Czy lekarze powinni mieć związki zawodowe, czy blogowicze mogą skrócić kolejki – i inne odpowiedzi na komentarze

No proszę, ale się porobiło! Komentatorzy bloga postulują istotne modyfikacje systemu opieki zdrowotnej i dyskutują nad jego zawiłościami. A wszystko to rzeczowo i bez żółci. Sama przyjemność odpowiadać! No to odpowiadam.

Zacznijmy od poprawiania prawa przez naszych Komentatorów.

Pan JackT: Pacjenci też są winni strasznie długich terminów wizyt. Zapisują sie do kilku specjalistów, w nadziei że którys przyjmie wcześniej. Po dostaniu sie do pierwszego wolnego specjalisty, nawet nie pofatygują sie aby telefonicznie skasować następne niepotrzebne juz rezerwacje do innych specjalistów. W rezultacie zamiast osmiu pacjetów dziennie lekarz-specjalista przyjmuje tylko dwóch. Absolutny skandal.

Pan mpn: Są winni, i to bardzo. Nie tylko kolejek na zwykłe wizyty. Znam oddział chirurgii naczyniowej, gdzie zapisy są na kilka ładnych miesięcy do przodu, a dziennie 2-3 osoby zapisane na operację potrafią się nie zgłosić.

Pan nemo: W Szwajcarii nieprzyjście na wizytę bez wcześniejszego jej odwołania pociąga za sobą rachunek za czas lekarza, do zapłacenia przez pacjenta, bez udziału kasy chorych. To bardzo skuteczna metoda dyscyplinująca.

No proszę, jaka konstruktywna dyskusja. W imieniu Komentatorów i własnym proponuję zatem Panu Doktorowi Ministrowi i Pani Doktor Premier wprowadzenie prostego i skutecznego, jak szwajcarski scyzoryk, rozwiązania: mała opłata za wizytę i dotkliwa – za zabiegi, na które pacjent się nie stawi bez odpowiedniego uprzedzenia. Oczywiście jeżeli nie przedstawi wiarygodnej dokumentacji usprawiedliwiającej nieobecność. Usprawiedliwieniem mógłby być wyłącznie poważny przypadek losowy: nagła hospitalizacja pacjenta lub członka jego rodziny, ewentualnie klęska żywiołowa – i prawie nic więcej. Inaczej dojdziemy do absurdu polskiego sądownictwa, gdzie wystarczy zawiadomić: „mam katar albo inne ważne sprawy”, by nie stawić się na rozprawę. Niniejszym rozpoczynamy nową epokę: komentatorzy bloga autorami nowych regulacji usprawniających państwo!

Temat równie ważny, ale jeszcze trudniejszy:

Pan JackT: Co to jest – „Lekarskie Zwiazki Zawodowe”??? ZZ skupiają praco-biorców a nie pracodawców. Czy lekarze zamierzają też palić opony pod Sejmem??? Czyba coś się panu pomyliło. Jeżeli to nie jest trolling to chyba żart (durny jakiś).

Szanowny Panie, po pierwsze, zacznę od osobistej deklaracji. Z Autorem komentarza, z którym był Pan łaskaw dość gwałtownie polemizować, nie zawsze się zgadzam, ale uważam go bezdyskusyjnie za osobę godną szacunku, dla jego rzadkiej w dzisiejszych czasach wierności zasadom. Konsekwentne wypełnianie obowiązków, których się podjął, naraziło go na niebezpieczeństwo utraty życia. Pisały o tym wszystkie polskie media. Dlatego będę wdzięczny za bardziej wyważony ton polemiki. Oczywiście – przy zachowaniu Pana własnego punktu widzenia.

Przejdźmy do merytorycznej strony Pańskiego komentarza. Lekarze mogą mieć związki zawodowe, bo są przede wszystkim pracobiorcami. Wielu nadal pracuje na etatach, ale coraz większa grupa zatrudniona jest na kontraktach. Czyli de nomine są samodzielnymi, jednoosobowymi przedsiębiorstwami, które na mocy kontraktu są podwykonawcami, wynajętymi przez szpital lub przychodnię. Taki model rozpowszechnia się coraz bardziej – jako wygodny dla publicznych (zazwyczaj) pracodawców – obniżają koszty pracy, nie mają problemu ZUS ani problemu udzielania płatnych urlopów etc.

Przy czym biznesowo nie jest to układ symetryczny: to pracodawcy dyktują warunki. W zdrowym systemie rynkowym każdy ma prawo powiedzieć: „nie podoba mi się tu – odchodzę”. Jeżeli jednak lekarze – teoretycznie samodzielni – usiłują tak zrobić, to zaczyna się krzyk o szantażu, o stawianiu pacjentów pod ścianą etc. De facto zatem nie są niezależnymi przedsiębiorcami, a co najwyżej wykonawcami pracy nakładczej, z bardzo ograniczoną, z powodów politycznych, autonomią.

Oczywiście, wielu z nas prowadzi popołudniową praktykę prywatną jako dodatkową pracę. Ma własny gabinet albo pracuje u kogoś. Jest to jednak obszar czysto rynkowej gry – konfliktów z rządem ani pola do działania dla związków zawodowych tu nie widać.

