są oczywiście przyczyny tragicznych zdarzeń na drogach, lecz niewątpliwie, i wbrew przekonaniu tych wszystkich, którzy „jeżdżą szybko, ale bezpiecznie” główną przyczyną śmiertelnych wypadków jest powszechne niestosowanie się do ograniczeń prędkości. Jak powszechne – łatwo sprawdzić. Wystarczy spróbować pojeździć po Warszawie z nakazaną prędkością 50 km na godzinę lub po pierwszej z brzegu drodze szybkiego ruchu, np. ósemce do Wrocławia z dozwoloną prędkością 120 km. Ostatnio zrobiłem taki test z tempomatem ustawionym właśnie na owe 120. I co? Wyprzedzały mnie wszystkie – dosłownie – wszystkie samochody osobowe. Czyli 100% uczestników ruchu tego dnia na tej trasie łamało prawo. I teraz pytanie – na czym polega ten nasz defekt mózgu, że nie potrafimy tego, co bez trudu przychodzi innym, ucywilizowanym motoryzacyjnie nacjom, takim Szwedom, Norwegom, Szwajcarom, Duńczykom czy nawet Czechom i Słowakom?
Szanowny Panie Profesorze,
mocno jednostronnie widzi Pan cala sprawe, oczywiscie nie ma usprawiedliwienia dla
szalenca – idioty z Sokratesa – ale najwazniejsze bylo by doradzenie wszyskim uzycia wyobrazni i rozsadku. Prawa fizyki sa bezwzgledne – z pozycji kierowcy – zblizam sie do
przejscia, zwalniam do 5 km/h a tu z tlumu wkracza zombi za sluchawkami na uszach
i nosem w telefonie – krzycze – prosze , daj mi szanse abym nie polamal Ci nog !.
Zwalenie calej bezwzglednej odpowiedzialnosci na kierowce nie jest rozwiazaniem,
praktycznie zamienia jazde samochodem czy motocyklem w rushien roulette.
Bardzo lubie Pana artykuly ale tym razem piszac mial Pan klapki na oczach.
Tu nie chodzi o znajomośc praw fizyki, bo z tą równie kiepsko jest w innych krajach.
Polak za kierownicą, nawet roweru, nie może zrozumieć, że naraża innych na niebezpieczeństwo. Nie może nawet tego zrozumieć, że im większa szybkość tym większe zagrożenie. Nie może zrozumieć, że to na nim ciązy z tego tytułu odpowiedzialnośc za ochronę życia i zdrowia pieszych – jak się okazuje nawet jesli jest z Sydney.
Odebranie prawa jazdy sprawy nie załatwia bo Polak tradycyjnie prawa z reguły nie przestrzega. I niby dlaczego miałby? Odpowiedzialność karna znikoma, cywilna żadna. Polskich kierowców nie sposób spacyfikować karami bo wymiar sprawiedliwości w Polsce kompletnie nie działa vide kierowca, który porącił wózek z dzieckiem, zabił pieszego na pasach i wyszedł z aresztu.
Jedynym skutecznym sposobem byłoby w tych w warunkach zastąpienie odebrania prawa jazdy konfiskatą i zezłomowaniem pojazdu. To przynajmniej bije po kieszeni, a to bardziej Polaka boli niż wyrzuty sumienia.
bezpieczeństwo w ruchu samochodowym to nie tylko karanie , co mam zrobić gdy solidne ogrodzenie zasłania widoczność za rogiem ulicy a chodnik ma metr szerokośći i nawet wolna jazda nie daje szansy wyhamowania przed nie ma co ukrywać wyskakującym mi przed maskę pieszym lub jadącym rowerem
PiotrJr
28 października o godz. 11:53
„polacy to d**y a nie kierowcy i jeździć najzwyczajniej w swiecie nie umieją.”
Ależ tam! Toż to kierowcy rajdowi! Co roku objeżdżam w ramach wakacyjnego pobytu mniej więcej 3 500km i mniej więcej naokoło Polski, i za każdym razem mówię sobie – nigdy więcej!
Uwaga – za wszelką cenę wystrzegać się aut BMW i Audi, bo was zniosą z szosy i może nawet mokra plama nie zostanie. To królowie szos, co tam ograniczenia szybkości i warunki drogowe…mają auta, które teoretycznie powinny wyrabiać tyle i tyle, więc niech wyrabiają!
