Bilans startu ministra Szumowskiego: błysnęło, huknęło i…

Minister Łukasz Szumowski w pierwszym miesiącu urzędowania był jedną z nielicznych pozytywnych niespodzianek w historii rządów „dobrej zmiany”. Potem jednak rzeczywistość zaskrzeczała.

Powiedzmy sobie szczerze: minister zdrowia Łukasz Szumowski podczas pierwszego miesiąca od nominacji był lepszy niż Ewa Kopacz, Bartosz Arłukowicz i Konstanty Radziwiłł razem wzięci, w dodatku uwzględniając cały czas ich ministrowania. Jest to oczywiście sukces, ale tylko względny. Bo z jednej strony cieszy, że na tak nieatrakcyjnym politycznie stanowisku wreszcie znalazł się ktoś rozgarnięty. Z drugiej – wypaść dobrze na tle trzech osób, z których każda jest ucieleśnieniem pojęcia „pomyłka”, to umiarkowany powód do dumy.

Przyjrzyjmy się uważniej bilansowi startu ministra Szumowskiego. Warto, bo kilka jego aspektów umknęło uwadze większości mediów, a nie powinno.

Pierwszym sukcesem ministra Szumowskiego było sprawienie, że atmosfera wokół trwających wówczas negocjacji z rezydentami diametralnie się zmieniła. W przeciwieństwie do swojego poprzednika pokazał, że oponenta nie trzeba permanentnie obrażać, a nieustająca autopromocja ministra nie jest elementem niezbędnym do rozwiązywania problemów.

Po miesiącu przyszło dosyć zdumiewające w naszej rzeczywistości zakończenie rozmów z rezydentami, potwierdzone porozumieniem (pełny tekst znajdziecie Państwo tutaj). To znaczy nie sam fakt ich zakończenia zadziwia, ale styl.

Przyjrzyjcie się Państwo wynikowi rozmów chłodnym okiem. Główny cel protestu – szybkie zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia – praktycznie nie został osiągnięty. Data docelowa została przesunięta ledwo o rok w porównaniu z ofertą przedstawioną przez ministra Radziwiłła. Skala wzrostu nakładów nie zmieniła się w ogóle. Co zatem sprawiło, że nieugięci wobec poprzednika rezydenci relatywnie łatwo ulegli ministrowi Szumowskiemu?

Po pierwsze, wszyscy wiedzieli, że minister zdrowia jest pod presją, by protest rezydentów zakończyć. Niewątpliwie zwiększał on bowiem medialne i społeczne zainteresowanie problemami systemu ochrony zdrowia w ogóle. To zaś fatalnie robiło wizerunkowi „dobrej zmiany”. Presja rosła. Ale też wszyscy orientujący się w temacie wiedzieli, że rezydenci muszą „pęknąć”. A przynajmniej część z nich.

Przy niskiej płacy podstawowej dyżury bywają bowiem jedyną metodą utrzymania się na bytowej powierzchni. Pewien rezydent powiedział mi gdzieś tak na przełomie roku: fajnie jest, wreszcie zwrócili na nas uwagę, ale pieniędzy wystarczy mi w tym układzie na najwyżej dwa miesiące. Wiedział o tym Radziwiłł i postanowił zabawić się w złego policjanta, grając na wyczerpanie przeciwnika. Taka postawa księcia nasilała jedynie desperację protestujących i dawała motywację, by trwać w oporze. Nowy minister potraktował rezydentów z szacunkiem, niszcząc ważny powód do ich wkurzenia. Wyjaśnił, że systemowo na razie nic się nie da zrobić, ale dał podwyżki, podkreślając publicznie, że są one jak najbardziej uzasadnione.

Był jeszcze jeden element, który umknął uwadze większości komentatorów. Minister przedstawił interesujące projekty systemowe zmierzające do tego, by młodzi lekarze w swojej pracy nie czuli się tak pomiatani i żeby mogli odzyskać poczucie jej sensu. Reforma archaicznego systemu specjalizacyjnego i wprowadzenie instytucji asystentów/asystentek medycznych, odciążających zawalonych wypełnianiem dokumentów lekarzy, to chyba najważniejsze przykłady. To nieważne, że nie powiedział, skąd weźmie na to wszystko pieniądze. Wykazał zrozumienie i tym właśnie zmiękczył motywację oponentów do dalszego protestu. Zawarto porozumienie, a obie strony mogły mieć poczucie, że wyszły ze sporu „z twarzą”.

Takie rozwiązania „wygrany-wygrany” dotychczas się „dobrej zmianie” nie zdarzały. Minister wykazał się zdolnościami dyplomatycznymi (politycznymi?). Poza tym wiedzą merytoryczną i kreatywnością, bo potrafił wskazać bardzo dokuczliwe dla systemu problemy, które niekoniecznie wymagają wielkich nakładów do ich rozwiązania (na przykład system specjalizacyjny).

