Czy Dobra Zmiana i kler rozumieją, co znaczy: „do naturalnej śmierci”?
Szacunek dla godności człowieka to również szacunek dla jego umierania – bez upadlających cierpień. Dobra Zmiana, Słońce Torunia i kler zdają się nie przyjmować tego do wiadomości.
Wiemy – bo pouczają nas o tym ze wszystkich stron – jak mamy kochać, wychowywać dzieci, jeść, dbać o zdrowie, zarządzać pieniędzmi, chronić się przed naciągaczami… Ale jak mamy umierać?
Czy w naszym nowoczesnym świecie umieranie nie stało się kwestią nieco kłopotliwą? Mamy taki moment w roku, kiedy bardziej chyba skłonni jesteśmy do króciutkich chociaż refleksji o odwiecznym balansie życia i śmierci. Na pewno ma to związek ze Świętami Wielkiej Nocy (wszak chrześcijańską tradycją nasiąknięci bywają nawet ortodoksyjni ateiści), ale również, po prostu, z rytmem przyrody w naszej strefie geograficznej.
Umieranie bywa różne i nie każdym jego rodzajem będziemy się tu zajmować. Skupmy się na tym, co dotyka co czwartej osoby – umieraniu w terminalnym stadium choroby nowotworowej. A konkretnie, na jednej jego składowej: silnym bólu. Taki ból potrafi zobojętnić człowieka na wszystko inne, zmusić do błagania, by go dobito, bo nie ma już siły cierpieć. Dowiedziałem się, że niedawno zmarła na nowotwór pacjentka, na kilka dni przed śmiercią podjęła próbę samobójczą, bo nie mogła znieść bólu – mimo stosowanych rutynowo w takich sytuacjach silnych leków przeciwbólowych.
Mamy bowiem leki przeciwbólowe, ale one w takich sytuacjach nie są dostatecznie skuteczne – również te, które zaklasyfikowane są jako narkotyki. Czy można zrobić coś więcej? Tak. Mamy przecież marihuanę (a raczej jej preparaty) stosowaną do celów medycznych. Działa silnie przeciwbólowo i zmniejsza lęk, a to dwa efekty terapeutyczne szczególnie pożądane na tym etapie choroby. Intensyfikacja starań o jej legalizację do takich zastosowań nastąpiła na początku obecnej dekady, gdzieś w okolicach Euro, ale ówczesnym ministrom zdrowia nie starczyło inteligencji, a premierom wyobraźni, żeby zrozumieć, jak wielkiej pomocy można było wówczas udzielić ciężko chorym ludziom.
Dobra Zmiana doprowadziła do legalizacji preparatów marihuany do celów medycznych i do wprowadzenia jej do obrotu. Przeprowadzała jednak cały proces porażająco długo, zwłaszcza w kontekście prezentacji siły z początku kadencji, kiedy zademonstrowała, jak szybko może zmieniać prawo, jeżeli tylko chce.
Na samym końcu okazało się, że realizacja dostępu do nowej terapii jest w praktyce działaniem pozornym – do aptek dostarczono preparat, który wystarczył dla 300 (!) pacjentów (dane: „Gazeta Wyborcza”, 19 lutego 2019 r.). Według Agnieszki Sowy (bardzo polecam tekst w marcowej „Polityce”) kolejna dostawa miała być nieco ponad dwukrotnie większa, więc można szacować, że mogła wystarczyć dla trochę ponad 600 pacjentów.
Czy to dużo? Krótka kalkulacja: w 2014 r. zmarło w Polsce na nowotwory 95 565 osób (podaję za: Mateusz Jabłoński, portal farmacja.pl, październik 2018 r.) i przyjmijmy, że liczby w poszczególnych latach nie różnią się istotnie. Oznacza to, że miesięcznie umierają z powodu nowotworów 7963 osoby. Warto podkreślić – chodzi o potwierdzone klinicznie nowotwory, w końcowym stadium choroby. W takim razie pierwsza dostawa pozwoliła na godne umieranie 3,8 proc. chorych, a druga wystarczyła dla nieco ponad 7,5 proc. chorych. Trochę nieludzkie w tym kontekście, prawda?
Skąd taka niechęć do stosowania medycznej marihuany, a tak naprawdę do skuteczniejszej pomocy dramatycznie cierpiącym ludziom? Z działań i wypowiedzi Dobrej Zmiany można wnosić, że Drużyna Prezesa najwyraźniej patrzy na całą kwestię ideowo. Co więcej, i kler, i świeckie środowiska ultrakatolickie (również te skupione wokół Słońca Torunia) nie kryją swojej wrogości wobec preparatów marihuany w medycynie.
