Zoperujemy cię, gdy oślepniesz, czyli pakiet kolejkowy w praktyce

Mam zalecenie lekarskie dla Pana Ministra Arłukowicza. Noszenie przez całą dobę okularów symulujących jakość widzenia chorego z zaawansowaną zaćmą. Jakość wzroku Czcigodnego Pacjenta zapewne się pogorszy, ale jest nadzieja, że skorzysta na tym mentalnie.

Poprawa zdolności rozumienia tego, co się proponuje innym, oraz intensywne poszerzanie wyobraźni stały się w przypadku Pana Ministra palącą potrzebą, na co istnieją opublikowane i dostępne dowody.

Podstawowym jest projekt rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 12 sierpnia 2014 r., zmieniającego rozporządzenie z dnia 22 sierpnia 2013 r. w sprawie świadczeń gwarantowanych. Projekt zawiera sformułowanie (cytuję określenia z pisma Polskiego Związku Niewidomych, przytoczonego przez Puls Medycyny), że do leczenia zaćmy ze środków NFZ kwalifikowani będą pacjenci, których ostrość widzenia nie będzie większa niż 0,4.

Przetłumaczmy pomysł Pana Ministra na język potoczny. Wyobraźcie sobie Państwo tzw. tablice Snellena, służące powszechnie do oceniania ostrości wzroku. Na górze jedna duża litera, poniżej dwie mniejsze, a na kolejnych ośmiu rządkach, ku dołowi, coraz więcej coraz mniejszych liter. W sumie dziesięć rzędów. Dla dzieci albo osób nieumiejących czytać litery zastępowane są łatwymi do opisania symbolami. Otóż ostrość „nie większa niż 0,4” oznacza, że badana osoba jest w stanie w najlepszym przypadku przeczytać czwarty rządek od góry, mniejszych liter nie rozpozna.

Przełóżmy sytuację z badania na życie codzienne. Przy takiej ostrości wzroku nie można prowadzić pojazdów mechanicznych. Nie da się przeczytać drobniejszego druku. Nie rozpoznaje się twarzy na ulicy. Nie można wykonywać większości zawodów.

Dopiero na takim etapie choroby pacjent może – według autorów projektu – zostać zakwalifikowany do leczenia operacyjnego zaćmy, refundowanego przez NFZ. To znaczy, że rozpocznie się oczekiwanie na zabieg, a choroba będzie postępować. Stopień upośledzenia wzroku sprawi, że pacjent nie będzie pracował. Pewnie nie pracował już przed kwalifikacją do zabiegu, bo i jak?

To ostatnie jest o tyle ważne, że na zaćmę chorują niekiedy osoby w wieku zdecydowanie produkcyjnym. To oczywiście ważny społecznie argument. Nie oznacza on jednak, że należy uważać za osobę przyzwoitą kogoś, kto chce skazać na istotne inwalidztwo niepracującego, sprawnego mentalnie i fizycznie siedemdziesięciolatka, zamieniając jego „wesołe życie staruszka” w upokarzającą niedolę. Do tego zaś prowadzi pomysł drużyny Pana Ministra Arłukowicza.

Można zapytać, o co ten cały hałas, skoro to tylko projekt – potencjalny punkt wyjścia dla konsultacji. Uważam, że taka treść projektu świadczy o kosmicznym cynizmie autorów. Wszak projekt przedstawia się z intencją, by jak najmniej zostało w nim zmienione.

Przeprowadzane zazwyczaj w ostatniej chwili konsultacje społeczne projektów odbywają się pod taką presją czasu, że nazbyt często konsultującym umykają istotne szczegóły. Na to musieli liczyć autorzy. Tak samo jak gościunio sprzedający trefny samochód, którego dokumentacja pozostaje w dramatycznej sprzeczności ze stanem rzeczywistym.

Porównanie jest tu o tyle zasadne, że w jednym i drugim przypadku chodzi wyłącznie o zysk. Facecik musi pozbyć się „gorącego” autka. Autorzy projektu pamiętają o groźbie, że jeżeli nie rozwiążą problemu kolejkowego, to wylatują z posadek. Wpadli zatem na prosty pomysł: skoro oczekujących na zabiegi jest zbyt dużo, to należy ograniczyć ich liczbę.

Pozwalam sobie wyrazić w tym miejscu euforyczną radość. Cieszę się mianowicie, że ekipa Pana Ministra Arłukowicza nie zajmuje się ratownictwem morskim. Wyobraźmy sobie sytuację, gdy bowiem dzielni chłopcy i dziewczęta z Miodowej przybyli do pływających w wodzie osiemdziesięciu rozbitków, dysponując jedną, dwudziestoosobową szalupą. Znając ich tok rozumowania, wyrażony we wspomnianym projekcie, a także przemożną rządzę sukcesu u Pana Ministra, istnieje uzasadnione prawdopodobieństwo, że sześćdziesięciu z nich po prostu by zastrzelili, żeby móc się pochwalić całemu światu uratowanymi dwudziestoma.

Zalecenia Brytyjskiego Królewskiego Towarzystwa Okulistycznego mówią, że operacja zaćmy powinna zostać wykonana, gdy choroba utrudnia (nie: uniemożliwia!) pacjentowi wykonywanie pracy lub codzienne funkcjonowanie. Takie same zalecenia obowiązują (podaję za gazeta.pl) w USA i w wielu innych krajach.

Ekipa pana Ministra Arłukowicza usiłowała po cichutku wykonać wielki krok wstecz, prowadzący ten wspaniały zespół ku przetrwaniu, a pacjentów – ku nieszczęściu. Na szczęście czujność Polskiego Związku Niewidomych, Polskiego Towarzystwa Okulistycznego, Pracodawców RP oraz być może innych organizacji, o których nie wiem, spowodowała, że nowy projekt będzie zapewne bardziej rozumny.

Cieszę się, że sprawa kwalifikacji do operacyjnego leczenia zaćmy została publicznie ujawniona. Wiadomo, czego obawiać się w przyszłości, w odniesieniu do innych grup chorób. Wszak nakaz skrócenia kolejek nadal Pana Ministra obowiązuje, a instynkt przetrwania może znowu podszepnąć mu, że (prawie) wszystkie chwyty są dozwolone.