Początek lutego 2018 roku to moment, kiedy minister Szumowski był najwyżej na fali. Potem już tak dobrze nie było. Pierwsze gwoździe w torciku pojawiły się tuż po podpisaniu porozumienia z rezydentami. Minister oświadczył bowiem, że ma nadzieję, iż lekarze powrócą do pracy w powiększonym wymiarze godzin. Wtórowali mu przedstawiciele rezydentów, którzy wezwali swoje koleżanki i kolegów do pracy ponad normy czasowe. O ile apel lekarskiej młodzieży można złożyć na karb przemęczenia i braku doświadczenia w politycznych grach, o tyle w przypadku ministra można mówić wyłącznie o premedytacji. Spadła na chwilę maseczka empatycznego profesjonalisty, wyjrzała zza niej twarz człowieka, który dla kariery poświęci wiele. Bezpieczeństwo pacjentów też.

Nie doczekaliśmy się również rozwinięcia koncepcji asystentów/asystentek medycznych. Pomysł świetny, ale czy minister na pewno wiedział, o czym mówi? Nie mam pojęcia, ile osób trzeba by było zatrudnić na takich stanowiskach, w skali kraju, żeby to miało sens, nie tylko propagandowy. Mogę przypuszczać, że dużo. Minister pewnie też nie wie. Wiem natomiast (bo opublikowano dane), ile takiemu asystentowi/asystentce trzeba by zapłacić. Przeciętna płaca dla tego rodzaju stanowisk to 3840 zł. W sytuacji gdy dyrektorzy szpitali dla oszczędności zwalniają pielęgniarki, pomysł staje się uroczą utopią. À propos: za chwilę system zostanie bez pielęgniarek i ratowników. Minister obiecał, że będzie się starał o godziwe wynagrodzenia dla nich. Ale dla wszystkich jest jasne, że pieniędzy jest zbyt mało.

Tu dochodzimy do kolejnego pikantnego punktu. Z jednej strony system jest niedofinansowany. W tej kwestii opinie „dobrej zmiany” i gorszego sortu są zgodne. Rozbieżność powstaje na etapie szukania środków zaradczych. „Dobra zmiana” twierdzi, że dorzuciła już pieniądze do systemu i więcej dorzucić się nie da. Tymczasem widać gołym okiem, że znaczne sumy z budżetu płyną na cele, które są wręcz skandaliczne w kontekście zapaści systemu opieki zdrowotnej. Nagrody dla ministrów nieudaczników, kosmiczne pensje leśników, dofinansowanie różnymi środkami imperium Tadeo Borgii, a nawet psychoterapia Antoniego, prowadzona przy użyciu gabinetu, mercedesa i ochroniarzy – tworzą sumę, która być może nie przeniosłaby systemu ochrony zdrowia do poziomu bajecznego księstwa. Jednak z pewnością umożliwiłaby funkcjonowanie niejednej zagrożonej placówki ochrony zdrowia, a może nawet uratowanie czyjegoś życia. Zapewne niejednego. Widać z przeraźliwą ostrością, że minister Szumowski nie jest w stanie przekonać swoich wodzów o konieczności korekt finansowania różnych celów wobec dramatycznej sytuacji pacjentów.

Niedługo po podpisaniu porozumienia zrobiło się jeszcze ciekawiej, chociaż już nie tak dosadnie. Minister ogłosił zamiar rozpoczęcia debaty nad kierunkiem rozwoju polskiego systemu opieki zdrowotnej. To bardzo interesujące debatować nad przyszłością systemu, który nie ma ani pieniędzy, ani ludzi. W ramach debaty minister zamierza zapytać naród, co chciałby otrzymać za opłacaną składkę zdrowotną. Minister ogłosił swój zamiar w TV Trwam, co należy zrozumieć jako zapowiedź, że zwróci się tylko do Prawdziwego Narodu. Niezależnie od tego, co Prawdziwy Naród odpowie, jedno podejrzenie staje się coraz bardziej prawdopodobne – minister nie ma wystarczająco dużo pieniędzy i nie ma też pomysłów.

Tymczasem narastają protesty pielęgniarek i ratowników. Codziennie tysiące ludzi przeżywa upokorzenia w poradniach, izbach przyjęć i SOR-ach. Ludzie czekają godzinami na krzesełkach, bo nie ma ich kto ani gdzie zbadać, bo brakuje odpowiednich pomieszczeń.

W ciągu miesiąca od podpisania porozumienia z rezydentami minister zdrowia nie ogłosił żadnej decyzji ani planu, o których można by było powiedzieć, że przyczynią się do istotnej poprawy sytuacji pacjentów w przewidywalnej przyszłości. Opowiadanie o dobrostanie, który nastąpi za 7 czy 10 lat, wydaje się raczej odzwierciedleniem talentów literackich niż politycznej wyobraźni.

Czyżby 8 lutego 2018 roku, kiedy to zawarcie porozumienia zakończyło protest rezydentów, miał pozostać ostatnim pozytywnym błyskiem w karierze pana ministra?