Kibicowanie służy zdrowiu: Prima aprilis! Ale nie do końca
Wczorajszy wpis na temat zdrowotnych dobrodziejstw kibicowania był żartem primaaprilisowym. Jednak, jak w wielu absurdach, było w nim ziarno prawdy.
Przepraszam tych, którzy wyniki badań naukowych opublikowane we wczorajszym wpisie potraktowali poważnie. Zwłaszcza jeżeli użyli owych danych w dyskusjach ze swoimi Drugimi Połowami: „Widzisz? Nawet lekarze piszą, że kibicowanie przed telewizorem jest zdrowe!”. Bardzo przepraszam, jeżeli do takich sytuacji doszło. Łączę się z dyskutującymi w ich ewentualnej niedoli.
Praca naukowa, na którą się powoływałem, nie istnieje. Podobnie jak pismo, w którym miała zostać zamieszczona. Dr G. Gook to wariacja na temat przydomka współautora koncepcji owej mistyfikacji, któremu bardzo dziękuję. Jego tożsamość niech pozostanie tajemnicą.
Czy wszystko, co we wczorajszym wpisie napisałem o kibicowaniu, to pierwszokwietniowa bzdura? Otóż nie! W przynajmniej dwóch aspektach kibicowanie może służyć naszemu zdrowiu.
Pierwszym, potencjalnie korzystnym skutkiem kibicowania jest inspiracja do czynnego uprawiania dyscypliny, której się kibicuje. Oczywiście, nie w odniesieniu do wszystkich dyscyplin ma to prozdrowotny sens. Jest on mocno wątpliwy w przypadku snookera, o skokach narciarskich już nie wspominając. Jeżeli jednak konsekwencją pasji kibica będzie amatorskie uprawianie piłki nożnej, siatkówki, koszykówki albo kolarstwa, to można odpowiedzialnie stwierdzić, że taki model kibicowania jest autentycznie prozdrowotny.
Jeżeli spełniony zostanie powyższy, pierwszy element modelu kibicowania, to nieuchronnie związany z nim będzie drugi. Czymże bowiem jest spędzenie czasu z rodziną i/lub znajomymi, żeby pograć w piłkę (wszystko jedno: kopaną, rzucaną czy odbijaną) albo pojeździć na rowerze? Oczywiście – budowaniem i podtrzymywaniem więzi międzyludzkich, tak cennym dla naszego zdrowia. Wszystko, co na ten temat przeczytacie Państwo we wczorajszej pracy, jest udokumentowaną prawdą, mimo że cała reszta, to mistyfikacja.
Mam nadzieję, że znajdziecie Państwo czas i ochotę na trochę wiosennej rekreacji fizycznej w (trawestując klasyka) coraz piękniejszych okolicznościach przyrody.
Komentarze
Proponuje autorowi twórcze rozwinięcie: sport szkodzi wychowaniu fizycznemu, czyli zdrowiu nas wszystkich.
Dowód: na basen, który mieści jednorazowo 20 osób i gdy każdy idzie tylko raz w tygodniu, może przyść 140 osób. Czyli 140 osób zyska na zdrowiu. (Chyba nie jest to dalekie od prawdy, że jedna wizyta na basenie w tygodniu zostawia pozytywny ślad na naszym zdrowiu.)
Jeżeli wprowadzimy tam grupę sportowców, to ich trenerzy już nie wpuszczą tam 20 osób, tylko 12 i będa to stale ci sami, przez 7 dni. (No, może inaczej rozłożą te treningi, ale to nie wiele wpłynie na wynik końcowy.) Czyli na zdrowiu w tym samym czasie zyska tylko 12 osób.
Czy, traktując poważnie dbałość o zdrowie Polaków i Polek, czy warto namawiać do uprawiania sportu? Może to nam nie służy tak dobrze, jak nam to sportowi propagatorzy przedstawiają? Może należ sport wyczynowy oddzielić od wychowania fizycznego i potraktować jako biznes (budowanie marki Polska), a nie używać argumentów, że tu chodzi o zdrowie?
Mam taką luźną nieco off-topikową refleksję. Zastanawiam się mianowicie, czy jest na stosowne aby na przykład lekarz podczas wizyty 1 kwietnia powiedział pacjentowi, u którego stwierdził symptomy anginy, że pacjent ma wyraźne symptomy zaawansowanego raka krtani. A na następny dzień zadzwonił do niego z informacją, że był to tylko primaaprilisowy żarcik. Mi się wydaje, że nie byłoby to stosowne zachowanie lekarza. Widzę tu pewną analogię z mediami. Czy poważnym mediom o dużym zasięgu i renomie, jak choćby Polityka w ogóle wypada brać udział w ludowych zwyczajach i żarcikach w rodzaju Aprima Aprilis. W końcu istotą misji mediów przynajmniej teoretycznie jest rzetelne informowanie a ta moda primaaprilisowa, którą się zaraziły niemal wszystkie media jest irytująca, przesadzona i moim skromnym zdaniem poważnych mediów niegodna. To co może być zabawnym zwyczajem ludowym praktykowanym w najbliższym towarzystwie, w domu nie musi być stosownym w wykonaniu przesadnym i poważnych instytucji.
