Zamach – kilka prostych pytań prostego lekarza

Z medycznego punktu widzenia co najmniej trzy elementy tego zamachu wymagają szczególnej analizy. Bez wysuwania wstępnych założeń, ale z najwyższą starannością.

Po pierwsze – moment zamachu. Dyskutanci w studiu TVN24 byli zgodni, że przy takich motywach zbrodni mogła ona nastąpić w każdym innym momencie i miejscu. Teoretycznie tak, ale czas i miejsce determinują ryzyko, że otoczenie udaremni zamiar mordercy (w chwili kiedy to piszę, nieznane są losy Pana Prezydenta, ale zamiar nożownika pozostaje bezdyskusyjny). Z tego punktu widzenia moment został wybrany perfekcyjnie – z co najmniej dwóch względów. Tuż przed światełkiem do nieba wszyscy byli skupieni na ceremonii odliczania. To oczywiste. Ważniejsze jest jednak co innego: było mnóstwo jasno świecących, sztucznych ogni. Wiele osób podlegało zjawisku olśnienia, które – najprościej rzecz ujmując – polega na tym, że jeżeli czyjś wzrok zostanie poddany działaniu intensywnego światła, to osoba ta poza tym widzi bardzo niewiele lub nic. Znacie Państwo zjawisko olśnienia z prowadzenia samochodu w nocy, poza miastem. Przekładając na język ludzki – ryzyko adekwatnie szybkiej reakcji otoczenia zostało zminimalizowane. Może ktoś powiedział przedtem zwyrodnialcowi z nożem: „zrób to właśnie wtedy”?

Po drugie – to, co mówił morderca po zamachu. Być może rzeczywiście tak myślał, że winna jest nie policja, nie prokurator, nie sędzia, ale Platforma Obywatelska. Być może ktoś – jak mawia moja młoda znajoma – „wyprał mu beret”. Czyli zindoktrynował. Czasami w ten właśnie sposób przemawiają ludzie, których poddano „praniu mózgów”. Kto mógł być indoktrynującym? Chociażby któreś z kibolsko-neofaszystowskich ugrupowań, jak te, które rozsyłały „akty zgonu” prezydentom miast pochodzącym spoza PiS.

Za możliwością indoktrynacji przemawia również tzw. mowa ciała nożownika po dokonaniu zbrodni, a przed obezwładnieniem. Jeżeli przypomnicie sobie Państwo obrazki z kibolskich zadym albo z Marszu Niepodległości, to uświadomicie sobie, że widzieliście klona tamtych bandziorów. Komentatorzy mówili, że to gest triumfu. Dobrze, ale do kogo skierowany? Do zdezorientowanej widowni? Do siebie? A może do swoich, żeby ogłosić: „Patrzcie, jaki jestem kozak! Rządzę!”? W stresowych chwilach ludzie w swych zachowaniach łatwo wchodzą w wyuczone schematy. Warto o tym pamiętać. Warto również pamiętać, że w tych środowiskach głód akceptacji, a nawet bycia podziwianym jest szczególnie duży. Stąd skłonność do zbrodniczych niekiedy popisów. Na przykład na drodze, chociaż nie tylko. Może więc była (i jest) jakaś „grupa wsparcia”?

Celowo pomijam inne kwestie, jak np. identyfikator pracownika mediów. To już problem nie dla lekarza, ale dla śledczych i prokuratury.

Podsumowując: wiele wskazuje na to, że nożownik z Gdańska mógł mieć jakieś wsparcie i że mógł zostać do swojej akcji przygotowany. Przez kogo? Nie mam pojęcia, oczywiście. Jednak zamach i wydarzenia wokół niego ułożyły się zbyt finezyjnie, żeby można było wszystko przypisać niezbyt wybujałemu mentalnie, wprawionemu w operowaniu nożem bandziorowi.

Ponieważ ojcem współczesnej, potocznie rozumianej kryminalistyki był lekarz dr Artur Conan Doyle, to pozwolę sobie zadać bezczelne dla amatora pytanie: cui bono? Nie wiem, jak Państwa myśli w tej sprawie, ale moje kierują się na wschód. A potem – ku bardziej lub mniej jawnym agentom wpływu tegoż Wschodu w naszym kraju…