Zwłaszcza że w tej populacji wiara i przekonanie o własnej racji nierzadko eliminuje chęć zgłębienia rzetelnej wiedzy. Jednak lekceważące podejście zdarza się również niewątpliwym fachowcom z tamtego obozu. Dobry minister zdrowia prof. Łukasz Szumowski jest przy tym konserwatywnym katolikiem. W niedawnym wywiadzie nie krył swojego, najdelikatniej mówiąc, sceptycznego stosunku do medycznego zastosowania preparatów marihuany. Taka postawa może co najmniej dziwić u człowieka, który w młodości pracował jako wolontariusz w hospicjum w Indiach.
Zapewne dlatego właśnie, by nie drażnić ważnej części swojego twardego elektoratu, Dobra Zmiana stara się hamować wprowadzanie preparatów marihuany na rynek medyczny, jak tylko może.
Z drugiej strony Dobra Zmiana staje na uszach, żeby pokazać wszystkim, jaką to wrażliwą społecznie jest siłą i jak spieszy z pomocą najbardziej potrzebującym. Dlatego marihuana do celów medycznych jest dostępna w aptekach. Przynajmniej teoretycznie. A nawet prawie wyłącznie teoretycznie.
Gdyby Jego Miłomściwość zechciał, to tylko w latach 2016-18 mógłby wraz ze swoją drużyną ulżyć w nieludzkich cierpieniach prawie 300 tys. osób (jeżeli przyjmiemy przytoczoną powyżej podstawę kalkulacji). Zwróćcie Państwo uwagę, że nie policzyłem końcówki 2015 r., bo wtedy Prezes Wszystkich Prezesów był zajęty. Musiał zmienić ustrój państwa, a to absorbujące. Ale od 2016 r. mógł pomóc. Nie chciał. Dlaczego? Mam na ten temat teorię, wcale niespiskową.
Wraz z wiosną coraz częściej na ulicach pojawiają się marsze proporodowców, nazywających siebie samych „obrońcami życia”. Postulują konsekwentnie, cytuję: ochronę życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Są popierani przez Dobrą Zmianę i przez Toruńską Krynicę Niewiedzy. Być może naturalna śmierć to dla nich śmierć w męczarniach.
Dlaczego tak sądzę? Przez analogię. Warto uświadomić sobie, że minister Szyszko, zagorzały zwolennik Słońca Torunia, jako uzasadnienie dla strzelania, do czego się da, i wycinania wszystkiego, co rośnie, cytował Biblię: „czyńcie sobie ziemię poddaną”. Nie doczytał nieszczęsny, że w czasach gdy zapisane zostały owe słowa, cała populacja Homo sapiens na Ziemi była zapewne mniejsza niż dzisiejsza populacja jednego większego kraju. Po prostu w tych kręgach może i czyta się Biblię, ale służy ona – tak jak konstytucja – do realizowania doraźnych celów politycznych.
W terminalnym stadium choroby nowotworowej często pozostaje już tylko upokarzające cierpienie, w którym preparaty marihuany mogą pomóc. Ze względu na przewidywaną długość życia nie ma w takich przypadkach mowy o ryzyku istotnego w praktyce uzależnienia ani odległych efektach niepożądanych. To proste i logiczne, okrutnie niepodważalne prawdy. Każda władza powinna zrobić wszystko, by pomóc umierającym. Ale Dobra Zmiana ostentacyjnie nie chce pomóc. W imię katolickich dogmatów czy raczej wyborczej arytmetyki?
Komentarze
Jak mozna obwiniac politykow o nowotworowe cierpienie czlowieka. Wszystkim nam niezaleznie od naszej orientacji politycznej czy wyznawanej religii zalezy na pomocy osobom cierpiacym. Autor tego wpisu musi zyc w jakims innym swiecie niz otaczajacy go ludzie.
Polityków można i należy obwiniać za cierpienia, których można by uniknąć, i to bez wielkich kosztów. W imię swego oszlałego fanatycznego katolicyzmu każą ludziom umierać w męczarniach. Te smętne gadki o naturalnej śmierci to pic na wodę. Nie jestem katolikiem i w nosie mam przepisy ich Talmudu, chcę mieć prawo do ochrony przed niepotrzebnym cierpieniem, bo płacę podarki na ten zakichany narodowy kram. Fanatycy na Madagaskar! Dziś miarą poziomu społeczeństwa jest kwestia stosunku do eutanazji. Teaz np. toczy się wielka dyskusja w Hiszpanii, która na szczęście przełamała ten katolicki ciemnogród.
Drogi Gospodarzu, nasuwają mi się dwie refleksje:
1. Za chińskiego Boga nie rozumiem różnicy między preparatami marihuany i maku. A szczególnie fobii dotyczącej tych pierwszych przy powszechnym stosowaniu tych drugich.
2. Na szczęście stosowanie tych drugich wystarcza by uwolnić od bólu i lęku 99% pacjentów. Pozwólmy pomóc temu jednemu procentowi.