To troszkę jest tak jak ze Śmigusem Dyngusem. Lekkie skropienie wśród bliskich z rana z użyciem kropidła lub jajeczka to zupełnie niewinna sprawa, ale dzikie hordy nastolatków polujące na ludzi z pełnymi wiadrami to już jest chamstwo i łobuzerstwo w czystej postaci. Nie mówiąc już o Straży Pożarnej, która podjedzie ci pod dom na sygnale i wleje ci do mieszkania dwie tony wody, a na koniec rechocząc spośnie krzyknie „Obywatelu, to był tylko Śmigus Dyngus”.
Tak przy okazji daję tę moją refleksję innym pod rozwagę.
snakeinweb
3 kwietnia o godz. 7:15 31507
Tez nie potraktowałem poprzedniego tematu Gospodarza, jako żarcik pierwszoaprilowy.
A co do sportu.
Jeśli ktoś skarży sie na jakieś dolegliwości, a chce amatorsko uprawiać sport, radzę zapytać swojego lekarza.
Przed dwoma laty, będąc na urlopie, mieliśmy możliwość korzystać co dzień z basenu bezpłatnie, co skwapliwie codziennie po powrocie z gór wykorzystywaliśmy. Co dzień pływałem żabką (bo tak potrafię) i co dzień miałem większe bóle klatki piersiowej i pleców, co ograniczało zdolność do górskich wędrówek.
Po powrocie zapytałem o przyczynę mojego lekarza. Okazało się, że przy schorzeniach kręgosłupa szyjnego pływanie żabka jest niewskazane.
Czyli niechcący można sobie wyrządzić szkodę.
Kibicowanie jest zawsze patologiczne.
Kibic jest zawsze osobnikiem, który nie potrafi wykorzystać swojego mózgu do myślenia.
W naszym pięknym kraju kibiców nie brakuje. „Kobicjonizm” kwitnie nam w polityce.
To polega na wprowadzenie w życie pomysłów politycznych bez uprzedniego ich przemyślenia, jakie mogą powodować skutki.
My w Polsce jesteśmy szczególnie bogaci w kibiców. Mam nawet naczelnika, prezesa
od kibicowania, nazywa się Jarosław Kaczyński.Wszystkim jego wyznawcom nie wolno myśleć. To dotyczy nawet marszałków Sejmu i Senatu, ministrów rządu na czele z panią premier Beatą Szydło. Kibicami są wszyscy pozostali wyznawcy PIS-u,
którym nie chce się pomyśleć o tym; czy przypadkiem całe postępowanie PIS
– jest jednym wielkim blagierstwem, jedną wielką bezmyślnością.
Pisowskich kibiców mam w kraju sporo, w granicach 30 do 40 procent całej polskiej populacji. Jak się jeszcze uwzględni kibiców wierzących w naszą opozycję polityczną – to samych kibiców mamy w naszym kraju. Ludzi normalnych, jakich posiadamy w Polsce, nie kibiców – jak się doliczymy z 5 do 10 procent to będzie bardzo dobrze.
Kibicem jest także nasz pan prezydent Andrzej Duda, przez panią profesor Staniszkis uznany za kandydata do funkcji instruktora narciarskiego.Liczba
decyzji,które podjął pan prezydent, ostro skrytykowanych przez największe autorytety w kraju jest przeogromna. Prezydent kibicuje tylko jednemu zawodnikowi – nazywa się Jarosław Kaczyński, poza nim nikt dla niego się nie liczy, nawet prezydenta Obamę traktuje jak chłopca na posyłki, który powinien do Polski przysłać kilka dywizji wojska razem z uzbrojeniem, dla obrony przed Rosjanami.
Sztandarową decyzją, obietnicą wyborczą PIS-u jest program „Rodzina 500 plus”
– wyjątkowy bubel ekonomiczny, czysty kibicjonizm tutaj widzę. Co tam ja , Wacław? Tak samo myśli wielu ekonomistów, jeszcze myślących, na czele z profesor Leokadią Oręziak, którą wczoraj słuchałem w telewizji Polsat w programie
„Państwo to my”.
Kibicowanie ma swoją historię, urodziło się w antycznej Grecji, w postaci Olimpiad,
które, moim zdaniem były objawem upadku cywilizacji greckiej, a nie chwały, jak nas uczono w naszych durnych szkołach.
W starożytnym Rzymie było podobnie, gdzie wymyślono Colosea dla uprawiania ludzkiej głupoty, to też był objaw postępującego upadku cywilizacji rzymskiej.
O kibicowaniu mógłbym jeszcze długo pisać. Jestem po chorobie, jeszcze muszę się oszczędzać.
Żarcik był zabawny, ba, znaleźli się nawet tacy, co uwierzyli 🙂
A serio biorąc, to większość moich znajomych, czynnie uprawiających sport, nie kibicuje. Może z wyjątkiem kopiących piłkę i uprawiających narciarstwo zjazdowe, ale obie te dyscypliny mają najwyższe wskaźniki kontuzji, więc nie uważam ich za sprzyjające zdrowiu bez zastrzeżeń.
To już zdrowiej wybrać się na koncert openair i wyszaleć tanecznie i akustycznie (śpiewać i krzyczeć gromadnie) zważając, by nie nadwyrężyć słuchu (trudne, ale do zrobienia).
Zdrowiu sprzyjają też gromadne pokojowe demonstracje 😎
Będzie okazja pokrzyczeć przeciwko zakazowi aborcji…