Autostrady i drogi szybkiego ruchu ledwie powstały – już są za małe. Przykład – drogą nr 7 (Kraków – Warszawa) pasmem prawym jedzie TIR za Tirem, ciężarówka za ciężarówką, a lewym pasmem przy mojej prędkości 120km/godz wściekli właściciele audi i bmw błyskają światłami, że „z drogi śledzie, bo król jedzie!”. Tylko gdzie ja mam zjechać??? Na TIR-a???
Na przejściach dla pieszych w mniejszych/większych miejscowościach od morza do Tatr spotkałam się jednak z kurtuazją, kierowcy się zatrzymują już z daleka. A nie jestem żądną młodą dziewczyną, chociaż też nie babuleńką z laską 😉
A propos odebrania prawa jazdy… he he he, są tacy nieuleczalni (czy jest lekarz na pokładzie blogu?!), jak niejaki Artur Zawisza…no ale on w trybie nadzwyczajnym, rozumiem…
@PiotrJr
28 października o godz. 11:53
Chyba piszesz z tzw. emigracji i to na tyle długiej, że utraciłeś łączność z narodowymi fantazmatami. Husaria- czy słyszałeś by ci Duńczycy albo Helweci mieli coś takiego? Albo ,,honor jako wartość bez ceny”? A Polacy mają! Polak-kierowca choćby nie wiem jaką doopą był w życiu codziennym za kierownicą zamienia się w bestię wolności. Tam kompensuje wszystko. Nikt – żaden podrzędny organizm nie będzie mu bruździć w jego egzekwowaniu WOLNOŚCI. A że ta ,,wolność” to nieeola ,,innych”? To ,,innych” problem. Jest to w pełni zrozumiałym w kraju gdzie ok 10% ludzi cieszyło się bezprecedensową wolnością aż do granic a zwykle i poza, anarchii i swawoli, gdy pozostałe 90% żyło w niewolnictwie.
Pan JanKalema – przez chwilę, myślałem, że jest Pan po prostu trollem. Ale może zwyczajnie łączy Pan brak szacunku dla innych z brakiem empatii i z nieumiejętnością oddzielenia ludzi od problemu. Protekcjonalnie impertynencki ton Pańskich wypowiedzi na temat Pani Jachiry jest dla mnie niedopuszczalny i razem z brakiem merytorycznych argumentów stał się powodem usunięcia Pana z grona komentatorów tego bloga za trolling. Ale w następnym wpisie, wprawdzie zaczął Pan znowu od pełnej chamówy wobec Pani Poseł, ale potem przeszedł Pan do argumentów merytorycznych. Aż szkoda, że Czcigodni Czytelnicy ich nie poznają. Dlatego proponuję to, co proponowałem innym, rokującym powrót do normalnej dyskusji komentatorom, a co nazwałem Klasztorem Trzeźwych Myśli (piękne określenie Jacka Kleyffa). Proszę zastanowić się nad tym, czy rzeczywiście chce Pan tu cokolwiek komentować pamiętając, że wolno się ze mną nie zgadzać, ale pewne zachowania nie są i nie będą akceptowalne. Jeżeli Pan zdecyduje, że przyjmuje te reguły, to proszę wrócić 1 grudnia, lub później. Wcześniej nie ma Pan po co.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,25361357,kierowca-ktory-smiertelnie-potracil-mezczyzne-na-bielanach.html#s=BoxOpImg2
No właśnie, sprawca – kierowca BMW. Trudno, kierowcy audi i bmw w Polsce dorobili się takiej opinii.
Nie myslę żeby obostrzenie prawa coś dało – kazdy Polak to husarz i basta.
Tylko przywrócenie radarów może ograniczyć to szaleństwo.
Świetny, jak zwykle zresztą, felieton Jana Woleńskiego w ostatnim numerze Polityki „Aby dobra zmiana rosła w siłę, a ludzie żyli lepiej” – owszem, na temat, o którym tu rozprawiamy 😉
Dzisiaj:
„Z ogromnym smutkiem informujemy, że wczoraj 27 października 2019 r. w wypadku drogowym tragicznie zginął Pan Sebastian Długosz Naczelnik Wydziału Utrzymania Systemów Informatycznych Policyjnych i Krajowych Biura Łączności i Informatyki KGP. Komendant Główny Policji gen. insp. Jarosław Szymczyk w imieniu własnym, kierownictwa oraz wszystkich pracowników i policjantów składa rodzinie oraz bliskim wyrazy współczucia” – informuje Komenda Główna Policji”.