Przez grzeczność pisze pan o Dobrej Zmianie.To nie tylko dojna zmiana ,ale i grożna dla losu Polski.Jesteśmy we wstępnej fazie wojen religijnych.Narazie to zamachy.Ci z A fryki ,za wiarę giną od wybuchów ,zabijĄć wroga ,a ci z E uropy w imię wIary ,kążą OBYWATELI cierpieniem, z powodu choroby.Nie szczędzą środków na pogrzeby zygot ,milimetrowej długości ,bo w nich jest dusza.Dyktatura utrzyma się ,gdy wszystkie dziedziny życia ,będą reGlamentowane i kierowane przez dyktatorów.Funkcjunariusze są do tego ,potrzebni jak kani deszcz.
@Slawomirski 20 kwietnia o godz. 17:34 33919
Jak mozna obwiniac politykow o nowotworowe cierpienie czlowieka.
Właśnie o tym był wpis @Gospodarza. Ale ty jesteś klinicznym przypadkiem tych ludzi, którzy nic nie rozumieją ani z tego co czytają ani z tego, co im się mówi. Patrz poprzedni wpis na tym blogu.
W skrócie, bo nic innego do twojej łepetyny nie dotrze – przestań komentować. Zbyt starym kierowcom nie pozwala się prowadzić pojazdów bo z wiekiem stają się niebezpieczni.
To jest właśnie twój, @Sławomirski przypadek; z wiekiem zbyt zdurniałeś aby komentować.
Jestem za dobrowolną eutanazją i używaniem preparatów marihuany w celach leczniczych. Co do reszty – no cóż, lekarstwa to przedewszystkim PIENIĄDZE. Rolnikowi warto dołożyć do świni bo rolnik głosuje. A umierający człowiek na wybory nie pójdzie.
JackT
24 kwietnia o godz. 3:14
W samo sedno.I niema się co rozpisywać więcej.Amen.
A propos nieśmiało podrzucam dwa wpisy z mojego bloga:
1. http://odklamywaniemarihuany.pl/wezcie-na-wstrzymanie-3/
2. http://odklamywaniemarihuany.pl/religia-a-mmj/
Mam poważne obawy, iż nie zrozumieją. Widzę dwa powody. Jeden, że nie są do tego zdolni umysłowo, a drugi że są wręcz krańcowymi oportunisto – konformistami.
Tak nieco na marginesie (ale nie do końca), a propos tych ukochanych przez Szyszkę słów „czyńcie sobie ziemię poddaną”. Warto poczytać jedną z najwybitniejszych polskich specjalistek od Biblii (i w ogóle od starożytnego Bliskiego Wschodu), nieżyjącą już panią profesor Świderkównę. W swojej książce „Rozmowy o Biblii” wyjaśnia ona, że ten cytat przetłumaczony jest trochę niefortunnie (co wynika nie tyle z nierzetelności tłumaczy, co z właściwości języka polskiego). Otóż w oryginale został użyty zwrot który „czynienie sobie poddanym” ma mniej więcej taki sens, jak rodzic czyni sobie poddanym swoje dziecko. Innymi słowy: rodzic ma władzę nad dzieckiem, ale jednocześnie jest za nie odpowiedzialny. Za nie, za jego rozwój i za jego dobro. I tak samo z człowiekiem – Bóg uczynił człowieka władcą ziemi, ale jednocześnie nakazał mu być za nią odpowiedzialnym. Czy minister Szyszko postępował odpowiedzialnie za „poddaną” sobie polską przyrodę? Każdy chyba sam sobie może odpowiedzieć.
Mieszanka „dobrej zmiany” z klerem bywa niestrawna.
Sądząc po tytule spodziewałem się, że artykuł będzie dotyczył szucznego podtrzymywania życia.
Okazuje się, że jedynym jego celem jest dołożenie „Dobrej Zmianie”.
Głównym tematem jest ulżenie osobom cierpiącym przez podawanie leczniczej marihuany i nieudolne prowadzenie tej sprawy przez obecny rząd.
Krytyka zapewne słuszna, ale poprzedni rząd, przez 8 lat, nie dotknął tego tematu i autor wpisu ani przedtem, ani teraz, nie ma mu nic do zarzucenia.
Kaesjot
Wiem ze tutaj zagladasz szukając winnych autyzmu swojego wnuka, oskarżając wczesne szczepienia.
Przesyłam ci link tutaj do badań wykazujacych zanieczyszczenia powietrza jako jeden z powodów autyzmu.
Szkoda gadać, co?
Pracuje w firmie zajmującej się szkoleniami dla farmaceutów, znam ten temat od podszewki, nawet jeżeli apteka chciałaby sprzedawać takie leki to ich sprowadzenie to prawdziwa katorga a lekarze po prostu boją się je wypisywać, kolejna kwestia to cena ok 70 zł za gram. W kwestii marihuany leczniczej jesteśmy „100 lat za murzynami” a najgorsze jest to że większość woli wierzyć politykom którzy o tym nie mają żadnego pojęcia niż faktom naukowym.
Potrzeba więcej wiedzy, świadomości i programów edukacyjnych.
Doc się „zawiesił”.
Zaraz – zawiesił…