Osobną kategorią są praktyki lekarzy rodzinnych i wszystkich innych, dla których taka forma działalności stanowi jedyne źródło utrzymania. Chcąc nie chcąc łączą działalność lekarską z biznesową, bo inaczej się nie da, prowadząc własne przedsiębiorstwo – chociażby najmniejsze. Pan Doktor Minister nie jest w stanie tego pojąć, ale to już jego mentalny problem. W modelu działania praktyk lekarskich jako jedynej formy wykonywania zawodu lekarza miejsca dla związków zawodowych raczej nie ma. Stąd też Porozumienie Zielonogórskie nie jest związkiem zawodowym, co – mam nadzieję – nie budzi wątpliwości.

Na zakończenie dwa ważne zagadnienia.

Pan andrzej52: Panie Doktorze. Proszę o wyjaśnienie, dlaczego lekarzom z PZ zależało na kontraktach podpisywanych tylko na jeden rok, a nie zgadzali się na czas nieokreślony. czy chodzi o to, żeby co roku “gonić króliczka” i stawiać rząd (kto by nie rządził) i pacjentów pod ścianą?

Nie jestem członkiem Porozumienia Zielonogórskiego, więc odpowiedź wynika z przemyśleń i domysłów, a nie z pewności. Zacznijmy ab ovo: w systemie jest zbyt mało pieniędzy. Pomińmy szczegóły. NFZ dzieli to, co ma, a ma za mało. W konsekwencji żaden (albo prawie żaden) wykonawca usług zdrowotnych nie może uzyskać satysfakcjonującego go kontraktu. NFZ negocjuje z pozycji siły, więc każdy bierze to, co dostał, i liczy, że za rok będzie lepiej. Myślę, że ten tok rozumowania (oparty na obserwacji rzeczywistości szpitalnej) dotyczy również placówek POZ, niezależnie od tego, gdzie zrzeszonych.

Aha – i jeszcze jedno. Pozwolę sobie powtórzyć to, co pisałem już poprzednio: nie dajmy się zwieść retoryce Pana Doktora Arłukowicza i Pani Doktor Kopacz, że lekarze nie przeciwstawiają się rządowi, tylko pacjentom. Parafrazując zdanie Pani Redaktor Solskiej: pacjenci są zależni od lekarzy, ale lekarze są zależni od pacjentów. Zwłaszcza pracujący na własny rachunek. W każdym biznesie (a medycyna jest biznesem, bo taki mamy system, mimo że znaczna część lekarzy tego nie chce) narażanie się klientom jest ostatecznością i – bardzo często – miarą desperacji. Być może wspomniany Pan Doktor i wspomniana Pani Doktor uważają, że są jedynymi rozumnymi lekarzami w Rzeczypospolitej, a reszta działa wyłącznie pod wpływem emocji, nie pojmując rzeczywistości, choćby na własną szkodę. To jest wolny kraj i wolno im myśleć, co chcą. Nam też.

Pan quazik: Pan doktor oburza się na pomysł kontroli po wydaniu 30 kart onkologicznych i czasowego odebrania prawa do ich dalszego wydawania. To drugie jest głupie, ale tego pierwszego nie byłby, gdyby cześć lekarzy nie robiła „systemu” w wałka?

Mój Świętej Pamięci Dziadek – Lekarz Dwóch Wojen – mawiał, że procent idiotów, nieuków i szubrawców w każdej losowo wybranej populacji jest mniej więcej jednakowy i nie ma (niestety) powodu, żeby wśród lekarzy było inaczej. Dodam od siebie, że chociaż profesje medyczne są oczywiście zawodami zaufania publicznego, to (równie oczywiście) nie trafiają do nich anioły. Aniołów krzywa Gaussa nie dotyczy, ale za to świetnie opisuje rozkład wielu zmiennych w przyrodzie. W tym ludzkiej rzetelności. „Robienie systemu w wałka” uprawiają nie tylko polscy lekarze, nie tylko lekarze i nie tylko w Polsce. Sorry, takie są ludzkie niedoskonałości. Dlatego mroczna pozornie zasada „ufaj, ale kontroluj” w tym przypadku powinna być stosowana. Niedopuszczalny jednak był chory pomysł zawieszania prawa do wypisywania karty onkologicznej do czasu zakończenia kontroli.

PS
Z wielkimi przeprosinami za zwłokę odpowiadam na niemedyczny komentarz. Pani wielbicielka Lema: Chciałam zwrócić uwagę, że prawdopodobnie chodziło Panu o „Pamiętnik znaleziony w wannie”, czyli groteskowy opis rozwoju biurokracji. W „Dziennikach gwiazdowych” ten temat nie jest poruszany…

Pozwolę sobie zwrócić Pani uwagę na Podróż Trzynastą „Dzienników Gwiazdowych” – w poszukiwaniu Mistrza Oh. Na jej trasie znalazła się planeta, niegdyś pustynna, którą poddano zakrojonej na szeroką skalę melioracji. Płanetę nawodniono, ale instytucja melioracyjna stała się zbyt potężna, by ulec samorozwiązaniu. Po pewnym czasie cała planeta znalazła się pod wodą… Życzę miłej lektury, zwracając uwagę, że wszelkie podobieństwa… etc. są przypadkowe.