Policja daje przykład, jak jeździć mamy…
Więcej tu:
https://warszawawpigulce.pl/rodzice-zgineli-w-wypadku-osierocili-dwojke-dzieci/
W ludzkiej duszy/mozgu siedzi masa rozmaitych demonow. Brak kontroli nad nimi jest faktem naszej mniej lub bardziej udanej egzystencji. Demon predkosci kusi wszystkich czego najlepszym przykladem jest popularnosc Kubicy i jemu podobnych. Rywalizacja Hunta z Lauda doczekala sie ekranizacji. Sam lubie szybkie i drogie auta. Rozsadek nakazal mi jednak jazde hybryda. Niestety nowe elektryczne samochody to speed demons.
Sławomirski,
pełna zgoda w sprawie Lauda, Kubica – ale oni szarżują na wyznaczonych dla tego typu rozrywek torach, nie na drogach dostępnych zwykłemu Kowalskiemu i Kowalskiej! Ich nie ograniczają na owych torach przepisy, jakie ograniczają dla wspólnego bezpieczeństwa wszystkich użytkowników dróg publicznych, łącznie z Kowalskim i Kowalską. Rozsądek na drogach publicznych – słowo klucz. Kubicą czy Laudą bądź sobie, potencjalny Kowalski, na torze szybkiej jazdy.
Małe miasto na Gornym Śląsku.
Moja ulica powstała przed wojną. Domy stoją 3m od krawędzi jezdni. Na nasze nieszczęście, ulicę zrobiono drogą powiatową, bo łaczy dwie miejscowości. Na dodatek jest to skrót pomiędzy wielkim miastami , oraz dojazd z innych miejscowości do dużych zakładów.
Jest ograniczenie do 40 km/h, 90% jedzie co najmniej 60 km/h, z tego 15% 80-90 km/h.
Jedziesz prawidlowo, mimo linii ciągłej jesteś wyprzedzanym.
Żadne apele do policji, o przyjazd z radarem nie skutkują.
Myślę, że żadna zmiana przepisów typu „Lex Jachira” nic u nas nie zmieni, dopóki „stróże” prawa będą miały to prawo w czterech literach.
Na niemieckich autostradach widuję w ciągu jednego dnia 4-5 patroli, plus patrole w cywilnych autach.
Na naszej A4 Zgorzelec – Gliwice, nie spotykam żadnego patrolu niebieskich kulsonow, chyba że na parkingu pod pewną restauracją w okolicach starego ruskiego lotniska kolo Krzywej.
Powszechne lekceważenie prawa – przez wszystkich – jest przyczyną wypadków.
Kierowcy jeżdżą jak wariaci, a piesi pakują się pod koła jak ślepcy, nikt nie nosi odblaskowych ubrań.
Pomieszkiwałem przez jakis czas w wToronto, Bostonie, Los Angeles i Nowym Jorku. Nie przypominam sobie abym chociaż raz zatrymał się przed przejśćiem dla pieszych i rozglądał się na lewo i prawo. Po prostu wchodziłem wiedząć, że nic mi nie grozi.
Chyba należy to t lumaczyć tym, że miałem do czynienia z prymitywnymi kowbojami a nie uduchowionymi Polakami.
@Calvin Hobbs
„Odpowiedzialność karna znikoma, cywilna żadna. Polskich kierowców nie sposób spacyfikować karami bo wymiar sprawiedliwości w Polsce kompletnie nie działa vide kierowca, który porącił wózek z dzieckiem, zabił pieszego na pasach i wyszedł z aresztu”.
Błagam. Parafrazując Pana słowa można napisać : bo Polak nie ma bladego pojęcia o obowiązującym prawie, nie rozumie go, a jak go coś oburzy to krzyczy „do pierdla z nim”, „pozbawić wszelkich praw”, „o chlebie i wodzie”, najlepiej „odebrać wszystko” póżniej „wykastrować” a najlepiej „zabić”. A wystarczyłoby przeczytać art 207 kkw, co i Panu najserdeczniej polecam. Proszę nie mylić tymczasowego aresztowania z pozbawieniem wolności.